niedziela, 31 maja 2020

81. Ostatni dzień, ostatnia noc

Wakacje minęły znacznie szybciej niż Nowa Generacja by sobie tego życzyła i nim się spostrzegli, nastał czas pakowania kufrów. Maggie i Lily właśnie kończyły zbierać wszystkie swoje podręczniki, gdy z pokoju Jamesa dobiegł ich głośny huk, a zaraz potem jeszcze głośniejsze przekleństwo. Lily tylko wzniosła oczy do nieba, nie przerywając pakowania. Maggie spojrzała wtedy na nią dziwnie.
- Nie sprawdzimy, czy wszystko z nim w porządku? - zapytała ostrożnie.
- Pewnie spuścił sobie kufer na nogę - machnęła ręką Lily, niedbale wrzucając do kufra stos czasopism o quidditchu. - Nic mu nie będzie. Ale jak chcesz, to do niego zajrzyj. - Dziewczyna uśmiechnęła się niewinne, zerkając z ukosa na przyjaciółkę.
Maggie zawahała się. Od wycieczki na Pokątną, James prawie się do niej nie odzywał. Najpierw nawrzeszczał na całą trójkę, że zniknęli bez uprzedzenia, a potem totalnie się odciął. Nie wiedziała, czy nadal się dąsa, czy też chodzi mu o coś zupełnie innego, więc starała się zwyczajnie nie wchodzić mu w drogę. Ich relacje znacznie się poprawiły w te wakacje i nie chciała niepotrzebnie ich pogarszać.
Nim zdążyła się zdecydować czy pójść do jego pokoju, usłyszała trzask, a potem rozległo się pukanie do ich drzwi.
- Właź! - krzyknęła Lily, zwijając w kulkę szatę do quidditcha i wrzucając ją do kufra.
James wpadł do środka, zasłaniając ręką lewą część twarzy. Krzywił się boleśnie, a Maggie dostrzegła wtedy spływającą mu po nadgarstku krew.
- Widziałaś gdzieś tę cudowną maść mamy na siniaki i stłuczenia? - zapytał siostrę Jim.
- Coś ty sobie zrobił? - Lily wrzuciła bezceremonialnie szkolną szatę do kufra i podbiegła do brata, wreszcie poświęcając mu uwagę. - Mags, podaj mi chusteczki.
- Nie chcę chusteczek, tylko maść - burknął, ale nie zaprotestował, gdy siostra otarła mu krew z policzka. - To jak, wiesz gdzie jest?
- W łazience na dole - odparła. - Przyniosę. Ty siadaj i uciskaj - poleciła, wybiegając z pokoju.
James usiadł ciężko na łóżku Lily i łypnął na Maggie, która przyglądała się mu bez słowa.
- Co? - bąknął.
- Jak do tego doszło? - zapytała, podając mu nowe chusteczki.
- Pakowałem Rozrywkowy Zestaw Do Quidditcha - wyjaśnił. - Rąbnął mnie tłuczek.
Maggie przypomniała sobie, że widziała zestaw w Magiczych Dowcipach. Składał się z piłek do quidditcha, które zachowywały się w dość specyficzny sposób. Kafel gryzł w ręce trzymającego, a złoty znicz zachowywał się jak upierdliwy komar i nawet emitował jego dźwięki. Jak widać, tłuczki pozostały tłuczkami.
- Po co ci ten zestaw w szkole, co? - burknęła. - Ostrzegam cię, James. Jeśli podczas treningu złapię kafla, który będzie mi chciał odgryźć palce...
- No daj spokój! - oburzył się. - Zamierzałem podrzucić te piłki Ślizgonom!
- Ach, to co innego.
Chłopak nie zdołał powstrzymać uśmiechu. Zaraz potem wróciła Lily z maścią i rzuciła ją bratu na kolana.
- Zostanie ci blizna - oznajmiła, gdy zaczął ją wcierać w łuk brwiowy.
- Byle nie w kształcie błyskawicy. Ta jest w rodzinie już zaklepana.
- Skoro już mowa o naszym tacie... - Lily zmrużyła oczy i wyciągnęła trzy pary Uszów Dalekiego Zasięgu. - Szukając maści usłyszałam jak z kimś rozmawia. Zaszył się w gabinecie i jestem pewna, że słyszałam głos wujka Kinga. Ciekawi o czym rozmawiają?
- Tata rzucił na drzwi zaklęcie nieprzenikalności - przypomniał jej James.
- Które działa tylko, gdy drzwi są zamknięte - odparła. - A tak jakby ostatnio trochę przestały się domykać...
- Same? - zakpiła Maggie.
- Mają swoje lata - wzruszyła ramionami Lily, ale wyraz jej twarzy powiedział wszystko. - No chodźcie - poprosiła z jękiem. - Nie jesteście ciekawi co kombinuje nasz Minister Magii do spółki z naszym ojcem? Może dowiemy się czegoś więcej o Mordredzie.
Maggie spochmurniała i bez słowa sięgnęła po Uszy. W wakacje stała się mistrzynią nie myślenia o Mordredzie, ale wiedziała, że niedługo wróci do szkoły i tam nie będzie to już takie proste. James zaraz sięgnął po drugą parę Uszu, co wyraźnie ucieszyło Lily. Dziewczyna dała im znak, a potem po cichu wyszli na korytarz i rozwinęli cieliste sznurki, jednocześnie wsadzając końcówki do uszu.
Przez chwilę nic się nie wydarzyło, ale już chwilkę później usłyszeli głęboki głos Kingsleya.
- Dobrze wiesz, że Ministerstwo nie ma wpływu na to, co dzieje się w Hogwarcie - powiedział Minister. Wnioskując z jego tonu, nie była to pierwsza rozmowa, którą prowadził z Harrym na ten konkretny temat.
- Obaj dobrze znamy Pickwitta - odparł na to Harry. - Nie rozumiem jak to się stało, że rada nadzorcza wybrała akurat jego. To najgorszy z możliwych wyborów w tym okresie. Kto wie, co wymyśli w szkole. Ta jego reforma...
- Nadal potrzebuje kilku głosów, żeby ją wprowadzić w życie.
- Do tego zwolnił Robardsa.
- Mnie też się to nie podoba, Harry. - Kingsley był naprawdę zmęczony, było to doskonale słychać. -  Robards był na miejscu i miał oko wszystkie ciemne sprawki. Pickwitt jednak nie chce, żeby w szkole uczyli byli pracownicy Ministerstwa. Zależy mu na całkowitej niezależności Hogwartu.
- Do diabła, nadal nie wiemy co z bazyliszkiem, King! - Harry stracił opanowanie. - Robards miał być w Hogwarcie i dopilnować, żeby dzieciakom nic się nie stało.
- Wiesz, co o tym myślę, Harry - odpowiedział Kingsley znużonym tonem. - Bazyliszek to była zmyłka, która...
- Coś za dużo tych zmyłek - przerwał mu Harry.
- I dlatego kręcimy się w kółko. Też mi się to nie podoba, ale Mordred zniknął, tak samo jak jego zwolennicy. I dopóki się nie ujawnią, mamy związane ręce. Teraz Ministerstwo musi zająć się bezpieczeństwem podczas Mistrzostw Świata. Nie chcemy powtórki z...
- Pamiętam - westchnął Harry. - Byłem tam. Po prostu... mam wszystkie elementy układanki. WIEM co jest grane. WIEM czego Mordred chce. I jestem przerażony, bo gdy to dostanie...
- Wiesz, że to niemożliwe.
- Dawno przestałem wierzyć, że cokolwiek jest niemożliwe. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą...
W tym samym momencie otworzyły się drzwi frontowe. Lily, Jim i Maggie szybko schowali Uszy i czmychnęli do pokoju dziewczyn.
- Wiecie co? - odezwała się Lily, patrząc na swój do połowy spakowany kufer. - Totalnie odechciało mi się wracać do szkoły.
Pierwszy raz w życiu Maggie totalnie podzielała jej odczucia.

niedziela, 10 maja 2020

80. Ulica Pokątna

Ulica Pokątna znajdowała się na liście ulubionych miejsc Maggie zaraz po Hogwarcie. Uwielbiała jej atmosferę i panujący tu zawsze zgiełk. W tym miejscu czarodzieje nie musieli się obawiać tego, kim są. Mogli nosić swoje kolorowe szaty i głośno rozmawiać o najnowszych rozgrywkach quidditcha.
- Gdzie mamy się z nimi spotkać? - zapytał Al, wytrącając Maggie z zamyślenia.
- Koło Magicznych Dowcipów - odparła Lily, na co James wyraźnie się rozpromienił.
- No to idziemy! - zarządził, na co Albus wzniósł oczy do nieba.
Witryna sklepu Weasleyów rzucała się w oczy już z daleka. Na Pokątnej znajdowało się mnóstwo barwnych sklepów, ale żaden nie dorównywał Magicznym Dowcipom. Z ciekawością zerknęła na wystawę. Tym razem znajdowało się na niej kilka najnowszych Bombonierek Lesera i bardzo dziwnie wyglądający różowy sznur, który podskakiwał nerwowo.
- Edycja limitowana - usłyszeli głos Freda i chłopak wyszedł ze sklepu. - Gorączki Paprykowe, Katarki Jabłkowe i Duchotki Arbuzowe. Chociaż moim zdaniem nic nie przebije starych dobrych Wymiotek...
- Jest coś ciekawego? - zapytał James. - To nasz ostatni rok, Freddie. Musimy uczynić go pamiętnym.
- Może nie przy Prefekciku? - zadrwił Fred, zerkając na Albusa.
- Już wiesz? - westchnął chłopak.
- Rosie i Hugo przyszli dosłownie chwilę przed wami - odparł. - Młody wypaplał się w tej samej sekundzie, w której mnie zobaczył.
- Znajdźmy ich i chodźmy na te zakupy - burknął wtedy Albus.
- Prefekci przodem. - Fred skłonił się nisko, otwierając przed Albusem drzwi.
- Dlaczego nie traktujesz tak swojego kapitana? - udał oburzonego James.
- Bo ty nie możesz mi odejmować punktów.
James i Fred zaczęli się przekomarzać, ale Maggie już ich nie słuchała. Weszła do sklepu zaraz za Lily, która niemal natychmiast zniknęła w dziale magicznych psikusów. Mags była pewna, że dostrzegła tam inną rudowłosą postać.
- Tutaj!
Rosie pomachała do nich entuzjastycznie. Stała koło stoiska z eliksirami, które zaraz przyciągnęły uwagę Albusa. Chłopak wziął do ręki pękatą niebieską buteleczkę i przeczytał etykietkę.
- Eliksir Natychmiastowego Odrętwienia. Równie skuteczny jak Drętwota! - uniósł lekko brwi. - To naprawdę działa?
- Wuj nie sprzedawałby czegoś, co nie działa - odparła Rosie. - Chodźmy stąd i zróbmy te zakupy, zanim stracimy cały dzień.
Maggie odwróciła tęskny wzrok od samonotującego pióra, które biło właściciela po głowie, gdy za długo myślał nad tekstem i zaczęła rozglądać się za pozostałymi. Rose złapała ją jednak za rękę i wyciągnęła ze sklepu zanim zdążyła coś powiedzieć.
- Nie czekamy na Jamesa i resztę? - zdziwiła się.
- Potrafią sami zrobić zakupy, a zanim wyjdą z Dowcipów, my będziemy już wolni - odparła na to. - Al, gratulacje! - zawołała jeszcze, mocno przytulając kuzyna.
- Taaa - bąknął. - Nie mówmy o tym. Chodźmy najpierw do Malkin, co? Szata jest już na mnie dobre trzy cale za krótka.
Ponad dwie godziny zajęło im skompletowanie wszystkiego z listy szkolnej. Maggie dodatkowo kupiła karmę dla Runy, a potem we troje poszli na lody. Usiedli z nimi w ogródku przed sklepikiem, przyglądając się krążącym po ulicy czarodziejom i czarownicom. Maggie dostrzegła kilka znajomych twarzy z sierocińca, a także parę osób z ich rocznika. Nikt jednak nie zatrzymał się przy nich na dłużej, za co byli wdzięczni.
- Idę do księgarni - oznajmił w południe Albus.
- Już tam byliśmy - zauważyła przytomnie Rosie.
Albus nie odpowiedział, bo już go nie było. Dziewczyny odprowadziły go wzrokiem, a potem spojrzały na siebie i wzruszyły ramionami, kontynuując jedzenie lodów. Kiedy wrócił 15 minut później, trzymał w ręce Proroka Południowego i wyglądał na podekscytowanego.
- Jest informacja o nowym dyrektorze! - powiedział, siadając między przyjaciółkami i pokazując im nagłowek: Gustus Pickwitt nowym dyrektorem Hogwartu!
- Pickwitt? Któż to taki? - Maggie pierwszy raz o nim słyszała.
- Wszystko jest w artykule - odparł Al, na co zaczęła czytać.
Jak donosi nasz korespondent, rada nadzorcza skończyła obrady i jednogłośnie wybrała na stanowisko nowego dyrektora Hogwartu, Gustusa Pickwitta, Kawalera Orderu Merlina Drugiej Klasy i byłego Najwyższego Sędziego Wizengamotu. Pickwitt powszechnie znany jest ze swojego nowatorskiego i dość kontrowersyjnego podejścia do edukacji. Zapytany o swoje plany co do przyszłości Szkoły Magii i Czarodziejstwa, odpowiedział: "Wszystkich czekają duże zmiany. Cieszę się jednak, że rada zaufała moim talentom i gorąco wierzę, że uda mi sie stworzyć w Hogwarcie coś, co do tej pory nie udało się żadnemu dyrektorowi".
Niestety, nie udało się ustalić, czego dotyczą plany nowego dyrektora. Tym niecierpliwiej więc czekamy na nastanie nowego roku szkolnego".
Maggie skończyła czytać i spojrzała na przyjaciół.
- Czy ja dobrze rozumiem? Zamierza zreformować Hogwart?
- Na to wygląda - mruknęła Rosie.
- Nie podoba mi się to - mruknęła Maggie.
Nim zdążyła powiedzieć coś więcej, w lodziarni pojawili się Lily i Hugo. Dziewczynka wyglądała jednocześnie na rozbawioną i zdenerwowaną.
- Tutaj jesteście - powiedziała. - Jim już zaczął świrować. Myśli, że znowu napadli cię śmierciożecy.
- Super, że martwi się tylko o Maggie - zakpił Albus.
- Przynajmniej wiemy na czym stoimy, braciszku - zaśmiała się. - Chodźcie, zanim wezwie aurorów na ratunek.
- A jest gotów to zrobić - potwierdził Hugo.
Maggie wywróciła oczami, ale się podniosła i to samo zrobili Al z Rosie. Al ściskał mocno Proroka. Nie wiedząc czemu, Maggie nagle zrobiło się zimno, jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie zamrażające. Wzdrgnęła się i obejrzała przez ramię, ale nie dostrzegła niczego dziwnego.
- Wszystko w porządku? - zapytała Rosie.
- Tak - odparła niepewnie. - Lepiej się pospieszmy. Lily i Hugo nie przesadzali gdy mówili o Jamesie i aurorach.
Rosie tylko zachichotała.