niedziela, 3 czerwca 2018

62. Huncwockie porachunki

- Jim, jak mogłeś?!
James uśmiechnął się pod nosem zanim odwrócił się w stronę swojej rozwścieczonej młodszej siostry, pędzącej w jego stronę korytarzem. Idący obok niego Fred miał bardzo zadowoloną minę, chociaż nie wiedział o co chodzi, a Louis tylko łypnął wrogo na rudowłosą dziewczynkę. Różowy kolor w jego włosach już zbladł, ale nadal był widoczny i chłopak nie mógł wybaczyć kuzynce tego kawału.
- Stało się coś, Kropeczko? - zapytał James, udając, że kompletnie nie wie o co jej chodzi.
- Już ty dobrze wiesz, co się stało! - zapiszczała, zatrzymując się przed bratem i celując w niego palcem wskazującym.
Uczniowie rzucali im zaciekawione spojrzenia, ale nikt nie przystawał, by dowiedzieć się, co takiego jest grane. Sprzeczki między członkami Nowej Generacji były całkowicie normalne i już nikogo nie dziwiły.
- Oświeć nas - wysyczał Louis.
- Podrzuciłeś do gabinetu Tyke'a niuchacza, doskonale wiedząc, że ojciec Lorcana i Lysandra zamierza na najbliższych zajęciach czwartoklasistów poruszyć ich temat! - zawołała, szczerze oburzona. - Wina oczywiście spadła na nas, bo przecież Scamandrowie mogli bez problemu niuchacza zdobyć! Zarobiliśmy miesięczny szlaban, Jim! Miesięczny!
- O jejku, jejku... - W głosie Lou nie było nawet cienia współczucia.
Lily zmierzyła go ostrym spojrzeniem, które zmroziłoby każdego poza nim w tym momencie.
- Jak tam twoje włosy? - zaćwierkała.
Niebieskie oczy chłopaka zalśniły groźnie i Lily uśmiechnęła się triumfalnie, na co ręka Lou odruchowo powędrowała w stronę kieszeni z różdżką. Powstrzymał się jednak od pochopnych uczynków.
- Tak myślałam - powiedziała, przenosząc spojrzenie na Jima. - To było zagranie poniżej twoich możliwości, Jimmy - stwierdziła.
- Nie rozumiem, dlaczego mnie oskarżasz - pokręcił głową, z udawanym żalem. - Kropeczko, moje serce krwawi.
- Swoją drogą, co ten niuchacz zmalował, że Tyke dał wam aż miesięczny szlaban? - zaciekawił się Fred.
Dziewczynka nie zdołała powstrzymać chichotu, ale zaraz się opanowała.
- Cóż... - zaczęła. - Nie wiem czy wiedzieliście, ale Tyke kolekcjonuje mugolskie monety. Ma je wszystkie opisane i poukładane... A przynajmniej miał dopóki niuchacz nie zdemolował mu gabinetu.
- Mugolskie monety? - Louis miał minę jakby Gwiazdka postanowiła przyjść w tym roku wcześniej. - Jimmy, skąd wiedziałeś? Bo wiedziałeś?
- Nie mam nic wspólnego z żadnym niuchaczem - uparcie powtarzał chłopak, święcie przekonany, że siostra znalazła jakiś sposób, by utrwalić jego wypowiedź z przyznaniem się do winy i wykorzystać ją przeciwko niemu.
- A ja i tak wiem, że masz - warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła. Rude włosy łopotały za nią jak wstęga.
James patrzył na nią przez moment, a potem ruszył w przeciwnym kierunku, pogwizdując cicho.
- Naprawdę nie masz z tym nic wspólnego? - zakpił Fred.
Chłopak tylko rozłożył ręce, ale uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, że przyszykują teraz dla nas zemstę stulecia? - Louis dotknął swoich włosów. - Nie chcę obudzić się z zielonymi pasemkami na dokładkę. A twoja siostrzyczka może wejść do mojego dormitorium.
- Biedny Lou... Co ty teraz zrobisz? - zakpił Jim, klepiąc przyjaciela po plecach.

***
Kiedy Maggie zobaczyła Lily i Hugona spiskujących na korytarzu na drugim piętrze, od razu wiedziała, że coś się dzieje. Zwłaszcza, gdy spojrzeli na nią z wyraźnym niepokojem i czym prędzej się oddalili. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, nie chcąc się mieszać w sprawy Huncwotów - czy to starszych, czy młodszych. Szybko przemknęła korytarzem, nie mogąc pozbyć się obawy, że zaraz coś ciężkiego spadnie jej na głowę, albo skończy z włosami koloru wściekłego fioletu. Uznała, że pójdzie do biblioteki naokoło, przez Izbę Pamięci i Zbrojownię, dlatego zamiast pójść korytarzem prosto, skręciła w lewo.
Jak się okazało, to był bardzo zły pomysł.
Kiedy tylko przekroczyła próg zbrojowni, zobaczyła prawdziwe apogeum. Srebrzyste kawałki metalu walały się po podłodze razem z całym arsenałem broni. Maggie przeszło przez myśl, że w sumie to trochę dziwne, że czarodzieje korzystali z mieczy i łuków, skoro mogli posługiwać się magią, ale zaraz o tym zapominała, gdy nagle usłyszała za plecami rozzłoszczony okrzyk, który poznałaby na końcu świata.
Tyke.
Bardzo. BARDZO wściekły Tyke.
- Zaraza na Huncwotów! - zawołał.
Maggie odwróciła się szybko w jego stronę i zobaczyła, że woźny mierzy ją wrogim spojrzeniem.
- I pewnie powiesz, że nie masz z tym nic wspólnego, co?! - zapytał, machając rękami. - Jakbym nie wiedział, że ty, Potter i Weasleyowie wzięliście sobie za punkt honoru by uprzykrzyć mi życie! Tak samo ta banda młodej Potterówny! Ale dość tego! Koniec z pobłażaniem!
- Nic nie zrobiłam! - zawołała Maggie. - Tylko tędy przechodziłam!
- Zawsze ta sama wymówka! - wrzasnął, wściekle czerwony na twarzy. - Ale ja wiem! WIEM! Dowiedziałem się, że Huncwoci planują coś dużego w Zbrojowni. Przychodzę i co widzę?! Ich wspólniczkę!
- Nie jestem ich wspólniczką! - Maggie była zła i lekko przestraszona. Tyke wyglądał jakby zaraz miał zionąć ogniem.
- I tak ci nie wierzę - wysyczał. - Do mojego gabinetu. Już.
Maggie zacisnęła mocno usta i wypuściła z sykiem powietrze. Wreszcie zrozumiała, dlaczego Lily i Hugo wyglądali na tak zdenerwowanych. Przygotowali kawał, który miał pogrążyć Jamesa i chłopaków. Pech chciał, że pogrążyli ją.
Usłyszała nagle rozbawione głosy i jęknęła w duchu, gdy je rozpoznała.
- WY! - wrzasnął Tyke, gdy w pomieszczeniu pojawili się James, Lou i Fred. Chłopcy szybko ocenili sytuację, przenosząc wzrok z Maggie, na porozrzucane po komnacie zbroje, a potem na woźnego. - Przyszliście sprawdzić, czy kawał się udał?!
James otworzył i zamknął usta. Spojrzał na Maggie, która tylko bezradnie pokręciła głową.
- Tylko przechodziliśmy... - powiedział Louis.
I to były słowa, których nie powinien wypowiadać.
- Wszyscy do mojego gabinetu! - wrzasnął Tyke. - Natychmiast!
Maggie ruszyła jako pierwsza, mijając oszołomionych Huncwotów. Złapała Jamesa za łokieć, ruszając go z miejsca, a kiedy tylko zrobił pierwszy krok, Louis i Fred podążyli za nim, oglądając się niepewnie na rozwścieczonego woźnego.
- Mamy przekopane - mruknęła.
- Wiesz co tu się wydarzyło? - zapytał szeptem James.
- Domyślam się - burknęła. - Huncwockie porachunki - zaklęła pod nosem.
- Lily - wycedził Jim.

3 komentarze:

  1. Najlepszy fanfik jaki czytałam it is amazing❤❤ Najlrpsza autorka ever😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystkie rozdziały w dwa dni i nie mogę wyjść z podziwu nad Twoim talentem! Twoj styl pisania i pomysły są świetne! Nie mogę się doczekać kontynuacji :) Życzę dużo weny i czasu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Czytam tą historię od bardzo dawna, świetny rozdział, a o tym jak bardzo mi się podoba Twój blog już Ci kiedyś pisałam pod jednym z postów :')
    Zapraszam do mnie, może Ci przypadnie do gustu https://w-krolestwie-tantionu.blogspot.com/ :)
    Alex

    OdpowiedzUsuń