środa, 9 czerwca 2021

107. Kolejne porady zawodowe

- Mieliście już swoje porady zawodowe? - zapytała z marszu Lily.
Razem z Hugonem rozsiedli się przy stole Gryfonów, zmuszając do przesunięcia grupkę drugoklasistek, które obrzuciły ich wrogimi spojrzeniami. Hugo tylko mrugnął do nich wesoło, na co jedna zrobiła się wściekle czerwona i zaraz pochyliła się w stronę przyjaciółek.
- Widziałam ogłoszenia na tablicy - dodała, sięgając po szklankę soku.
- Ja mam dzisiaj w południe - powiedział siostrze Al, nie odrywając wzroku od książki do eliksirów, z którą siedział przy śniadaniu. - Rosie właśnie jest na swoich.
- Mama napisała do niej list na 6 stron - zachichotał Hugo, podbierając tosty z talerza kuzyna. - "Pomyśl o tym, Rosie...", " To byłoby fantastyczne zajęcie dla ciebie, kochanie" - wywrócił oczami.
- Nie nabijaj się - fuknęła Lily. - To poważna sprawa. Ty wiesz, kim chcesz zostać w przyszłości?
- Pewnie - prychnął. - Zamierzam studiować smoki razem z wujem Charliem.
- To bardzo konkretna odpowiedź - zdziwiła się Lily, patrząc na kuzyna z autentycznym zaskoczeniem.
- A kim chce zostać wielki Albus Potter? - Niebieskie oczy Hugona spojrzały na zaczytanego Ala.
- Uzdrowicielem - odpowiedział mu chłopak. Przejechał ręką po włosach, odgarniając je z czoła. Były tak potargane, że nawet Lily się skrzywiła. - Szlaban w skrzydle szpitalnym dał mi do myślenia i chyba właśnie to chcę robić. Lubię eliksiry, dobrze mi idzie na zaklęciach... Więc czemu nie?
- Och, wow... - Hugo pokiwał głową, a Lily uśmiechnęła się dumnie. - Konkretny zawód.
- Pierwszy uzdrowiciel w rodzinie - powiedziała. - Rodzice będą dumni.
- Byliby nawet wtedy, gdybym powiedział, że chcę zostać barmanem w Dziurawym Kotle - zakpił chłopak, szturchając siostrę łokciem.
- Przynajmniej nie planujesz zostać aurorem - zauważył Hugo, wpychając do ust grzankę. - Babcia już i tak umiera ze strachu o Teddy'ego. Kolejnego wnuka w tym zawodzie by chyba nie zniosła.
- Wszyscy wiemy, że Teddy jest jej ulubieńcem - roześmiała się Lily.
- Pierwszy wnuk, dziwisz się? - wyszczerzył się Al. - My pojawiliśmy się w rodzinie, gdy przestało to być takie nowe.
- Taaa. Przy moich narodzinach pielęgniarka powiedziała "I kolejny Weasley" - przypomniał Hugo. - A Tiara Przydziału chyba niedługo zacznie układać o nas piosenki.
- Od dawna w szkole nie pojawił się nikt nowy z naszej rodziny - oznajmiła Lily.
- Pojawi się, jak Lupin weźmie się do roboty - zakpił chłopak, na co oboje zachichotali. - A gdzie jest Mags? - zainteresował się, biorąc kolejną grzankę. - Ostatanio coś rzadko ją widzę.
- Poszła razem z Rosie. Ma spotkanie zaraz po niej - odpowiedział mu Albus, z westchnieniem zamykając książkę. Nauka w Wielkiej Sali raczej się nie sprawdzała. - I nie tylko ty ją rzadko widujesz. Znika gdzieś na całe godziny, a kiedy pytamy mówi, że tylko się nam wydaje. I dodaje, że sami spędzamy dużo czasu z Summer i Scorpem.
- Celna uwaga - zakpiła Lily.
- Może. - Al lekko się zaczerwienił. - Pewnie ma rację - westchnął. - Czy my ją zaniedbujemy?
- No co ty! - oburzyła się Lily. - Może i nie spędzacie ze sobą tyle czasu, co wcześniej, ale i tak trzymajcie się razem. Jesteście naszym Złotym Trio.
- I tak czuję się winny - mruknął, drapiąc się po karku. - Pogadam z Rose. Musimy znaleźć dla Maggie więcej czasu.

***
Kiedy Rosie wyszła z gabinetu profesora Longbottoma, oczy błyszczały jej radośnie i wyglądała na naprawdę zadowoloną. Stanowiła dokładne przeciwieństwo tego, jak w danym momencie czuła się Maggie. Odpowiedziała jednak uśmiechem przyjaciółce i weszła do jaskini lwa.
- Nie miej takiej przestraszonej miny, Maggie - polecił jej Neville, gestem wskazując miejsce na krześle przed biurkiem. - To tylko porady zawodowe.
I właśnie to ją tak przerażało. Ostatani tydzień spędziła z Alem i Rosie przeglądajac wszelkie możliwe ulotki, które otrzymali od nauczycieli. Rozmawiała także z Molly, która rzeczowo i konkretnie opowiedziała jej o swoich doświadczeniach. Nieco zazdrośnie przyglądała się swoim koleżankom i kolegom z roku, którzy otrzymywali listy od rodziców i starszego rodzeństwa ze wskazówkami i wsparciem. Ona sama nie miała nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić w tym momencie. Al, widząc jej rozterkę, zasugerował żeby napisała do jego rodziców, ale nie zgodziła się na to i zabroniła mu pisać w jej imieniu. Potterowie robili dla niej wystarczająco wiele. Nie chciała dodatkowo zawracać im głowy.
- Masz świetne wyniki - powiedział jej Neville, przeglądając arkusze z ocenami. - Powiedziałbym nawet, że wybitne - dodał, uśmiechając się do niej ciepło. - Wiesz, czym chciałabyś się zająć po szkole? - zapytał.
- Ja... Nie zastanawiałam się nad tym - bąknęła, odwracając wzrok.
- Rozumiem. - W oczach profesora pojawił się cień współczucia. - Pozwól więc, że zasugeruję ci kilka opcji, co ty na to? - Gdy skinęła głową, zaczął mówić, jednocześnie przywołując do siebie odpowiednie ulotki. - Masz fantastyczne wyniki z transmutacji. Profesor Bones nie może się ciebie nachwalić. Świetnie ci idzie na zaklęciach i podczas obrony przed czarną magią. Na eliksirach wyprzedza cię jedynie Albus. Dodatkowo profesor Dunbar wspominała, że nieźle ci idzie na starożytnych runach... - Neville spojrzał Maggie w oczy. - Dodatkowo od siebie mogę powiedzieć, że masz bystry umysł, odważne serce i potrafisz realnie ocenić zagrożenie. Wszystkie cechy aurora. Myślałaś o takiej karierze?
- Nie - odparła niepewnie.
Myśl o zostaniu aurorem nigdy nie przeszła jej przez głowę. Był to najbardziej niebezpieczny z zawodów czarodziejów. Aurorami zostawały tylko wybrane osoby, bo testy w akademii były koszmarnie trudne. I nie każdy chciał dzień w dzień ryzykować swoje życie. Maggie już widziała minę Jamesa, gdy mówiła mu, że postanowiła zostać aurorem jak jego ojciec.
- Nie jestem pewna, czy to dla mnie - uznała, próbując się nie uśmiechnąć na myśl o Jamesie. - Chciałabym jednak po szkole wieść ciut spokojniejsze życie, o ile się uda.
Neville uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.
- Bycie aurorem oznacza brak spokojnego życia - zgodził się. - Dobrze, zatem auror odpada. A quidditch? Jesteś bardzo utalentowaną zawodniczką.
- Lubię grać, ale nigdy nie marzyła mi się kariera na stadionie - przyznała się.
- Powiedz mi zatem, tylko szczerze: gdzie widzisz siebie po szkole - poprosił ją Neville. - Zastanów się nad tym przez chwilę i mi odpowiedz.
Maggie zagryzła wargę. Od tego co będzie robiła po szkole zależało wiele czynników. Głównym powodem, dla którego nie planowała przyszłości był Mordred. Jeżeli aurorzy nie schwytają go zanim skończy Hogwart, Maggie obawiała się, że będzie musiała wieść życie w ukryciu. A gdzie można pracować, ukrywając się jednocześnie przed śmierciożercami?
- Nie wiem - szepnęła. - Nie mam pojęcia, co będę mogła robić po szkole...
- Źle podchodzisz do sprawy - powiedział jej Neville. - Świetnie rozumiem, jak ciężko jest podejmować życiowe decyzje, gdy czasy są niepewne. Ale nie można zrezygnować z przyszłości, Maggie. Zapytam więc ponownie. Gdzie widzisz się po skończeniu szkoły?
Zamknęła na moment oczy. Pod powiekami zatańczyły jej obrazy małego, jasnego domu w Dolinie Godryka. Jamesa w szacie do quidditcha. Ala i Rosie siedzących z nimi na kocu w ogrodzie. Widziała tam siebie. Ale kim mogła być? Co właściwie chciała robić?
- Mam pusto w głowie, przepraszam - westchnęła.
- Dobrze. - Neville nie zamierzał się poddać. - A ja mam dla ciebie jeszcze jedną propozycję - dodał, podsuwając jej ulotkę z logiem Ministerstwa Magii. - Z twoimi umiejętnościami w zaklęciach i transmutacji oraz ze znajomością runów myślę, że świetnie byś się tu sprawdziła.
- Łamacz zaklęć? - bąknęła, patrząc na ulotkę.
- To naprawdę ciekawy i wymagający zawód. Nie nudziłabyś się. Napisz do Billa Weasleya, może ci dużo opowiedzieć o swojej pracy.
- Tak... chyba tak zrobię - powiedziała, patrząc ciągle na kawałek papieru z informacjami o zawodzie. - Dziękuję.
- Nie masz za co - odpowiedział jej z uśmiechem. - Zostało ci jeszcze naprawdę dużo czasu na zdecydowanie o swojej przyszłości, Maggie. Po prostu nie bój się o niej myśleć.
Po tych słowach skinął jej głową, na co wstała od biurka i wyszła z gabinetu. Ulotkę schowała głęboko do kieszeni szaty.

***
Al i Rosie dosłownie nie odstępowali jej na krok i powoli zaczynała się frustrować. I tak wcześniej już miała mało czasu dla Jamesa, ale teraz nie miała go praktycznie w ogóle. W ciągu ostatniego tygodnia zamieniła z nim tylko kilka słów na treningu. Widziała, że on również nie jest zbyt zachwycony, ale nic nie mogli z tym zrobić. On sam zakuwał do swoich egzaminów i wyglądała na coraz bardziej wykończonego.
W końcu udało się jej uwolnić od przyjaciół. Nie wiedziała tylko na jak długo, dlatego postanowiła skorzystać z okazji i znaleźć Jamesa. W pokoju wspólnym go nie było, na błoniach tak samo, postanowiła więc zajrzeć do ostatniego miejsca, w którym mógłby spędzać sobotnie popołudnie - do biblioteki.
Pani Pince zmierzyła ją podejrzliwym spojrzeniem, gdy tylko przekroczyła próg pomieszczenia. Maggie jednak się tym nie przejęła i śmiało ruszyła między półki. Minęła kilka pierwszych regałów, gdy wreszcie usłyszała głosy. Kiedy się zbliżyła, zobaczyła Jamesa i Freda, którzy siedzieli przy stoliku pod oknem. Przed każdym leżała rolka pergaminu. Poczuła lekkie rozczarowanie widząc, że nie jest sam, ale uznała, że lepsze to niż nic.
- Można się dosiąść? - zapytała, zajmując krzesło obok Jamesa.
- Donovan? - zdziwił się. Jego ręka natychmiastowo powędrowała do włosów, co odrobinę ją rozbawiło. - Co tu robisz?
- A co może robić piątoklasistka w bibliotece? - zakpiła, wskazując torbę na swoich kolanach.
- Gdzie twoja obstawa? - zapytał z przekąsem.
- Pozbyłam się ich - odparła, wzruszając ramionami. - Zaczęli być nieco męczący. Nie wiem co ostatanio w nich wstąpiło.
- Możecie się przymknąć? - Fred był w paskudnym nastroju. - Próbuję to dokończyć. Łatwo nie jest.
- O czym piszesz? - zapytała Maggie, wyciągając swoją książkę do starożytnych runów.
- O starożytnych klątwach - burknął. - Oldwood dowalił nam górę pracy domowej.
- Dotarłem właśnie do Klątwy Krwi - oznajmił, wzdychając ciężko. - I zwyczajnie nie rozumiem o co z tym chodzi.
- Nigdy o tym nie słyszałam.
- Jeszcze usłyszysz. - Fred wsunął palce w loki i wsparł łokcie o blat. - W skrócie, jest to klątwa, którą mogą rzucić na siebie tylko osoby ze sobą spokrewnione.
- Dlaczego miałyby to robić? - zdumiała się, podnosząc głowę znad swojego podręcznika.
- Rodziny czystej krwi lubiły w ten sposób karać tych członków, którzy bratali się z mugolami - wyjaśnił jej. - Głowa rodziny rzucała klątwę na osobę, która zawiniła... i koniec.
- W jakim sensie?
- Każda klątwa kończyła się w sposób tragiczny - odezwał się James, wykrzywiając usta w niechętnym grymasie. - Aktywowały się po różnym czasie. Czasem od razu, czasem po wielu latach. Czasem potrzebowały czynnika aktywującego. Osoby przeklęte żyły, nawet nie widziały, że ciąży na nich klątwa, i nagle... trup.
- Nie da się ich zdjąć? - zapytała. Dreszcz przeszedł jej po plecach.
- Może to zrobić tylko osoba, która ją rzuciła. Co gorsza, klątwa trwa nawet po śmierci osoby, która zaczęła zaklęcie. I w niektórych przypadkach przechodzi z pokolenia na pokolenie.
- Makabryczne - wdrgnęła się Maggie. - Jak można zrobić coś takiego swojej rodzinie?
- Też mi się to w głowie nie mieści - mruknął Fred. - A teraz się zamknijcie. Naprawdę muszę to dokończyć.
Przez następnych 30 minut pracowali w całkowitym milczeniu. Nagle jednak Maggie poczuła coś ciepłego na swoim udzie. Kiedy zerknęła w dół, zobaczyła rękę Jamesa. Chłopak nawet nie zerknął w jej stronę, ale dostrzegła delikatny uśmieszek w kącikach jego warg.
- Wiecie co? Poddaję się - oznajmił Fred pięć minut później, podnosząc się szybko. James błyskawicznie zabrał swoją rękę. - Dokończę to wieczorem. Teraz mam ochotę uprzykrzyć Tyke'owi życie. Idziecie? - zapytał.
- Zostało mi ćwierć rolki - powiedział mu James. - Dokończę od razu.
- A na mnie czeka jeszcze astronomia i wróżbiarstwo - dodała Maggie.
- Nudziarze - prychnął, pakując swoje rzeczy. - Idę znaleźć Lou. Może będzie bardziej skory do psot niż wy. Jimmy, pożycz Mapę - poprosił jeszcze.
James rzucił mu arkusz pergaminu i wrócił do pisania. Fred zasalutował im wtedy żartobliwie i pospiesznie wyszedł z biblioteki. Maggie i James odprowadzili go wzrokiem, a kiedy tylko ucichły jego kroki, Jim odrzucił na bok pióro, ujął twarz dziewczyny w obie dłonie i mocno pocałował. Maggie położyła dłoń na jego karku, przyciągając go bliżej.
- Nie wierzę, że nareszcie jesteśmy sami - wymruczała w jego usta.
- Z naszym szczęściem pewnie nie na długo - mruknął, całując ją ponownie.
- Ciężko było się nam spotkać w ostatanim czasie - westchnęła, opierając głowę na jego ramieniu. - Al i Rosie nie odstępowali mnie na krok.
- Chyba uznali, że spędzają z tobą za mało czasu - szepnął, trącając nosem skroń dziewczyny i głęboko wdychając jej zapach.
- Ostatnio było mi to na rękę - uśmiechnęła się, unosząc głowę, by na niego spojrzeć
- Jak porady zawodowe? - zapytał, sięgając po jej dłoń i splatając ich palce.
- Bardzo... ciekawie... - Maggie wolną ręką zaczęła rysować szlaczki na wierzchu jego dłoni. - Profesor Longbottom powiedział, że byłabym świetnym aurorem.
Zerknęła na niego spod rzęs, próbując dostrzec wyraz twarzy. Tak jak przypuszczała, James lekko pobladł, a potem otworzył i zamknął usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Aurorem? - powiedział w końcu. - To bardzo... - urwał. - Tata i Teddy chętnie ci opowiedzą jak to wszystko wygląda - oznajmił w końcu.
- Nie będą musieli. Nie chcę być aurorem - oznajmiła, uśmiechając się szeroko na widok ulgi, która odmalowała się na jego twarzy. - Może i mam do tego talent, ale chciałabym zająć się czymś mniej niebezpiecznym.
- Dzięki ci Merlinie - odetchnął. - Nie mam nic przeciwko aurorom, ale jednak wolałbym żeby moja dziewczyna nie narażała życia w swojej pracy. Wiem, że byłabyś w tym świetna, ale...
- Jamie, rozumiem - przerwała mu. - Bycie aurorem nie jest dla mnie.
- A co jest? - zapytał.
- Nie jestem pewna - wyznała. - Ale profesor podrzucił mi inny pomysł - dodała, wyciągając z kieszeni szaty ulotkę. Nosiła ją przy sobie cały czas. - To mogłoby być coś.
- Łamacz zaklęć - przeczytał.
- Co sądzisz?
- Jesteś bardzo utalentowaną czarownicą, Maggie. Transmutacja, zaklęcia i runy to twój konik. Wyczarowałaś cielesnego pateonusa w wieku 13 lat. Myślę, że będziesz fantastyczną łamaczką zaklęć, czy to w Ministerstwie, czy w Gringottcie.
- Mogłabym też działać na zlecenie. Podróżować.
- Jeśli tego właśnie chcesz - uśmiechnął się niepewnie. - Wiesz, że wszyscy będziemy cię wspierać, prawda? Nawet jeśli będziesz chciała wyjechać do Australii, Chin czy Brazylii.
- Wiem - odparła, ściskając mocniej jego dłoń. - I dziękuję.
Nie powiedziała mu tego, co tak naprawdę chodziło jej po głowie. Że jeśli on dostanie się do drużyny quidditcha i reprezentacji, sam będzie dużo podróżował. A wtedy ona mogłaby wyjeżdzać wspólnie z nim. Bała się swoich myśli, gdy podążały tym torem. Podświadomie planowała ich wspólną przyszłość, a w tym momencie sama nie wiedziała, czy będą mieli jakąkolwiek. Wszystko się może zdarzyć, gdy James skończy szkołę. Czekają ich dwa lata rozłąki. Dwa lata, podczas których James pozna nowe osoby. Może spotka kogoś bardziej odpowiedniego niż sierota bez przeszłości?
- Mags, wszystko okej? - zapytał, unosząc jej brodę do góry.
- Jak najbardziej - skłamała, odwracając się od niego i sięgając po książkę. - A teraz kończ pracę domową. Jak się szybko uwiniesz, może uda się nam jeszcze trochę pobyć tylko we dwoje?
Ich plany zniweczyli Albus, Rosie i Scorp, którzy właśnie podeszli do ich stolika i rozsiedli się na wolnych krzesłach. James miał szczerą ochotę potraktować całą trójkę upiorogackiem.
- Fred nam powiedział, że tu jesteście - oznajmił Albus, patrząc na podręczniki Maggie. - Uznaliśmy, że fajnie będzie pouczyć się razem.
- Cudownie - burknął James, patrząc na swoje niedokończone wypracowanie. - To na nic - westchnął. - Czytam już piąty raz ten sam akapit. Idę się przewietrzyć.
Spakował swoje rzeczy i już go nie było. Rosie spojrzała na plecy kuzyna, a potem na nachmurzoną Maggie.
- Znowu się pokłóciliście? - zapytała cicho.
- Nie - odparła jej. - Dlaczego wszyscy nas o to podejrzewają?
- Bo nas do tego przyzwyczailiście - odpowiedział jej Scorpius, a jego szare oczy zabłysły złośliwie. - Przez lata nie było dnia żebyście się o coś nie pożarli. Wasze kłótnie były słynne na cały zamek.
- Fajnie - prychnęła. - Jak rozumiem, ty też bierzesz udział w tym całym zakładzie? - zapytała. - Na jaką datę postawiłeś, Malfoy?
- Mecz o Puchar Quidditcha - odpowiedział bez cienia skruchy. - Postawiłem 4 galeony na to, że w euforii wygranej ty i Jim dacie sobie buzi. Nie zawiedź mnie, okej?
- Ślizgon, który stawia na wygraną Gryfonów w quidditchu... - Albus spojrzał na przyjaciela z kpiną. - Nie afiszuj się tym w dormitorium.
- Masz mnie za kretyna? - zakpił.
- Koniec pogaduszek, kochani - powiedziała Rosie. - Bierzemy się do pracy. A potem idziecie ze mną ćwiczyć do trzeciego zadania.
- O którym nadal nic nie wiemy - zauważyła Maggie.
- Zadanie ma być za dwa tygodnie. Pickwitt ogłosi w tym tygodniu, co nas czeka. Zobaczycie. - Rosie była o tym przekonana.
- A jeśli nie? - skrzywił się Al.
- To wszyscy będziemy w jednakowej sytuacji - zauważyła.
Maggie podchwyciła zaniepokojone spojrzenie Scorpa, ale zaraz odwróciła wzrok i zaczęła wróciła do odrabiania pracy domowej. Wszyscy wyraźnie martwili się o Rosie. Tylko ona zdawała się być nieporuszona, ale Maggie dobrze wiedziała, że dziewczyna ostatnio coraz gorzej sypia i dręczą ją złe sny. Dwukrotnie prosiła Molly o przełożenie jej nocnego patrolu, bo była zbyt zmęczona. Maggie nie mogła się już doczekać końca roku i wakacji. Wszyscy zasługiwali na odpoczynek. A w tym roku w planach mieli wyjazd na Mistrzostwa Świata do Francji. Teddy i Torrie pisali w listach tylko o tym. Maggie miała nadzieję, że jej też uda się pojechać, ale nie wiedziała jak to będzie wyglądało. Potterowie nie byli jej opiekunami. Sierociniec może nie wyrazić zgody na to, by zabrać ją poza granice kraju. I chociaż w trakcie rozmów Nowa Generacja nawet nie brała pod uwagę, że Maggie może z nimi nie pojechać, ona ostatanio coraz bardziej obawiała się wszystkiego, co mogą przynieść te wakacje.

1 komentarz: