poniedziałek, 4 kwietnia 2016

19. Jak się spędza urodziny w Dolinie Godryka!

- Wstawaj! - syknęła Lily, potrząsając starszym bratem. - James, słyszysz?
- Odczep się, Kropeczko... - burknął, przekręcając się na drugi bok i ignorując siostrę.
- Dziś urodziny taty! - zapiszczała, ściągając z niego kołdrę. - Ruszaj się!
James usiadł z jękiem i spojrzał na zegarek wskazujący godzinę piątą rano.
- I właśnie dlatego robisz mi pobudkę o piątej? - zapytał, ziewając przeciągle.
- Nie tylko tobie... - wymamrotał zaspany Al, wchodząc do pokoju w koszulce na lewą stronę. - Zwykle zaczynaliśmy później - przypomniał siostrze.
- Bo zwykle pomagała nam mama - zauważyła Lily. - A tata miał w urodziny wolne.
- Och, no dobra... - westchnął James, wychodząc z łóżka i rozglądając się nieprzytomnie po pokoju, w poszukiwaniu jakichś ubrań.
Kilka minut później był już ubrany i nawet rozbudzony. Wyszedł więc z pokoju, na palcach przechodząc obok pokoju rodziców, a potem cichutko zbiegł do kuchni. Przy stole siedzieli już Lily i Al, a także - ku jego zdumieniu - Maggie.
- Lily mnie obudziła, gdy wychodziła - szepnęła dziewczyna. - Pomyślałam, że wam pomogę.
- Al, nadal masz koszulę na lewą stronę - poinformowała brata Lily.
Albus wywrócił oczami i z niechęcią zaczął poprawiać t-short. Czarne włosy sterczały mu na wszystkie strony, ale nie zadał sobie trudu, by to poprawić. James, który miał ten sam problem, doskonale wiedział, że nie ma sensu ich przygładzać. Zwichrzoną czuprynę odziedziczyli w genach.
- Tak właściwie, to co konkretnie robicie? - zapytała się Maggie, gdy Jim również usiadł przy stole.
- Co roku, w urodziny taty, robimy mu śniadanie i staramy się przez cały dzień zachowywać przyzwoicie - oznajmiła Lily.
- Przy czym "staramy się" jest słowem kluczowym - dodał Al, który już poprawił swoje ubranie.
- Zawsze pomagała nam w tym mama - kontynuowała Lily. - My piekłyśmy tort, a chłopaki wyciągali tatę na mini-quidditcha, czy coś... No ale dziś mama będzie dopiero po południu, a tata zaczyna pracę o siódmej, więc musimy trochę improwizować.
- Co oznacza, że po prostu nie upieczemy tortu - oznajmił James.
Wtem usłyszeli ciche pukanie do drzwi. Jim i Al popatrzyli na siebie niepewnie, a Lily zmarszczyła brwi, po czym całą bandą poszli zobaczyć, kto taki dobija się do nich o tej porze. James ostrożnie otworzył drzwi, ale gdy tylko zobaczył gościa, wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie śpicie? To dobrze - stwierdził Teddy, wchodząc do domu. - Już myślałem, że będę musiał was siłą wyciągać z łóżek.
- Lily cię uprzedziła - poinformował go Albus. - To był wasz plan z tym wszystkim? - zapytał patrząc to na siostrę, to na Teddy'ego.
- Hmm, nie... - Teddy przyglądał się Lily z rozbawieniem. - Ale widać mamy z Kropeczką podobny tok myślenia.
- Nie nazywaj mnie tak - syknęła, obrażonym tonem.
Kompletnie się tym nie przejął, tylko uśmiechnął się do Maggie.
- I ciebie też zaangażowali? - zakpił.
- Sama się przyłączyłam - odparła cicho, a potem wskazała palcem na kwadratowe pudełko, które trzymał. - Co to?
- Prezent od babci Andromedy - odparł, idąc do kuchni. - Wiedziałem, że Ginny w tym roku nie będzie na śniadaniu, więc wczoraj nakłoniłem babcię, do upieczenia tortu.
- Świetnie! - ucieszyła się Lily, rozpakowując wypiek.
- No to do dzieła, moi drodzy - zatarł ręce Teddy. - Al, zajmij się kanapkami, Jim, pomóż mu z tym... Kropeczka... - zaczął, ale dziewczynka mu przerwała.
- Oprawa śniadania - powiedziała z dumą, wychodząc przez tylne drzwi do ogrodu.
- Tak... - potwierdził. - A Mags...
- Zaparzę kawę - odparła, ruszając w stronę czajnika.
- A ty? - James spojrzał na Teddy'ego.
- Ja was przypilnuję - odpowiedział, zmieniając kolor włosów z blond na czarne, czym upodobnił się do Potterów.
Maggie przyglądała się mu ciekawie. Pierwszy raz była świadkiem jego przemiany. Al już wcześniej jej wspominał, że Teddy jest metamorfomagiem, dlatego nie była zaskoczona umiejętnościami chłopaka.
- Proponuję ci lepiej sięgnąć po miotłę - zakpił James. - Mama by cię zabiła, gdybyś zapomniał o sprzątaniu.
- Sięgnąć po miotłę! - parsknął Teddy. - Ktoś tu chyba zapomniał, że mogę używać tego!
Teddy triumfalnie wyciągnął z kieszeni różdżkę i machnął nią na stojącą w kącie miotłę, która sama zaczęła sunąć po podłodze.
- Zapomniałeś o zasadach - poinformował go Al, krojąc chleb. - Żadnej magii podczas przygotowywania urodzinowego śniadania.
- Zawsze uważałem, że Ginny tego pilnuje ze względu na was - mruknął Teddy, ale odczarował miotłę i sam zaczął zamiatać podłogę.
- A co powiecie na jajka na tostach? - zapytała się Maggie, która czekała aż zagotuje się woda.
- Jeśli potrafisz, rób - polecił jej Teddy.
- W domu dziecka mamy wyznaczone dyżury - oznajmiła, sięgając po patelnię. - Potrafię gotować.
- I to się nazywa przydatna umiejętność - wyszczerzył się James, smarując chleb masłem.
Do kuchni wróciła Lily z naręczem kwiatów, które natychmiast wstawiła do wazonu. Zerknęła na zegarek.
- Mamy pół godziny zanim tata wstanie - oznajmiła, po czym zaczęła wyciągać talerze z szafek.
Szybko i sprawnie ułożyła wszystko na stole, a potem zdjęła parujący czajnik z palnika i zalała wrzątkiem kawę czekającą w dzbanku. W tym samym czasie Al i James skończyli robić kanapki, które ułożyli w stosik na talerzu, a chwilę później Maggie odłożyła pierwszą porcję tostów i zabrała się za drugą.
- Skończone - sapnął Teddy, odkładając miotłę.
- Ktoś tu się zmęczył - dogryzł mu James. - Dawno się nie pracowało fizycznie, co Lupin?
Chłopak tylko odpowiedział kpiarskim uśmieszkiem. Ustawił tort w centralnym miejscu i zabrał się za pomaganie Lily. James zobaczył, że Albus sprząta okruchy z blatu, które zostawili po zrobieniu kanapek, więc sam podszedł do Maggie, która serwowała już ostatnią porcję jajek na tostach.
- Jeśli weźmiesz choć okruszek, dostaniesz po łapach - poinformowała go, gdy stanął za jej plecami.
- Skąd wiesz, że miałem taki zamiar? - zaśmiał się.
- Gotowe - oznajmiła, ignorując jego pytanie.
Rozłożyła tosty na talerzach. Teddy szybko machnął różdżką, oczyszczając patelnię z resztek tłuszczu i chleba, a potem stanął za stołem mając Ala i Jamesa po bokach. Był z nich wszystkich najwyższy, chociaż przerastał Jima tylko o pół głowy. Lily i Maggie szybko stanęły obok chłopców, słysząc na piętrze kroki głowy rodziny Potterów. Po chwili kroki rozległy się na schodach, a do kuchni wszedł nieco zaspany Harry Potter.
Obrzucił zaskoczonym spojrzeniem gromadkę stojącą przy stole, a gdy Lily skoczyła mu na szyję, wołając: "Wszystkiego najlepszego, tatusiu!", uśmiechnął się szeroko. Zaraz po Lily podeszli do niego synowie i Teddy, a na samym końcu, Maggie.
- Jestem naprawdę zaskoczony - oznajmił im Harry, siadając przy stole.
- Myślałeś, że jak nie ma mamy, to sobie odpuścimy? - zapytał się Jim, udając obrażonego.
Lily spojrzała na niego krzywo, ale nie wypowiedziała nawet słowa. Maggie pochyliła głowę, ukrywając uśmiech.
- I sami upiekliście tort? - Harry spojrzał na okrągły wypiek w białym lukrze.
- To akurat babcia Andromeda - powiedział mu Teddy, odgryzając kawałek tosta z jajkiem. - Maggie, to jest wspaniałe - oznajmił. - Od dziś wpadam do was też na śniadania.
- Maggie jest gościem - przypomniał mu Harry. - Nie będzie ci gotowała, chociaż - rzeczywiście - to jest naprawdę dobre - uśmiechnął się do dziewczyny.
- Ja bardzo chętnie pomogę - powiedziała Maggie. - Nieswojo się czuję, gdy wszystko jest robione za mnie...
- Tylko nie daj się im wykorzystywać - zwrócił się do niej Teddy. - James i Al potrafią być bardzo przekonywujący, gdy próbują się wymigać od pracy.
James wybrał moment, gdy ojciec był zajęty nalewaniem sobie kawy, i dopiero wtedy rzucił w Teddy'ego kawałkiem chleba. Lupin zaśmiał się cicho.
- Dużo nas dzisiaj będzie na kolacji? - zapytał się Al.
- Cała rodzina - odpowiedział mu. - Bill i Fleur wyjeżdżają dopiero jutro, tak samo jak George z Angeliną... No i mają się pojawić Luna z rodziną i Neville...
- Dobrze, że mamy duży ogród - osądziła Lily.
- A ja postaram się wyrwać z pracy jak najwcześniej i może wyciągnę też z biura Kingsleya - obiecał im Harry.
- Świetnie - ucieszył się Al, który bardzo lubił Ministra Magii.
Harry błyskawicznie zjadł przygotowane przez dzieci śniadanie i spojrzał na zegarek.
- Muszę już iść - westchnął. - Nie wysadzicie domu pod moją nieobecność?
- Tato... - Lily spojrzała na niego z dezaprobatą, więc Harry tylko zachichotał i pocałował córkę w czoło. - Trzymajcie się.
Ruszył do salonu, by skorzystać z kominka podłączonego do sieci Fiuu, żeby przenieść się do Biura Aurorów.
- Podeślę wam tu babcię Andromedę - powiedział Teddy. - Będzie mnóstwo roboty z przygotowaniem kolacji dla całej familii, a Ginny jeszcze nie ma.
- Babcia Molly ma być w południe, a ciocia Hermiona i ciocia Fleur obiecały wpaść koło trzeciej, żeby nam pomóc - oznajmiła zaraz Lily. - Obiecaliśmy mamie, że sami przygotujemy stoły i ozdoby. Ciocie i babcie zajmują kuchnię.
- No to trzeba się za to zabrać - osądził Al, patrząc na zegarek.
- Już teraz? - skrzywił się James.
- Babcia Molly nas zamorduje gdy tu przyjdzie, a wszystko będzie w rozsypce - uświadomił go Al.
James wymruczał coś pod nosem. Znając ich babcię, właśnie tak by to wyglądało.
- Posprzątamy po śniadaniu i możemy brać się do roboty - stwierdziła entuzjastycznie Maggie, która w przygotowaniu kolacji urodzinowej widziała możliwość podziękowania Potterom za gościnę.
- To jest właściwe nastawienie - uśmiechnął się Teddy, wstając. - Zorganizuję tu wam małą pomoc i postaram się wrócić jak najszybciej.
Potargał czuprynę Jamesowi, a potem Alowi i wybiegł z domu, zanim któryś z nich zdążył w niego rzucić czymś ciężkim.
***
Do czasu, gdy do Doliny przybyła babcia Molly, młodzi Potterowie i Maggie wystawili już na zewnątrz dwa długie stoły i ustawili przy nich krzesła. James przeklinał cicho, bo przez przypadek spuścił sobie na stopę nogę od stołu, a chwilę później Lily mu na tę stopę stanęła. Usiadł na schodku tarasowym, masując obolałe miejsce i łypiąc spode łba na każdego, kto przechodził.
- Jeszcze rok - mamrotał. - I wtedy wszyscy zobaczą...
- Jim i różdżka! - zaśmiała się Maggie, rozkładając obrus. - Najlepsi przyjaciele!
- Pomóż nam lepiej z tymi obrusami - poprosił Al, który męczył się z rozłożeniem drugiego obrusu.
James otworzył usta żeby odpowiedzieć coś zdecydowanie niecenzuralnego, gdy usłyszeli kroki w salonie, a potem na taras wyszła pani Potter.
- Cześć wszystkim! - zawołała z uśmiechem. - Widzę, że dobrze sobie radzicie...
Spojrzała na Jima, który nadal masował stopę.
- Kontuzja? - zapytała wesoło.
- Jak mecze? - zaciekawił się Al.
- Armaty przegrały z Chlubą 350 do 100 - odpowiedziała. - Przebiorę się i zaraz wam pomogę - obiecała, znikając we wnętrzu domu.
Gdy Ginny zabrała się do pracy, wszystko zaczęło się toczyć szybciej i sprawniej, gdyż posiłkowała się magią. Potem do Doliny przybyły babcie, które od razu wzięły w posiadanie kuchnię, przeganiając co chwila Jima i Ala, próbujących skosztować przygotowywanych dań, a godzinę po nich pojawiły się Hermiona i Fleur z dzieciakami.
- Dzięki ci Merlinie! - zawołał James na widok Lou. - Nareszcie jakiś facet.
- A ja to co? - burknął Al, który witał się z ciotkami.
Jim udał, że go nie słyszy i pociągnął Louisa za sobą.
- Teraz zabarykadują się w sypialni Jima i będą kombinować, jak urozmaicić imprezę - poinformowała Maggie, Lily.
- W zeszłym roku zorganizowali balony, które wygrywały "Happy Birthday" - powiedziała Rosie.
- Wiecie może gdzie jest Teddy? - zapytała się Victoire, podchodząc do nich. - Cześć, Maggie - olśniewająca blondynka uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Teddy? - Al pokręcił głową. - Wyszedł zaraz po tacie i przepadł.
- Próbuje się wymigać od roboty - stwierdziła Andromeda, jednym machnięciem różdżki pozbawiając ziemniaki skórek. - Niech no tylko tu przyjdzie!
Torrie uśmiechnęła się szybko, a potem zabrała się do pracy. Dominique już była zajęta szykowaniem zastawy, którą Lily i Hugo wynosili do ogrodu.
- Jak mogę pomóc? - zapytała się Maggie, która tymczasowo została bez zajęcia.
- Ty nic nie musisz robić, kochanieńka - Babcia Ala uśmiechnęła się do niej miło. - Jesteś gościem.
- Ja naprawdę bardzo chętnie... - zaczęła, ale przerwało jej wołanie z piętra.
- Donovan! Chodź na moment!
- Jim, co ja ci mówiłam o wołaniu kogoś po nazwisku?! - krzyknęła do niego matka, ale minę miała rozbawioną.
- Widzisz, skarbie? - Babcia Molly wróciła do zagniatania ciasta. - Widać chłopcy czegoś potrzebują.
- No właśnie... - Ginny miała nieco podejrzliwy wyraz twarzy.
Maggie odpowiedziała wzruszeniem ramion na zaciekawione spojrzenia Albusa i Rose, a potem pobiegła na piętro. James czekał na nią w progu swojego pokoju.
- Świetnie - oznajmił. - Lou, Donovan nam pomoże.
- W czym? - zmarszczyła brwi, wchodząc do jego sypialni.
Odpowiedź na pytanie uzyskała, gdy tylko przekroczyła próg. Louis klęczał na dywanie a przed nim leżał stos fajerwerków.
- Ooo... - wymamrotała. - Z Magicznych Dowcipów? - zapytała z nadzieją, choć przeczuwała odpowiedź.
- Reszta tego, co odpaliliśmy podczas Balu - rzekł Lou. - Fred obiecał dostarczyć nam jeszcze trochę, ale na razie go nie ma, a my musimy bezpiecznie ukryć te.
- I do tego potrzebujecie mnie, tak? - zrozumiała.
- Ciebie nie będą podejrzewać - oznajmił radośnie James, zamykając drzwi. - Ale zanim zaniesiesz je do ogrodu, musimy jeszcze zaczarować je tak, by wystrzeliły o konkretnej godzinie.
- To co, piszesz się? - zapytał się Louis.
- Dobra - odpowiedziała. - Zabierajmy się do dzieła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz