poniedziałek, 31 lipca 2017

49. Bójka

[A w kolejną rocznicę urodzin naszego ulubionego czarodzieja, notatka!
Wszystkiego Najlepszego, Harry!]

- Dobrze widzieć cię w normalnym stanie - odetchnęła z ulgą Rosie, gdy Maggie przyszła pod klasę wróżbiartstwa.
- Gdyby działanie eliksiru nie minęło, nie wiem co bym zrobiła... - westchnęła ciężko dziewczyna.
Zepchnęła na samo dno świadomości zdarzenie w sowiarni. Zachowywała się tak, jakby to nigdy się nie wydarzyło. Zamierzała nawet uwierzyć, że to NIGDY się nie wydarzyło.
- Jimowi też pewnie ulżyło - zachichotał Al.
- Al, z łaski swojej, nie wypowiadaj przy mnie tego imienia - poprosiła chłodno.
- Mags... - zaczęła Rose, ale wtedy klapa w suficie się otworzyła i zaczęli wchodzić po drabince na górę.
- Co odrobinę się polepszy, to zaraz się wali... - mruknęła Rosie do Ala, patrząc jak Maggie wdrapuje się do klasy.
- Widać lubią się kłócić i tyle - uznał, wspinając się za przyjaciółką.
Maggie zajęła miejsce przy ich stoliku. Miała minę, jakby zjadła cytrynę, dlatego Al uznał, że nie poruszy drażliwego tematu.
- Jak tam wasze dzienniki snów? - zapytał lekkim tonem.
Rose tylko ciężko westchnęła, a Maggie wzniosła oczy do nieba.
- Na podstawie moich snów można napisać dobrą książkę - stwierdziła. - Jest w nich wszystko. Zaklęcia, ucieczki, pościgi, śmierć...
- Miłość? - zapytała słodkim tonem Fiona Roberts, która bacznie przysłuchiwała się ich rozmowie. - Słyszałam jakieś plotki o tobie i Jimie Potterze wczoraj wieczorem. To prawda, że wypiliście butelkę eliksiru miłosnego, bo chcieliście się przekonać co naprawdę was łączy?
Maggie mogła jedynie otworzyć i zamknąć usta. Blada jak ściana gapiła się na Fionę, która cierpliwie czekała na odpowiedź.
- Oczywiście, że nie! - zapiszczała, gdy odzyskała mowę.
- Dziwne, bo już wszyscy o tym mówią - potwierdziła Angela Spring, pochylając się ku nim. - Jak wychodziłam z Wielkiej Sali widziałam nawet Craiga. Był dość zdenerwowany.
O ile było to możliwe, Mags zrobiła się jeszcze bielsza. Spojrzała z przerażeniem na Rosie, która pokiwała głową.
- Nie był zbyt szczęśliwy rano - powiedziała cicho.
- Pewnie myśli, że byłaś wczoraj na randce z Jimem - uznała Angela.
- Koszmar - rzekła Fiona, ale widać było, że wcale tak nie uważa.
- Witajcie moi drodzy... - Profesor Trelawney pojawiła się znikąd, na co kilkoro uczniów drgnęło gwałtownie. - Moje wewnętrzne oko wykryło jakieś niezwykłe poruszenie. Widziałam zbliżającą się wojnę, w której centrum znajdzie się jedno z was...
- Pewnie ja, jeśli Craig myśli to, co myślę, że myśli... - wymamrotała Maggie.
Alowi nie udało się stłumić parsknięcia.
- Obyś znalazła go wcześniej niż on Jima - szepnęła Rosie. - Bo z tego serio może być wojna.


***
- POTTER!!!
James odwrócił się w chwili, gdy pięść Craiga znalazła się na wysokości jego twarzy. Cios jaki otrzymał odrzucił go na ścianę, o którą oparł się zamroczony. Przytknął dłoń do ust, a gdy odsunął rękę zobaczył krew. Kilkoro pierwszoroczniaków zmierzających na zajęcia uciekło w popłochu, oglądając się za siebie z przestrachem.
- Hej! - zawołał Fred, powstrzymując Craiga przed kolejnym ciosem. - Odbiło ci, Wright?!
- Puszczaj, Weasley - warknął Craig. - To sprawa między mną a nim.
James otarł krwawiącą wargę i spojrzał wrogo na Craiga, który już trzymał różdżkę w pogotowiu. Powoli wyjął swoją i dał znak Fredowi żeby się odsunął.
- Załatwmy to raz a dobrze - powiedział.
- Anteoculatia! - ryknął Craig, ale James szybko sparował zaklęcie.
- Furnunculus! - odpowiedział James.
Zaklęcia śmigały w tę i we w tę. Obaj chłopcy mieli mordercze miny i z każdą chwilą stawali się bardziej zaciekli. W końcu jedno z zaklęć trafiło Jima w ramię, powodując paskudne oparzenie, co Craig skwitował mściwym okrzykiem.
- DOŚĆ! - wrzasnął nagle profesor Boot, wyłaniając się z za rogu.
Jednym machnięciem różdżki obezwładnił chłopców i szybko podszedł bliżej. Na jego twarzy malowało się oburzenie.
- Może mi ktoś wyjaśnić co tu się wyprawia? - zapytał ostro.
- Jim został zaatakowany, panie profesorze - powiedział natychmiast Fred, wyłaniając się z wnęki, w której ukrył się dla własnego bezpieczeństwa.
- Doprawdy? - zwątpił profesor.
Obrzucił Jima uważnym spojrzeniem. Wąski strumyk krwi spływał mu po brodzie, nadając nieco upiorny wygląd, a szata dymiła w miejscu, w którym rozciął ją zaklęciem Craig.
- Tym razem to prawda, panie profesorze - odezwał się jeden z portretów. - Ten młodzieniec zaatakował bez uprzedzenia.
- Bo zasłużył! - zawołał Craig.
- Proszę o spokój, panie Wright - polecił mu nauczyciel. - Panie Potter, myślę, że powinien pan odwiedzić skrzydło szpitalne. Pani Pomfrey zajmie się pana obrażeniami.
- Nic mi nie jest - burknął James, mierząc Craiga nienawistnym spojrzeniem.
- Panie Weasley, proszę odprowadzić przyjaciela do szpitala - polecił Fredowi Boot. - Skieruję tam profesora Longbootoma. Jednak bez względu na to, który z panów zaczął, pojedynki są zakazane. Odejmuję Gryffindorowi i Ravenclawowi po 20 punktów... Panie Wright, idziemy do dyrektora.
Nakazał Craigowi iść przed sobą, co ten uczynił, obrzucając Jima na pożegnanie zimnym spojrzeniem. Kiedy tylko zniknęli na korytarzu, Jim syknął z bólu i przycisnął dłoń do zranionego ramienia.
- Wiesz chociaż za co oberwałeś? - zapytał go Fred.
- Podejrzewam - burknął Jim. - Chodźmy do pani Pomfrey, zanim ręka mi odpadnie i będę musiał zmarnować w szpitalu więcej czasu.


***
O tym, co się wydarzyło, Maggie, Al i Rosie dowiedzieli się od Lucy. Dziewczynka odnalazła ich na korytarzu prowadzącym do biblioteki i zatrzymała głośnym okrzykiem. Krótkie rude włosy podtrzymywała błękitna opaska z kokardą, a identyczną miała na nadgarstku. Lucy bardzo często urozmaicała szkolny mundurek, co niezbyt odpowiadało nauczycielom. Zwracanie uwagi i odejmowanie punktów nie dawało jednak rezultatów, więc w końcu to Lucy była górą.
- Nie macie pojęcia co się działo! - zapiszczała. - Craig dopadł Jima na korytarzu i zaczęli się bić! Najpierw mu przyłożył, tak normalnie, a potem rzucił jakąś klątwę i James wylądował w skrzydle szpitalnym! - Brązowe oczy Lucy błyszczały z podekscytowania i mówiła z prędkością katarynki. - Cała szkoła mówi, że pobili się o ciebie, Maggie! Czy to nie cudowne?! Też bym chciała, żeby jakiś chłopak się o mnie pobił... - westchnęła z rozmarzeniem.
- Na słodką Rowenę, co takiego? - wykrztusiła Maggie.
- No, pobili się! - powtórzyła entuzjastycznie Lucy.
- Jimowi nic nie jest? - zapytał z westchnieniem Al.
- Pani Pomfrey go poskładała - machnęła ręką dziewczynka. - Miał paskudne oparzenie na ramieniu i rozbitą wargę. Wujek Neville powiedział, żeby twarzy mu nie leczyła, to będzie miał karę na przyszłość. Ale obyło się bez szlabanu, macie pojęcie?! - zaśmiała się, podskakując w miejscu. - Ale podobno Craig wylądował na tygodniowym areszcie u Tyke'a...
Maggie słuchała tego, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Idę poszukać Craiga - powiedziała, odchodząc.
- Widziałam go na pierwszym piętrze razem z kumplami! - zawołała za nią Lucy. - Ciekawe, czy teraz zacznie się spotykać z Jimem? - zastanowiła się głośno, kiedy Mags zniknęła za zakrętem.
- Czy wy naprawdę nie macie większych problemów? - skrzywił się Albus, którego zaczęła naprawdę męczyć ta sytuacja.
- Poza tym nie zerwała z Craigiem - uświadomiła kuzynce Rosie.
- Lily i Rox postawiły po 2 galeony, że dziś się rozstaną - wyszczerzyła się Lucy. - Molly natomiast uważa, że jeszcze się pogodzą. A Teddy postawił całe 5 galeonów, że Maggie i Jim nie dogadają się przed skończeniem szkoły!
Rosie i Al słuchali tego z narastającym zdumieniem.
- Wciągnęliście w to całą rodzinę? - wydusił z siebie Albus.
- Cóż... Tak jakby... - Lucy miała bardzo niewinną minkę. - Na razie Torrie wstrzymała się od głosu, a was, Freda i Lou jeszcze nie pytałam. Domi z kolei postawiła 10 galeonów na Maggie twierdząc, że przez najbliższe trzy lata Jim nie ma się co łudzić randką.
Rosie wyglądała na szczerze wzburzoną, za to Al wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Stawiam galeona na Mags. Nie sądzę, żeby zgodziła się na randkę przez najbliższe dwa lata - powiedział, na co Rose popatrzyła na niego z jawnym oburzeniem. - No co? - parsknął. - Ona się nigdy o tym nie dowie.
- Rosie, może i ty się dołączysz? - uśmiechnęła się Lucy.
- Wolałabym nie - pokręciła szybko głową Rose. - Mags ma tendencję do dowiadywania się o tym, czego nie powinna wiedzieć.

niedziela, 2 lipca 2017

48. Eliksir, cz.2

- Chcesz mi powiedzieć, że naszprycowali mnie i Jamesa eliksirem miłosnym?! - Maggie przycisnęła poduszkę do twarzy i wydała z siebie stłumiony okrzyk. - ZAMORDUJĘ ICH! - wrzasnęła, zrywając się na równe nogi.
Rose spodziewała się, że z nosa przyjaciółki zaraz wytrysną płomienie. Wyglądała zupełnie jak rozwścieczona smoczyca, którą kiedyś widziała podczas wakacji u wujka Charliego.
- Musisz ustawić się w kolejce. James też ma na to ochotę - poinformowała ją spokojnie.
- Bo akurat uwierzę, że nie maczał w tym palców! - prychnęła Maggie, ściągając gumkę z włosów.
Jasne kosmyki rozsypały się jej na plecach i od razu poczuła się lepiej.
- Tym razem chyba jest niewinny...
Rosie odpowiedziało pełne niedowierzania prychnięcie. Maggie wiedziała swoje. James nie mógł być niewinny w takim wypadku. Kipiąc z gniewu, wypadła jak burza z dormitorium i zbiegła do pokoju wspólnego. Akurat Fred z zapałem opowiadał Albusowi w jaki sposób dodali z Louisem eliksiru do ciastek.
- Wiedzieliśmy, że będą oznaczone inicjałami, więc do ostatniej porcji lukru dodaliśmy kropelkę i nałożyliśmy na babeczki dla Jima i Mags... - mówił.
- Kropelkę?! - zapiszczała, na co Fred podskoczył jak oparzony. - KROPELKĘ?!
Wyciągnęła różdżkę i wymierzyła ją w nos przerażonego Freda, który uniósł ręce w geście poddania. Oczyma wyobraźni widział już siebie jako małego, oślizgłego ślimaka, którego Donovan miażdży obcasem. Cały pokój wspólny przyglądał się temu starciu. Nikt nie wiedział o co chodzi, ale wszyscy przysłuchiwali się uważnie. Roxanne zostawiła nawet swoje przyjaciółki i przysiadła się bliżej, nie chcąc stracić ani słowa.
- Wlaliście do tych ciastek pół butelki! - zawołała Mags. - Inaczej nie działałoby tak długo!
- Donovan, słowo honoru... - Fred zezował na czubek różdżki Maggie.
- Nic. Do. Mnie. Nie. Mów - wywarczała. Różdżka drżała jej w dłoni. - Ty, Lou i James jesteście skończonymi kretynami. Za godzinę chcę mieć antidotum na ten eliksir i nie obchodzi mnie, jak go zdobędziecie - poinformowała go sucho.
- Mags, do rana przejdzie... - Rosie próbowała załagodzić sytuację.
Delikatnie złapała przyjaciółkę za nadgarstek, chcąc opuścić jej różdżkę, ale Maggie wyrwała jej rękę.
- Do rana! - zaśmiała się nerwowo blondynka.
- Al, znasz jakiś sposób? - Rosie zwróciła się do kuzyna, który dotychczas siedział w milczeniu i tylko słuchał.
- Ten eliksir nie ma trwałego działania, więc trzeba przeczekać, aż miną jego skutki - powiedział przepraszającym tonem. - Inaczej można to tylko pogorszyć.
- Kiedy ja zwariuję do rana! - Maggie omal się nie rozpłakała. Wszystko w niej wrzeszczało z najróżniejszych powodów.
- Jest jeszcze jeden sposób, żeby eliksir od razu stracił moc... - Fred aż się skulił, gdy mordercze spojrzenia Rose i Maggie skupiły się na nim. - Pocałunek.
Roxanne wymieniła rozbawione spojrzenie z Alem, natomiast Maggie zrobiła się biała jak ściana. Powoli opuściła różdżkę, co Fred wykorzystał by czmychnąć z pokoju wspólnego.
- Zawsze to jakaś alternatywa... - Al próbował ją pocieszyć, ale w efekcie otrzymał tylko gniewne spojrzenie.
- Jesteś pewien, że to minie samo z siebie? - spytała raz jeszcze.
- Powinno - powiedział ostrożnie. - Ale różdżki na to nie postawię.
- To znaczy? - Starała się zachować spokój, lecz na te słowa cała zdrętwiała ze strachu.
- Jeśli jest tak jak mówi i dodali do lukru tylko kropelkę, eliksir już powinien słabnąć. A widzę, że tak nie jest.
- Więc może dodali więcej? - zasugerowała Rose.
- Nieee - pokręcił głową Al. - Nie skłamałby w takiej sytuacji.
- Co to więc oznacza? - Maggie w duchu przeczuwała odpowiedź.
- Że jeśli do rana wam nie przejdzie, trzeba będzie załatwić to... - urwał, nie potrafiąc wydusić tego słowa.
Nie musiał jednak kończyć. Maggie doskonale wiedziała, co trzeba będzie wtedy zrobić...

***
Eliksir nie stracił na swojej mocy. Maggie miała wrażenie, że przez noc nawet zyskał na sile. Budziła się często, wyrywana ze snów o Jamesie, po czym zasypiała zdenerwowana tym, co przychodziło jej do głowy. Na śniadanie wybrała się tak wcześnie, że większość uczniów jeszcze spała, a potem zaszyła się w sowiarni, święcie przekonana, że tam nie będą jej szukać. Jakie więc było jej zdumienie, gdy kilka minut po niej do pomieszczenia wszedł James.
Chłopak zamarł w wejściu, a ona cofnęła się pod samą ścianę. Omal nie wypadła przez okno, gdy nagle trafiła na pustą ramę. James musiał szybko do niej doskoczyć i złapać ją za rękę, żeby utrzymała równowagę.
- Dzięki - mruknęła, wyszarpując mu się.
- Co tu robisz? - zapytał cicho. - Przecież nie masz sowy.
- A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Chciałem odwiedzić Urwisa.
James się nie odsunął, a ona nie miała już gdzie uciec. Stała zdecydowanie zbyt blisko niego i jedna jej część była z tego bardzo zadowolona, a druga domagała się natychmiastowego odwrotu.
- Idę na śniadanie... - skłamała szybko, próbując go wyminąć.
- Donovan, stój. - Jim złapał ją za ramię i zatrzymał. - Skończmy to.
- Co? - udała głupią.
- Dobrze wiesz co. Fred powiedział, że rano będzie po wszystkim, ale nie jest, a ja nie zamierzam się dłużej męczyć.
- Mnie przeszło... - skłamała znowu.
- Twoje szczęście - burknął. - Ale mnie nie, więc...
Przyciągnął ją bliżej i się pochylił. Spanikowana Maggie odepchnęła go mocno i pokręciła głową, na co wydał z siebie poirytowany okrzyk.
- Daj spokój, Donovan! Załatwimy to szybko i rozejdziemy się w swoje strony. Każde z nas tego chce.
- Mam chłopaka - przypomniała mu gniewnie.
- Więc musi cię podwójnie boleć, że zamiast myśleć o nim, masz w głowie mnie - warknął, zbliżając się.
- Może to przejdzie do wieczora? - Maggie rozpaczliwie się przed nim broniła.
- Do wieczora to oboje będziemy już siwi z nerwów. - Złapał ją za ręce i unieruchomił.
- Jeden pocałunek - zastrzegła szybko, widząc, że się nie podda.
- Ani mi w głowie więcej.
- I nikt się o tym nie dowie!
- Powiemy, że eliksir przestał działać rano - obiecał.
- Jeśli złamiesz słowo, Potter... - zaczęła, ale wtedy jego usta spoczęły na jej, skutecznie ją uciszając.
Świat najpierw się zatrzymał, a potem zaczął wirować jak szalony i Maggie, żeby nie upaść, musiała złapać się Jamesa. Gdy jej dłonie spoczęły na jego piersi i zacisnęły na przodzie szaty, chłopak wydał z siebie ciche westchnienie. Przyciągnął ją wtedy mocniej i lekko odchylił do tyłu, wplątując palce w jasne włosy dziewczyny i delikatnie przytrzymując jej głowę. Pocałunek przedłużał się, chociaż eliksir stracił swoją moc z chwilą, gdy ich usta się zetknęły.
W końcu Maggie oprzytomniała i mocno odepchnęła od siebie Jamesa, który postąpił krok do tyłu z bardzo głupią miną. Przycisnęła palce do mrowiących ust, patrząc się na niego z mieszaniną oszołomienia i wstydu. Jej policzki zapłonęły czerwienią i spuściła wzrok, jednocześnie przykładając dłoń do serca, które zgubiło rytm w chwili, gdy wszedł do sowiarni i jeszcze się nie uspokoiło.
- Przeszło? - James nie za bardzo wiedział, gdzie podziać wzrok.
Tylko pokiwała głową. Nie była w stanie wypowiedzieć nawet słowa, tak bardzo miała ściśnięte gardło. Działanie eliksiru zniknęło, ale pojawiło się coś innego, czego nie można było zwalczyć w magiczny sposób. Maggie zepchnęła jednak to uczucie na samo dno swojej świadomości, przysięgając, że nigdy do niego nie powróci, nawet w snach.
- Mags... - powiedział nagle, a ona zdrętwiała, bo zwrócił się do niej imieniem, co mogło tylko zwiastować kłopoty. - Umów się ze mną - poprosił. - Daj sobie spokój z Wrightem. Wiem, że coś do mnie czujesz...
- To był tylko eliksir. Tylko - poinformowała go ostro, wreszcie odzyskując głos. - Nie zaczynaj znowu, James.
- Kiedy ja nigdy nie skończyłem - odparł.
Pokręciła ze złością głową. Nie chciała słuchać takich rzeczy.
- Nienawidzę cię - burknęła.
- Wiesz dobrze, że nie, Donovan... - Jim uśmiechnął się pewnie, co dodatkowo ją zirytowało.
- Znajdź sobie inną ofiarę, Potter - poleciła gniewnie, a potem wybiegła z sowiarni, zostawiając Jima samego.
Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, zadowolony uśmieszek Jamesa zniknął. Chłopak dotknął lekko swoich ust, a potem westchnął ciężko. Gdy na ramieniu usiadł mu Urwis, pogładził go odruchowo po łepku.
- Co ja mam z nią zrobić, hę? - westchnął, ale puchacz nie udzielił mu odpowiedzi.