sobota, 8 sierpnia 2020

86. Odwiedziny u Hagrida

- SUMY.
- Huh? - Maggie nieprzytomnie podniosła wzrok znad książki do transmutacji i spojrzała na śmiertelnie bladą Rosie.
- Mamy w tym roku SUMY! - zapiszczała Rose, wyraźnie przerażona. - Zapomniałam! Naprawdę zapomniałam!
- Rosie, wyluzuj - poleciła jej ostrożnie, tymczasowo odkładając na bok pracę domową o zaklęciu powodującym znikanie. - Mamy jeszcze mnóstwo czasu na naukę. A ty i tak przygotowujesz się do zadania. Nie masz się czym martwić.
- Egzaminy to coś zupełnie innego! - Rosie nie dawała się przekonać. - Mamy tyle rzeczy do zrobienia! Muszę natychmiast opracować jakiś plan...
- Rose! - Maggie skończyła się cierpliwość. - Dopiero początek października! Skup się na zadaniu!
Dziewczyna zamrugała szybko, wpatrując się w swoją jasnowłosą przyjaciółkę. Dopiero wtedy zauważyła wyraźnie podkrążone oczy Maggie, zupełnie jakby nie spała od tygodnia.
- Dobrze się czujesz? - spytała.
- Tak - westchnęła Maggie. - Przepraszam. Nie chciałam krzyczeć. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
Na szczęście jej wybuch nie zwrócił niczyjej uwagi. Dziewczęta wyjątkowo zdecydowały się uczyć w jednej z pustych klas, które udostępniano uczniom w celach naukowych, dlatego też nikogo więcej z nimi nie było.
- Wyglądasz na wyczerpaną - zauważyła Rosie ostrożnie.
- Trochę jestem - przyznała się dziewczyna. - James ostro nas trenuje, a i nauczyciele chyba próbują pokazać Pickwittowi, że są warci swoich stanowisk. Nigdy nam tyle nie zadawali.
Nie wspomniała, że dodatkowo szuka wszelkich informacji na temat bazyliszka, a James obserwuje dyrektora na Mapie Huncwotów. Zastanawiali się, czy nie wspomnieć jednak o swoich podejrzeniach Alowi i Rosie, którzy jako prefekci musieli raz na jakiś czas patrolować nocą korytarze szkoły. Oboje mieli bowiem niejasne przeczucie, że wężowy potwór może prędzej czy później pojawić się na widoku. 
- Hej, słuchasz mnie?
- Co? - bąknęła Maggie, która totalnie odpłynęła.
- Pytałam, czy nie chcesz pójść na spacer - powtórzyła Rose. - Dawno nie byłyśmy u Hagrida.
- Myślałam, że chcesz się uczyć - przypomniała jej Maggie. - To ty mnie tu zaciągnęłaś i zaczęłaś krzyczeć o SUMACH.
- Mój mózg potrzebuje przerwy. Chodź.
Rose wstała i złapała przyjaciółkę za rękę. Maggie zdążyła tylko wpakować ich książki do torby i już były na zewnątrz. Na korytarzu trafiły na Irytka, który chichocząc złośliwie próbował wysmarować wszystkie klamki jakąś cuchnącą breją. Na ich widok tylko zaśmiał się głośniej i zaczął ciskać mazią w ich kierunku.
- Przestań! - zapiszczała Maggie, gdy breja rozprysnęła się na podłodze u jej stóp i ochlapała szatę.
- Iiiiiiiiiiiii! - chichotał tylko poltergeist.
Rosie uchyliła się przed kolejnym pociskiem, a potem machnęła szybko różdżką i śmierdząca ciecz zmieniła kierunek, trafiając prosto w Irytka.
- Oszustwo! - oburzył się, a potem odleciał w inną stronę, klnąc szpetnie przez całą drogę.
- Szybka reakcja - mruknęła Maggie, marszcząc nos. - Fuuuj, ale to cuchnie...
- Zanim pójdziemy do Hagrida, musisz się przebrać - uznała Rosie, patrząc z obrzydzeniem na maź. - Nawet nie chcę wiedzieć co to jest.
Korzystając z kilku tajnych przejść, szybko dotarły do Wieży Gryffindoru. Gruba Dama obrzuciła zaintrygowanym spojrzeniem pobrudzoną szatę Maggie, ale w żaden sposób tego nie skomentowała, tylko od razu wypuściła dziewczyny do środka. Ledwie zdążyły wejść do salonu, gdy z fotela zerwała się Molly. Na jej piersi pobłyskiwała odznaka Prefekta Naczelnego.
- Rose, wszędzie cię szukałam! - zawołała. - Dyrektor kazał prefektom naczelnym zebrać reprezentantów. Chyba wreszcie dowiemy się jakie zadanie was czeka!
- Och... - Rosie z trudem przełknęła ślinę. - Tak, racja...
- Idź - ponagliła ją Maggie. - Pójdziemy do Hagrida innym razem.
Rosie skinęła głową i niemal wybiegła z pokoju wspólnego, a zaraz za nią pomknęła Molly. Maggie tylko westchnęła ciężko, patrząc na swoją pobrudzoną szatę.
- Nienawidzę cię, Irytku - burknęła, zmierzając do dormitoriów dziewczyn.
- Hej, Donovan! - usłyszała, będąc na trzecim stopniu. - Zaczekaj!
- Pięć minut, James! - odkrzyknęła, nawet się nie odwracając.
- Ale...
- Na gacie Merlina, co? - jęknęła, zatrzymując się na schodach i obracając w jego stronę.
- Fuj, co to takiego? - skrzywił się chłopak, patrząc na jej szatę.
- Nie wiem. Nowa zabawka Irytka. Chcę to z siebie zdjąć, mogę?
James uśmiechnął się od ucha do ucha i uniósł nieco brew. Znała ten uśmieszek.
- Ani słowa - rzuciła, zanim zdążył otworzyć usta. - Daj mi 10 minut, okej?
- Miało być pięć!
Tylko odwróciła się na pięcie i pognała do dormitorium. Zrzuciła z siebie szkolny uniform i wrzuciła go do kosza na brudne pranie, który co rano opróżniały skrzaty. Uznała, że nie ma sensu zakładać nowej szaty, więc tylko narzuciła na siebie bluzę z kapturem, po czym zeszła do pokoju.
James siedział na kanapie i celował różdżką w gzyms nad kominkiem, na którym stały stare filiżanki. Z rozbawieniem przyglądała się jak zmusza je do podskakiwania i zamieniania się spodkami.
- Jestem - powiedziała, rzucając się na kanapę obok niego i z ulgą zamykając oczy. Naprawdę była wykończona. - Jeśli to dotyczy treningu, Mordreda albo naszych poszukiwań, to nie chcę nic na ten temat słyszeć do poniedziałku - zaznaczyła. - Jestem padnięta i zaczyna brakować mi wymówek, a Rosie nie jest ślepa.
- Chyba znalazłem jajko z twojego opisu - powiedział. Filiżanki zaczęły wywijać ósemki nad gzymsem, ciągle kontrolowane przez Jima. - To nie to co myśleliśmy.
Chociaż pokój wspólny był o tej porze pusty, bo większość uczniów spędzała sobotnie poranki na błoniach lub korytarzach, James wolał być ostrożny. Ostatnim razem to portrety sprowadziły nauczycieli, gdy zaatakowali Ślizgoni. Kto wie jakie jeszcze polecenie dostały od dyrektora?
- Jesteś pewien? - spytała.
- Będę, jeśli zerkniesz na zdjęcie w Fantastycznych Zwierzętach. Ale skoro nie chcesz tego dzisiaj robić, to może masz ochotę na coś innego? - zaproponował niewinnie.
Z dormitorium chłopców wyszła dumnym krokiem Runa. Kotka podbiegła szybko do kanapy, otarła się o nogi Jamesa i wskoczyła mu na kolana, mrucząc głośno. Maggie otworzyła jedno oko, przyglądając się swojej kocicy, która wyraźnie preferowała towarzystwo chłopaka.
- Może się zamienimy? Ja wezmę Urwisa, a ty Runę? - zaproponowała.
- Zmieniłaś temat - zauważył ironicznie.
- Bo muszę przemyśleć odpowiedź. - Miała ochotę pokazać mu język, ale zamiast tego usiadła po turecku z twarzą zwróconą w jego stronę. - Jeśli przez "coś innego" rozumiesz randkę, to znasz moje zdanie.
- Chciałem tylko zaproponować pójście na błonia, póki jest całkiem ładna pogoda - prychnął, drapiąc Runę pod brodą. Nie patrzył na Maggie, bo nie chciał, by zobaczyła, że poczuł się dotknięty jej słowami. - Wyglądasz jakbyś potrzebowała się dotlenić.
- James... - westchnęła.
- Weźmiemy Runę jako przyzwoitkę. A jak się bardzo uprzesz, nawet ściągnę Ala.
- Al pomaga Summer w eliksirach - odparła na to.
- No to Lily.
- Młodzi Huncwoci mają szlaban u Dunbar, nie pamiętasz? - Maggie uśmiechnęła się niewinnie. - W środę transmutowali kubki Ślizgonów w ogniste żółwie. Tyke do tej pory nie wyłapał wszystkich.
- Racja! To definitywnie byli Młodzi! - James uśmiechnął się złośliwie. - Swoją drogą długo czekaliśmy na zemstę - mruknął.
- Musieliśmy dopracować plan - przypomniała. - Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Młodzi nawet nie wiedzą, że to my.
- Taaaak... - James wyciągnął się na kanapie i ustawił filiżanki na swoich miejscach. - Co lepsze, sami są przekonani, że to wyłącznie ich sprawka. - Potter zachichotał. - Warto było podrzucić Lily tę książkę.
On, Maggie, Fred i Louis przez znaczną część wakacji opracowywali plan zemsty na bandzie Lily. Stworzyli krótki przewodnik po byciu Huncwotem, oznaczyli go pseudonimem Jamesa Seniora, Syriusza, Remusa i Petera, a potem ukryli go w szpargałach na strychu. Zadbali o to, by Lily znalazła notatnik podczas przedślubnych porządków. I teraz tylko czekali aż Młodzi Huncwoci wpadną w ich sidła.
- Na razie dotarli do trzeciego punktu - zauważył James. - Nie mogę się doczekać, jak spróbują dziesiątego.
- Cierpliwości, James. Kara ich dosięgnie.
Wstała z kanapy i spojrzała na niego z namysłem. Może ten spacer to wcale nie był taki zły pomysł? On też wyglądał na nieco zmęczonego.
- Planowałam pójść z Rosie do Hagrida, ale wezwał ją dyrektor. Może pójdziemy razem? - zapytała, podejmując decyzję.
- Rosie jest u Pickwitta? Dowie się o zadaniu? - James usiadł tak szybko, że Runa spadła na podłogę. Prychnęła na niego u uciekła do dormitorium dziewczyn. - Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?!
- Bo próbuję o tym nie myśleć - warknęła. - Idziesz?
Do Jima dotarła wreszcie reszta jej wypowiedzi. Błyskawicznie wstał, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Pewnie, że idę! - potwierdził. - Zaraz ściągnę Freda... Albo Lou...
- Nie musisz. - Maggie wywróciła oczami. Czasami bywał niemożliwy. - Idziemy tylko do Hagrida, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego.
- Tego mi nie możesz zabronić - zakpił, idąc za nią do dziury za portretem.

***
Maggie czuła na sobie wzrok uczniów, gdy razem z Jamesem szli przez błonia do chatki Hagrida. Doskonale wiedziała, że właśnie stała się obiektem plotek, a także zazdrości, znacznej części dziewczyn z fanklubu Jima. Nie wiedząc czemu, poczuła cień irytacji, gdy pomyślała o tych wszystkich jego fankach.
- W porządku? - zapytał. Obserwował ją od dłuższej chwili, dlatego od razu zauważył grymas na jej twarzy. - Masz minę jakbyś zjadła Fasolkę o smaku zgniłego jajka.
- Myślałam tylko o twoim fanklubie. Pewnie będą chciały znowu mi dokopać - powiedziała sucho. - Niebezpiecznie jest pojawiać się w twoim towarzystwie.
- Fan... Och! - Jim przez chwilę nie wiedział co miała na myśli, ale zaraz spłynęło na niego olśnienie. Od tak dawna nie myślał o innych dziewczynach, że prawie całkiem zapomniał o swoich fankach. - Donovan, nigdy nie podejrzewałem cię o zazdrość - zakpił, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.
- Nie jestem zazdrosna! - parsknęła. - Niby dlaczego miałabym być?
Tylko przechylił głowę, patrząc na nią z tym charakterystycznym uśmieszkiem, który od niedawna zaczął robić z nią dziwne rzeczy.
- Zaczynam żałować tej wycieczki - burknęła obrażonym tonem.
- A mi podoba się coraz bardziej - odparł.
Chwilę później już stali przed chatką Hagrida. Nim chociażby zdążyli zapukać, zza drzwi dobiegło ich radosne szczekanie.
- Ucisz się, Kieł, ty stary skubańcu! - zawołał Hagrid, otwierając drzwi. - Proszę, proszę! Kogo tu przyniosło! Przypomnieliście sobie o starym Hagridzie?
- Nigdy nie zapomnieliśmy - wyszczerzył się James, głaszcząc Kła po łbie.
- Właźcie, właźcie. - Hagrid wpuścił ich do środka i od razu zaczął parzyć herbatkę. - Gdzie reszta waszej bandy? - zapytał, nalewając parujący napar do kubków wielkości doniczek na mandragory.
- Zajęci swoimi sprawami - odparł Jim, nieco podejrzliwie przyglądając się pływającym w kubku ziołom.
- Nawet Fred i Louis? Niech zgadnę: planujecie drakę, a ty odciągasz uwagę?
- Hagridzie, to naprawdę zabolało. - Jim udał urażonego. - Ja miałbym odciągać uwagę? Poza tym, nie mamy czasu na draki. Wiesz, OWUTEMY, SUMY, reforma szkoły... Norma.
- Ciężki rok szkolny, co? - zachichotał Hagrid, zerkając to na Jima, to na Maggie. Jego ciemne oczy skrzyły się żartobliwie. - Ale że przyjdziecie do mnie wy dwoje, to żem się tego nie spodziewał.
- Że przyjdziemy, czy że we dwoje? - zapytała Maggie, upijając łyk herbaty.
- To drugie. - Hagrid przyjrzał się im uważnie. - W końcu? - zapytał z nadzieją.
- Hagridzie, naprawdę? - jęknęła Maggie, a James wybuchnął śmiechem. - Czy jest w tej szkole ktoś...
- Nie - powiedział jej roześmiany Jim. - Jestem święcie przekonany, że nawet się o nas zakładają.
- Tak... - westchnęła. - Pewnie to robią.
- Zróbcie coś dla waszego starego przyjaciela Hagrida - zaczął wesoło olbrzym. - Dogadajcie się przed egzaminami. Przydałoby mi się trochę dodatkowych galeonów w sakiewce.
- Wysoka stawka? - zaciekawił się James.
- Uzbierało się trochę złota, nie powiem - chichotał Hagrid.
- Kto bierze w tym udział? - zaciekawiła się Maggie.
- Łatwiej powiedzieć kto nie bierze. - Hagrid świetnie się bawił.
- Świetnie - mruknęła. - Świetnie, naprawdę.
- Wściekasz się? - spytał ją James, nieco zaniepokojony.
- To dziwne, ale nie - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Chyba po prostu nie jestem zaskoczona. Poza tym, nikt nie wygra. Chyba, że ktoś postawił na opcję "nigdy".
- Auć, Donovan. - James spojrzał na nią z udawaną urazą. - Wiesz jak zdeptać chłopakowi ego.
- Twoje jest tak wielkie, że pewnie nawet nie poczuło.
- No już, dzieciaki. - Hagrid poklepał Jima po plecach tak mocno, że ten omal nie spadł z krzesła. - Nie ma o co się kłócić.
- To nie kłótnia - powiedziała Maggie.
- Prawda. Nasze kłótnie kończą się na ogół udawaniem, że się nie znamy. Jeszcze nam do tego daleko. - James niczym się nie przejmował. - Poza tym Donovan tylko stwarza pozory, że mnie nie znosi, więc nie biorę jej słów na poważnie.
- Jakbym słyszał twojego dziadka - ryknął śmiechem Hagrid. - Jesteś jego żywą kopią, cholibka!
- Dzięki - wyszczerzył się chłopak. - Jak ci mija czas na emeryturze, Hagridzie? - zmienił szybko temat, widząc mordercze ogniki w zielonych oczach swojej towarzyszki. - Nie nudzi ci się?
- W Hogwarcie nigdy nie jest nudno - usłyszał. - A Rolf świetnie sobie radzi. Ma chłop rękę do zwierząt, Scamander z krwi i kości. Przygotował coś świetnego na koniec miesiąca... - Hagrid urwał gwałtownie. - Za długi jęzor...
- Wiesz co będzie pierwszym zadaniem?! - zapiszczała Maggie, niemal wylewając na siebie herbatę.
- Nic wam nie powim! Dowiecie się w swoim czasie!
- Czyli dzisiaj od Rosie, bo właśnie jest u dyrektora - powiedziała. - No nie daj się prosić, Hagridzie!
- Tak, powiedz, albo Donovan zaraz dostanie zawału - poprosił James.
- Jakbyś sam nie był ciekaw - prychnęła.
- Nic ze mnie nie wyciągnięcie. - Hagrid się uparł. - Jeśli Rosie będzie wam chciała powiedzieć, to powie, ale ja nie puszczę pary z ust.
I pomimo ich próśb, niczego z niego nie wyciągnęli.

1 komentarz:

  1. Jesteś najlepsza. Kocham momenty między Maggi i Jamesem, są bardzo ekscytujące. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń