- Chcesz mi powiedzieć, że naszprycowali mnie i Jamesa eliksirem miłosnym?! - Maggie przycisnęła poduszkę do twarzy i wydała z siebie stłumiony okrzyk. - ZAMORDUJĘ ICH! - wrzasnęła, zrywając się na równe nogi.
Rose spodziewała się, że z nosa przyjaciółki zaraz wytrysną płomienie. Wyglądała zupełnie jak rozwścieczona smoczyca, którą kiedyś widziała podczas wakacji u wujka Charliego.
Rose spodziewała się, że z nosa przyjaciółki zaraz wytrysną płomienie. Wyglądała zupełnie jak rozwścieczona smoczyca, którą kiedyś widziała podczas wakacji u wujka Charliego.
- Musisz ustawić się w kolejce. James też ma na to ochotę - poinformowała ją spokojnie.
- Bo akurat uwierzę, że nie maczał w tym palców! - prychnęła Maggie, ściągając gumkę z włosów.
Jasne kosmyki rozsypały się jej na plecach i od razu poczuła się lepiej.
Jasne kosmyki rozsypały się jej na plecach i od razu poczuła się lepiej.
- Tym razem chyba jest niewinny...
Rosie odpowiedziało pełne niedowierzania prychnięcie. Maggie wiedziała swoje. James nie mógł być niewinny w takim wypadku. Kipiąc z gniewu, wypadła jak burza z dormitorium i zbiegła do pokoju wspólnego. Akurat Fred z zapałem opowiadał Albusowi w jaki sposób dodali z Louisem eliksiru do ciastek.
- Wiedzieliśmy, że będą oznaczone inicjałami, więc do ostatniej porcji lukru dodaliśmy kropelkę i nałożyliśmy na babeczki dla Jima i Mags... - mówił.
- Kropelkę?! - zapiszczała, na co Fred podskoczył jak oparzony. - KROPELKĘ?!
Wyciągnęła różdżkę i wymierzyła ją w nos przerażonego Freda, który uniósł ręce w geście poddania. Oczyma wyobraźni widział już siebie jako małego, oślizgłego ślimaka, którego Donovan miażdży obcasem. Cały pokój wspólny przyglądał się temu starciu. Nikt nie wiedział o co chodzi, ale wszyscy przysłuchiwali się uważnie. Roxanne zostawiła nawet swoje przyjaciółki i przysiadła się bliżej, nie chcąc stracić ani słowa.
- Wlaliście do tych ciastek pół butelki! - zawołała Mags. - Inaczej nie działałoby tak długo!
- Donovan, słowo honoru... - Fred zezował na czubek różdżki Maggie.
- Nic. Do. Mnie. Nie. Mów - wywarczała. Różdżka drżała jej w dłoni. - Ty, Lou i James jesteście skończonymi kretynami. Za godzinę chcę mieć antidotum na ten eliksir i nie obchodzi mnie, jak go zdobędziecie - poinformowała go sucho.
- Mags, do rana przejdzie... - Rosie próbowała załagodzić sytuację.
Delikatnie złapała przyjaciółkę za nadgarstek, chcąc opuścić jej różdżkę, ale Maggie wyrwała jej rękę.
Delikatnie złapała przyjaciółkę za nadgarstek, chcąc opuścić jej różdżkę, ale Maggie wyrwała jej rękę.
- Do rana! - zaśmiała się nerwowo blondynka.
- Al, znasz jakiś sposób? - Rosie zwróciła się do kuzyna, który dotychczas siedział w milczeniu i tylko słuchał.
- Ten eliksir nie ma trwałego działania, więc trzeba przeczekać, aż miną jego skutki - powiedział przepraszającym tonem. - Inaczej można to tylko pogorszyć.
- Kiedy ja zwariuję do rana! - Maggie omal się nie rozpłakała. Wszystko w niej wrzeszczało z najróżniejszych powodów.
- Jest jeszcze jeden sposób, żeby eliksir od razu stracił moc... - Fred aż się skulił, gdy mordercze spojrzenia Rose i Maggie skupiły się na nim. - Pocałunek.
Roxanne wymieniła rozbawione spojrzenie z Alem, natomiast Maggie zrobiła się biała jak ściana. Powoli opuściła różdżkę, co Fred wykorzystał by czmychnąć z pokoju wspólnego.
- Zawsze to jakaś alternatywa... - Al próbował ją pocieszyć, ale w efekcie otrzymał tylko gniewne spojrzenie.
- Jesteś pewien, że to minie samo z siebie? - spytała raz jeszcze.
- Powinno - powiedział ostrożnie. - Ale różdżki na to nie postawię.
- To znaczy? - Starała się zachować spokój, lecz na te słowa cała zdrętwiała ze strachu.
- Jeśli jest tak jak mówi i dodali do lukru tylko kropelkę, eliksir już powinien słabnąć. A widzę, że tak nie jest.
- Więc może dodali więcej? - zasugerowała Rose.
- Nieee - pokręcił głową Al. - Nie skłamałby w takiej sytuacji.
- Co to więc oznacza? - Maggie w duchu przeczuwała odpowiedź.
- Że jeśli do rana wam nie przejdzie, trzeba będzie załatwić to... - urwał, nie potrafiąc wydusić tego słowa.
Nie musiał jednak kończyć. Maggie doskonale wiedziała, co trzeba będzie wtedy zrobić...
***
Eliksir nie stracił na swojej mocy. Maggie miała wrażenie, że przez noc nawet zyskał na sile. Budziła się często, wyrywana ze snów o Jamesie, po czym zasypiała zdenerwowana tym, co przychodziło jej do głowy. Na śniadanie wybrała się tak wcześnie, że większość uczniów jeszcze spała, a potem zaszyła się w sowiarni, święcie przekonana, że tam nie będą jej szukać. Jakie więc było jej zdumienie, gdy kilka minut po niej do pomieszczenia wszedł James.
Chłopak zamarł w wejściu, a ona cofnęła się pod samą ścianę. Omal nie wypadła przez okno, gdy nagle trafiła na pustą ramę. James musiał szybko do niej doskoczyć i złapać ją za rękę, żeby utrzymała równowagę.
- Dzięki - mruknęła, wyszarpując mu się.
- Co tu robisz? - zapytał cicho. - Przecież nie masz sowy.
- A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Chciałem odwiedzić Urwisa.
James się nie odsunął, a ona nie miała już gdzie uciec. Stała zdecydowanie zbyt blisko niego i jedna jej część była z tego bardzo zadowolona, a druga domagała się natychmiastowego odwrotu.
- Idę na śniadanie... - skłamała szybko, próbując go wyminąć.
- Donovan, stój. - Jim złapał ją za ramię i zatrzymał. - Skończmy to.
- Co? - udała głupią.
- Dobrze wiesz co. Fred powiedział, że rano będzie po wszystkim, ale nie jest, a ja nie zamierzam się dłużej męczyć.
- Mnie przeszło... - skłamała znowu.
- Twoje szczęście - burknął. - Ale mnie nie, więc...
Przyciągnął ją bliżej i się pochylił. Spanikowana Maggie odepchnęła go mocno i pokręciła głową, na co wydał z siebie poirytowany okrzyk.
- Daj spokój, Donovan! Załatwimy to szybko i rozejdziemy się w swoje strony. Każde z nas tego chce.
- Mam chłopaka - przypomniała mu gniewnie.
- Więc musi cię podwójnie boleć, że zamiast myśleć o nim, masz w głowie mnie - warknął, zbliżając się.
- Może to przejdzie do wieczora? - Maggie rozpaczliwie się przed nim broniła.
- Do wieczora to oboje będziemy już siwi z nerwów. - Złapał ją za ręce i unieruchomił.
- Jeden pocałunek - zastrzegła szybko, widząc, że się nie podda.
- Ani mi w głowie więcej.
- I nikt się o tym nie dowie!
- Powiemy, że eliksir przestał działać rano - obiecał.
- Jeśli złamiesz słowo, Potter... - zaczęła, ale wtedy jego usta spoczęły na jej, skutecznie ją uciszając.
Świat najpierw się zatrzymał, a potem zaczął wirować jak szalony i Maggie, żeby nie upaść, musiała złapać się Jamesa. Gdy jej dłonie spoczęły na jego piersi i zacisnęły na przodzie szaty, chłopak wydał z siebie ciche westchnienie. Przyciągnął ją wtedy mocniej i lekko odchylił do tyłu, wplątując palce w jasne włosy dziewczyny i delikatnie przytrzymując jej głowę. Pocałunek przedłużał się, chociaż eliksir stracił swoją moc z chwilą, gdy ich usta się zetknęły.
W końcu Maggie oprzytomniała i mocno odepchnęła od siebie Jamesa, który postąpił krok do tyłu z bardzo głupią miną. Przycisnęła palce do mrowiących ust, patrząc się na niego z mieszaniną oszołomienia i wstydu. Jej policzki zapłonęły czerwienią i spuściła wzrok, jednocześnie przykładając dłoń do serca, które zgubiło rytm w chwili, gdy wszedł do sowiarni i jeszcze się nie uspokoiło.
- Przeszło? - James nie za bardzo wiedział, gdzie podziać wzrok.
Tylko pokiwała głową. Nie była w stanie wypowiedzieć nawet słowa, tak bardzo miała ściśnięte gardło. Działanie eliksiru zniknęło, ale pojawiło się coś innego, czego nie można było zwalczyć w magiczny sposób. Maggie zepchnęła jednak to uczucie na samo dno swojej świadomości, przysięgając, że nigdy do niego nie powróci, nawet w snach.
- Mags... - powiedział nagle, a ona zdrętwiała, bo zwrócił się do niej imieniem, co mogło tylko zwiastować kłopoty. - Umów się ze mną - poprosił. - Daj sobie spokój z Wrightem. Wiem, że coś do mnie czujesz...
- To był tylko eliksir. Tylko - poinformowała go ostro, wreszcie odzyskując głos. - Nie zaczynaj znowu, James.
- Kiedy ja nigdy nie skończyłem - odparł.
Pokręciła ze złością głową. Nie chciała słuchać takich rzeczy.
- Nienawidzę cię - burknęła.
- Wiesz dobrze, że nie, Donovan... - Jim uśmiechnął się pewnie, co dodatkowo ją zirytowało.
- Znajdź sobie inną ofiarę, Potter - poleciła gniewnie, a potem wybiegła z sowiarni, zostawiając Jima samego.
Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, zadowolony uśmieszek Jamesa zniknął. Chłopak dotknął lekko swoich ust, a potem westchnął ciężko. Gdy na ramieniu usiadł mu Urwis, pogładził go odruchowo po łepku.
- Co ja mam z nią zrobić, hę? - westchnął, ale puchacz nie udzielił mu odpowiedzi.
Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, zadowolony uśmieszek Jamesa zniknął. Chłopak dotknął lekko swoich ust, a potem westchnął ciężko. Gdy na ramieniu usiadł mu Urwis, pogładził go odruchowo po łepku.
- Co ja mam z nią zrobić, hę? - westchnął, ale puchacz nie udzielił mu odpowiedzi.
Świetny odcinek nie mogę się doczekać następnych mam nadzieję że wena Cie szybko nie opuści :)
OdpowiedzUsuń