Poza nauczycielami, wszyscy w szkole uważali, że to całkiem zabawne, jak dwa pokolenia Huncwotów próbują prześcignąć się w psotach. Lily, Hugona i bliźniaków Scamander nie powstrzymała nawet obecność Rolfa, który oficjalnie objął stanowisko nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami. Można było nawet powiedzieć, że wzięli sobie za punkt honoru, by udowodnić, że nie boją się nikogo i niczego, nawet ojca-profesora.
- Kto mógł przewidzieć, że będą tak trudnymi przeciwnikami? - marszczył się Fred, próbując doczyścić swoją szkolną szatę z różowej lepkiej mazi, którą został zaatakowany w trakcie przerwy.
Doskonale wiedział, że za atakiem stoi Lily i jej banda, ale - oczywiście - nie dali się przyłapać na gorącym uczynku. Razem z Jamesem i Louisem zastanawiali się, jak to możliwe, że dzieciarnia radzi sobie tak dobrze bez pomocy Mapy Huncwotów.
- To zwyczajnie podejrzane - mówił Louis, który miał pewno mazi we włosach.
- Po prostu mają szczęście - stwierdził James, przyglądając się jak jego kumple starają się doczyścić po swojej przygodzie. Sam był czysty, bo przebywał wtedy w innym miejscu. - Co nie zmienia faktu, że Kropeczka i przyjaciele stali się wyjątkowo irytujący.
- Chcą odebrać nam tytuł jeszcze przed naszym odejściem ze szkoły - burknął Fred, ciskając szatę na podłogę. - Na brodę Merlina, co to za substancja?!
- Nie mam pojęcia - wyszczerzył się Jim.
- Nie chce zejść - mamrotał Louis. - Dlaczego to nie chce zejść? Nie mogę mieć różowych włosów. Nie jestem Teddym.
James wybuchnął śmiechem. Kumple tylko zmierzyli go morderczymi spojrzeniami.
- Tak w ogóle, to gdzie byłeś? - zaciekawił się Fred. - Miałeś do nas dołączyć zaraz po śniadaniu.
- W sowiarni - odpowiedział. - Wysyłałem list. Mama chciała wiedzieć, czy wracamy na Wielkanoc.
- Co wy na to, by zapakować młodocianych w kufer i wysłać ich pocztą do domu? - zasugerował Louis, zostawiając swoje włosy w spokoju.
- Pomogę ci zaadresować przesyłkę - oznajmił mściwie Fred. - Jeśli przypadkiem pomylę nazwę ulicy, chyba nic się nie stanie, prawda?
- Jakieś sugestie, jak pozbyć się tego cholerstwa? - zapytał ponuro Louis, oglądając się w lustrze z grobową miną.
- Żadnych - odparł James. - I z przykrością informuję, że za pięć minut zaczynasz eliksiry ze Ślizgonami.
Louis spojrzał na niego z pode łba.
- Widzę, jak ci przykro, Potter - burknął. - Bardzo bym nie chciał być w skórze twojej młodszej siostry, gdy ją dopadnę.
- Obiecuję przytrzymać ci szatę, gdy będziesz się z nią mierzył - odpowiedział z powagą Jim, ale jego brązowe oczy się śmiały.
Louis wyszedł z łazienki. Fred i James natychmiast wystawili głowy na zewnątrz, ciekawi reakcji uczniów. Wszyscy obecni na korytarzu odprowadzali Louisa wzrokiem, gdy paradował z dumnie uniesioną głową i różowymi nieregularnymi pasmami we włosach.
- Jak nic odejmą mu punkty za nieprzepisowy strój - chichotał James.
- Mnie zaraz odejmą za całkowity jego brak - zauważył Fred, podnosząc szatę z podłogi. - Jimmy, musimy wykombinować coś specjalnego. Nie pozwolę, by dzieciaki triumfowały.
- Spokojnie, Freddie - uśmiechnął się James. - Pozwólmy im się cieszyć, dopóki mogą. Mam dla nich coś ciekawego.
***
- Dlaczego Louis ma różowe włosy? - zapytała się Maggie, gdy razem z Roxanne, Rosie i Alem usiedli w pokoju wspólnym, by odrobić lekcje.
Roxanne zachichotała, a Molly wywróciła oczami.
- Maczałaś w tym palce? - zaciekawił się Albus, unosząc wzrok znad podręcznika do transmutacji i patrząc na Rox.
- Właśnie, Rox - uśmiechnęła się do niej Molly. - Maczałaś?
- Oczywiście, że nie! - zaprotestowała dziewczyna, ale nikt jej nie uwierzył.
- Ale wiesz, dlaczego ma różowe włosy - dopytywała się Maggie.
- Obstawiam, że ma to związek z prywatną wojną między Huncwotami starszymi, a Huncwotami młodszymi - stwierdziła tylko Molly, biorąc się za pracę domową z obrony przed czarną magią.
- Chyba nastał czas, by wymyślić dla nich osobne nazwy - zaśmiała się Maggie.
- Jim nie dopuszcza do siebie myśli, że banda Lily w ogóle może być nazywana Huncwotami - zauważył Albus. - Według niego, ta nazwa jest zarezerwowana jedynie dla jego tria.
- Szczerze? - Maggie zaczęła drapać Runę za uszami, na co kotka zamruczała szczęśliwie. - James tak bardzo wdał się w waszego dziadka, że ta nazwa powinna być zarezerwowana wyłącznie dla niego.
- Maggie, od kiedy stoisz po stronie Jima? - Molly straciła zainteresowanie swoją pracą domową i spojrzała na blondynkę.
- Pewnie od momentu, gdy zaproponował jej przyłączenie do ekipy - zakpił Al.
- W końcu Huncwotów było czterech. Formalnie - zauważyła Rosie, skrobiąc coś na pergaminie.
- Jim Potter zaproponował ci przyłączenie się do jego elitarnej bandy? - Molly była pełna podziwu. - Jak nie on.
- To było dawno - wywróciła oczami Maggie. - I wcale nie stoję po jego stronie. Po prostu... Oni SĄ Huncwotami. Takimi jak byli James Potter, Syriusz Black i Remus Lupin.
- Taaaa... - mruknął Albus. - Tylko czekam aż wymyślą dla siebie przezwiska.
- Może przywłaszczą stare? - podrzuciła Rosie.
- Nie - pokręcił zaraz głową. - Jim uwielbia być porównywany do dziadka, ale jednocześnie stara się być jak najbardziej sobą, nie nim, jeśli rozumiecie, co mam na myśli.
Maggie zaraz pokiwała głową, co spotkało się z rozbawionym spojrzeniem Molly, a Roxanne wyszczerzyła się w uśmiechu. Dziewczyna szybko zajęła się pracą domową.
- Różowe włosy? - przypomniała, przepisując fragment z podręcznika. - Co z nimi?
- Nie mam pojęcia, czego użyła Lily - wyznała Rox. - Ale Louis jest wściekły, bo nie może tego zmyć.
- W sumie, to nawet do twarzy mu w różowym - zakpiła Molly, powracając do przerwanej pracy domowej.