wtorek, 10 listopada 2015

14. Problemy Biura Aurorów

Ten dzień nie mógł rozpocząć się gorzej. Najpierw dwóch początkujących aurorów rzucało na siebie zaklęcia, co skończyło się dla obu wizytą w Mungu. Tłumaczyli się, że tylko ćwiczyli, ale Harry dobrze wiedział, że to raczej efekt wzajemnej niechęci. Potem do Biura wpadła Rita Skeeter, usiłując wywęszyć, co tylko się da. Harry zadbał, by odprowadzono ją do windy, jednak bał się, że kobieta może skorzystać ze swojej umiejętności zmieniania się w żuczka, więc - dla pewności - rzucił na swój gabinet kolejne zaklęcia. A na samym końcu pojawił się Kingsley, który bez pukania wszedł do gabinetu Harry'ego i rzucił na stół jakąś gazetę.
- Czytaj - polecił mu Minister Magii.
Harry wziął do ręki gazetę, zerkając szybko na nagłówek. Był do mugolski dziennik, który Kingsley kupował, żeby wiedzieć, czy nic podejrzanego nie dzieje się pośród niemagicznych ludzi.
- Już to widziałem - powiedział Harry, odkładając na bok gazetę. - Wysłałem Emersona razem z amnezjatorami. Miał wypytać mugoli, co się wydarzyło, zanim zmodyfikują im pamięć.
Kingsley skinął głową zadowolony, że ten tak szybko zareagował. Upewnił się jeszcze, że drzwi są zamknięte, po czym powiedział cicho.
- Ta sprawa śmierdzi z daleka - oznajmił Harry'emu. - A schemat jest taki sam...
- Wiem. - Harry pokręcił głową. - Do ciebie należy decyzja, Kingsley - rzekł. - Dobrze wiesz, że nie znoszę zatajania informacji przed ludźmi...
- A ty wiesz, że potrzebowałem twardych dowodów - westchnął Kingsley. - Z perspektywy Ministra Magii wszystko wygląda inaczej.
- Jesteś świetnym Ministrem - powiedział Harry. - To za twojej kadencji zmniejszyliśmy o połowę zainteresowanie czarną magią i złapaliśmy mnóstwo czarnoksiężników.
- Nie odbieraj sobie zasług - uśmiechnął się lekko czarnoskóry mężczyzna, jednak zaraz spoważniał. - Myślisz, że znowu się zaczyna? - zapytał jeszcze, chcąc usłyszeć w prost, na czym stoją.
- Tak jak mówiłeś: znamy ten schemat. - Harry wstał zza biurka i zaczął krążyć po gabinecie. - Tajemnicze zniknięcia, morderstwa, o które nie można nikogo oskarżyć... Ucieczka z Azkabanu... Voldemort nie żyje, ale jego idea nie umarła razem z nim i ktoś próbuje zająć jego miejsce... Jeśli to wierny naśladowca, w końcu poznamy jego imię, ale wolałbym żeby się to stało, zanim zrobi się jeszcze gorzej.
- Na razie działa z ukrycia. Nie chce się ujawnić.
- Bo zbiera sojuszników. - Harry długo o tym myślał. - Sądzę - zaczął ostrożnie - że to ktoś, kogo Carrowowie znali. Ktoś, kto był śmierciożercą, a kogo nie udało się nam złapać. Wierni słudzy Voldemota nie przyłączyliby się do pierwszego lepszego czarnoksiężnika, choćby zaoferował im możliwość mordowania mugoli i torturowania niewinnych.
- Tylko kto? - zmarszczył brwi Kingsley.
- Jeszcze nie wiem, ale dowiem się. Mam listę nazwisk wszystkich śmierciożerców, a aurorzy już sprawdzają, gdzie obecnie przebywają. Wezwę na przesłuchanie każdego, kto wyda mi się podejrzany.
- Widzę, że masz jakiś plan, Harry. - Kingsley skrzyżował ramiona na piersi.
- Ale skorzystam z niego tylko w razie najwyższej konieczności - odpowiedział. - Dumbledore miał w szeregach śmierciożerców szpiega, którego nikt nie podejrzewał i chciałbym mieć kogoś, kto mógłby zdobywać dla nas informacje tak, jak to robił Snape. Ale jedyna osoba, która przychodzi mi w tym wypadku do głowy, raczej nie zechce współpracować.
- Chyba nie myślisz o... - Ciemne oczy Ministra rozszerzyły się ze zdumienia.
- Dokładnie o nim - potwierdził jego podejrzenia. - Ale, tak jak mówię, to plan awaryjny. Żeby go wykonać musieliby się odrodzić śmierciożercy, a mam nadzieję, że uda nam się załatwić sprawę dużo wcześniej. Każdy ma swój słaby punkt... Ten ktoś, też go w końcu ujawni.
- Daj mi znać, gdybyś chciał go wezwać - powiedział Kingsley, idąc do drzwi. - Ministrowi Magii się nie sprzeciwi.
Harry pokiwał głową i usiadł z powrotem. Spojrzał na gazetę, a potem przeniósł wzrok na ramkę ze zdjęciem, z której uśmiechała się jego rodzinka. Czuł, że nadchodzą niebezpieczne czasy i obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby zapewnić im bezpieczeństwo, choćby musiał zrobić to, co uczynili jego rodzice.
***
Harry był pewien, że wszystko, co najgorsze tego dnia ma już za sobą, gdy do drzwi w jego gabinecie ktoś zapukał, a potem zajrzała do niego kędzierzawa głowa Robena Emersona.
- Wejdź - polecił mu natychmiast Harry.
Nim Emerson zamknął za sobą drzwi, do gabinetu wszedł też Teddy.
- Będę przeszkadzał? - zapytał, pokazując Harry'emu z oddali list, który najwyraźniej chciał mu pokazać.
- Siadaj - rzekł Harry. - A ty opowiadaj - zwrócił się do aurora. - Co powiedzieli mugole?
- Napastników było dwoje. Kobieta i mężczyzna - odparł natychmiast Emerson. - Zdeportowali się zaraz po skończeniu tortur.
- Co z tą dziewczynką? - dopytywał się dalej Harry.
- Nie przeżyła. - Emerson spuścił głowę. - Nie była czarownicą. Miała trzynaście lat...
- Chodzi o ten atak na sierociniec? - zapytał się Teddy, siadając na krześle pod ścianą.
Ojciec chrzestny skinął mu głową.
- Dziękuję, Emerson - odprawił mężczyznę, a gdy ten wyszedł, spojrzał na Teddy'ego, który wrócił do ulubionej fryzury, blond czupryny przetykanej błękitnymi pasemkami. - A ty, co dla mnie masz? - spytał.
Teddy podał mu list.
- Od Victoire - powiedział chłopak. - Zainteresuje cię.
- Jesteś pewien, że mam przeczytać cały? - zakpił Harry, na co Teddy się zarumienił i odebrał mu kopertę.
- Przeczytam odpowiedni fragment... - mruknął. - Mam. "Wczoraj wydarzyło się coś strasznego. W miasteczku, w którym się zatrzymałam, jest niewielki sierociniec. Czasem widywałam dzieciaki, które tam mieszkały. Wyobraź sobie, że w nocy ktoś zaatakował ich dom! Zajęli się tym mugole, ale sprawę szybko przejęło tamtejsze Ministerstwo Magii. Z tego co wiem, zginęło dwoje dzieci: dziewczynka w wieku Rosie i chłopiec, niewiele starszy..."
- Ale dlaczego atakują mugolskie sierocińce? - Harry nie mógł dłużej wysiedzieć. - Przecież to jakiś obłęd!
- Czyli też uważasz, że te ataki się łączą.
- Nie wierzę w takie zbiegi okoliczności - poinformował go Harry. - Trzeba będzie wziąć pod ochronę najbliższe sierocińce, również ten czarodziejski - stwierdził cicho.
- Ten dom dziecka, w którym mieszka najlepsza przyjaciółka Ala? - upewnił się Teddy. - Te dzieciaki są w ich wieku...
Harry zmarszczył brwi. Teddy natychmiast rozpoznał tę minę.
- Na co wpadłeś? - zapytał z ciekawością.
- Dwa ataki na sierocińce... Dwie martwe trzynastolatki... I chłopiec, niewiele od nich starszy... Potrzebuję ich zdjęć - powiedział nagle. - Załatw mi je.
- Najszybciej jak się da!
Teddy wybiegł z gabinetu, a Harry błyskawicznie napisał małą karteczkę i stuknął w nią różdżką, wysyłając do Kingsleya. W jego głowie zarysowała się pewna obawa, mały pomysł, który mógł być prawdziwy, albo i nie. Potrzebował tylko czasu i odpowiednich informacji, by wszystko poukładać. Wydawało mu się jednak, że wreszcie znalazł punkt zaczepienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz