Wakacje mijały jak szalone i powoli zbliżał się czas podróży do Hogwartu. Maggie z jednej strony cieszyła się na myśl o powrocie do ukochanej szkoły, ale z drugiej robiło jej się smutno na myśl o opuszczeniu Doliny Godryka. To były najlepsze wakacje jej życia. Całymi dniami wędrowała z Alem i Lily po Dolinie, a czasem przyłączał się do nich i James. Zobaczyła pomnik, który umieścili tu czarodzieje w ramach hołdu dla Lily i Jamesa Potterów, a także ich jedynego syna, a pewnego wieczora młodzi Potterowie zabrali ją na cmentarz, gdzie pochowano ich dziadków, a także innych sławnych czarodziejów. Maggie poczuła się dzięki temu jeszcze bardziej z nimi wszystkimi związana, chociaż znów do głowy przyszła jej myśl, że tak naprawdę nie wie, czy jej rodzice żyją, czy może spoczywają na podobnym cmentarzu.
- Dużo tu mieszka mugoli? - zapytała, gdy wieczorem, tydzień przed odjazdem, siedzieli we czwórkę w ogrodzie.
- Z roku na rok coraz mniej - odpowiedział jej Albus, wyciągając się na rozłożonym kocu.
- Wyczuwają obecność magii i czują się nieswojo - rzekła Lily, drapiąc za uszami Runę. - Teraz zostało ich tu niewielu, za to nas, czarodziejów, zdecydowanie przybyło.
- Ale nadal musimy uważać z magią - oznajmił James, który leżał na hamaku.
Na dźwięk jego głosu, Runa zaskoczyła z kolan Lily i natychmiast wskoczyła Jimowi na pierś. Chłopak zaczął drapać ją pod brodą, co wyraźnie się jej spodobało.
- Czyli widziałaś już wszystko? - zapytał Maggie.
- Chyba tak - odparła, patrząc na swoją kotkę, układającą się na piersi chłopaka. - Ona lubi cię bardziej niż mnie - zauważyła z przekąsem.
- Po prostu ma świetny gust - stwierdził. - A pokazaliście jej już Źródełko Gryffindora? - spytał rodzeństwo.
Lily i Al wymienili spojrzenia.
- Jeszcze nie - odparła dziewczynka.
- Ale możemy tam pójść jutro - dodał Al.
- Źródełko Gryffindora? - zmarszczyła brwi Maggie. - Nigdy o nim nie słyszałam...
- Nie czytało się baśni Beedle'a? - zakpił Jim, zaskakując z hamaka na ziemię. Runę oddał właścicielce.
- Czytało - warknęła. - Ale tam nie ma nic o Źródle Gryffindora. Chyba, że mówicie o Fontannie Szczęśliwego Losu.
- Widzisz, w naszej rodzinie jest oryginalna wersja Baśni Barda Beedle'a - rzekł James, siadając obok Lily. - Ciocia Hermiona dostała je w spadku po dyrektorze Dumbledorze. Razem z profesor McGonagall przetłumaczyła i wydała podstawowe bajki, te, które pojawiały się już wcześniej, ale z komentarzem Dumbledore'a. Nadal zostało jednak kilka, których wydawnictwo nie chce dopuścić do druku, z różnych przyczyn... No, ale my je znamy - zaśmiał się.
- Opowiedzcie mi tę baśń - poprosiła.
- Ciocia Hermiona jest mistrzynią w opowiadaniu bajek - stwierdziła Lily. - No i nasz tata - dodała. - Możemy go poprosić.
- O czym tak spiskujecie? - Harry akurat pojawił się w drzwiach i spojrzał na gromadkę.
- Opowiadaliśmy Maggie o Źródełku Gryffindora - odpowiedziała zaraz Lily.
Harry roześmiał się i zszedł do nich do ogrodu.
- Dawno nie słyszałem tej bajki - powiedział, siadając koło dzieciaków. - Chętnie posłucham... Kto opowiada?
- Tak właściwie, to chcieliśmy cię o to poprosić - uśmiechnęła się przymilnie Lily.
- Mnie? - zmieszał się Harry. - Chyba trochę wyszedłem z wprawy... Wy już wyrośliście z bajek i...
- Spokojnie, tato - wyszczerzył się James, rozkładając na trawie i opierając się na łokciu. - Teddy niedługo dostarczy ci zajęcia. Wyobraź sobie ten tupot małych stopek...
- Jim, proszę... - Harry miał przerażenie wymalowane na twarzy, co wywołało śmiech u jego dzieci.
- Dajesz, tato - ponaglił go James.
Harry odchrząknął i zaczął opowiadać.
- Dawno temu, a było to jeszcze za czasów założycieli Hogwartu, Dolina była małą wioską o zapomnianej nazwie, w której żyli w zgodzie zarówno czarodzieje jak i mugole. Otoczona zewsząd lasem, stanowiła idealną kryjówkę dla poszukujących spokoju magów, zmęczonych lub rozczarowanych swoimi osiągnięciami. Czarodzieje i czarownice przybywali tam też jednak z innego powodu, a było nim pewne magiczne źródełko, ukryte w głębi ciemnego lasu, którego wody - według krążących po świecie plotek - mogły spełniać pragnienia każdego, kto się ich napije. Również mugole, łasi na wszystko, co mogło przysporzyć im szczęścia, szukali do niego drogi, jednak ścieżka prowadząca do źródła była ukryta przed wszystkimi, nawet przed najzdolniejszymi adeptami magii.
Mijały dni, tygodnie i miesiące, a czarodzieje i mugole wciąż szukali drogi do tajemniczego źródła. Tylko jedna osoba z całej wioski potrafiła się oprzeć kuszącej perspektywie, jaką było napicie się magicznej wody spełniającej życzenia, a była to stara czarownica imieniem Leah, która wiele już w życiu widziała i uważała, że magiczne źródełko to same bzdury, a w lesie jedynym zbiornikiem wody są kałuże. Opowiadała za to swoim dzieciom i wnukom historie o Godryku Gryffindorze, który przybył do Doliny pewnego lata, już po stworzeniu Hogwartu, a który zatrzymał się przed jej chatą, by zapytać o jej okazałe kłaposkrzeczki, z których była bardzo dumna. Młodych jednak nie interesowały owe historie, a już zdecydowanie bardziej zależało im na odnalezieniu magicznej wody.
A miała ona dwóch dumnych wnuków, Etiocha i Perdysa, którzy uważali, że jedynie czarodzieje czystej krwi są godni odnaleźć źródełko, do którego droga jest ukryta tylko dlatego, że szukają jej również mugole. Przekonali do swych racji trzech innych czarodziejów i wspólnie z nimi spętali magią mugoli, pozbawiając ich możliwości dalszych poszukiwań, a w nocy, zabiwszy wcześniej swych sojuszników, we dwóch ruszyli na poszukiwania ścieżki. Rzucili potężne zaklęcia na las, żądając odsłonięcia drogi, a potem poszli na poszukiwania.
Bardzo szybko odnaleźli jakąś ścieżkę, którą uznali za tę, prowadzącą do celu, i zadowoleni z siebie zaczęli zagłębiać się w las. Nie napotkali na swojej drodze żadnych przeszkód, co utwierdziło ich w myśleniu, że to im było pisane dotarcie do czarodziejskiej wody. I tak też się stało. Po kilku godzinach marszu Etioch i Perdys wyszli na malutką polankę ukrytą w samym środku lasu, gdzie spokojnie bulgotało sobie źródełko. Jego złotawe wody przywodziły na myśl eliksir przynoszący szczęście, dlatego też bracia byli pewni, że trafili we właściwe miejsce.
Jednak wtedy w obu obudziła się zazdrość. Tylko oni dwaj znali drogę do źródełka, jednak obaj chcieli zachować sekret tylko dla siebie. Wyciągnęli więc swoje różdżki i stoczyli pojedynek na śmierć i życie, podczas którego zginął Etioch, a Perdys został ciężko ranny. Czarodziej podczołgał się do źródełka, święcie wierząc, że jego woda natychmiast go uleczy, gdy tylko się jej napije, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Umierając Perdys uświadomił sobie, że zabił swojego brata na darmo - źródełko nie miało żadnej magicznej mocy.
W tym samym czasie do Doliny przybyli inni czarodzieje, których zaniepokoiło to, co działo się we wsi, a był pośród nich i sam Gryffindor. Wyzwolili wszystkich mugoli spod zaklęcia i zmodyfikowali im pamięć tak, że nie pamiętali ani o źródełku, ani o tym, co ich spotkało ze strony Etiocha i Perdysa. Gryffindor był jednak bardzo zaciekawiony doniesieniami o źródełku i postanowił sam go poszukać, by w spokoju zbadać jego wody. Bez problemów trafił na ścieżkę, której nigdy nie chroniła magia, a na której wyczuł ślad mocy dwóch magów i szybko dotarł do celu. Znalazł tam martwe ciała braci, którzy zabili się dla magicznej mocy wody i transmutował je w dwa głazy, które miały stać się przestrogą dla innych poszukiwaczy źródełka, a potem sam zajrzał w jego toń.
- Nie ma w tobie niczego magicznego - oznajmił. - I niech tak pozostanie.
Po czym machnął różdżką zaczarowując źródełko tak, by odpychało wszelką magię.
- I to jest koniec tej baśni - oznajmił Harry.
Słońce skryło się już niemal za horyzontem, kąpiąc świat w krwistej czerwieni.
- Ale jaki w niej morał? - Al nigdy nie potrafił tego zrozumieć.
- Taki, jak w każdej innej - odpowiedziała mu Maggie. - Nie każda magia jest dobra i nie warto dla niej umierać.
- A może to po prostu o tym, że nie wolno wierzyć plotkom? - rzucił nagle James. - Ktoś rozpuścił pogłoskę o magicznym źródełku, wszyscy w to uwierzyli i skończyło się dwoma zabójstwami i zniewoleniem mugoli.
- Ale, fakt faktem, Etioch i Perdys nadal strzegą drogi do źródełka - powiedziała Lily. - No i ono rzeczywiście jest odporne na magię. A czarodzieje czystej krwi nie mogą nawet dotknąć wody.
- Naprawdę? - zdziwiła się Maggie.
- Próbowaliśmy - przyznał się Al. - To takie uczucie, jakbyś napierała ręką na ścianę z powietrza. Mugol, czy czarodziej z mugolskiej rodziny, może zaczerpnąć ze źródełka wody, ale nikt więcej. Zastanawiamy się nawet, czy ta woda nie jest dla czarodziejów trująca... Wiesz, jako przestroga, że nie warto szukać szczęścia na siłę.
- Ale, dlaczego Gryffindor to zrobił? - zastanowiła się Lily. - Sam był czarodziejem czystej krwi, a zaczarował wodę tak, że stała się dobra tylko dla mugoli.
- Manifest w stronę Slytherina - oznajmił raźno James. - Mugole są tak samo dobrzy jak czarodzieje, a pod pewnymi względami nawet lepsi. Czysta krew może być przekleństwem.
- I James chyba utrafił w samo sedno - stwierdził Harry, kiwając głową. - Dlatego ta bajka nie została nigdy dopuszczona do druku. Wielu czarodziejów uważa, że nie powinno się wychowywać dzieci na promugolskich baśniach, a ta, po głębszej analizie, właśnie tego dotyczy.
Ginny stanęła w drzwiach, z uśmiechem przyglądając się rozmawiającej gromadce. Al zobaczył ją jako pierwszy.
- Kolacja - powiedziała.
James z jękiem podniósł się z ziemi i pobiegł do kuchni. Maggie, z kotem na rękach, poczekała aż Al i Lily otrzepią koc z trawy i dopiero wtedy poszła z nimi do domu. W głowie miała jednak cały czas tajemniczą bajkę Beedla.
***
Następnego dnia, Maggie i młodzi Potterowie wybrali się do pobliskiego lasu, by odwiedzić Źródełko Gryffindora. Albus, Lily i James mieli wyśmienite humory i raźno wędrowali wąską ścieżką, jednak Maggie była dziwnie milcząca. Powód jej małomówności stał się oczywisty, gdy dotarli do dwóch głazów przypominających skulonych mężczyzn, a ona się zatrzymała i wlepiła wzrok w przejrzyste wody źródła.
- Donovan, co jest? - James jako pierwszy zauważył, że dziewczyna nie podeszła z nimi do oczka wodnego.
- To jest Źródełko Gryffindora? - zapytała, chcąc zyskać na czasie.
Al spojrzał na starszego brata, a potem na przyjaciółkę i zrozumiał, w czym rzecz. Jim również. Starszy z braci uśmiechnął się kpiąco i spojrzał na Maggie z lekko wyzywającą miną.
- Może to ci udowodni, że nie jesteś... sama-wiesz-czym... - słowo "szlama" utknęło mu w gardle. - No, Donovan! Chyba się nie boisz?
Spojrzała na niego jak na karalucha, ale się nie ruszyła. Tymczasem Lily wzięła do ręki jeden z niewielkich kamyków leżących na ściółce i podeszła z nim do Maggie. Wcisnęła jej kamień w dłoń i popchnęła w stronę źródła.
- Rzuć najpierw kamykiem - poleciła. - Zobaczysz wtedy, że przebije się magiczną barierę. A potem spróbuj dotknąć wody.
Maggie obróciła w dłoni kamyk, po czym cisnęła go do wody. Znikł natychmiast, pozostawiając po sobie jedynie kręgi.
- A teraz spróbuj dotknąć - powtórzyła dziewczynka.
Al i James już klęczeli przy źródle i chwilę później dołączyła do nich Lily. Maggie westchnęła cicho, ale też przyklęknęła na skraju wody i ostrożnie wyciągnęła ku niej dłoń. Zbliżała się do jej tafli coraz bardziej, jednak kilka cali nad powierzchnią napotkała na gwałtowny opór, którego w żaden sposób nie mogła pokonać.
- Ooo... - wyszeptała.
Potterowie kolejno wyciągnęli swoje dłonie, próbując również przebić barierę, jednak ich ręce również zatrzymały się w powietrzu. Maggie zauważyła jednak, że dotarli zdecydowanie bliżej wody.
- Rose i Hugo niemal jej dotykają - powiedział Al widząc, że dziewczyna zauważyła różnicę. - Ich palce zatrzymują się tuż nad taflą tak, że czasem się nam wydaje, że mogliby opuszkami musnąć wodę. To pewnie dlatego, że ciocia Hermiona pochodzi z mugolskiej rodziny... Ona - jako jedyna - zaczerpnęła wody z tego źródełka, ale nie powiem, żeby była wtedy szczęśliwa.
- Bo co to za przywilej? - Lily miała gniewną minę. - Czasem mi się wydaje, że Gryffindor wcale nie był lepszy od Slytherina. To źródełko jakby naznaczało czarodziejów o mugolskich korzeniach. A przecież Godryk podobno był wielkim fanem mugoli! Gdyby śmierciożercy wiedzieli o tym miejscu, mogliby bez trudu sprawdzić, kto ma czystą krew, a kto nie.
- Możliwe, że Gryffindor nie przemyślał do końca swojej decyzji - zgodził się z siostrą Al. - Zaczarował wodę nie przypuszczając, że jakoś naznaczy tym mugolaków. Możliwe, że naprawdę uważał, że wyświadcza tym przysługę.
- A ja wam tłumaczę, że to jawny manifest. - James miał swoje zdanie. - W ten sposób Gryffindor pokazał całemu światu, że czarodzieje z mugolskich rodzin mogą zrobić coś, czego nie możemy my. A to oznacza, że wcale nie są od nas gorsi.
- Ciocia Hermiona bardzo lubi twoje wytłumaczenie - uśmiechnął się Albus.
- Bo wie, że jest prawdziwe - dumnie odparł mu brat, po czym spojrzał na milczącą Maggie. - Potrzebujesz jeszcze jakiegoś dowodu na to, że krew w twoich żyłach jest nawet bardziej czysta niż naszych?
- Czysta krew... Brudna krew... - wyszeptała. - A kogo to obchodzi? - pokręciła głową i cofnęła rękę. - Lily ma rację. To źródełko mogło być nawet dziełem Slytherina. Gryffindor źle zrobił, że je tak zaczarował.
- A co, jeśli ono jednak ma jakąś moc, ale nie mogą jej odkryć czarodzieje czystej krwi? - zapytał się Jim, uparcie broniąc swoich racji. - Może próbował je w ten sposób ochronić?
- James, twoje argumenty są słuszne - powiedziała. - Ale to nie zmienia faktu, że czuję się źle na samą myśl, że ta woda wykrywa, kto ma czystą krew, a kto brudną. Pamiętasz koniec bajki? "Zaczarował je tak, by odpychało wszelką magię" - zacytowała. - Nic dziwnego, że wasza ciocia źle się tu poczuła. Ta woda jakby jej powiedziała, że skoro może jej dotknąć, to nie ma w sobie magii.
James nachmurzył się, analizując jej słowa.
- Sporo w tym racji... - zgodził się z nią Al, a Lily pokiwała głową.
- Rose i Hugo nigdy nie lubili tu przychodzić - powiedziała Lily, jakby to było decydującym argumentem. - A tę bajkę rzadko się u nas opowiada.
- Chodźmy stąd - poprosiła ich Maggie, podnosząc się.
Potterowie posłusznie się podnieśli i ruszyli w drogę powrotną. James był bardzo ponury, bo widać argumenty Maggie bardziej trafiły mu do przekonania niż własne, a to oznaczało, że musiał trochę zmodyfikować swoje poglądy. Lily zrobiło się trochę szkoda brata, dlatego postanowiła przypomnieć im coś jeszcze.
- No, ale to Źrodełko ma też swoje atuty - oznajmiła. - Działa trochę jak Zaklęcie Tarczy, dlatego czasem w jego wodzie zanurza się coś niemagicznego, żeby stało się tak samo odporne na magię, jak ta woda. To skomplikowany proces, ale podobno Ignotus Peverell w ten właśnie sposób uodpornił na magię pelerynę-niewidkę.
- Mówisz o jednym z trzech braci z tej baśni Beedle'a? - zdziwiła się Maggie. - To on naprawdę żył?
- Pokazywaliśmy ci jego grób - przypomniał jej Albus. - To podobno nasz przodek.
- A czy w baśni nie było tak, że najmłodszy brat dostał pelerynę od Śmierci? - zauważyła.
- To tylko bajka - stwierdziła Lily. - Faktem jest, że trzy dary istnieją naprawdę, ale raczej wątpię, by faktycznie Peverellowie spotkali Śmierć na swojej drodze. Tata uważa, że po prostu byli bardzo utalentowani, dlatego stworzyli tak potężne artefakty.
- Skąd ty to wszystko wiesz? - James spojrzał na młodszą siostrę nieco podejrzliwie.
- Jestem w Ravenclawie, a tam "kto ma olej w głowie, temu dość po słowie" - odparła z dumą. - Czytam, Jimmy... A w książkach można sporo znaleźć.
- Wierzę na słowo - zaśmiał się. - Chociaż nie przypuszczam, by istniał jakiś kamień, który sprowadza do naszego świata dusze zmarłych. Czarna Różdżka, może - zgodził się. - Kiedy już słuchałem Binnsa, co zdarzało się niezwykle rzadko, coś tam słyszałem o pojedynkach między czarodziejami o jakąś potężną różdżkę...
- A pelerynę mamy w rodzinie - wyszczerzył się Al. - Więc przynajmniej mamy pewność, że Ignotus rzeczywiście był właścicielem trzeciego daru Śmierci.
- Macie pelerynę z bajki? - Maggie otworzyła oczy.
- Tacie się kiedyś wypsnęło podczas opowiadania baśni o trzech braciach - powiedział James. - Swoją drogą, bardzo niechętnie opowiada akurat tę bajkę... - zmarszczył brwi. - Ale, fakt faktem, pelerynę widzieliśmy. Tata korzysta z niej w pracy, a że ma już naprawdę dużo lat, bo wcześniej należała do dziadka Jamesa, a jeszcze się nie wyczerpała, to oznacza, że jest prawdziwą peleryną-niewidką.
- A moim zdaniem bajki to bajki - powiedziała Lily. - Mają nas uczyć i tyle. Doszukiwanie się w nich prawdy jest trochę bez sensu, chociaż akurat baśń o trzech braciach chyba naprawdę dotyczy naszych przodków... - westchnęła. - Pamiętacie? - zaśmiała się nagle. - Jak każde z nas podczas opowiadania tej bajki wybierało sobie jeden dar?
- Pewnie - parsknął James. - W moim przypadku nic się nie zmieniło. Nadal chcę pelerynę. I, kto wie, może kiedyś ją dostanę? W końcu jestem najstarszym synem - uśmiechnął się.
- Do czego ci ta peleryna? - zaciekawiła się Maggie.
- Jak to do czego? - zakpił. - Wiesz ile możliwości daje bycie niewidzialnym?
- Jak, na przykład, podglądanie dziewczyn w kąpieli? - zadrwił Al, za co oberwał po głowie od starszego brata.
- Ja tam bym chciała różdżkę - poinformowała ich Lily.
- Ja chyba też... - stwierdził Al, rozmasowując tył głowy. - A ty, Mags?
- Kamień - odparła bez wahania, a oni nie zapytali dlaczego.