Teddy był mocno zdziwiony, gdy Harry poprosił go o spotkanie poza Biurem Aurorów. Gdyby nie ukryty szyfr w wiadomości przyniesionej przez patronusa, zastanawiałby się, czy na pewno otrzymał ją od chrzestnego. Teraz stał w pobliżu mugolskiego banku i cierpliwie czekał na pojawienie się Pottera.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedział Harry, pojawiając się znikąd. - Mam urwanie głowy w Biurze.
- Bo brakuje ci najlepszego pracownika - dogryzł mu Teddy, na co Potter tylko westchnął.
- Mój najlepszy pracownik właśnie dostał swoje własne zadanie.
Niebieskowłosy chłopak wyprostował się gwałtownie. Wbił wzrok w Harry'ego, czekając na jakieś wyjaśnienia. Mężczyzna w okularach skinął na niego i odeszli kawałek od banku, przechadzając się niespiesznie po ulicy.
- Dlaczego nie chciałeś rozmawiać w Biurze? - spytał Teddy.
- To, co ci powiem, jest ściśle tajne, Teddy - powiedział bardzo cicho Harry. - Nie chciałem rozmawiać o tym w Biurze, bo... cóż...
- Ściany tam mają uszy - dokończył ponuro chłopak, a Potter pokiwał głową.
- Jakiś czas temu dostaliśmy informację, że do Anglii zostało przetransportowanych kilka bardzo niebezpiecznych rzeczy - zaczął opowiadać Harry. - Większość nie powinna interesować naszego departamentu, ale ta jedna wzbudziła mój niepokój zwłaszcza, że nie jestem w stanie jej teraz zlokalizować.
- O czym ty mówisz? - Teddy zmarszczył brwi, wyraźnie zaintrygowany.
- O jaju bazyliszka.
Teddy potknął się i omal nie wpadł na latarnię. Gapił się na chrzestnego z szeroko otwartymi ustami i szaleństwem w oczach. Czekał, aż Harry powie, że tylko żartuje, ale mężczyzna był w stu procentach poważny.
- Ba-bazyliszek? - zająknął się.
Historie o Komnacie Tajemnic, pojedynku z bazyliszkiem i spetryfikowanych uczniach nie należały do przyjemnych opowieści na dobranoc, ale Ron, raz na jakiś czas, lubił postraszyć dzieciaki, zwłaszcza gdy były nieposłuszne, a George czasem w żartach wciąż nazywał Harry'ego Dziedzicem Slytherina, czego ten strasznie nie lubił. Wywoływało to jednak pytania i Teddy nie raz miał okazję usłyszeć historię o dwunastoletnim Harrym ratującym Ginny przed nieuchronną śmiercią.
- Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami robi dosłownie wszystko, by znaleźć jajo i jego nabywcę, ale ja mam swoje podejrzenia - westchnął Harry i pokręcił głową.
Nie musiał mówić nic więcej.
- Mordred - szepnął Teddy, a Potter skinął głową.
- To by pasowało - rzekł. - Skoro podziela poglądy Voldemorta, chce wytępić mugoli, dzieci z mugolskich rodzin i wszystkich nieokreślonych czarodziejów. A co może być lepszym sposobem niż Groza Slytherina?
- Ale to jest jajo - zauważył Teddy. - Małe jajo. Bazyliszek prędko nie będzie w stanie nikogo zaatakować.
Harry skrzywił się boleśnie.
- Co? - zaniepokoił się Teddy.
- Widzisz... - zaczął. - Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami nie przekazał nam informacji o bazyliszku od razu... Idioci myśleli, że zlokalizują go zanim mały problem stanie się dużym problemem.
- Kiedy? - zapytał słabo Teddy. - Kiedy bazyliszek dostał się do kraju?
- Miesiąc po ucieczce Carrowów.
Teddy zaklął głośno.
- Wszyscy byliśmy wtedy tak skupieni na złapaniu ich, zapewnieniu bezpieczeństwa dzieciakom i całej reszcie, że to przegapiliśmy - westchnął Harry. - Sam wiesz, co się działo. Teraz, z perspektywy czasu, wygląda mi to na przemyślane działanie. Zostaliśmy odciągnięci od jednego kłopotu, próbując zapanować nad innym, bardziej naglącym.
- Rok... - sapnął. - Ponad rok... I bazyliszek może być wszędzie!
- Cóż, jestem pewien, że Mordred nie trzyma go przy sobie tak jak Voldemort Nagini - odparł. - Bazyliszek jest niebezpieczny, nawet dla niego, zwłaszcza, jeśli nie jest kolejnym Dziedzicem Slytherina.
- A jeśli jest? - zapytał się Teddy. - Dobrze wiesz, co znalazła Torrie.
Harry pokiwał głową. Nie mógł spać po nocach, zastanawiając się, co zrobić z informacjami, które znaleźli na temat Mordreda. I jak nie dopuścić do tego, by dzieciaki dowiedziały się o wszystkim przed czasem.
- Zyskamy pewność, gdy zbudowane zostaną konkretne drzewa genealogiczne - powiedział. - Wiesz, że szperanie w tak odległej przeszłości, nawet dla czarodzieja, jest kłopotliwe.
- I tak dobrze wiemy, jaki będzie wynik. - Teddy wbił ręce w kieszenie. On nie zamierzał się łudzić. - Domyślam się, że moje zadanie ma związek z bazyliszkiem, czyż nie? Mam go znaleźć i zlikwidować? Nadal trzymasz Miecz Gryfindora w gablotce nad kominkiem? - zażartował.
- Przecież wiesz, że to tylko atrapa - mruknął Harry. - I nie, nie chcę żebyś zajmował się bazyliszkiem. Dostaniesz inne zadanie. Owszem, będzie miało związek z naszym wężowym problemem, ale mam nadzieję, że bezpośrednio się z nim nie spotkasz.
- Świetnie. - Teddy poczuł ulgę. Uważał się za dobrego aurora, ale bazyliszek napawał go lękiem. - Co mam zrobić?
- Jedziesz do Hogwartu.
Chłopak na moment zdębiał. Przez pełną minutę jego myśli wirowały jak szalone, aż w końcu doszedł do odpowiedniej konkluzji i zrobił się zielony na twarzy, a jego włosy gwałtownie straciły kolor. Harry rozejrzał się dookoła, zaniepokojony tym, że jakiś mugol mógł zobaczyć niekontrolowany pokaz Lupina.
- Ty... Ty chyba nie myślisz... - dukał Teddy.
- Dokładnie tak myślę - westchnął Harry i spojrzał poważnie na swojego chrześniaka. W zielonych oczach była rezygnacja i zmęczenie. Teddy pomyślał, że już dawno nie widział swojego ojca chrzestnego odprężonego. - Nie mam pewności, ale mój informator...
- Malfoy.
- Mój informator - powtórzył - twierdzi, że kilka rodzin czarodziejów czystej krwi może być uwikłanych w przemyt i pomoc Mordredowi. Nie chcę rzucać nazwiskami, ale jeśli prawdą jest wszystko to, co odkryła Victoire...
- Na gacie Merlina... - Oczy Teddy'ego zalśniły strachem.
- No właśnie. Dlatego potrzebuję cię w Hogwarcie. Musisz mieć oko na wszystko. A zwłaszcza... na pewne osoby.
- Rozumiem - mruknął Teddy. - Ale dlaczego nie zlecisz tego Robardsowi?
- Bo jest na emeryturze i... nie zgadza się ze mną w kilku kwestiach. - Harry nachmurzył się i wbił ręce w kieszenie. - Ufam ci, Teddy. Jesteś jedną z nielicznych osób, którym mogę powierzyć to zadanie. I jeśli czegoś się dowiesz, natychmiast mnie o tym poinformuj.
- Jasne. Możesz na mnie liczyć.
Harry uśmiechnął się lekko.
- Wiem.
A miecza gryffindora nie miał ponoć Nevill???
OdpowiedzUsuńJeśli mogę spytać , będziesz wstawiać jeszcze rozdziały ???
OdpowiedzUsuń