sobota, 17 lipca 2021

108. Wiadomość

Cała drużyna Gryfonów weszła do Wielkiej Sali wyglądając tak, jakby przepłynęli wpław całe jezioro. Emma była tak przemoknięta i zmarznięta, że dosłownie posiniała na twarzy. Jako pierwsza dopadła do stołu, sięgnęła po kubek gorącej herbaty i wypiła ją jednym tchem.
- Nienawidzę Jima - oznajmiła, opadając na ławkę z ciężkim westchnieniem ulgi.
- To ulubiony tekst Mags - uśmiechnął się Albus, puszczając przy tym oczko do swojej przyjaciółki, której mokre włosy kleiły się do czoła i policzków.
- Podpisuję się pod nim oburącz - oznajmiła Maggie, osuszając szatę różdżką. - Tyłek dziś mi przymarzł do miotły.
- Znam kogoś, kto chętnie ci go rozgrzeje - zakpił Fred, mrugając do Jamesa, który beztrosko nakładał sobie tosty na talerz.
Potter kompletnie nie przejmował się faktem, że na podłodze u jego stóp utworzyła się już kałuża. Na tekst kumpla postanowił jednak zareagować. Jak się okazało, nie tylko on. W Freda poleciały dwie grzanki - jedna rzucona przez Jima, a druga przez Maggie. Chłopak zatrzymał je zaklęciem tuż przed swoją twarzą i ułożył sobie na talerzyku.
- Nie było aż tak zimno - powiedział James, raźno powracając do nakładania sobie na talerz całej góry jajecznicy z boczkiem.
- Powiedz to moim odmrożeniom - warknęła na niego Emma.
- Pogoda na meczu może być taka sama - zauważył James. - Przygotowuję was.
- I tak cię nienawidzę.
Wtem Wielka Sala zaroiła się od sów. James zaklął głośno, gdy Urwis wrzucił mu list do talerza z jajkami, a sam wygodnie usiadł mu na głowie.
- Co za ptaszysko... - burknął, otrzepując kopertę z jajek. - I co mi znowu przyniosłeś? - zapytał, patrząc na kremową grubą kopertę, wyglądającą dość oficjalnie.
Otworzył kopertę i wyjął z niej kartkę. Przebiegł wzrokiem tekst, a z każdym kolejnym słowem jego oczy robiły się coraz większe, a na policzki wypływał rumieniec. Kiedy skończył czytać, przez minutę siedział z otępiałą miną, a potem nagle zerwał się z ławki i odtańczył najdziwniejszy na świecie taniec radości, wymachując listem w powietrzu. Przerażony Urwis zerwał się do lotu, a oczy połowy uczniów w sali skupiły się na Jimie.
- Ktoś ci przysłał w liście Zniewalającą Łaskotkę? - zapytał Fred, gapiąc się na przyjaciela z lekką obawą.
- Nie! - James złapał Freda za głowę i wycisnął pocałunek na jego czole.
- Opanuj się, bracie! - Fred wyrwał się mu z paniką. - Coś ty tam dostał? Powołanie do reprezentacji narodowej?
- Prawie! - James usiadł na ławce i wcisnął mu list do ręki. Dosłownie wibrował z ekscytacji. - Na naszym najbliższym meczu pojawi się Rekruter! Będzie oceniał moje zdolności! Jeśli mu się spodobam, zarekomenduje mnie w kilku zespołach!
- O kurczę! - Oczy Rosie zabłysły. - To świetna sprawa, Jim!
- Rozmawiałem o tym z wujem Nevillem podczas swoich porad zawodowych! Ale nie sądziłem, że uda mu się kogoś ściągnąć! - James był tak autentycznie szczęśliwy, że miał ochotę śpiewać z radości.
- To twoja wielka szansa - uśmiechnął się do niego szeroko Al. - Gratulacje!
- Musimy wygrać, rozumiecie? - James spojrzał kolejno na wszystkich członków swojej drużyny. W brązowych oczach błysnęła determinacja. - Musimy. Już nie chodzi tylko o Puchar Quidditcha. Teraz waży się też moja przyszłość... - Nagle zrobił się śmiertelnie blady. - Słodki Merlinie... A co jeśli nawalę? Jeśli się skompromituję? Nie trafię do żadnej czołowej drużyny... Do żadnej drużyny... Moja kariera będzie skończona zanim na dobre się zacznie!
- James, weź głęboki wdech - poleciła mu Maggie, kładąc dłoń na ramieniu, by przyciągnąć jego uwagę. - I ogarnij się. Nie nawalisz. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłeś, więc teraz też tego nie zrobisz. Nie dramatyzuj.
James spojrzał na nią z szerokim uśmiechem, a potem zupełnie spontanicznie wycisnął na jej policzku mocny pocałunek. Fred, Al, Paul i Peter zagwizdali głośno, a Maggie zrobiła się krwiście czerwona. Rosie tylko uśmiechnęła się pod nosem, mrugając wesoło do zażenowanej przyjaciółki.
- Ten jeden raz ci się upiecze - bąknęła Maggie, odwracając od niego wzrok.
Dopiero wtedy zauważyła, że leży przed nią koperta z jej nazwiskiem. Była tak zaaferowana listem Jamesa, że nawet nie zauważyła, że sama coś dostała.
- Pisałaś do wuja Billa? - zapytała Rosie, gdy Maggie podniosła kopertę.
- Nie, jeszcze nie - odparła, niepewnie otwierając list.
Zapisany był zgrabnym, wąskim charakterem pisma, którego Maggie nigdy wcześniej nie widziała. Marszcząc brwi, zaczęła czytać.
Droga Margaret,
Zapewne zastanawiasz się, dlaczego właśnie teraz piszę ten list. Minęło przecież tyle czasu, miałem tyle okazji, by się z Tobą skontaktować, a jednak tego nie zrobiłem. Dopiero nasze spotkanie w lesie uświadomiło mi, że należą Ci się pewne wyjaśnienia.
Jak pewnie wiesz, Twój ojciec był moim bratem. W naszych żyłach płynie ta sama krew, Margaret, i dlatego jesteś właśnie tak cenna. Nasza krew nie jest zwyczajna. Wywodzimy się z potężnego, starożytnego rodu, niemal zapomnianego. Naszym przeznaczeniem jest wielkość. Płynie w naszych żyłach i wiem, że też to czujesz. Nie ma nic silniejszego od więzów krwi, Margaret. To ona jest Twoim dziedzictwem. Jako pierworodne dziecko, moc tej krwi jest w Tobie tym większa. Czy słyszysz jak Cię wzywa?
Tylko ja jeden mogę Cię ukierunkować na cel. Tylko ja jeden wiem, czym on właściwie jest. Wiem, czego szukasz, Margaret. Wiem czego pragnie Twoja dusza, chociaż Ty sama jeszcze tego nie wiesz. Pomogę Ci to odnaleźć. Znajdź mnie i razem spełnijmy nasze przeznaczenie. Zwróćmy naszemu rodowi dawną potęgę.
Oferuję Ci tę jedną szansę. Jeśli wystąpisz przeciw mnie, przepadnie bezpowrotnie. Wiem, że tęsknisz za swoją prawdziwą rodziną. Nigdy jej nie znałaś. Ja mogę wszystko Ci opowiedzieć, ale musisz dobrowolnie oddać się w moje ręce. Przyrzekam, że nie spotka Cię krzywda. Nie chcę przelewać Twojej krwi. Jest zbyt cenna, by ją tracić. Poddaj się, a dowiesz się całej prawdy o swoim ojcu, matce i dziedzictwie. Potterowie i Weasleyowie to nie jest Twoja prawdziwa rodzina. Nie mogą Ci pomóc. Ja jestem Twoją jedyną nadzieją, Margaret.
Dowiem się jaką podejmiesz decyzję. Znajdę Cię, bez względu na Twój wybór.
Mordred

Kartka wysunęła się jej z rąk i pofrunęła na podłogę. Al błyskawicznie ją podniósł i położył na stole.
- Mags? - Rosie położyła dłoń na przedramieniu przyjaciółki, która patrzyła nieruchomo przed siebie, jakby była w jakimś szoku. - Co się stało? Od kogo ten list?
Albus nie pytał. Spojrzał tylko na podpis, a gdy go zobaczył, aż się wyprostował. Bez słowa złożył kartkę na pół i schował do kieszeni, a potem wstał, przyciągając wreszcie uwagę brata.
James spojrzała najpierw na niego, a potem na Maggie. Ich miny mówiły same za siebie - coś się wydarzyło.
- Chyba powinniśmy napisać do rodziców, nie uważasz, Jim? - rzucił nonszalancko Al. - Mama umrze ze szczęścia gdy się dowie o Rekruterze.
- Racja. - James szybko się zorientował, co takiego robi jego brat. - Rosie, pożyczysz mi Świnkę? Od razu napiszę do Teddy'ego i Torrie.
- Świnkę? - Rosie przez sekundę nie widziała o co im chodzi, ale szybko zorientowała się w planie braci Potter. - Pewnie, bierz ją - powiedziała w końcu. - Pomogę ci nad nią zapanować. Chodź, Mags. - Rosie zgrabnie podniosła przyjaciółkę i objęła ją ramieniem. - Dziś twoja kolej na ćwiczenia ze mną.
- Jimmy, za pół godziny mamy zaklęcia! - przypomniał Fred, nieco skonfundowany. - Lepiej się nie spóźnij!
- Dokładnie - zakpiła Rox. - Rekruter na meczu nie zwalnia cię z obowiązku chodzenia na lekcje.
James machnął na nich ręką i wyszedł z sali razem z bratem, Maggie i Rose. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, wbił wzrok w Albusa.
- Co jest grane? - zapytał niespokojnie.
- Maggie dostała list od Mordreda - odparł cicho Al.
Rosie wydała z siebie cichy pisk, a w Jamesie wszystko zamarło. Zupełnie zapomniał o Rekruterze i swojej wielkiej szansie. Gapił się tylko na brata, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Albus podał mu więc kartkę, by przekonał się na własne oczy. Gdy James skończył czytać, wszystko gotowało się w nim ze złości. Oddał list Albusowi, a sam szybko podszedł do Maggie, która nadal była bardzo blada i wyglądała na nieco oszołomioną.
- Mags, zaraz wszystkiego się dowiemy - obiecał, kładąc dłoń na jej ramieniu. Chciał porwać ją w objęcia i już nie puszczać, ale nie mógł tego zrobić przy Alu i Rosie. A może jednak mógł? - Idziemy do wuja. Pokażemy mu list i zmusimy go, żeby wysłał nas do taty.
Zamknęła oczy i powoli pokiwała głową. Rosie mocno ściskała ją za rękę, próbując dodać otuchy, ale najbardziej na świecie chciała teraz znaleźć się w ramionach Jamesa. Chciała znowu poczuć się bezpiecznie. Spojrzała mu w oczy, a potem uwolniła rękę z uścisku Rose, zrobiła krok w stronę Jima i mocno się do niego przytuliła. Zareagował od razu, otaczając ją opiekuńczo ramionami. Wymienił zaniepokojone spojrzenie z bratem, a potem spojrzał na roztrzęsioną Rose.
- Idziemy do wuja - zarządził, biorąc Maggie za rękę i prowadząc korytarzem.
Albus i Rosie poszli zaraz za nimi. Oboje mieli ponure miny i raz po raz odczytywali list Mordreda. Przerwali dopiero, gdy James załomotał do drzwi gabinetu Neville'a. Ten otworzył je zaraz później.
- Jim? Maggie? - Dostrzegł też Ala i Rose, na co jego zdumienie jeszcze wzrosło. - Co wy tu robicie?
- Pilna sprawa. - James niemal wepchnął się do gabinetu. - Chcemy żebyś wysłał nas do taty - oznajmił.
- Po kolei, Jim - odezwał się Albus, najbardziej z nich wszystkich opanowany. - Maggie dostała przy śniadaniu list od Mordreda - oznajmił, na co Neville głośno wciągnął powietrze. - Musimy zobaczyć się z tatą.
- Dom w Dolinie jest podpięty do sieci Fiuu - zauważył James. - Jeszcze nie ma ósmej, więc tata powinien być w domu.
- Jim, nie mogę tak po prostu was wysłać do Doliny Godryka - westchnął Neville. - Potrzebuję zgody dyrektora.
- Pickwitt nigdy się nie zgodzi. Niepotrzebnie tylko stracimy czas. Tata musi zobaczyć list i wyjaśnić o co tu do cholery chodzi.
- Wuj ma rację, Jim - odezwała się Rosie. - Zaraz zaczynamy zajęcia. Jeśli się nie pojawimy, to będzie podejrzane.
- A wy jesteście na cenzurowanym - podkreślił Neville, patrząc na Maggie i Jamesa. - Dyrektor wychodzi z założenia, że sprawy zewnętrzne nie powinny mieć wpływu na to, co dzieje się w szkole. Będzie nalegał, by załatwić to w weekend.
- Nie możemy czekać do weekendu! - oburzył się James.
- I nie będziemy - obiecał mu Neville. - Zrobimy tak: powiemy, że Jim skręcił kostkę w stopniu pułapce i Albus musiał odprowadzić go do skrzydła szpitalnego. A Maggie...
- Nikt nie uwierzy, że Jim by wszedł w stopień-pułapkę - pokręcił głową Al. - W czwartej klasie popisywał się, chodząc po schodach z zamkniętymi oczami. Powiedzmy lepiej, że to Mags skręciła nogę, a James postanowił ją rycersko zanieść do szpitala. A ja zaoferowałem pomoc pani Dobbs.
- A co ze mną? - zapytała Rosie, biorąc się pod boki.
- Ty musisz zostać w zamku - powiedział kuzynce.
- Nie ma opcji! - zaprotestowała.
- Al ma rację - oznajmił Neville. - Jesteś reprezentantką. Nie możesz sobie pozwolić na nieobecność. I ktoś musi dodatkowo potwierdzić historyjkę.
- Nie chcę zostawiać Mags!
- Postanowione. - James już jej nie słuchał, tylko wsadzał rękę do słoja z proszkiem Fiuu. - Pójdę pierwszy - zwrócił się do Maggie, która tylko pokiwała głową. - Widzimy się za minutę. - Wszedł do kominka i rzucił proszek na ziemię. - Dom Potterów w Dolinie Godryka - powiedział wyraźnie.
Wylądował w kominku w salonie, niemal doprowadzając swoją matkę do zawału. Ginny wrzasnęła i miotnęła zaklęciem w jego stronę, przed którym uchylił się w ostatniej chwili.
- Mamo, mamo, to ja! - zawołał, unosząc ręce do góry.
Nie dała się przekonać. Ciągle mierzyła do niego różdżką z podejrzliwą miną.
- Jeżeli tak, to będziesz wiedział, kim chciałeś być, kiedy miałeś 5 lat - oznajmiła.
- Teddym - odpowiedział zaraz. - Uważałem, że bycie metamorfomagiem to super sprawa.
- Jim?! - Brązowe oczy Ginny zrobiły się wielkie ze zdumienia i opuściła różdżkę. - Dlaczego, na brodę Merlina, nie jesteś w szkole?!
Kominek za jego plecami zajaśniał od szmaragdowych płomieni i James przezornie odsunął się na bok. Sekundę później w pokoju pojawiła się Maggie. Miała sadzę na twarzy i we włosach i wyglądała jakby było jej niedobrze.
- Nienawidzę podróżować Fiuu - jęknęła, próbując utrzymać równowagę.
- Powie mi ktoś co jest grane? - Ginny zaczynała się niecierpliwić.
- Już momencik, mamo - odpowiedział jej James, otrzepując własną szatę. - Tata już wyszedł?
- Pięć minut temu - odparła. - A teraz, co wy...
Z kominka wypadł Albus i Ginny westchnęła głęboko. Wsunęła różdżkę do kieszeni spodni i skrzyżowała ręce na piersi. James od razu poczuł się winny, chociaż tak naprawdę nic nie zrobił.
- Ktoś jeszcze wpadnie w odwiedziny? - zapytała. - Lily? Rose?
- Nie, to już wszyscy. - Albus podszedł do matki i krótko ją uścisnął. Nigdy nie robiła na nim wrażenia swoją groźną postawa. - Hej, mamo.
Objęła syna i cicho westchnęła.
- Znowu urosłeś? - zapytała, patrząc na niego z żalem.
- To ty się kurczysz, mamo - odpowiedział jej z uśmiechem, ale zaraz spoważniał. - Taty już pewnie nie ma...
- Rozminęliście się - potwierdziła, wycierając jednocześnie sadzę z jego policzka. - Ale rozumiem, że to coś bardzo ważnego, skoro szkoła przysłała was osobiście.
- To nie szkoła, tylko wuj Neville - wyjaśnił James, który wiernie stał u boku Maggie. - Czyli musimy iść do Ministerstwa. Teleportujemy się i...
- Nie galopuj tak, hipogryfie - przerwała mu matka. - Zaraz dam znać ojcu, że coś się wydarzyło. Mamy swoje sposoby szybkiej komunikacji. Idźcie do kuchni. Na szafce stoi dzbanek z wodą, a Maggie wygląda jakby bardzo jej potrzebowała.
Wyszła z salonu, zostawiając ich samych. Maggie opadła wtedy na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. James zrobił krok w stronę kuchni, ale Al machnął na niego ręką, zatrzymując w miejscu.
- Ją przyniosę - powiedział.
- Niedobrze mi - mruknęła Maggie. - Nie wiem czy to list, czy Fiuu.
- Pewnie jedno i drugie. - James usiadł obok niej i niepewnie położył dłoń na plecach dziewczyny. - Zaraz wszystkiego się dowiemy - obiecał cicho.
- Woda. - Al pojawił się ze szklanką w ręce i postawił ją na stoliku przed Maggie. - Do dna - polecił.
Posłusznie wypiła wszystko i głęboko odetchnęła. Powoli zaczynała odzyskiwać kolory na twarzy, ale ciągle wyglądała na przerażoną. James chyba nigdy nie czuł się bardziej bezsilny. Jedyne co mógł zrobić, to wziąć ją za rękę i trzymać w swojej. Jego zdaniem było to stanowczo za mało. Wszystko rwało się w nim do walki. Chciał dopaść Mordreda i zaklęciami wydusić z niego prawdę. Chciał rzucić na niego tysiąc klątw, by trzymał się z daleka od jego dziewczyny.
- Tata będzie za pięć minut - poinformowała ich Ginny, wchodząc do salonu. Rzuciła szybkie spojrzenie na Jamesa i Maggie, a potem przeniosła wzrok na siedzącego w fotelu Albusa, który nerwowo stukał palcami w poręcz. - Chcecie coś do jedzenia? - zapytała cicho.
- Wyszliśmy ze śniadania - pokręcił głową Al.
- Pewnie mi nie powiecie, co się stało?
- Poczekajmy na tatę. Nie chcemy opowiadać tego dwa razy.
- Więc czekamy - westchnęła, siadając w fotelu.
Dosłownie cztery minuty później drzwi do domu stanęły otworem i do salonu wbiegł Harry. Włosy miał w całkowitym nieładzie, a okulary przekrzywiły mu się od biegu, a jednak i tak stanął w progu w najwyższej gotowości. Nie opuścił różdżki nawet na chwilę.
- To oni - uspokoiła męża Ginny, zrywając się z fotela i opuszczając jego rękę. - Zaraz usłyszymy, co ich tu sprowadziło.
- Al, masz list? - zapytał brata Jim.
Ten skinął głową i wyciągnął kartkę z kieszeni szaty. Położył ją na stoliku, a Harry zaraz przywołał ją zaklęciem i rozłożył. Ginny stanęła obok niego, by móc czytać mu przez ramię. Kiedy skończyła, zacisnęła mocno usta i wbiła wzrok w męża, który zdawał się analizować każde słowo z listu.
- No i? - James nie należał do cierpliwych osób. - Chyba należą się nam jakieś wyjaśnienia.
- Czy to prawda? - zapytała spokojnie Maggie. - Mordred jest moim wujem?
Harry oderwał wzrok od kartki i spojrzał na Maggie. Dziewczyna wyglądała na pogodzoną z losem.
- Tak, to prawda - odpowiedział. - Wyślę patronusa do Kingsleya - oznajmił żonie. - Coś czuję, że długo nie wrócę dziś do pracy.

4 komentarze:

  1. Super rozdział!:) Czekam z niecierpliwością na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Mam nadzieję, że niedługo dodasz kolejny rozdział. Czekam z niecierpliwością na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę dodaj jakiś nowy rozdział ����

    OdpowiedzUsuń