wtorek, 27 października 2015

13. A tymczasem poza szkołą...

Teddy Lupin miał naprawdę ciężki dzień i pragnął odpoczynku. A gdzie mógł go zaznać, jeśli nie u swojej babki? Zaraz po skończeniu pracy teleportował się więc prosto do domu Andromedy Tonks. Śmiało wszedł do przedpokoju, zatrzymując się - jak zwykle - przy ścianie obwieszonej ruchomymi fotografiami. Przez chwilę przyglądał się, jak ze środkowego zdjęcia machają do niego jego rodzice (matka miała tam wściekle różowe włosy), jednak potem uwagę Teddy'ego przyciągnęła wysoka siwowłosa kobieta, która wyszła właśnie z salonu.
- Ted! - ucieszyła się na jego widok i pospieszyła go uściskać.
- Cześć, babciu - przywitał się z nią, całując w policzek. - Co tak ładnie pachnie? - zapytał, pociągając nosem.
- Właśnie piekłam szarlotkę - powiedziała. - Zamierzałam teleportować się z nią do Potterów, z nadzieją, że cię tam znajdę.
Wyczuł w jej głosie lekką urazę. Rzeczywiście, w ostatnim czasie więcej czasu spędzał u ojca chrzestnego niż u babki, ale czuł się w pełni usprawiedliwiony. Sytuacja tego wymagała.
- Wiesz, że by się ucieszyli - odparł. - Harry uwielbia twoją szarlotkę.
- Strasznie tam u nich pusto, bez dzieciaków - westchnęła, wracając do kuchni. Teddy szedł zaraz za nią. - Byłam w zeszłym tygodniu u Molly i Artura i spotkałam Ginny. Mówiła, że Harry ostatnio prawie nie wychodzi z biura.
- Tak jak każdy inny auror - odpowiedział, sięgając po ciasteczka leżące na talerzu. Właśnie to uwielbiał w domu babci - zawsze było tu pod dostatkiem czekoladowych ciastek.
Wtem jego wzrok padł na grubą księgę w brązowej okładce, niedbale przykrytą Prorokiem Codziennym. Ostrożnie zdjął z niej gazetę i zacisnął usta, spoglądając na swój rodzinny album.
- Babciu... - westchnął, spoglądając to na książkę, to na Andromedę, która zaciskała usta w podobny do niego sposób.
- To już mi nawet nie można pooglądać zdjęć? - zapytała gniewnie. - Przynajmniej w ten sposób mogę popatrzeć na wnuka.
- Nie wzbudzaj we mnie poczucia winy.
Usiadł przy stole, odkładając album na bok. Wychowywał się w tym domu, a babcia starała się zastąpić mu i matkę i ojca. Również Potterowie brali czynny udział w jego wychowaniu, tak samo jak i Weasley'owie, więc Teddy nie mógł narzekać na brak rodziny. Młodych Potterów traktował jak swoje przybrane rodzeństwo, a Harry'ego i Ginny - szczególnie gdy był młodszy - jak ojca i matkę. Nie było jednak tak, że zapomniał o swoich prawdziwych rodzicach. Harry i Andromeda zadbali, żeby poznał o nich opowieści i miał wszystkie możliwe zdjęcia. Był dumny z Remusa i Dory Lupinów i cieszył się, że jest ich synem, jednak nic nie mógł poradzić na to, że to inni zajęli część miejsca w jego sercu, która była przeznaczona tylko dla rodziców. On, który nigdy ich nie znał, pogodził się z ich stratą już dawno. Jednak babcia...
- Nigdy jej nie wybaczysz? - zapytał cicho, otwierając album na chybił-trafił. Spojrzała na niego uśmiechnięta twarz matki. - Tego, że mnie wtedy zostawiła?
- Była aurorem z krwi i kości. - Andromeda nie zamierzała udawać, że nie wie o czym mowa. - Wiedziałam, na co się porywa... Ale... miała ciebie. Mogła zostać.
- Matka Harry'ego też oddała za niego życie - zauważył.
- To było całkiem co innego - pokręciła głową Andromeda. - No, ale nie mówmy o tym - stanowczo zamknęła temat. - Rano przyszedł do ciebie list. Z Francji - dodała znaczącym tonem i wskazała wnukowi koszyk z listami.
Teddy błyskawicznie zerwał się z miejsca i sięgnął po swój list. Uśmiechnął się szeroko na widok znajomego pisma Victoire, po czym rozerwał kopertę i zaczął czytać. Babka obserwowała go z ukosa, a minę miała wielce rozbawioną.
- Co słychać u Victoire? - zapytała, gdy skończył.
- Wszystko już ustalone i dopięte na ostatni guzik - oznajmił rozradowany. - Wraca w przyszłym tygodniu.
- Hmm... - mruknęła Andromeda.
- Babciu... - Teddy zinterpretował ten pomruk na swój sposób. - Obiecuję, że będę częściej wpadał do domu. Słowo...
- Jesteś dorosły - przerwała mu. - Masz własne mieszkanie, pracę i plany na przyszłość. To naturalne, że żyjesz swoim życiem i nie przeszkadza mi to.
Poklepała go pieszczotliwie po policzku, po czym wyciągnęła z piecyka placek. Postawiła go na stole z zadowoloną miną.
- A co do Victoire... - zaczęła ostrożnie. - Dość długo ze sobą jesteście...
- No... tak... - odparł równie ostrożnie Teddy, drapiąc się po głowie. Dziś jego włosy przybrały wściekle zielony kolor.
- Masz w stosunku do niej poważne zamiary? - zapytała bez ogródek.
- Rozmawiałaś z Ginny? - spytał podejrzliwie.
Ostatnio także żona Harry'ego poruszyła przy nim ten temat.
- Nie - odparła babka, ale jej nie uwierzył. - Pytam z czystej ciekawości. Torrie to bardzo miła dziewczyna, z dobrej rodziny, w dodatku mądra i ładna. Jesteście ze sobą już kilka lat... Nie sądzisz, że to czas?
- Czas na co? - Żołądek Teddy'ego związał się w ciasny supeł.
- Oświadczyć się.
Teddy złożył na pół przeczytany list i usiadł na krześle uznając, że nogi dłużej go nie utrzymają. I on liczył tu na odpoczynek?
- Nie myślałem o tym... - przyznał się zakłopotany.
- Cóż, a chyba powinieneś - zganiła go babka. - Victoire może nie czekać na ciebie wiecznie.
- Co masz na myśli? - zapytał z odcieniem przerażenia w głosie. Czyżby babcia wiedziała coś, o czym on nie wie? Rozmawiała z babcią Molly... Może Torrie napisała do Weasleyów coś, czego nie powiedziała jemu?
- Nie panikuj... - rzekła z lekkim uśmiechem. Reakcja Teddy'ego powiedziała jej więcej niż słowa. Była zadowolona. - Co ty na to, żeby udać się z ciastem do twojego ojca chrzestnego? - zaproponowała.
- Nie wiem, czy go zastaniemy - odparł, ale nie potrafił wyzbyć się myśli o Torrie i słowach babci. - Gdy wychodziłem z Biura, on jeszcze siedział.
- Przekonamy się na miejscu. Mam ochotę wybrać się do nich w odwiedziny.
Gdy Andromeda przemawiała takim tonem, nie należało się jej sprzeciwiać. Teddy wstał więc z krzesła, przyglądając się jak babcia zakłada gruby fioletowy płaszcz i czarne rękawiczki, a potem bierze szarlotkę i rusza do drzwi. Ubrał się więc w swoją kurtkę i wyszedł za nią.
- Potterowie rzucili na dom zaklęcia ochronne - przypomniał babce. - Nie można już teleportować się w ogródku, ani tym bardziej w samym domu.
- Czyli teraz mogą zamykać ci drzwi przed nosem - dogryzła mu.
Odkąd nauczył się teleportować, za każdym razem aportował się bezpośrednio do salonu Harry'ego i Ginny, szczególnie wtedy, gdy wiedział, że w środku może być James. Uwielbiał irytować najstarszego syna Potterów. Uważał, że dobrze mu robi odwrócenie ról, bo zwykle to Jim irytował wszystkich dookoła.
Spojrzał na babcię, a potem skupił się na celu i zrobił obrót w miejscu. Przez moment poczuł się tak, jakby ktoś przeciskał go przez naprawdę ciasny gumowy tunel, jednak już sekundę później odetchnął świeżym powietrzem i spojrzał na piętrowy domek Potterów. Poczekał aż pojawi się obok niego babcia i dopiero wtedy otworzył furtkę i wszedł do ogrodu.
Zobaczył, że przez okno koło drzwi wejściowych wyjrzała Ginny, więc pomachał do niej entuzjastycznie, a już po chwili kobieta otworzyła drzwi i wpuściła ich do środka. Ciepło przywitała się z Andromedą, przyjmując od niej ciasto i szeroko uśmiechnęła się do Teddy'ego.
- Wejdźcie do salonu - powiedziała Ginny, idąc do kuchni. - Przed chwilą wpadła Hermiona, jest też Bill z Fleur...
Teddy zrobił się czerwony jak burak, a jego wzrok pomknął natychmiast w stronę drzwi. Andromeda tylko się uśmiechnęła i bardzo ochoczo weszła do salonu. Teddy - chcąc czy nie - poszedł za nią. Babka już się witała z Hermioną, wypytując ją o dzieciaki, a on spojrzał na rodziców swojej dziewczyny.
Bill Weasley powitał go uśmiechem, a Teddy podszedł do niego, by uścisnąć mu dłoń. Lubił rodziców Torrie i wiedział, że oni także darzą go sympatią, ale w świetle tego, co powiedziała mu babka, czuł się nagle dziwnie onieśmielony.
- Teddy. - Fleur Weasley, olśniewająca matka Victoire, uścisnęła go szybko i zmierzyła uważnym spojrzeniem niebieskich oczu. Była tak podobna do córki, że chłopak na moment stracił wątek. - Wszistko w porządku? - zapytała z lekkim francuskim akcentem, którego nie zdołała się pozbyć.
- W jak najlepszym, proszę pani - odparł szybko.
- Dostałeś list od Torrie? - zapytał go Bill.
- Tak, dzisiaj - potwierdził, ochoczo przenosząc wzrok na mężczyznę. Kiedyś, gdy był mały, zapytał go, dlaczego ma na twarzy blizny, ale wtedy uzyskał tylko część historii. Całość poznał później. - Naprawdę wraca?
- Tak - potwierdził Bill, siadając na kanapie, z której się podniósł, gdy weszli do pokoju z Andromedą. - Teraz sprawę przejmuje Wydział Magicznych Gier i Sportów, więc Victoire na razie nie będzie potrzebna we Francji.
- Szkoda, że taki się zloziło - pokręciła głową Fleur. - Akurat, kiedy my jedziemi...
- Wyjeżdżacie do Francji? - zaciekawiła się Ginny, wchodząc do salonu z pokrojonym ciastem, które położyła na stoliku.
- Mama Fleur nie czuje się najlepiej - rzekł Bill, a jego żona pokiwała głową. - Postanowiliśmy ją odwiedzić... A w wakacje może wybierzemy się tam wszyscy?
- Och, a może państwo Delacour wpadliby do nas! - zaproponowała Ginny. - Mama bardzo by się ucieszyła.
- Kto wie, co będzie się działo w wakacje? - dodała Andromeda, na co Teddy zakrztusił się kawałkiem ciasta.
Hermiona machnęła różdżką, szepcząc Anapneo i natychmiast poczuł się lepiej. Ginny przyglądała się mu podejrzliwie, a Fleur z wyraźnym zaniepokojeniem.
- Hmm... Ja... - zaczął się jąkać. - Chyba...
Ku jego uldze drzwi się wtedy otworzyły i do holu wszedł Harry.
- Ginny, już jestem! - zawołał od progu.
- Chodź, mamy gości! - odkrzyknęła.
Harry zajrzał do pokoju, z którego dobiegał jej głos i uśmiechnął się do wszystkich. Wyglądał na zmęczonego, a krótka blizna na policzku odcinała się wyraźnie od jego bladej twarzy. Jeśli ktoś już wyglądał w tym pokoju na chorego, to na pewno był to Harry.
- Andromeda! - powiedział radośnie, zbliżając się do siwej czarownicy. - Czyżby to była twoja znakomita szarlotka?
- Specjalnie dla ciebie - odparła.
Harry nie miał jednak okazji jej spróbować, bo Teddy - nadal obserwowany przez zaniepokojoną Fleur - zerwał się z fotela i podszedł do ojca chrzestnego.
- Możemy pogadać? - zapytał szybko.
Widząc jego minę, Harry uznał, że to naprawdę coś ważnego i skinął głową. Wyszli z pokoju ścigani przez cztery zaciekawione spojrzenia i jedno wyraźnie rozbawione.
- O co chodzi? - zapytał Harry, gdy weszli do kuchni.
Zamknął za nimi drzwi i rzucił na nie Muffliato, żeby nie można było ich podsłuchać.
- Nic się nie stało - uspokoił go zaraz Teddy.
Zielone włosy, z którymi przybył do Doliny, teraz zmieniły kolor na brązowy. Harry miał wrażenie, że patrzy teraz na dużo młodszą wersję Remusa Lupina. Oczywiście Teddy nie był tak podobny do ojca, jak Harry do swojego, jednak dawało się w nim rozpoznać Remusa.
- Nie? - Harry uniósł lekko brwi.
- Myślisz, że powinienem się oświadczyć? - wypalił Teddy, zanim zdążył się powstrzymać.
Harry przyglądał mu się w milczeniu, przetrawiając to, co dopiero usłyszał. W głowie nie chciało mu się mieścić, że Teddy - mały Teddy Lupin, który nie tak dawno szedł pierwszy raz do szkoły - pyta go o zdanie w sprawie ślubu! W Harrym obudziło się dziwne uczucie i poczuł się tak jakoś staro.
- A to twój pomysł? - zapytał, odzyskując głos.
- Babcia zaczęła o tym mówić... - przyznał Teddy, a Harry mruknął, jakby się tego spodziewał. - Ale teraz, gdy poruszyła ten temat... No... Zacząłem się zastanawiać... - oznajmił lekko speszony.
Harry był dla niego jak ojciec i brat, rozmawiał z nim na różne tematy, ale teraz poczuł się naprawdę skrępowany.
- I co o tym myślisz? - zapytał go ojciec chrzestny, opierając się o blat kuchenny.
- Myślałem najpierw o ukończeniu szkolenia na aurora... I tak po prawdzie, to o ślubie jeszcze nic... - Teddy nie wiedział, gdzie podziać wzrok.
- Nikt cię do niczego nie będzie zmuszał - obiecał mu Harry. - Porozmawiam sobie z Andromedą na ten temat... To ma być twoja decyzja, Teddy - powiedział mu ciszej. - Musisz być w stu procentach pewny.
- Ja jestem pewny - rzekł zaraz chłopak. - Tylko... no...
- Rozumiem - uśmiechnął się Harry. - Powinieneś się zapytać Ginny, jak zachowywałem się przed zaręczynami. Miałem wrażenie, że w moim żołądku zamieszkało coś bardzo ruchliwego i nieprzyjemnego, a do tego reagowałem lekką paniką na każdą aluzję George'a... W końcu jednak wziąłem się w garść... - Harry uśmiechał się do wspomnień.
- Czyli uważasz, że powinienem to zrobić? - Szare oczy Teddy'ego spojrzały w zielone.
- Gdy będziesz gotowy. Nie wcześniej.
Harry poklepał go po ramieniu.
- A teraz chodź, zanim Andromeda zdąży przekabacić resztę rodziny - powiedział lekko. - Chyba nie chcesz, żeby Ginny i Hermiona zadręczały cię podobnymi pytaniami?
Teddy aż się wzdrygnął. Harry pokręcił ze śmiechem głową i obaj wyszli z kuchni.
***
Tego samego dnia wieczorem, gdy wszyscy opuścili już dom w Dolinie Godryka i Harry i Ginny wreszcie zostali sami, usiedli przed kominkiem w salonie. Ginny oparła głowę na ramieniu męża, wpatrując się w ogień z nieco rozmarzoną miną, a on przyglądał się poustawianym na kominku ramkom ze zdjęciami. Każde zdjęcie miało swoją własną historię... Tutaj James, Albus i Lily kibicowali podczas Mistrzostw Świata w quidditchu... A tutaj Ginny i dzieciaki upiekli tort na jego urodziny. Lily miała całą twarz w mące... Z tego zdjęcia szczerzył się do niego Teddy w szkolnym stroju z plakietką Prefekta Naczelnego na piersi. Jego włosy zmieniały kolor z czerwonego na czarny, niebieski i żółty... A tam stało zdjęcie przedstawiające całą rodzinę, zrobione podczas któregoś Bożego Narodzenia. Harry pamiętał, jak długo się ustawiali do tego zdjęcia tak, żeby każdy był na nim widoczny... Nie brakowało też ślubnego zdjęcia jego rodziców... Jedynego zdjęcia, na którym był także Syriusz...
- O czym tak myślisz? - zapytała go Ginny, gdy z jego piersi wydobyło się ciężkie westchnienie.
- Patrzę na zdjęcia - odparł. - Odkąd Lily pojechała do Hogwartu w domu jest tak jakoś cicho i pusto...
- Mówiłam, że w końcu ci się ta cisza znudzi - uśmiechnęła się Ginny, przymykając oczy. - Nasze dzieciaki już są w Hogwarcie... A nie tak dawno dopiero co uczyła się chodzić, a Jim właził na każde możliwe drzewo...
- W czym dzielnie towarzyszył mu Al - podchwycił Harry.
- Tak... - zaśmiała się. - A pamiętasz, jak Teddy podpuścił Jima, by wysmarował okna w pokoju Ala żabim skrzekiem?
- To było wtedy, gdy James opowiedział nam o jego potajemnych randkach z Torrie? - upewnił się Harry.
- Teddy był święcie przekonany, że o tym nie wiemy... - Ginny uśmiechała się szeroko. - A teraz on jest już dorosły, a nasz najstarszy syn za dwa lata kończy szkołę... - Oczy lekko jej zwilgotniały. - Ale przynajmniej żyją w spokojniejszych czasach niż my... - szepnęła.
Harry nic na to nie odpowiedział, tylko pocałował ją w czubek głowy.
- Nie poruszyłaś tematu Teddy'ego bez przyczyny, prawda? - zapytał domyślnie. - Andromeda?
- Mhmmm... - mruknęła twierdząco.
Usiadła tak, żeby móc patrzeć na męża. Chociaż byli już dużo starsi, on nadal widział w niej Ginny Weasley, upartą uczennicę Hogwartu, która po mistrzowsku rzucała upiorogacka. W jego oczach była tak samo młoda, jak wtedy i wiedział, że ona widzi go podobnie.
- Sądzisz, że się oświadczy? - zapytała z przejęciem.
- Możliwe - odparł ostrożnie. Zdjął swoje okulary i przetarł je skrajem szaty.
- Byłoby cudownie, gdyby się pobrali - powiedziała, nieświadomie powtarzając słowa swojej córki sprzed dwóch lat.
- Owszem. Ale to musi być wyłącznie ich decyzja. Więc nie zasypujcie go aluzjami, jasne?
- To o tym rozmawiałeś z Andromedą w korytarzu - parsknęła. - Poprosił cię?
- Nie musiał... Po prostu... dajcie mu się zastanowić.
Skinęła głową i wstała. Podeszła do kominka, patrząc na zdjęcia, którym wcześniej przyglądał się Harry. Sięgnęła po to, na którym Harry pierwszy raz wziął na ręce Teddy'ego i cicho westchnęła.
- Jest trochę jakby naszym synem - szepnęła. - Chyba dobrze się nim zajmowaliśmy, prawda? Miał Andromedę, nas, moich rodziców... Kilka lat temu nawet Malfoy... - Pokręciła głową, jakby nie mogła w to uwierzyć. - Chyba się zmienił, co?
- Wiem na pewno, że stara się być innym człowiekiem i wychowuje syna inaczej niż był sam wychowywany - powiedział Harry, podchodząc do żony. - To był bardzo miły gest, gdy przysłał Teddy'emu prezent na jego siedemnaste urodziny.
Ginny pokiwała głową. Pamiętała zdziwienie całej rodziny, gdy sowa przyniosła paczkę od Astorii i Dracona Malfoyów. Teddy zachował się jednak naprawdę dojrzale i napisał list z podziękowaniem do wuja. Nie utrzymywali jednak ze sobą bliższych kontaktów. Harry wiedział, że wymieniają się jedynie kartkami okolicznościowymi.
- Na ślub trzeba go będzie zaprosić... - pomyślała na głos Ginny, a Harry chrząknął. Wywróciła tylko oczami. - Dobrze, ani słowa więcej na ten temat, przynajmniej dopóki Victoire nie powie "tak" - obiecała.
Odłożyła fotografię na miejsce i obejrzała się przez ramię na męża, a na jej usta wybiegł przebiegły uśmieszek.
- Dzieci nie ma - zauważyła niewinnie, na co Harry stłumił uśmiech.
- Mieliśmy napisać do Jima - powiedział, otaczając ją ramionami w talii.
- Jutro - mruknęła, obracając się w jego objęciach i obejmując go za szyję. - Na dziś mam inne plany.
Tym razem nie zdołał powstrzymać uśmiechu, a już chwilę później zatracał się w jej pocałunku i znajomym kwiatowym zapachu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz