Zupełnie jakby tymi zaklęciami tylko próbowali się wybadać. W oczach obu chłopców zapalił się gniewny błysk, a w następnej chwili zaklęcia śmigały między nimi jak szalone. Robili uniki i rzucali zaklęcia tak szybko, że uczniowie nie nadążali ze śledzeniem pojedynku. Miało się wrażenie, że obaj walczą na śmierć i życie.
- Furnuculus! - zawołał Craig.
- Everte Statum! - krzyknął w tym samym czasie McLaggen.
Pomarańczowy promień zderzył się z błękitnym. Uczniowie będący najbliżej podium wrzasnęli ze strachu, gdy zaklęcia odbiły się od siebie i poszybowały w tłum. James całkowicie odruchowo złapał Maggie za ramiona i zasłonił sobą, co skwitowała zaskoczonym okrzykiem.
- Wybacz - speszył się, gdy zorientował się, że trzyma ją w objęciach.
Nic nie powiedziała, tylko odsunęła się od niego i wróciła do oglądania pojedynku.
- No traf go wreszcie! - mamrotał Fred.
- To komu kibicujesz? - zapytał go Albus, unosząc brwi.
- Jak dla mnie obaj mogą skończyć z bakłażanami zamiast rąk.
W tym czasie Craig zdążył wyczarować chmurę gęstego czarnego dymu, który momentalnie skrył go przed wzrokiem wszystkich. McLaggen usiłował rozgonić go podmuchami wiatru z różdżki, ale dym gęstniał i gęstniał.
- Expulso! - dało się słyszeć głos Wrighta i z dymu wydobył się promień niebieskiego światła, który trafił McLaggena prosto w pierś.
Kilka osób wrzasnęło głośno, gdy Ślizgon wyleciał w powietrze i z hukiem wylądował na deskach podium. Widać było, że jest nieco oszołomiony i obolały, co Craig postanowił od razu wykorzystać. Odpędził dym i wycelował różdżkę w McLaggena.
- Expelliarmus! - krzyknął.
Ten nie zdążył się zasłonić i w następnej chwili Craig stał na środku podium, ściskając w garści dwie różdżki. Wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego.
- Koniec! - zawołała profesor Dunbar, unosząc różdżkę do góry. Profesor Boot podbiegł do McLaggena, który masował się po klatce piersiowej. - Pojedynek zwyciężył pan Wright.
Krukoni ryknęli radośnie, a i Gryfoni zaczęli wiwatować. James tylko wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi. Ani myślał cieszyć się z wygranej Wrighta. A kiedy Craig zerknął w ich kierunku i uśmiechnął się triumfalnie, wszystko w nim zawrzało.
- Do ukłonu proszę! - polecił profesor Boot.
Craig i McLaggen znowu stanęli na przeciwko siebie. Wright odrzucił Ślizgonowi jego różdżkę, a potem obaj skinęli sobie głowami, oficjalnie kończąc pojedynek. Ponownie rozległy się brawa i Craig zeskoczył z podium, niemal natychmiast znajdując się w otoczeniu zachwyconych uczniów. Jamesowi nie podobało się, że wyraźnie zmierza w ich stronę.
- Tak się to robi, Potter - mruknął do niego Wright, przeciskając się obok. - Ja potrafię zapewnić Mags bezpieczeństwo.
- Ty mały... - James już sięgał po różdżkę.
- Jim, nie zwracaj na niego uwagi. - Albus złapał brata za jedno ramię, a Fred przytrzymał go za drugie. - Olej go.
Craig uśmiechnął się drwiąco i już miał pójść dalej, gdy odezwała się Maggie.
- Craig - zwróciła się do niego spokojnie. - Nikt nie musi mi zapewniać bezpieczeństwa - oznajmiła. - Ale jeśli już miałabym wybierać do kogo zwrócić się o pomoc, nie zdecydowałabym się na ciebie.
Jakby dla podkreślenia swoich słów stanęła nieco bliżej Jamesa, który ze wszystkich sił starał się nie uśmiechnąć na widok miny Wrighta.
- Nie rozumiem co w nim widzisz, Mags - powiedział jej, patrząc z niesmakiem na Jima, a potem odwrócił się i zniknął w tłumie.
- Jeszcze mogę go trafić - mruknął James, odprowadzając go wzrokiem.
- Nie radziłbym - odparł Al. - Pickwitt się na was patrzy.
- Szlag - zaklął starszy z Potterów, zerkając w stronę podestu, na którym znowu stał dyrektor.
- Tylko cudem dotrwamy do końca roku - wymamrotała Maggie.
- Tyke próbował się mnie pozbyć przez sześć lat. Nie dam się dyrektorowi na ostatnim roku.
- Więc zacznij się kontrolować - poleciła mu.
- Świetnie się kontroluję, Donovan.
- Zamknijcie się oboje - polecił im Albus, jednocześnie rozbawiony i poirytowany. - Rosie zaraz będzie walczyła z Fioną.
W trakcie krótkiej słownej potyczki z Craigiem i ich późniejszej rozmowy, przegapili moment ogłoszenia kolejnej pary. Teraz patrzyli jak na podeście stają na przeciwko siebie Rosie i Fiona Roberts. Maggie nie mogła nic poradzić na to, że czuła dziwną satysfakcję na myśl, że jej koleżanka z roku zaraz dostanie lanie od jej najlepszej przyjaciółki.
- Skąd ten uśmiech? - zapytał ją cicho James, któremu nie umknęła jej zadowolona mina.
- Tylko kibicuję Rosie - wzruszyła ramionami.
Nie uwierzył, ale też nie skomentował jej wypowiedzi. Patrzył jedynie jak Fiona i Rose kłaniają się sobie, a potem stają na przeciwnych końcach podium z różdżkami wymierzonymi w swoje twarze.
- To będzie krótka walka - ocenił Fred, wyglądając na nieco znudzonego.
Fiona zaatakowała jako pierwsza. Rosie błyskawicznie sparowała dwa jej zaklęcia. Sama niemal oszołomiła ją własnym, ale dziewczyna zgrabnie uchyliła się przed promieniem.
- Immobulus! - Rosie chciała wykorzystać okazję ale Fiona była na to zbyt szybka.
- Protego!
Zaklęcie rudowłosej dziewczyny odbiło się od tarczy Fiony i pomknęło w stronę, z której zostało rzucone. Rosie musiała niemal paść na ziemię, by jej nie trafiło w twarz. W tym samym czasie Fiona wykonała kolisty ruch nad głową, wyczarowując dziesiątki małych, srebrnych igiełek, które zaraz posłała w stronę przeciwniczki. Rosie szybko wyczarowała tarczę, która zmieniła szpilki w piasek. Będące blisko podestu osoby zaczęły kaszleć, gdy pył posypał się na ich głowy.
- Colloshoo! - krzyknęła Fiona, celując różdżką w stopy Rosie, które jakby zapadły się w podest, unieruchamiając ją.
- Nie! - zawołała Maggie, zakrywając usta dłonią.
Rosie przestała się bawić w półśrodki. Zanim Fiona zdążyła ją rozbroić, sama trafiła ją zaklęciem. Dziewczyna z wrzaskiem uniosła się w powietrze i zawisła do góry nogami.
- Pięknie! - zawołał radośnie Fred.
Czerwona na twarzy Fiona nawet nie próbowała się odczarować, co zaskoczyło wszystkich, łącznie z Rosie.
- Petrificus Totalus! - wrzasnęła Fiona.
Rosie nie miała najmniejszych szans, by osłonić się przed zaklęciem, gdy nogi ciągle miała przyrośnięte do podłogi. Zaklęcie trafiło ją w pierś i dziewczyna znieruchomiała jak statua. Fiona błyskawicznie odwróciła zaklęcie lewitujące, a gdy tylko jej stopy dotknęły ziemi, wycelowała różdżkę w przeciwniczkę i rozbroiła ją bez słowa.
- Koniec! - Profesor Boot stanął między dziewczynami, ogłaszając zakończenie pojedynku. - Zwyciężyła panna Roberts.
Profesor Dunbar odczarowała Rosie, która zachwiała się lekko i omal nie zleciała z podestu. Widać było, że ciągle jeszcze odczuwa skutki zaklęcia, gdy omal nie upadła na twarz, kłaniając się Fionie na zakończenie pojedynku. Profesor Boot pomógł jej zejść z podestu i zaraz znalazła się przy niej pani Dobbs.
- Ktoś mi powie, co się właśnie wydarzyło? - Albus nie mógł uwierzyć w to, co widział.
- Rosie przegrała? - James był tak samo zdumiony.
- Od kiedy to Fiona Roberts jest tak dobra w pojedynkach? - zbulwersowała się Maggie.
- Może miała dobrą motywację - prychnął Fred, gdy Fiona z gracją zeskoczyła na ziemię, puszczając przy tym oczko do Jima.
- Oczywiście - burknęła Maggie, wyraźnie wściekła. - Idę sprawdzić co z Rose.
- Pani Dobbs się nią zajęła - zatrzymał przyjaciółkę Al. - Poza tym, nie przeciśniesz się teraz do niej.
- I chyba nie chcesz zostawić Jima na pastwę złej Fiony Roberts? - zakpił Fred, patrząc na nią znacząco.
- Racja - odparła drwiąco. - Przed nią nawet wielki James Potter się nie obronił.
- Już przeprosiłem - przypomniał ponuro chłopak.
- Po za tym, skąd ta zazdrość, Donovan? - dogryzł jej Fred. - Przecież nie jesteście parą.
- Udław się, Weasley - poleciła mu, ignorując wcześniejsze słowa Ala i przeciskając się w stronę, gdzie zniknęła Rosie.
- Pójdę za nią - westchnął ciężko Albus, znikając w tłumie.
- Wielkie dzięki. - James trzasnął Freda pięścią w ramię. Weasley zawył z bólu i spojrzał na niego z urazą. - Musiałeś jej przypomnieć o całej tej akcji? Właśnie dzisiaj?
- Jimmy. - Fred wzniósł oczy do nieba, masując obolałe miejsce. - Donovan się wścieka, bo jest o ciebie zazdrosna. Ślepy jesteś, czy co?
- I niby mam się z tego powodu cieszyć?
- Skoro jest zazdrosna, to znaczy, że cię lubi, baranie jeden. Tylko nie wiem, czy sama sobie zdaje z tego sprawę. Raz na jakiś czas dobrze jej przypomnieć, że coś tam do ciebie czuje.
- Przypomniałem. I nawet mnie pocałowała - wyszczerzył się James.
- Świetnie. Może za następnych siedem lat pozwoli ci się trzymać za rękę. Tempo macie przecież zawrotne.
- Czy możecie się przymknąć? - Stojąca nieopodal Roxanne straciła cierpliwość. - Chcę zobaczyć, jak Lou dostaje bęcki od McGregora.
- Dajesz, Lou! - wrzasnął wtedy na całe gardło Fred, a James zagwizdał na palcach.
Louis nawet nie spojrzał w ich stronę. Stał na podeście z dumnie uniesioną głową i różdżką w pogotowiu. Wyglądał na tak pewnego siebie, że McGregor łypał na niego podejrzliwie.
- Ascendio! - krzyknął McGregor.
- Protego! - zawołał Lou.
Zaklęcie Puchona trafiło w Tarczę wyczarowaną przez Louisa i odbiło się od niej z tak wielkim impetem, że aż zadygotały szyby w oknach Wielkiej Sali. McGregor był bez szans, gdy jego własne zaklęcie ugodziło go w twarz i wyrzuciło wysoko w powietrze. Uderzył z impetem o podest i ani drgnął, gdy podbiegli do niego sędziowie i pani Dobbs.
- Niech to galopujące gargulce... - Fredowi dosłownie opadła szczęka, gdy Lou się skłonił i zeskoczył na ziemię. - I że już?
- Przypomnij mi, żeby nigdy się z tobą nie pojedynkować - powiedział kuzynowi Jim, gdy ten podszedł do nich spacerkiem, odprowadzany pełnymi podziwu spojrzeniami.
- To tylko Zaklęcie Tarczy - wzruszył ramionami Lou, ale widać było, że jest z siebie zadowolony.
- I to jakiej tarczy - pochwalił go Jim.
- W ogóle ktoś wie co się stanie, gdy w następnym pojedynku wygra Selwyn? - zainteresowała się Rox. - Na razie mamy dwa do jednego na korzyść nie-reprezentantów.
- Dyrektor pewnie ma coś w zanadrzu - uznał James.
Pojedynek Selwyna z Hudsonem również nie trwał zbyt długo. Ślizgon pokonał swojego przeciwnika dobrze wymierzonym Condundusem.
- No i mamy remis - zauważył Lou. - Ciekawe co teraz.
- Zaraz się dowiemy - mruknął Fred, widząc jak dyrektor wchodzi na podest.
- Mamy dwóch reprezentantów, którzy wygrali swoje pojedynki - oznajmił dyrektor. - To oznacza dogrywkę. Szczęśliwie się składa, że pozostali zwycięzcy należą do domów, których reprezentanci odpadli, więc pojedynki mogą odbyć się między wytypowanymi już osobami.
James, Fred i Roxanne jednocześnie spojrzeli na Lou, który wyprostował się powoli.
- Lou, Lou, nie zmarnuj tego, błagam! - James złapał przyjaciela za ramię. - Możesz dokopać Wrightowi, rozumiesz?
- Zapraszam pana Wrighta i pana Weasleya - powiedział dyrektor.
Fred i Jim poklepali kuzyna po plecach, a potem blondyn przecisnął się do przodu i wskoczył na podwyższenie. Craig dołączył do niego chwilę potem. Kiedy stanęli na przeciwko siebie, widać było jak mierzą się nieprzychylnymi spojrzeniami.
- Jeśli Lou przegra, skoczę z Wieży Astronomicznej - mruknął James. - Nie zniosę drugiej wygranej Wrighta. Nawet dla naszego domu.
- Expelliarmus! - zawołał od razu Craig.
Lou odbił jego zaklęcie i zaraz wystrzelił własne.
- Anteoculatia!
Czerwony strumień o włos minął twarz Craiga. James zaklął szpetnie. To było naprawdę dobre zaklęcie.
- Incarcerous! - Magiczne więzy oplotły Louisa, który jednak błyskawicznie rozciął je zaklęciem.
- Rictusempra! - wrzasnął Lou, wystrzeliwując zaklęcie w Craiga. Zaraz po nim wystrzelił kolejne i kolejne, zmuszając Wrighta do obrony. Jego zaklęcie tarczy słabło jednak z każdą kolejną chwilą. - Expelliarmus!
Zaklęcie przebiło się przez tarczę Craiga i trafiło go w pierś. Chłopaka odrzuciło do tyłu, a jego różdżka poszybywała gdzieś w powietrze. Lou uśmiechnął się na ten widok, pewny swojej wygranej, ale Craig nie zamierzał się poddawać. Pochwycił swoją różdżkę i wycelował ją w blondyna.
- Relashio! - krzyknął.
Tylko niesamowity refleks uchronił Louisa przed trafieniem zaklęciem prosto w twarz. Chłopak zablokował rzucone zaklęcie i niemal natychmiast odpowiedział na atak. Zamierzał to skończyć.
- Delirius!
Zaklęcie uderzyło w Craiga z impetem. Chłopak został przygnieciony do ziemi, a potem nagle złapał się za głowę i zaczął mówić od rzeczy. Jego różdżka leżała na ziemi, całkowicie zapomniana.
- Tak! - ucieszył się James, a Fred zaklaskał gorączkowo.
Na szczęście ich entuzjazm zginął w tłumie innych owacji. Jedynie Roxanne spojrzała na nich z litością.
- Ogłaszam zwycięstwo pana Weasleya! - zawołał dyrektor, wkraczając na podest. - Tym samym drugie zadanie zwycięża pan Selwyn, zdobywając punkty dla Rawenclawu!
Krukoni wrzasnęła jeszcze głośniej. Ściagnęli Louisa z podwyższenia, chcąc jak najszybciej pogratulować mu walki.
- Gryffindor zostanie w tym roku bez pucharu - oznajmiła ponuro Rox.
- Nie dbam o taki puchar - odparł na to James. - Chcę tylko Puchar Quidditcha. A teraz wybaczcie. Idę namówić Donovan na randkę na błoniach.
- Odeskortuję cię - uznała Rox, dostrzegając w tłumie Fionę, która z lisim uśmiechem obserwowała Pottera. - Nie chcę żadnych głupich niespodzianek.
- Niespodzianką będzie, jeśli Donovan się zgodzi - oznajmił im Fred.
- Na co się zgodzę?
Maggie usłyszała ostatnią część wypowiedzi i spojrzała pytająco na Freda. Przecisnęła się razem z Alem i Rosie przez tłum, próbując dotrzeć do przyjaciół.
- Świetna walka! - pochwalił kuzynkę James, ściskając ją mocno.
- Którą przegrałam - zauważyła ponuro dziewczyna.
- Nikt nie podejrzewał Fiony o takie umiejętności - pocieszyła ją Rox.
- O wiele rzeczy jej nie podjerzewaliśmy - mruknęła Maggie, łypiąc w stronę koleżanki z klasy.
- Do czego to może doprowadzić zazdrość, co nie? - zakpił Fred, a Jim tylko siłą woli powstrzymał się, by mu ponownie nie przywalić.
- Więc na co mam się zgodzić? - ponowiła pytanie blondynka, gdy za bardzo odeszli od tematu.
- Niech Jimmy cię zapyta - powiedział Fred, popychając przyjaciela w jej stronę. - Dajesz, kochasiu.
- Tak sobie pomyślałem, że może... masz ochotę na spacer? - zapytał dość niepewnie James. Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł się dziwnie onieśmielony. - To tylko taka luźna sugestia. Nie byłaś w Hogsmeade i pewnie cały dzień siedziałaś w zamku... Świeże powietrze dobrze ci zrobi.
Albus wpatrywał się w swojego brata, jakby ten nagle postradał wszystkie zmysły. Fred za to wyglądał na złamanego, a Rosie i Roxanne zaczęły zwyczajnie chichotać.
- Świeże powietrze dobrze mi zrobi... - powtórzyła Maggie, gapiąc się na Jima z nieokreśloną miną.
- Zapomnij, że coś mówiłem - westchnął. - Chodźcie, zaraz zostaniemy tu sami, a nie chcę zostać oddelegowany do sprzątania.
- Prefekci już zostali - rozłożył ręce Al. - Ale Rosie, jako reprezentantka, nie musi pomagać.
- I tak zostanę - uśmiechnęła się do niego ciepło. - Miłego spaceru! - zawołała na pożegnanie.
James odprowadził kuzynkę zaskoczonym spojrzeniem.
- Robimy mini party? - zapytał się Fred.
- Nie mamy czego świętować - przypomniała mu siostra. - Ale możemy skołować z kuchni trochę kremowego piwa.
- To do roboty!
James chciał pójść za nimi, ale na jego nadgarstku zacisnęła się dłoń Maggie. Dziewczyna uśmiechała się nieznacznie.
- A co z moim świeżym powietrzem? - zakpiła.
- Ty... - zająknął się James. - Ale że tak poważnie?
- Mam ochotę trochę się przewietrzyć i coś mi mówi, że nie puścisz mnie samej - wzruszyła ramionami. - Idziemy?
Miał ochotę zwyczajnie porwać ją w ramiona i pocałować. Odchrząknął tylko jednak i wyciągnął do niej rękę.
- Idziemy - potwierdził.
Maggie przez chwilę patrzyła na jego dłoń, a potem wsunęła w nią swoją. Zadziwiający był fakt, jak bardzo ich ręce do siebie pasowały. Nie chciała się jednak nad tym zastanawiać, więc tylko uścisnęła lekko jego palce i pozwoliła wyciągnąć się z sali. Nie miała pojęcia, że ukradkiem obserwują ich Al i Rosie, ani że przybili sobie piątki, gdy tylko zniknęli za drzwiami.
- Jesteśmy o krok bliżej celu - oznajmił kuzynce Al.
- Męczące jest to nakierowywanie ich na siebie - uznała Rose. - Ale warte zachodu.
- I tak nie wierzę, by wyrobili się w twoim terminie.
- Nie chodzi mi o zakład!
- Wszystkim chodzi o zakład - prychnął. - Dasz wiarę, że połowa szkoły jest w niego zaangażowana?
- I wujek Neville. I nawet profesor Dunbar.
- Ktoś będzie bardzo bogaty - uznał Al. - Bardzo.