poniedziałek, 26 kwietnia 2021

106. Coraz bliżej

- Panno Donovan, mówię do pani.
Maggie zamrugała szybko, skupiając wzrok na profesorze Oldwoodzie. Nauczyciel wyglądał na nieco poirytowanego, więc Maggie niemal od razu zorientowała się, że zwraca się do niej nie po raz pierwszy.
- Przepraszam - bąknęła. - Nie dosłyszałam pytania.
Albus popatrzył na przyjaciółkę z niedowierzaniem. Maggie zawsze uważała podczas zajęć z obrony przed czarną magią. Fakt, że tym razem było inaczej oznaczał, że działo się coś poważnego. Już od pewnego czasu ją obserwował i widział, że coraz częściej błądzi gdzieś myślami. Rosie dostrzegała to samo i oboje zaczynali się martwić.
- Pytałem o trzy podstawowe pasywne zaklęcia obronne - powtórzył pytanie Oldwood.
- Protego, Salvio Hexia i Fianto Duri - wymieniła. - Czasami jako czwarte zaklęcie pasywne uważa się Zaklęcie Patronusa, jednak patronusy potrafią też zaatakować, dlatego jest to kwestia sporna.
- Bardzo dobrze - powiedział profesor. - Ale następnym razem prosiłbym o poświęcenie większej uwagi zajęciom, panno Donovan.
- Dobrze, panie profesorze - bąknęła, wyraźnie speszona.
Resztę zajęć spędziła zawzięcie notując każde słowo. Kiedy lekcje się skończyły, pierwsza się spakowała i wyszła z klasy. Al wymienił szybkie spojrzenie z Rosie i pognali za nią.
- Dobra, Mags, co się dzieje? - Albus uznał, że czas zadać to pytanie.
- Nic się nie dzieje - odparła, patrząc na przyjaciela jak na wariata. - Skąd ten pomysł.
- Ostatanio jesteś całkowicie rozkojarzona - zauważyła Rosie.
- Nieprawda - zaprzeczyła zaraz Maggie. - Dziś wyjątkowo mam gorszy dzień. Kiepsko spałam.
- Zauważyłam, że ostatnio dość późno się kładziesz - powiedziała Rosie.
- Wiem - westchnęła Maggie, pocierając czoło. - Staram się na bieżąco odrabiać lekcje i nie zawalać treningów. I jeszcze dodatkowo unikam Craiga.
- Czyli nie wydawało mi się, że ostatanio znowu zaczął się przy tobie kręcić - mruknął Al. - Co na to Jim?
Udało się jej zachować neutralny wyraz twarzy.
- Jamesowi nic do tego - odparła.
Prawda była taka, że James chodził wściekły i wcale tego nie ukrywał. Maggie próbowała pohamować jego złość, ale Craig niczego nie ułatwiał. Był nachalny i nie dawał się spałwić. Maggie była już naprawdę zmęczona jego zachowaniem. Czasem chciała, żeby James po prostu miotnął we Wrighta kolejną klątwą. Dobrze jednak wiedziała, że nie może tego zrobić z kilku względów. Craig reprezentował ich dom i Gryfoni traktowali go jak bohatera. A na dodatek James nieustannie był obserwowany przez dyrektora i Tyke'a. Zupełnie jakby tylko czekali na jego potknięcie, by znowu ukarać go szlabanem.
- Mags, znowu odpłynęłaś - westchnęła Rosie.
- Przepraszam. - Maggie czuła się naprawdę głupio. - Chyba po prostu muszę odpocząć.
- Odpuść sobie dzisiaj nocny maraton - zasugerował Al. - I po prostu się wyśpij.
- Rozważę to - uśmiechnęła się. Pomysł Ala był całkiem niezły, a ona miała zaległą randkę do zrealizowania. - W sumie to chyba najlepsza poropozycja jaką słyszałam w tym tygodniu.
- Od zawsze mówiłem, że to ja jestem mózgiem w tej rodzinie - wyszczerzył się chłopak.
- A ja myślałam, że Lily - zakpiła Rosie.

***
Maggie nie miała bladego pojęcia, jak uda się jej przygotować wszystko, co miała zaplanowane na wieczór, uprzedzić Jamesa i wymknąć się przyjaciołom, którzy postanowili umilić jej czas w pokoju wspólnym grając w zaczarowane Monopoly. Gra była o tyle ciekawsza od mugolskiej, że pionki wrzeszczały na swoich graczy, gdy dokonywali złych zakupów, a rozbudowane parcele dosłownie wyrastały na planszy. Kiedy zegar na kominku zaczął wskazywać 18, Maggie uznała, że czas zacząć działać.
- Macie ochotę na coś do picia? - zapytała nagle. - Zamierzam wybrać się do kuchni po jakieś przekąski do gry, chcecie coś?
- Może pójść z tobą? - zapytała zaraz Rosie.
- Skończcie wreszcie pełnić przy mnie dyżury - wywróciła oczami Maggie. - Wrócę za jakieś 20 minut - oznajmiła i już jej nie było.
Wróciła dopiero 30 minut później, nieco zarumieniona i zdyszana. Postawiła na stole trzy butelki soku dyniowego i całą wielką miskę pikantnych chipsów.
- Irytek - powiedziała, tłumacząc spóźnienie. - Przyszykował jakąś paskudną niespodziankę na korytarzu na 6 piętrze. Musiałam ją obejść.
- Oby to nie było nic niebezpiecznego - zaniepokoiła się Rosie. - Może powinniśmy to sprawdzić? - zasugerowała Alowi. - Jesteśmy prefektami.
- Masz rację - westchnął chłopak, podnosząc się niechętnie. - Wrócimy za moment. Nie oszukuj - zagroził Maggie, która z niewinną miną przeglądała karty swoich posiadłości.
Wszystko układało się po jej myśli. Teraz tylko musiała poinformować Jamesa, że chce się z nim zobaczyć. Nie widziała go praktycznie cały dzień i zastanawiała się, gdzie się podziewał.
- Mags, widziałaś Ala i Rose? - Do stolika zbliżyła się Molly. - Chciałam ich poprosić o wzięcie patrolu dzisiaj w nocy. Prefekci Krukonów błagali mnie o zamianę. Podobno Zabini dowalił im kupę pracy domowej na weekend.
- Wyszli przed chwilą sprawdzić, co wywinął Irytek - odparła. - Ale im przekażę.
- Powiedz, że zaczynają równo o północy.
Maggie z trudem powstrzymała się od zaklaskania. Jeśli Rosie będzie na patrolu, wymknięcie się z dormitorium dziewcząt nie powinno stanowić problemu. Teraz tylko musiała dorwać Jamesa.
Jak się okazało, nie było to zbyt trudne. Naburmuszony chłopak wszedł do pokoju wspólnego, a zaraz za nim wtoczył się nieco ponury Fred. Obaj od razu dostrzegli Maggie i skierowali się do stolika, przy którym siedziała.
- Z kim grasz? - zapytał Fred, patrząc na planszę.
- Z Alem i Rosie.
- Widzieliśmy ich po drodze - zachichotał chłopak. - Irytek nieźle dał im popalić.
- Chyba nie tylko im. - Maggie spojrzała pytająco na Jamesa. - Skąd ta ponura mina?
- To nie Irytek, tylko Wright - burknął Jim, siadając na miejscu Ala. - Rozpowiada wszystkim, że zaprosił cię na randkę.
- Bo zaprosił - wyznała. - Ale mu odmówiłam, o czym pewnie już nie wspomniał.
- Mówiłem Ci, że Donovan ma swój rozum, Jimmy - wywrócił oczami Fred. - Chociaż i tak myślę, że Zaklęcie Gwałtownego Owłosienia spisało się wyśmienicie.
- Słucham? - Maggie aż się wyprostowała.
- Wrightowi wyrosły z nosa włosy tak długie, że sobie je przydeptał - wyjaśnił jej.
- Poważnie? - zachichotała. - Dziękuję wam.
- Za co? - łypnął na nią Jim.
- Za to, że nie musiałam go zaczarować sama.
Po tych słowach James wyraźnie się rozluźnił. Nie miał już takiej marsowej miny i z nowym zainteresowaniem przejrzał się planszy.
- Donovan, niszczysz ich jak widzę - zakpił.
- Mam nosa do interesów, Potter - wzruszyła ramionami.
- Więc może zagramy? - zasugerował. - Rosie i Al prędko nie wrócą. Przekonamy się czy ze mną tak dobrze ci pójdzie.
- A może zagramy w klasycznego pokera? - zasugerował Fred. - Żadnej magii, tylko karty i nasze kamienne miny.
- O co będziemy grać? - zainteresował się James.
- A kto powiedział, że będziemy? - uśmiechnęła się krzywo Maggie.
- Przecież uwielbiasz zdrową rywalizację - przypomniał jej. - Nie chcesz się przekonać, które z nas jest lepsze?
- Ja też tu jestem - przypomniał Fred.
Zignorowali go.
- Jeśli wygram - zaczęła Maggie - oddasz mi na cały tydzień Mapę Hunctwotów.
- A po co ci ona? - zapytał Fred, marszcząc brwi.
- Jako trofeum - odparła bez wahania.
- Zgoda - pokiwał głową Jim. - Ale jeśli ja wygram... - uśmiechnął się pod nosem. - Pójdziesz ze mną na randkę.
Z trudem powstrzymała się od wywróceniem oczami.
- Niech będzie - zgodziła się. - Fred, karty.
Chłopak przywołał je do siebie zaklęciem, a Maggie w tym czasie uprzątnęła planszę. Zostawiła tylko fałszywe monety z gry. Chwilę później już grali w najlepsze.
- Gramy do sześciu zwycięstw - oznajmiła Maggie, spoglądając w swoje karty. - Wchodzę i podwajam - powiedziała, przesuwając galeona po stole.
- Dołączam - powiedział zaraz James.
- A ja pasuję - mruknął Fred, odkładając karty.
- Sprawdzam - powiedziała Maggie, odkrywając czwartą kartę na stole.
James zetknął na blat, a potem na karty, które trzymał w ręce.
- Podwajam - oznajmił.
- Podwajam i dorzucam. - Maggie spojrzała na niego wyzywająco.
- Sprawdzam - odparł, odkrywając ostatnią kartę. - I co powiesz na to, Donovan? Kolor - oznajmił, wykładając karty na stół.
- Szlag - zaklęła. - Miałam strita.
- Jeden zero dla mnie. Możesz już pomyśleć co na siebie założyć na naszą randkę.
- Niedoczekanie - mruknęła.
Fred spoglądał to na jedno, to na drugie.
- Czuję się tu trochę zbyteczny - oznajmił.
- Nie marudź, Freddie - polecił mu James. - Gramy.
Pół godziny później do pokoju wspólnego wrócili Rosie z Albusem. Oboje mieli nietęgie miny.
- Irytek to koszmar - oznajmiła Rosie. - Poluzował wszystkie żyrandole w głównym korytarzu szóstego piętra.
- Jeden się roztrzaskał zanim tam przyszliśmy - dodał Al. - Prawie spadł na Fionę. Musieliśmy ją zaprowadzić do skrzydła szpitalnego.
- O co gracie? - zapytała Rosie, siadając na oparciu fotela Maggie.
- Mnie nie pytaj - westchnął Fred. - To ich pojedynek.
- Który wygrywam - wyszczerzył się James.
- Dwa do jednego to nie jest przewaga - zauważyła Maggie. - Sprawdzam.
Oboje wyłożyli karty.
- Ha! - zawołała. - Remis. I co teraz, Potter?
- Wiecie co? Idę do dormitorium - oznajmił Fred. - John i Ryan są w tym momencie lepszym towarzystwem.
- A was szukała Molly - powiedziała Maggie, patrząc na Rosie i Ala. - Chciała żebyście dzisiaj od północy wzięli na siebie patrol.
- Cudownie - jęknął Al. - Jeszcze więcej Irytka.
- I napalonych dzieciaków w schowkach na miotły - zakpił Fred, wychodząc z salonu.
- Idę się przespać przed patrolem - oznajmiła Rosie. - Skoro mam być pół nocy na nogach, wykorzystam czas, który mam. Dobranoc!
- Nawet niegłupi pomysł - uznał Al. - Do jutra. Nie pozabijajcie się w trakcie gry - poprosił jeszcze.
- Nie obiecuję - mruknęła Maggie, podwajając stawkę.
Przez następnych kilka minut grali w zupełnej ciszy, przerywanej tylko rozmowami grupki Gryfonów z trzeciego roku, którzy odrabiali lekcje w drugim krańcu pomieszczenia. Maggie spojrzała szybko w ich kierunku, ale byli tak zajęci rozmową, że nie mieli prawa niczego usłyszeć.
- Mam dla ciebie propozycję - powiedziała cicho do Jamesa, który nawet nie podniósł na nią wzroku.
- Hmm? - mruknął.
- Obiecałam ci ostatanio randkę. Masz jakieś plany na wieczór?
To sprawiło, że spojrzał na nią szybko.
- Chcesz mnie wytrącić z równowagi, tak? Taki jest twój plan?
- Mówię poważnie, James. Wszystko już przygotowałam.
- Naprawdę? - Jego brązowe oczy zaświeciły się radośnie.
- Mhmm - uśmiechnęła się. - Zainteresowany?
- Bardzo. O której idziemy?
- Jak tylko Al i Rosie pójdą na patrol. Do tego czasu możemy grać. I lepiej wymyśl, co powiesz chłopakom z dormitorium, gdy nie wrócisz na noc.
- Och, to akurat proste. Znasz Zaklęcie Astralnej Projekcji?
- Tylko o nim słyszałam. - Maggie odkryła kartę.
- Masz przed sobą kogoś, kto potrafi je rzucić - oznajmił. - Pójdę na górę po Mapę, rzucę zaklęcie i tu wrócę. A ty jak wytłumaczysz się koleżankom?
- Rosie będzie myślała, że spałam w dormitorium. A dziewczyny, że znowu zakuwam. Proste.
- Co masz w planach na wieczór? - zapytał.
- Zobaczysz - odparła, uśmiechając się tajemniczo.

***
Kwadrans po północy pokój wspólny opustoszał. Zostali w nim tylko Maggie i James, którzy udawali, że ciągle grają w pokera. Kiedy zyskali pewność, że nikt już się nie pojawi, Maggie rzuciła karty i złapała Jamesa za rękę. Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko.
- Prowadź, Donovan - powiedział cicho, wręczając jej Mapę Huncwotów.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - mruknęła, stukając różdżką w pergamin.
Nigdy nie przestało jej fascynować, jak wspaniałym przedmiotem była mapa. Uśmiechając się do siebie, odnalazła szybko ich kropeczki i sprawdziła, czy korytarze są puste.
- Za mną, Potter - poleciła, wychodząc z pokoju.
Gruba Dama smacznie spała w swoich ramach, ale Maggie i tak przycisnęła palec do ust, nakazując mu zachowanie ciszy. A potem złapała go za rękę i zaczęła prowadzić za sobą, raz na jakiś czas kontrolując kropki na mapie. Zatrzymała się dopiero przy jednym z tajnych wyjść z Hogwartu. Stuknęła trzy razy różdżką w ścianę, otwierając w ten sposób drzwi.
- Wychodzimy z zamku? - zapytał cicho Jim.
- Prefekci patrolują korytarze, ale nie błonia - odszepnęła, wciągając go do środka.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Nie powinniśmy...
- Odkąd to James Potter przejmuje się co nam wolno, a czego nie?
- Odkąd na moją dziewczynę polują śmierciożercy.
- To słodkie, że się o mnie martwisz, ale nie masz powodu - obiecała, prowadząc go korytarzem w dół. - Mamy różdżki i mapę. I będziemy blisko zamku. Słowo. A teraz wyluzuj i nie psuj nastroju.
- Donovan, jesteś jedyna w swoim rodzaju.
Kilka minut później Maggie otworzyła ciężkie drzwi i wyszli na zewnątrz. Chłodne powietrze owiało ich twarze i Maggie zadrżała lekko.
- Nie miałam zbyt wiele czasu, ale zrobiłam co mogłam - bąknęła, zataczając ręką niewielki łuk.
Tajne przejście wychodziło na niewielką polankę, którą zewsząd otaczały krzewy dzikiej róży. Księżyc był już wysoko na niebie i rzucał nikłe światło na rozłożony na ziemi kraciasty koc. Maggie szybko machnęła różdżką, zapalając ukryte w słojach błękitne ogniki.
- Jestem pod wrażeniem - powiedział James, rozglądając się. - Kiedy zdążyłaś to przygotować? - zapytał, patrząc na dwie butelki kremowego piwa i talerz kociołkowych piegusków.
- Tajemnica - uśmiechnęła się, siadając na kocu i poklepując miejsce obok siebie. - Jak ci odpowiada nasza pierwsza randka? - zapytała, gdy usiadł.
- Może być - wyszczerzył się.
- Może być? Tylko tyle masz do powiedzenia? No to może...
Zamknął jej usta długim pocałunkiem. Wsunął przy tym palce w jej jasne włosy, przyciągając jej głowę do siebie.
- Teraz jest idealnie - oznajmił, odgarniając Maggie luźne kosmyki za uszy.
- Jesteś niemożliwy, James - powiadomiła go, sięgając po kremowe piwo i otwierając je zaklęciem. - Za naszą pierwszą randkę - wzniosła toast.
- Oby pierwszą z wielu - dodał.
- Zobaczymy - zakpiła, upijając łyk piwa.
- Nadal masz wątpliwości? - zmarszczył brwi.
- Ja nie - odparła. - Ale cały czas się zastanawiam, kiedy ty pójdziesz po rozum do głowy.
- Nie denerwuj mnie nawet takimi tekstami, Donovan - powiedział jej, odstawiając na bok butelkę i przyciągając do siebie tak, że prawie wylądowała mu na piersi. - Uganiam się za tobą już ponad dwa lata. I nie zamierzam przestać, rozumiesz? Będziesz miała mnie dość, będziesz się wściekać i przeklinać mój upór. Ale w końcu do ciebie dotrze, że istnieje dla mnie tylko jedna dziewczyna. Ty.
- Dlaczego? - zapytała cicho, popychając go lekko do tyłu tak, że położył się na ziemi. Wsparła się na jego piersi, patrząc mu w oczy. - Dlaczego ja? Dziewczyny cię uwielbiają, a ty uparłeś się by mnie zdobyć.
- Na początku traktowałem to jak grę - wyznał, bawiąc się jej włosami. - Chciałem cię zdobyć, prawda. Ale potem, z tygodnia na tydzień, poznawałem cię coraz lepiej. Dostrzegałem kim jesteś. I widziałem, że ty też mnie widzisz. Ty jedyna potrafiłaś powiedzieć mi co naprawdę myślisz. Kłóciłaś się ze mną i jednocześnie motywowałaś mnie do działania. Dla ciebie chciałem być najlepszy. Wiem, że byłem nieznośny - westchnął, a ona się uśmiechnęła. - Ale musisz przyznać, że przynajmniej o mnie myślałaś.
- Częściej niż byłam gotowa to przyznać przed samą sobą - oznajmiła. - Zalazłeś mi za skórę Potter. Nikt mnie tak nie wkurzał. Nadal mnie wkurzasz - wyznała, na co parsknął. - Ale w końcu zobaczyłam, kim naprawdę jesteś. Pierwszy raz wtedy, gdy Carrowowie dopadli mnie w Hogsmeade. Wszystko się wtedy zmieniło. A już najbardziej moje postrzeganie wielkiego Jamesa Pottera. Byłam wściekła, bo nagle okazało się, że znasz mnie lepiej niż wszyscy inni - oznajmiła, stukając palcem w zawieszkę z czaplą. - Potrzebowałam czasu, żeby się z tym pogodzić.
- I udało ci się? - zapytał.
- Prawie - uśmiechnęła się. - Ciągle się o ciebie martwię, Jamie. I uważam, że mogłeś wybrać lepiej.
Nic na to nie odpowiedział. Wyglądał, jakby w ogóle jej nie usłyszał.
- Jak mnie nazwałaś? - wydukał wreszcie, a do niej dotarło, jak się do niego zwróciła.
- Wymknęło mi się - bąknęła, czerwieniejąc.
- Nikt nigdy tak do mnie nie mówił - wyszeptał.
- Przepraszam. Jeśli nie lubisz tego zdrobnienia...
- Nic z tych rzeczy - uspokoił ją. - Podoba mi się brzmienie tego w twoich ustach - oznajmił, uśmiechając się lekko.
- Tak? - Ona też się uśmiechnęła.
- Tak - potwierdził. - Dla wszystkich w rodzinie jestem Jimem. Tylko ty uparcie nazywałaś mnie Jamesem. I tylko ty możesz nazywać mnie Jamiem.
- Co za zaszczyt - zachichotała, układając się w zagłębieniu jego ramienia. - Dziękuję.
- Przyjemność po mojej stronie - odparł, całując ją w czubek głowy.
Mruknęła coś sennie i mocniej się do niego przytuliła. Dopiero teraz zaczęło do niej docierać, jak bardzo jest zmęczona. On też to zauważył, gdy wcisnęła twarz w jego pierś i głęboko westchnęła.
- Chyba czas wracać - uznał, próbując usiąść.
- Jeszcze nie - zaprotestowała, popychając go z powrotem. - Zostańmy jeszcze moment.
- Ledwo widzisz na oczy.
- Pół godziny - poprosiła. - I możemy wracać.
- Nie będę cię niósł do wieży.
- A gdzie twoja gryfońska rycerskość? - zakpiła.
- Pojawia się i znika - mruknął, głaszcząc ja po ramieniu. - Pół godziny - zaznaczył, zamykając oczy.
- Pół godziny - mruknęła.

***
James nie wiedział, co go obudziło. Otworzył gwałtownie oczy i zamrugał szybko, próbując się rozbudzić. Ciągle było ciemno, ale księżyc prawie już zaszedł, co oznaczało, że on i Mags spali znacznie dłużej niż pół godziny.
- Szlag - zaklął pod nosem. - Maggie - szepnął, lekko potrząsając śpiącą na jego piersi dziewczyną. - Mags, pobudka.
- Daj mi spokój - wymruczała, wciskając mu twarz w szyję. - Śpij.
- Jesteśmy poza zamkiem - przypomniał jej, lekko szturchając ją palcem w żebra. - Musimy wracać.
- Nikt nie zauważy, że nas nie ma... Rosie jest na patrolu, Fiona w szpitalu, a Angela śpi jak suseł.
- Moi współlokatorzy mogą być bardziej spostrzegawczy. A zaklęcie, które rzuciłem, przestanie działać o wschodzie słońca.
- Nienawidzę cię, Potter - burknęła, siadając.
- Nieprawda - zakpił, przeciągając się. Był cały zesztywniały. - Słodki Merlinie, nigdy więcej nie będę spał na gołej ziemi.
- A mnie tam było całkiem wygodnie - uśmiechnęła się Maggie.
- Bo robiłem za twoją poduszkę.
- Jesteś bardzo dobrą poduszką.
Wywrócił oczami, ale się uśmiechnął. Zgasił magiczne płomyki, a Maggie zaklęciem poznała się resztek jedzenia i transmutowała koc w kartkę papieru, którą schowała do kieszeni.
- Imponujące - oznajmił James.
- Znam się trochę na magii - zakpiła, podając mu Mapę Huncwotów. - Prowadź.
- Patrol prefektów na czwartym, Irytek w sali wejściowej, Tyke w lochach, Rosie i Al koło biblioteki... - wyliczył, obserwując kropki na mapie. - Możemy iść.
- Lumos - mruknęła Maggie, rozświetlając korytarz.
Dotarcie do Wieży Gryffindoru nie przysporzyło im większych problemów. Jedynie Gruba Dama wyglądała na bardzo niezadowoloną, że budzą ją z drzemki.
- O tej porze na korytarzu - narzekała. - Skandal.
- Gemma gemmarum - powtórzył hasło James i Gruba Dama w końcu się przesunęła, wpuszczając ich do środka.
Pokój wspólny był pusty. James wyczyścił więc mapę i schował ją do tylnej kieszeni spodni.
- To była naprawdę świetna randka - powiedział James. - Następną planuję ja.
- Stoi - uśmiechnęła się do niego, a potem wspięła na palce i pocałowała w policzek. - Dobranoc, James.
- Już nie Jamie? - zakpił, przyciągając ją do siebie i zamykając w ramionach.
- To zdrobnienie zachowam na wyjątkowe okazje - odparła, odpychając go lekko. - Do łóżka - poleciła.
- Naprawdę nie chcę jeszcze kończyć tego wieczoru - oznajmił, pochmurniejąc. - Rano znowu będę musiał trzymać się od ciebie z daleka i patrzeć jak Wright...
- Nie przejmuj się Craigiem - poprosiła. - On po prostu chce cię wkurzyć. Nawet mu na mnie nie zależy w ten sposób. A co ważniejsze - ujęła jego twarz w obie dłonie - mnie nie zależy na nim.
- Wiem, ale i tak mnie wnerwia - mruknął, całując ją w czoło i odsuwając się. - Do jutra, Donovan. Śpij dobrze.
- Ty też - pożegnała się, wbiegając po schodach do dormitorium dziewcząt.
Tak jak mówiła, Angela spała jak zabita. Maggie mogłaby wejść do pokoju grając na trąbce, a ona i tak pewnie nawet nie otworzyłaby oczu. Śmiejąc się do siebie cicho, ściągnęła szatę i przebrała się w piżamę. Zegarek na lampce nocnej wskazywał kilka minut po czwartej. Cieszyła się, że zaczął się weekend i nie musi wcześnie wstawać, dlatego wślizgnęła się pod kołdrę i zamknęła oczy. Minutę później już spała.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! :) Czekam na następny! ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Proooszę dodaj jakiś rozdział, już tak długo na niego czekam ❤

    OdpowiedzUsuń