Maj minął błyskawicznie i nim ktokolwiek zdążył się zorientować nastał czerwiec, a razem z nim egzaminy. Rosie zaczęła lekko panikować, bo w tym roku uczyła się zdecydowanie mniej niż we wcześniejszych latach, a jej strach udzielił się także Albusowi i Maggie, którzy teraz zdecydowaną większość czasu spędzali zagrzebani w książkach i notatkach z całego roku. To było jednak nic w porównaniu z Jamesem i Fredem, którzy przygotowywali się do zaliczania Standardowych Umiejętności Magicznych. Do nich w końcu też dotarła przedegzaminowa gorączka. Maggie najczęściej widziała ich pochylonych nad podręcznikami i ćwiczącymi najróżniejsze zaklęcia, które poznawali przez pięć lat nauki. Z kolei Molly przechodziła już samą siebie. Uczyła się w każdej wolnej chwili, a w weekendy, gdy uczniowie starali się trochę sobie odpuścić, siedziała nad książkami najdłużej ze wszystkich.
- Czy twój ojciec nie wynalazł jakiegoś eliksiru oświecającego? - zapytał się pewnego wieczora Jim, gdy razem z Fredem ćwiczyli Accio i Depulso.
- Niestety nie - odparł Fred, odpychając zaklęciem książkę, na której ćwiczyli. - Ale słyszałem, że Joe Duff z szóstej klasy sprzedaje sproszkowane pazury smoka...
- Wiem - mruknął Jim. - Accio! - zawołał, a książka posłusznie do niego przyleciała. - Nawet je widziałem. Ale przedwczoraj dostałem list od mamy, ze stanowczym zakazem stosowania takich środków. Podobno za ich czasów czarny rynek kwitł tak samo, ale sprzedawano na nim zamienniki... Uwierz, nie chciałbym trafić dzień przed egzaminem do skrzydła szpitalnego.
- Jimmy, czym my się przejmujemy - wzruszył ramionami Fred. - Co jak co, ale na czarach to my się znamy.
- Tylko nie wiem, czy te czary, na których się znacie, przypadną do gustu egzaminatorom - warknęła na nich Molly, która próbowała się skupić na regułce zaklęcia znikającego.
- Prawda - wyszczerzył zęby Fred. - Ja mam dość - oznajmił wkładając różdżkę do kieszeni dżinsów. - Więcej się już dziś nie nauczę. Jim, co ty na to by trochę zaszaleć?
- Wiesz, że nie trzeba mnie długo namawiać - wyszczerzył zęby James. - Ale na dziś mam inne plany.
Molly przyjrzała się mu podejrzliwe i poprawiła gruby jasny warkocz.
- Spokojnie, Mol - wywrócił oczami. - Nie zamierzam zaczarować dywanu na trzecim piętrze tak, żeby gryzł każdego, kto po nim przejdzie...
- Hej, świetny pomysł! - ucieszył się Fred.
- Mam dziś randkę - wyszczerzył się Potter, niedbałym gestem przeczesując czarne włosy.
- Z tą Mullet? - dopytał się zaraz Fred.
- Z tą samą - potwierdził chłopak, zerkając na zegarek. - Mamy się spotkać koło sali wejściowej, a to oznacza, że muszę już iść.
Pomachał do Molly, która nadal miała sceptyczną minę, a potem zniknął w dziurze za portretem.
- Naprawdę ma randkę? - spytała.
- Nie pierwszą - parsknął Fred.
Molly skrzywiła się i wróciła do czytania, a Fred zaczął gapić się w okno. Po chwili jednak wstał i przeciągnął się.
- To chyba ten czas - stwierdził. - Jutro rozstrzygną się nasze losy... Miłej nauki, ja idę spać.
Kuzynka całkowicie go zignorowała.
***
James, Fred, Molly i Dominique (która zdawała owutemy) czekali niecierpliwie przed Wielką Salą, gdzie miał odbywać się pierwszy egzamin z zaklęć. Molly była potwornie blada, ale jej oczy błyszczały gorączkowo, za to Fred i Jim zdawali się być całkowicie rozluźnieni. Ich koledzy z klasy przyglądali się im z wyraźną zazdrością, bo sami wyglądali jakby mieli zaraz zwymiotować. Ellen Linde była już zielona na twarzy i James zastanawiał się, czy nie trzeba będzie szybko wyczarować jakiegoś kociołka, ale w tym samym momencie drzwi do Wielkiej Sali stanęły otworem i pojawili się w nich egzaminatorzy, którzy mieli ich pilnować podczas testu i zaczęto wyczytywać ich klasy.
Po kilku minutach James wszedł do sali i zajął miejsce przy wyznaczonym stoliku. Tuż przed nim siedział Ślizgon, Vince Norton, który zmierzył go ponurym spojrzeniem, jednak James całkowicie go zignorował, czekając na Freda, który w końcu usiadł w rzędzie na prawo od niego. Wyszczerzyli do siebie zęby, lecz wtedy miejsce kilka stolików dalej zajął Craig Wright, a Jim nie zdołał zapanować nad grymasem niechęci. Fred szybko zerknął do tyłu, by zobaczyć, kto taki spowodował ową minę i uśmiechnął się pod nosem, jednak zaraz później drzwi się zamknęły i na sali zapanowała cisza.
- Możecie zaczynać - oznajmił profesor Longbottom, który w tym samym momencie przekręcił klepsydrę odmierzającą czas.
Jim spojrzał na swój arkusz z pytaniami i szeroko się uśmiechnął, a potem zaczął pisać.
***
- I jak wam poszło? - zapytał się Louis, gdy po południu spotkał się z Fredem i Jimem na błoniach, gdzie chłopcy postanowili odpocząć po pierwszym dniu egzaminów.
- W porządku - oznajmił James.
- Tak samo - uśmiechnął się Fred, który bawił się różdżką i strącał z drzewa, pod którym siedzieli, liście.
- Nie powinniście teraz siedzieć nad powtórkami na jutro? - zakpił Lou, wyciągając się na trawie obok nich.
- A czy mam na imię Molly? - odparował James, opierając się wygodnie o pień drzewa.
Przez chwilę obserwował grupkę pierwszoroczniaków, pośród których dostrzegł swoją siostrę i kuzyna, a potem przeniósł wzrok na siedzące nieco dalej dziewczyny z czwartej klasy.
- Twojej dziewczyny tam nie ma - poinformował go Louis. - Widziałem jak szła do wieży Gryffindoru.
James wymamrotał coś niezrozumiałego i wyciągnął różdżkę. Zamknął oczy, skupiając się na szczęśliwym wspomnieniu, po czym wyszeptał Expecto Patronum, a z jego różdżki wyleciał pokaźnych rozmiarów jastrząb. Przeleciał nad głową Lily, która posłała bratu zdegustowane spojrzenie, na co tylko do niej zamachał. Dziewczynka klepnęła więc w ramię Hugona i oboje skierowali się w stronę nowego pokolenia huncwotów.
- Popisujesz się, wiesz? - poinformowała Jamesa, siadając naprzeciwko niego.
- Ćwiczę przed jutrem - odparł.
- Obrona przed czarną magią? - Hugo wystawił piegowatą twarz do słońca.
- Piszecie się na nasze obiekty ćwiczeń?
- Poproś o to tę całą Evenlyn - Lily uśmiechnęła się słodko.
James odniósł wrażenie, że jego młodsza siostra niespecjalnie lubi Evenlyn, ale kompletnie nie przejął się jej opinią.
- Dalej wybieracie się wszyscy do Francji na wakacje? - zapytała się Louisa, zaplatając na nowo swój rudy warkocz.
- Z tego co wiem, tak - odpowiedział, nawet nie otwierając oczu. - Chyba, że wydarzy się coś nieprzewidzianego.
- No a my lecimy do Rumuni - powiadomił ich Fred, kończąc zabawę z liśćmi. - Wuj Charlie zaprosił wszystkich i rodzice powiedzieli, że oni się na to piszą. Słyszeliście, że odkrył nowy gatunek smoka?
- Mama coś wspominała - mruknął James. - Ale my raczej zostajemy. W Ministerstwie dalej jest gorąco i tata nie może dostać urlopu.
- Ale przynajmniej odwiedzi nas Maggie - uśmiechnęła się Lily, a Jim wyprostował się gwałtownie.
- Donovan przyjeżdża do Doliny Godryka? - zapytał powoli.
Louis wreszcie wyraził zainteresowanie rozmową i usiadł, rzucając rozbawione spojrzenie na Freda, który aż pokraśniał z uciechy.
- Tata zasugerował Alowi, że mógłby ją zaprosić - wzruszyła ramionami Lily. - Nie mówił ci?
- Widać zapomniał... - burknął James.
- Przeszkadza ci to? - Lily zmrużyła brązowe oczy, identyczne jak u brata.
- No co ty! - prychnął. - Al może sobie zapraszać kogo chce. A Donovan jest przecież jedną z nas.
- Ale ostatnio wiecznie na siebie warczycie - zauważył Hugo, mrużąc niebieskie oczy.
- Jest takie mugolskie powiedzonko... - zaczął złośliwie Fred. - Kto się czubi...
- Jim, idzie twoja dziewczyna. - Lily skrzywiła się, gdy na horyzoncie zobaczyła czarnowłosą Gryfonkę, wyraźnie zmierzającą w ich stronę. - Chodź Hugo, nie będziemy im przeszkadzać.
Chłopak otrzepał spodnie z trawy i pobiegł za Lily, która nawet nie przywitała się z Evenlyn. James zaczął się zastanawiać, skąd u jego siostry ta otwarta wrogość, ale wtedy Evenlyn podeszła do nich i krótko go pocałowała, co skutecznie wyłączyło u niego myślenie. Fred i Louis tylko wymienili zdegustowanie spojrzenia.
- Wiesz Jimmy, chyba jeszcze powtórzę sobie eliksiry - oznajmił Fred, wstając.
- A ja przypomnę sobie notatki z historii magii - dołączył się Lou, który także zdawał egzaminy.
Zostawili Jamesa samego z Evenlyn, która wyglądała na bardzo z tego powodu zadowoloną. On jednak poczuł dziwną irytację, ale nie dał po sobie niczego poznać.
- Może się przespacerujemy? - zasugerowała dziewczyna, biorąc go za rękę.
- Czemu nie? - uznał, podnosząc się i idąc z nią w stronę jeziora.
***
Wychodząc z ostatniego tego dnia egzaminu praktycznego, James był naprawdę zadowolony. Był święcie przekonany, że zarówno transmutację, jak i obronę przed czarną magią, zdał na Wybitny, a to był szczyt jego aspiracji. Idąc korytarzem razem z Fredem, który miał nieco posępną minę, bo jutro czekał go egzamin z eliksirów, których nie znosił, pogwizdywał sobie radośnie. Miał tak dobry humor, że gdy zobaczył w pokoju wspólnym Maggie i Ala, natychmiast do nich podszedł.
- Ktoś podobno wpada do nas w wakacje? - rzucił wesoło.
- Już wiesz? - Al odłożył notatki z astronomii i tęsknie wyjrzał przez okno.
- Lily mi powiedziała - rzekł. - Czyli przyjeżdżasz, tak? - zapytał bezpośrednio Maggie.
- Chyba tak - wzruszyła ramionami. - Trzeba to uzgodnić z panią Ashton, ale wasz tata napisał, że nie będzie z tym problemów.
- Widzisz? - zadrwił Jim, patrząc na młodszego brata. - To ojciec musi w twoim imieniu zapraszać do nas twoją dziewczynę.
- Potter, mówiłam ci już, że jesteś dupkiem? - warknęła Maggie, mierząc chłopaka rozzłoszczonym spojrzeniem.
- Parokrotnie - zaśmiał się.
- Najwyraźniej nie dotarło.
- Za rzadko mi to mówisz - stwierdził beztrosko, kompletnie nie przejmując się jej gniewną miną.
- W wakacje nadrobię - obiecała, powracając do swoich notatek.
- Jim, mogę na słówko? - warknął Al, który obserwował brata z pode łba.
Fred zagwizdał przez zaciśnięte zęby, a Maggie zesztywniała.
- Al... - zaczęła.
- Spokojnie, Donovan - parsknął James, patrząc na brata tak, jakby go widział po raz pierwszy. - Pójdziemy na męską pogawędkę, no nie, Al?
Młodszy Potter tylko wstał i skierował się do wyjścia z pokoju wspólnego. James poszedł zaraz za nim, odprowadzany przez dwa zaniepokojone spojrzenia. Kiedy jednak stanęli na korytarzu i Jim sięgnął do kieszeni, by wyjąć różdżkę, Albus pokręcił głową.
- Nie zamierzam się z tobą pojedynkować - oznajmił.
- Bardzo dobrze, młodzieńcze... - pochwaliła go Gruba Dama, która z zainteresowaniem przyglądała się Potterom.
Albus zerknął na nią szybko i przeszedł się kawałek korytarzem. James, wyraźnie zaskoczony, prawie deptał mu po piętach.
- Przywalisz mi z zaskoczenia, tak? - zapytał się James, gdy zaczęli schodzić po schodach.
- Chyba dawno się z nikim nie biłeś, bo bardzo chcesz mnie sprowokować - warknął Al, zatrzymując się.
- Więc o co chodzi? - Jim zmarszczył brwi. - Myślałem, że w końcu udało mi się cię wkurzyć.
- Robisz to z powodzeniem od wielu lat - przypomniał mu Al. - Chodzi mi o ostatni list od taty... Ten, w którym zaprosił Maggie do Doliny.
- Co z nim? - James był już autentycznie zaciekawiony.
- Wydaje mi się, że tata sam to zaproponował, bo chce mieć Mags na oku... Jakby się o nią bał - wyjawił mu brat. - Pamiętasz te ataki na sierocińce?
- Pamiętam. Ale od dawna nic się nie działo.
- Może to dlatego, że wiedzą, iż w domu dziecka nie ma tej osoby, której szukali?
Zielone oczy spotkały się z brązowymi i między braćmi nawiązało się milczące porozumienie.
- Nie sądzisz, że to teoria trochę na wyrost? - zapytał się cicho James.
- Nie wiem - odszepnął Al. - Rosie i reszta dziewczyn uznały to zaproszenie za miły gest ze strony naszych rodziców i poniekąd tak jest, ale czuję, że za tym kryje się coś jeszcze. Napisałem nawet do Teddy'ego, ale jeszcze mi nie odpisał...
- Al, może te ataki nie mają nic wspólnego... - zaczął, ale brat przerwał mu ostro.
- Jak dla mnie, to zbyt wielki zbieg okoliczności. Ataki na sierocińce, dwie martwe trzynastolatki i teraz to zaproszenie od taty...
James wolno pokiwał głową.
- Jak rozumiem, Donovan nic nie wie o twoich podejrzeniach? - domyślił się.
- Wiesz tylko ty - odparł na to Al. - I może niech tak pozostanie... Po prostu... - zawahał się. - Wiem, że ją lubisz, choć okazujesz to w dziwny sposób, ale wolałbym żebyś w naszym domu przestał jej tak działać na nerwy. Tacie widać zależy, żeby dobrze się u nas czuła...
- ...i niczego nie podejrzewała - dokończył z rozbawionym uśmieszkiem. - Więc uważasz, że gdy zacznę traktować ją jak jajko, to nie będzie podejrzane? O nie, nie... Zamierzam zachowywać się tak, jak do tej pory... Z małą poprawką na rodziców - dodał zaraz. - Tym bardziej, że Donovan lubi te nasze słowne potyczki.
Al wywrócił oczami.
- Po prostu... - zaczął. - Miejmy na nią oko, dobra? Fajnie by było, gdyby pierwsze wakacje poza sierocińcem spędziła w miłym otoczeniu...
- Dobra - obiecał w końcu Jim. - Będę słodki jak miód madame Rosmerty... A teraz lepiej wracajmy, bo pomyślą, że się pozabijaliśmy.
Klepnął brata po plecach i we dwóch ruszyli w drogę powrotną. Gruba Dama obrzuciła ich zaciekawionym spojrzeniem i zwlekała z przepuszczeniem ich przez dziurę, ale gdy Al po raz trzeci powtórzył hasło, nie miała wyboru i odsłoniła przejście. W środku zastali Freda, Maggie i Rose pogrążonych w gorączkowej rozmowie, którą urwali, gdy tylko pojawili się w zasięgu ich widzenia.
- Powariowaliście? - zapiszczała Rosie. - Pojedynki w szkole?
- Spokojnie. Tylko rozmawialiśmy - uspokoił ją Albus, wracając na swoje miejsce.
Dziewczyna i tak miała podejrzliwą minę. James uznał, że dobrze by było zejść jej teraz z oczu, dlatego klepnął zaciekawionego Freda w ramię i szarpnął głową w stronę dormitorium.
- Eliksiry - rzucił, na co kuzyn jęknął boleśnie.
- Żegnaj odpoczynku - westchnął, idąc za Jimem do pokoju. - Miło było cię spotkać...
- I jak wam poszło? - zapytał się Louis, gdy po południu spotkał się z Fredem i Jimem na błoniach, gdzie chłopcy postanowili odpocząć po pierwszym dniu egzaminów.
- W porządku - oznajmił James.
- Tak samo - uśmiechnął się Fred, który bawił się różdżką i strącał z drzewa, pod którym siedzieli, liście.
- Nie powinniście teraz siedzieć nad powtórkami na jutro? - zakpił Lou, wyciągając się na trawie obok nich.
- A czy mam na imię Molly? - odparował James, opierając się wygodnie o pień drzewa.
Przez chwilę obserwował grupkę pierwszoroczniaków, pośród których dostrzegł swoją siostrę i kuzyna, a potem przeniósł wzrok na siedzące nieco dalej dziewczyny z czwartej klasy.
- Twojej dziewczyny tam nie ma - poinformował go Louis. - Widziałem jak szła do wieży Gryffindoru.
James wymamrotał coś niezrozumiałego i wyciągnął różdżkę. Zamknął oczy, skupiając się na szczęśliwym wspomnieniu, po czym wyszeptał Expecto Patronum, a z jego różdżki wyleciał pokaźnych rozmiarów jastrząb. Przeleciał nad głową Lily, która posłała bratu zdegustowane spojrzenie, na co tylko do niej zamachał. Dziewczynka klepnęła więc w ramię Hugona i oboje skierowali się w stronę nowego pokolenia huncwotów.
- Popisujesz się, wiesz? - poinformowała Jamesa, siadając naprzeciwko niego.
- Ćwiczę przed jutrem - odparł.
- Obrona przed czarną magią? - Hugo wystawił piegowatą twarz do słońca.
- Piszecie się na nasze obiekty ćwiczeń?
- Poproś o to tę całą Evenlyn - Lily uśmiechnęła się słodko.
James odniósł wrażenie, że jego młodsza siostra niespecjalnie lubi Evenlyn, ale kompletnie nie przejął się jej opinią.
- Dalej wybieracie się wszyscy do Francji na wakacje? - zapytała się Louisa, zaplatając na nowo swój rudy warkocz.
- Z tego co wiem, tak - odpowiedział, nawet nie otwierając oczu. - Chyba, że wydarzy się coś nieprzewidzianego.
- No a my lecimy do Rumuni - powiadomił ich Fred, kończąc zabawę z liśćmi. - Wuj Charlie zaprosił wszystkich i rodzice powiedzieli, że oni się na to piszą. Słyszeliście, że odkrył nowy gatunek smoka?
- Mama coś wspominała - mruknął James. - Ale my raczej zostajemy. W Ministerstwie dalej jest gorąco i tata nie może dostać urlopu.
- Ale przynajmniej odwiedzi nas Maggie - uśmiechnęła się Lily, a Jim wyprostował się gwałtownie.
- Donovan przyjeżdża do Doliny Godryka? - zapytał powoli.
Louis wreszcie wyraził zainteresowanie rozmową i usiadł, rzucając rozbawione spojrzenie na Freda, który aż pokraśniał z uciechy.
- Tata zasugerował Alowi, że mógłby ją zaprosić - wzruszyła ramionami Lily. - Nie mówił ci?
- Widać zapomniał... - burknął James.
- Przeszkadza ci to? - Lily zmrużyła brązowe oczy, identyczne jak u brata.
- No co ty! - prychnął. - Al może sobie zapraszać kogo chce. A Donovan jest przecież jedną z nas.
- Ale ostatnio wiecznie na siebie warczycie - zauważył Hugo, mrużąc niebieskie oczy.
- Jest takie mugolskie powiedzonko... - zaczął złośliwie Fred. - Kto się czubi...
- Jim, idzie twoja dziewczyna. - Lily skrzywiła się, gdy na horyzoncie zobaczyła czarnowłosą Gryfonkę, wyraźnie zmierzającą w ich stronę. - Chodź Hugo, nie będziemy im przeszkadzać.
Chłopak otrzepał spodnie z trawy i pobiegł za Lily, która nawet nie przywitała się z Evenlyn. James zaczął się zastanawiać, skąd u jego siostry ta otwarta wrogość, ale wtedy Evenlyn podeszła do nich i krótko go pocałowała, co skutecznie wyłączyło u niego myślenie. Fred i Louis tylko wymienili zdegustowanie spojrzenia.
- Wiesz Jimmy, chyba jeszcze powtórzę sobie eliksiry - oznajmił Fred, wstając.
- A ja przypomnę sobie notatki z historii magii - dołączył się Lou, który także zdawał egzaminy.
Zostawili Jamesa samego z Evenlyn, która wyglądała na bardzo z tego powodu zadowoloną. On jednak poczuł dziwną irytację, ale nie dał po sobie niczego poznać.
- Może się przespacerujemy? - zasugerowała dziewczyna, biorąc go za rękę.
- Czemu nie? - uznał, podnosząc się i idąc z nią w stronę jeziora.
***
Wychodząc z ostatniego tego dnia egzaminu praktycznego, James był naprawdę zadowolony. Był święcie przekonany, że zarówno transmutację, jak i obronę przed czarną magią, zdał na Wybitny, a to był szczyt jego aspiracji. Idąc korytarzem razem z Fredem, który miał nieco posępną minę, bo jutro czekał go egzamin z eliksirów, których nie znosił, pogwizdywał sobie radośnie. Miał tak dobry humor, że gdy zobaczył w pokoju wspólnym Maggie i Ala, natychmiast do nich podszedł.
- Ktoś podobno wpada do nas w wakacje? - rzucił wesoło.
- Już wiesz? - Al odłożył notatki z astronomii i tęsknie wyjrzał przez okno.
- Lily mi powiedziała - rzekł. - Czyli przyjeżdżasz, tak? - zapytał bezpośrednio Maggie.
- Chyba tak - wzruszyła ramionami. - Trzeba to uzgodnić z panią Ashton, ale wasz tata napisał, że nie będzie z tym problemów.
- Widzisz? - zadrwił Jim, patrząc na młodszego brata. - To ojciec musi w twoim imieniu zapraszać do nas twoją dziewczynę.
- Potter, mówiłam ci już, że jesteś dupkiem? - warknęła Maggie, mierząc chłopaka rozzłoszczonym spojrzeniem.
- Parokrotnie - zaśmiał się.
- Najwyraźniej nie dotarło.
- Za rzadko mi to mówisz - stwierdził beztrosko, kompletnie nie przejmując się jej gniewną miną.
- W wakacje nadrobię - obiecała, powracając do swoich notatek.
- Jim, mogę na słówko? - warknął Al, który obserwował brata z pode łba.
Fred zagwizdał przez zaciśnięte zęby, a Maggie zesztywniała.
- Al... - zaczęła.
- Spokojnie, Donovan - parsknął James, patrząc na brata tak, jakby go widział po raz pierwszy. - Pójdziemy na męską pogawędkę, no nie, Al?
Młodszy Potter tylko wstał i skierował się do wyjścia z pokoju wspólnego. James poszedł zaraz za nim, odprowadzany przez dwa zaniepokojone spojrzenia. Kiedy jednak stanęli na korytarzu i Jim sięgnął do kieszeni, by wyjąć różdżkę, Albus pokręcił głową.
- Nie zamierzam się z tobą pojedynkować - oznajmił.
- Bardzo dobrze, młodzieńcze... - pochwaliła go Gruba Dama, która z zainteresowaniem przyglądała się Potterom.
Albus zerknął na nią szybko i przeszedł się kawałek korytarzem. James, wyraźnie zaskoczony, prawie deptał mu po piętach.
- Przywalisz mi z zaskoczenia, tak? - zapytał się James, gdy zaczęli schodzić po schodach.
- Chyba dawno się z nikim nie biłeś, bo bardzo chcesz mnie sprowokować - warknął Al, zatrzymując się.
- Więc o co chodzi? - Jim zmarszczył brwi. - Myślałem, że w końcu udało mi się cię wkurzyć.
- Robisz to z powodzeniem od wielu lat - przypomniał mu Al. - Chodzi mi o ostatni list od taty... Ten, w którym zaprosił Maggie do Doliny.
- Co z nim? - James był już autentycznie zaciekawiony.
- Wydaje mi się, że tata sam to zaproponował, bo chce mieć Mags na oku... Jakby się o nią bał - wyjawił mu brat. - Pamiętasz te ataki na sierocińce?
- Pamiętam. Ale od dawna nic się nie działo.
- Może to dlatego, że wiedzą, iż w domu dziecka nie ma tej osoby, której szukali?
Zielone oczy spotkały się z brązowymi i między braćmi nawiązało się milczące porozumienie.
- Nie sądzisz, że to teoria trochę na wyrost? - zapytał się cicho James.
- Nie wiem - odszepnął Al. - Rosie i reszta dziewczyn uznały to zaproszenie za miły gest ze strony naszych rodziców i poniekąd tak jest, ale czuję, że za tym kryje się coś jeszcze. Napisałem nawet do Teddy'ego, ale jeszcze mi nie odpisał...
- Al, może te ataki nie mają nic wspólnego... - zaczął, ale brat przerwał mu ostro.
- Jak dla mnie, to zbyt wielki zbieg okoliczności. Ataki na sierocińce, dwie martwe trzynastolatki i teraz to zaproszenie od taty...
James wolno pokiwał głową.
- Jak rozumiem, Donovan nic nie wie o twoich podejrzeniach? - domyślił się.
- Wiesz tylko ty - odparł na to Al. - I może niech tak pozostanie... Po prostu... - zawahał się. - Wiem, że ją lubisz, choć okazujesz to w dziwny sposób, ale wolałbym żebyś w naszym domu przestał jej tak działać na nerwy. Tacie widać zależy, żeby dobrze się u nas czuła...
- ...i niczego nie podejrzewała - dokończył z rozbawionym uśmieszkiem. - Więc uważasz, że gdy zacznę traktować ją jak jajko, to nie będzie podejrzane? O nie, nie... Zamierzam zachowywać się tak, jak do tej pory... Z małą poprawką na rodziców - dodał zaraz. - Tym bardziej, że Donovan lubi te nasze słowne potyczki.
Al wywrócił oczami.
- Po prostu... - zaczął. - Miejmy na nią oko, dobra? Fajnie by było, gdyby pierwsze wakacje poza sierocińcem spędziła w miłym otoczeniu...
- Dobra - obiecał w końcu Jim. - Będę słodki jak miód madame Rosmerty... A teraz lepiej wracajmy, bo pomyślą, że się pozabijaliśmy.
Klepnął brata po plecach i we dwóch ruszyli w drogę powrotną. Gruba Dama obrzuciła ich zaciekawionym spojrzeniem i zwlekała z przepuszczeniem ich przez dziurę, ale gdy Al po raz trzeci powtórzył hasło, nie miała wyboru i odsłoniła przejście. W środku zastali Freda, Maggie i Rose pogrążonych w gorączkowej rozmowie, którą urwali, gdy tylko pojawili się w zasięgu ich widzenia.
- Powariowaliście? - zapiszczała Rosie. - Pojedynki w szkole?
- Spokojnie. Tylko rozmawialiśmy - uspokoił ją Albus, wracając na swoje miejsce.
Dziewczyna i tak miała podejrzliwą minę. James uznał, że dobrze by było zejść jej teraz z oczu, dlatego klepnął zaciekawionego Freda w ramię i szarpnął głową w stronę dormitorium.
- Eliksiry - rzucił, na co kuzyn jęknął boleśnie.
- Żegnaj odpoczynku - westchnął, idąc za Jimem do pokoju. - Miło było cię spotkać...