Teddy Lupin bardzo rzadko się irytował, ale kiedy już to robił, przypominał tykającą bombę. Jego włosy przybierały wtedy wściekle czerwony kolor, a oczy ciskały gromy. Każdy, kto widział go w takim stanie choć raz, dobrze wiedział, że nie należy się do niego zbliżać dopóki barwa włosów nie zmieni się na niebieską. Niestety, jego humor zamiast się poprawiać pogarszał się z każdą kolejną chwilą i gdy dotarł wreszcie do gabinetu Harry'ego, był już na granicy wybuchu.
- Wejdź - powiedział Harry zmęczonym głosem, gdy Teddy załomotał do drzwi.
Jeden rzut oka na chrześniaka i Harry już wiedział, że ten dzień na pewno nie będzie lepszy. Zamknął oczy i ucisnął nasadę nosa tuż nad okularami, próbując zatrzymać nadciągający ból głowy.
- Dlaczego? - zapytał od razu Teddy.
- Usiądź, proszę - polecił mu Potter, wskazując krzesło.
Teddy skrzyżował ręce na piersi. Nie zamierzał siadać.
- No to nie - westchnął Harry.
- Powiedz mi, dlaczego - powtórzył Teddy.
- Bo bierzesz ślub w wakacje - odparł po prostu.
- To nie oznacza, że masz prawo zmieniać mój przydział! Sprawa Mordreda i Carrowów jest ważna! Potrzebujesz najlepszych!
- A Victoire potrzebuje cię żywego - przerwał mu.
Młodemu aurorowi zabrakło na moment argumentów. Nim otworzył usta, by coś powiedzieć, Harry uniósł dłoń do góry.
- Teddy, ostatnie tygodnie nie były dla nas łatwe - powiedział. - Zwłaszcza po tym, co zaserwował nam Mordred we Francji. Mam dość tuszowania spraw i ukrywania prawdy przed rodziną. Wiesz dobrze, jak bardzo nie lubię tego robić. Poza tym sam mnie prosiłeś, żebym nie wspominał dzieciakom o twoim... wypadku.
- Pamiętam - burknął.
Harry wstał i podszedł do komody, na której stały zdjęcia całej jego rodziny.
- Napędziłeś wszystkim stracha - oznajmił cicho. - To mogło się źle skończyć.
- Jestem aurorem. To moja praca.
- Co nie oznacza, że celowo musisz się narażać. Nikomu nie powiedziałeś, gdzie idziesz i po co. Gdyby nie zegar, moglibyśmy przybyć za późno.
- Nie było czasu na wysyłanie wiadomości! - oburzył się Teddy. - Dostałem informację, że Carrowowie ukrywają się w tym starym domu. Dobrze wiesz, jak często zmieniają kryjówki. Nie było czasu... - powtórzył ciszej.
- I sam jeden udałeś się na dwójkę śmierciożerców. Nie wziąłeś pod uwagę, że mogą nie być sami. Omal nie zginąłeś, Teddy.
- Przynajmniej wiemy, że zgromadzili sojuszników - odparł.
- Wiedzieliśmy to i bez twojej brawurowej akcji.
- Daj spokój! Robiłeś gorsze rzeczy w młodości! Nie bądź hipokrytą!
Harry spojrzał na niego ostro.
- I właśnie dlatego, że robiłem, nie chcę żeby moje dzieci powtarzały moje błędy - powiedział bardzo cicho.
Teddy ucichł. Wbił wzrok w podłogę i zacisnął zęby.
- Czyli nie zmienisz decyzji? - spytał cicho.
- Nadal możesz pracować nad tą sprawą - powiedział Harry - ale nie będziesz działał w terenie. Nie w ten sposób.
- Świetnie - burknął chłopak.
- Wierz mi, że wcale nie chcę tego robić. - Potter spojrzał na niego z przepraszającą miną. - Ale nie pozostawiłeś mi wyboru. Niektórzy domagają się żebym całkowicie cię wylał, Teddy - westchnął. - Twierdzą, że swoją akcją naraziłeś całe powodzenie zadania. Myślę, że chwila przerwy dobrze zrobi wszystkim. Będziesz mógł pojechać do Torrie i zająć się planowaniem ślubu.
Chłopak prychnął cicho. A potem westchnął i opadł na krzesło. Płomienny kolor jego włosów zaczął blaknąć i Harry poczuł ulgę. Podszedł do chrześniaka i położył dłoń na jego ramieniu.
- Dwa tygodnie urlopu, Teddy - powiedział. - Sprawa trochę przycichnie, ty odpoczniesz, a Torrie i Ginny przestaną się zamartwiać. Potem możesz wrócić.
- I będę siedział jak grzeczny chłopiec za biurkiem? - pokręcił głową.
- Przez pewien czas - tajemniczo odpowiedział Harry. - Potem... się zobaczy.
Teddy spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem.
- Harry? - rzucił nagląco.
- Na razie nic nie mogę ci powiedzieć - odparł Potter. - Ale wszystko wskazuje na to, że możesz przydać się w pewnym miejscu. Zależy jak rozwinie się sytuacja. Na razie... nie jest dobrze.
- Myślisz, że po czymś takim mam być spokojny? - Teddy aż się wyprostował. - Powiedz co się dzieje.
- Nie mogę. Jesteś na urlopie - wyszczerzył się Harry, a potem westchnął. - Przyjdź za dwa tygodnie. Powiem ci wtedy wszystko, co wiem.
- Czyli nie zmienisz decyzji? - spytał cicho.
- Nadal możesz pracować nad tą sprawą - powiedział Harry - ale nie będziesz działał w terenie. Nie w ten sposób.
- Świetnie - burknął chłopak.
- Wierz mi, że wcale nie chcę tego robić. - Potter spojrzał na niego z przepraszającą miną. - Ale nie pozostawiłeś mi wyboru. Niektórzy domagają się żebym całkowicie cię wylał, Teddy - westchnął. - Twierdzą, że swoją akcją naraziłeś całe powodzenie zadania. Myślę, że chwila przerwy dobrze zrobi wszystkim. Będziesz mógł pojechać do Torrie i zająć się planowaniem ślubu.
Chłopak prychnął cicho. A potem westchnął i opadł na krzesło. Płomienny kolor jego włosów zaczął blaknąć i Harry poczuł ulgę. Podszedł do chrześniaka i położył dłoń na jego ramieniu.
- Dwa tygodnie urlopu, Teddy - powiedział. - Sprawa trochę przycichnie, ty odpoczniesz, a Torrie i Ginny przestaną się zamartwiać. Potem możesz wrócić.
- I będę siedział jak grzeczny chłopiec za biurkiem? - pokręcił głową.
- Przez pewien czas - tajemniczo odpowiedział Harry. - Potem... się zobaczy.
Teddy spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem.
- Harry? - rzucił nagląco.
- Na razie nic nie mogę ci powiedzieć - odparł Potter. - Ale wszystko wskazuje na to, że możesz przydać się w pewnym miejscu. Zależy jak rozwinie się sytuacja. Na razie... nie jest dobrze.
- Myślisz, że po czymś takim mam być spokojny? - Teddy aż się wyprostował. - Powiedz co się dzieje.
- Nie mogę. Jesteś na urlopie - wyszczerzył się Harry, a potem westchnął. - Przyjdź za dwa tygodnie. Powiem ci wtedy wszystko, co wiem.