Jim naprawdę dziwnie się czuł. Miał wrażenie, jakby wszystko zrobiło się nagle bardziej kolorowe i radosne. A do tego w głowie siedziała mu jedynie Donovan. Czuł przeraźliwą ochotę by ją znaleźć i powiedzieć jej wszystko co czuje, a potem...
- Jimmy, co z tobą? - Fred już kilka minut mówił coś kumplowi, a ten ignorował go, wyglądając przez okno.
- Mówiłeś coś? - Jim drgnął i spojrzał na kuzyna, który przyglądał się mu z ironicznym uśmieszkiem.
- Pytałem, czy idziemy wieczorem na poszukiwania kolejnych ukrytych przejść.
- Tak ci spieszno do kolejnego szlabanu? - zakpił James, ale w myślach już planował przebieg wyprawy.
Z rozmyślań wytrąciło go nagłe pojawienie się w pokoju wspólnym Maggie i Rosie. Gdy jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem Donovan, ochota by do niej podejść stała się niemal nieznośna. Musiał wbić palce w fotel i przygryźć język, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Ku jego największemu zdumieniu Donovan miała w tym momencie podobną minę. Rosie musiała szarpnąć ją za ramię, żeby ruszyła się z miejsca. Kiedy zniknęły na schodach prowadzących do dormitorium, dziwne uczucie osłabło.
- Freddie... - Jim zacisnął mocno zęby. - Co było w mojej babeczce?
- Na gacie Merlina, gadasz jak Molly - prychnął Fred. - Co niby tam miało być?
- Nic... Nieważne...
W tym samym czasie Rosie przyglądała się krążącej po dormitorium Maggie. Widziała, że przyjaciółka jest czymś dziwnie podniecona, ale nie wiedziała o co chodzi.
- Mags, wszystko w porządku? - zapytała, gdy Maggie podeszła do okna, postała przy nim chwilę i odeszła.
- Nie... Nie wiem - wyjąkała Donovan. - Strasznie dziwnie się czuję, wiesz?
- To znaczy?
Nie uzyskała odpowiedzi na to pytanie. Maggie tylko zacisnęła mocno palce na ukrytej pod bluzką zawieszce i przygryzła wargę. Od południa miała w głowie tylko Jamesa i wszystko w niej rozpaczliwie domagało się spotkania z nim. Nawet Craig wyczuł, że coś jest nie tak, a myślami jest gdzieś indziej, bo skrócił ich spotkanie o połowę. Z jednej strony było jej z tego powodu przykro, a z drugiej nawet się cieszyła.
- Może powinnaś pójść do pani Pomfrey? - zasugerowała Rosie, widząc jak Maggie na zmianę robi się biała i czerwona.
- Przejdzie mi - machnęła ręką dziewczyna. - Zajmijmy się może tymi zaklęciami. Profesor Boot się wścieknie, jak nawalimy.
Zeszły z podręcznikami do pokoju wspólnego. Jamesa i Freda już nie było, co Maggie powitała z mieszaniną ulgi i rozczarowania. Zganiła się zaraz za takie zachowanie i usiadła plecami do wejścia, na co Rose aż uniosła brwi w zdumieniu. Mags nienawidziła siedzieć tyłem do jakichkolwiek drzwi, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Nie czuła się komfortowo, gdy nie widziała, kto wchodzi a kto wychodzi.
- To od czego zaczynamy? - zapytała się Mags, rozkładając książki na stole.
- Od poprawnej formuły. - Rosie uznała, że nie będzie o nic pytać. - To się wymawia "katapsiksi", czy "katapsyksi"?
- Katapsiksi - odparła zaraz Donovan.
Pokój wspólny zaczął wypełniać się uczniami, którzy niedzielny wieczór postanowili poświęcić na odrabianie zaległych prac domowych. Maggie nawet nie musiała się odwracać żeby wiedzieć, że do salonu właśnie wszedł Jim. Gwałtowne bicie serca samo ją w tym utwierdziło.
- Mags? - szepnęła Rose, gdy dziewczyna zesztywniała w fotelu.
- Hej, dziewczyny! - rzucił Fred, zaglądając Rose przez ramię. - A gdzie trzeci z nierozłącznego trio?
Maggie nawet nie drgnęła, gdy James stanął za jej fotelem. Rose obserwowała ją uważnie, zerkając przy tym na Jima z podejrzliwą miną.
- Tylko nie mów, że mój młodszy braciszek jest na randce - zakpił Jim.
- Myślałeś, że tylko ty się możesz umawiać z dziewczynami? - docięła mu Rose, zabijając przy tym spojrzeniem.
James niechcący musnął włosy Maggie, która głośno wciągnęła powietrze i wyprostowała się. On też miał minę, jakby trafił go piorun, dlatego zamiast zripostować się kuzynce, zamarł z półotwartymi ustami. Przerażona swoim zachowaniem Mags zerwała się z fotela i uciekła do dormitorium, odprowadzana wzrokiem przez Jamesa, Freda i Rose.
- Co zrobiłeś? - Kuzynka zaraz zaatakowała Pottera.
- Nic! - zarzekał się. - Pochyliłem się i przypadkiem dotknąłem jej włosów. Tyle.
Nie przyznał się, że omal go wtedy nie zamroczyło. Czuł się tak samo jak po wypiciu sporej ilości Ognistej Whisky, którą kiedyś podwędzili z Fredem i Louisem.
- Maggie od południa zachowuje się jak opętana - oznajmiła mu Rose. - Nie może usiedzieć na miejscu przez pięć minut, a na ciebie reaguje jak... - urwała, a brązowe oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdumienia. - Powiedzcie, że tego nie zrobiliście... - szepnęła.
- Czego? - James miał naprawdę głupią minę.
- Daliście jej eliksir miłosny! - wysyczała.
James wyprostował się powoli. Milczał przez okrągłą minutę, po czym warknął:
- Cholerny lukier!
Fred parsknął śmiechem i zgiął się w pół. Rosie natomiast wyglądała jakby miała eksplodować.
- Ile tam tego daliście? - spytała ostro.
- Kropeleczkę - wydusił z siebie Fred. - Na dwa ciastka.
- Akurat kropelkę! - zbulwersował się Jim. - Musiało pójść z pół butelki!
- Serio, Jimmy. Lou dodał tylko malutką kropelkę - śmiał się dalej Fred. - Żebyście nie powariowali przez okres działania.
- Jesteście nienormalni! - zawołał James, łapiąc się za włosy. - Kiedy to coś przestanie działać?
- Czyli ty nic nie wiedziałeś? - Rosie trafnie zinterpretowała zachowanie kuzyna, chociaż nie do końca mu wierzyła.
- Jeszcze nie zwariowałem na tyle, żeby się faszerować eliksirami miłosnymi - warknął, patrząc z gniewem na roześmianego przyjaciela. - Kiedy to minie?!
- Na etykietce pisało, że po 24 godzinach od spożycia - odpowiedział Fred. - Dlatego specjalnie daliśmy mniej, żeby to skrócić.
- Jakoś wam nie wyszło.
James miał ochotę zwyczajnie zamordować swoich przyjaciół. Nadmiar sprzecznych emocji doprowadzał go do szału.
- CO WAM PRZYSZŁO DO TYCH DURNYCH ŁBÓW?! - wrzasnął, przestając się kontrolować.
Kilka głów odwróciło się, żeby spojrzeć co jest grane. Fred przestał się śmiać i tylko patrzył na przyjaciela z niepewną miną.
- Sorry, Jimmy... - zaczął, ale Potter odwrócił się na pięcie i wypadł z pokoju wspólnego. W wejściu zderzył się z Albusem, który odprowadził go zaskoczonym spojrzeniem.
- A temu co znowu? - spytał, rozmasowując ramię.
- Spytaj tego tu - warknęła oburzona Rosie, biegnąc do Maggie.
- Co mnie ominęło? - Al kompletnie się pogubił.
- Cóż... - Fred podrapał się po karku. - Różowy Napój Zakochanych... mówi ci to coś?
Al przypomniał sobie buteleczki na wystawie Magicznych Dowcipów Weasleyów i pokiwał głową.
- Tak jakby skropiliśmy nimi babeczki Jima i Mags. Chyba nie są zachwyceni.
Chłopak otworzył usta i zaraz je zamknął, nie wiedząc co powiedzieć, a potem parsknął śmiechem. Fred rozpogodził się i też uśmiechnął.
- Macie przechlapane - poinformował go Al. - Jim prędko tego nie zapomni. A Maggie pourywa wam głowy.