Wieczorem w Dolinie Godryka byli już wszyscy. Harry'emu udało się wyrwać wcześniej z pracy, jednak nie przyprowadził ze sobą Kingsleya, bo ten miał umówione ważne spotkanie z francuskim Ministrem. Przybyli jednak wszyscy Weasleyowie, którzy wypełnili cały dom śmiechem i okrzykami, a potem dołączyli do nich Scamanderowie i Longbottomowie. Harry witał ich wszystkich z uśmiechem i zapraszał do ogrodu, gdzie zgromadzili się wszyscy goście.
Teddy siedział między Victoire a swoją babcią, która rozmawiała z Molly i Arturem, siedzącymi na przeciwko nich. Miejsce obok Torrie zajęła Dominique, rozmawiająca po francusku ze swoją matką. Bill z kolei opowiadał o czymś George'owi i Ronowi, siedzącym tuż przed nimi. Angelina, Hermiona i Luna witały się właśnie z Hannah Longbottom, a jej mąż ściskał dłoń Rolfowi Scamanderowi. Harry, który próbował pomóc żonie w kuchni, został z niej stanowczo wyrzucony, więc nie pozostało mu nic innego jak siąść między gośćmi, którzy natychmiast zasypali go życzeniami i pytaniami.
Nowa Generacja siedziała po drugiej stronie stołu, zarezerwowanej dla młodocianych. James i Louis spiskowali o czymś z Fredem, obserwowani przez bystre oko Mol, która jednak postanowiła nie reagować i żartowała sobie razem z Alice Longbottom. Lily i Hugo usiedli w grupie razem z bliźniakami Scamander, a chwilę później dołączyły do nich Roxi i Lucy. Maggie mogła się założyć, że spiskują tak samo jak starsi huncwoci. Ona, Al i Rose usiedli razem niemal na końcu stołu i rozmawiali o kolejnych wypadach po Dolinie Godryka.
- Proszę wszystkich o uwagę! - zawołała Ginny, pojawiając się na tarasie z ogromnym tortem.
Dla bezpieczeństwa lewitowała go przed sobą różdżką. Postawiła go na stole tuż przed swoim mężem i machnięciem różdżki zapaliła wszystkie świeczki.
- Pomyśl życzenie, Harry - powiedziała z uśmiechem.
Harry spojrzał na nią, a potem na wszystkich swoich gości i szybko zdmuchnął wszystkie świeczki. Rozległy się śmiechy i oklaski, po czym George zaintonował "100 lat" i po chwili dołączył się do niego cały chór głosów.
- Czego sobie zażyczyłeś? - zapytał wesoło Ron.
- Jak ci powie, to się nie spełni - rzekła Ginny, szybko i zgrabnie krojąc tort.
Maggie bardzo podobała się ta hałaśliwa gromada i z uśmiechem na twarzy przyglądała się wszystkim obecnym. Nareszcie mogła zobaczyć, do kogo są podobni członkowie Nowej Generacji.
Louis, chociaż z wyglądu podobny do matki, czesał się i zachowywał jak ojciec. Jego starsza siostra Dominique była podobna do obojga rodziców – miała rude włosy i niebieskie oczy, a z kolei Victoire stanowiła idealną kopię swojej matki. Również Roxanne wyglądała tak jak własna mama: miała jej włosy, oczy i kolor cery. Fred, który również wyglądem przypominał Angelinę, zachowanie zdecydowanie odziedziczył po ojcu. Molly i Lucy były swoimi kompletnymi przeciwieństwami. Starsza dziewczyna miała średniej długości blond włosy i nosiła okulary, a powagą przypominała ojca, natomiast Lucy była energicznym rudzielcem. Rosie - kolejna z młodego pokolenia - intelektem bardzo przypominała Hermionę i po niej otrzymała też kędzierzawe włosy, tak samo jak Hugo, aczkolwiek ona miała brązowe oczy matki, a Hugo niebieskie tęczówki ojca. Młodzi Scamanderowie wyglądali dokładnie jak matka, tak samo jak Alice Longbottom, która po ojcu odziedziczyła jedynie zamiłowanie do roślin.
Potterom zdążył przyjrzeć się już wcześniej, ale teraz, gdy byli pomiędzy całą rodziną, w oczy rzucały się podobieństwa i różnice. Lily, jako jedyna z rodziny, otrzymała rude włosy Weasley'ów i wyglądała kropka w kropkę jak matka, z czego wzięło się jej przezwisko. Natomiast James i Albus, obaj byli bardzo podobni do ojca, z tym, że tylko młodszy z braci odziedziczył jego zielone oczy. Jednak ich zachowanie i sposób bycia ewidentnie wskazywały na pokrewieństwo z Weasley'ami.
- O czym tak myślisz? - zapytał się jej Al, gdy Maggie na dobry moment wyłączyła się z rozmowy.
- O twojej rodzinie - odpowiedziała mu. - Jesteście bardzo do siebie podobni.
- Wiem - odparł z wyraźną dumą.
Maggie zastanawiała się, czy ona również byłaby dumna ze swojej rodziny. Jeszcze nigdy tak mocno nie zapragnęła dowiedzieć się czegoś na ich temat. Nie dała jednak niczego po sobie poznać, tylko sięgnęła po sorbet malinowy, którego była fanką. Napotkała przy tym rozbawione spojrzenie Jima, który puścił do niej oczko i postukał palcem w swój zegarek.
Zaśmiała się pod nosem, dobrze wiedząc, co ten gest oznacza. Zbliżała się "godzina zero". Nakładając sobie sorbet, wsłuchiwała się w strzępy rozmów, które do niej dolatywały.
-...wyjeżdżamy do Danii... - mówiła Luna do Neville'a i Hannah. - Rolf jest na tropie nowego gatunku...
-...w przyszłym roku wyjdzie nowy model... - Percy był bardzo z czegoś zadowolony.
-...mamy zamówienia z całego kraju - chwalił się Ron. - Chcemy z Georgem rozszerzyć sieć sklepów...
-...chciałabym żeby skrzaty traktowano jeszcze lepiej... - Hermiona rozmawiała z Angeliną i Ginny.
- I tak dużo dla nich zrobiłaś - pochwaliła ją Ginny.
- ...nie, wciąż ich nie złapaliśmy - powiedział cicho Harry do Billa. - Ale to nie temat na dziś...
Jego wzrok spoczął na Maggie, jakby dobrze wiedział, że dziewczyna się im przysłuchuje. Udała więc maksymalne zainteresowanie swoim sorbetem i przyłączyła się do rozmowy o sowach z Hogwartu.
- Jeszcze nie przyleciały - powiedziała zaniepokojona Molly. - Już koniec lipca, a nadal nie znam wyników sumów.
- Zdałaś wszystko, zobaczysz - pocieszyła ją Alice.
- Ja tam się cieszę, że jeszcze ich nie było - oznajmił Jim, wychylając się do nich przez stół. - Przynajmniej nikt nie może mi jeszcze suszyć głowy tekstami "dlaczego masz tak mało sumów?"
Fred i Louis parsknęli śmiechem w swoje talerze.
- Dlaczego Teddy jest taki zielony na twarzy? - zapytał się nagle Al, który od pewnego czasu obserwował Lupina.
- Może to przez światło? - zasugerowała Rose, wskazując na tęczowe balony fruwające nad stołem.
- Albo się chłopak przejadł - zakpił Jim i już miał zamachać do Teddy'ego, by mu jakoś dopiec, gdy Lupin podniósł się z krzesła, czym przyciągnął wzrok wszystkich gości.
- Chciałbym... Chciałbym coś powiedzieć... - oznajmił, rozglądając się na boki.
Rozmowy ucichły, a na twarzach gości pojawiło się wyraźne zainteresowanie. Andromeda miała na twarzy szeroki uśmiech, jakby dobrze wiedziała, co takiego zmusiło jej wnuka do odezwania się.
- Harry wiem, że to twoje święto i twój dzień - zaczął Teddy, patrząc na ojca chrzestnego. - Żyj jak najdłużej - dodał z uśmiechem, na co Harry wyszczerzył do niego zęby. - Ty i Ginny zastąpiliście mi rodziców, a wasze rodziny przyjęły mnie do siebie jak swojego, czego nigdy wam nie zapomnę... - Babcia Molly otarła oczy i uśmiechnęła się do Andromedy. - Daliście mi już tak wiele, ale mam nadzieję, że nie odmówicie mi także tego...
Lily, Rose i Maggie już wiedziały, do czego zmierza Teddy i pochyliły się ku chłopakowi, który właśnie przyklękał przed zaskoczoną Victoire.
- Victoire Weasley - powiedział cicho. - Czy zgodzisz się zostać moją żoną? - zapytał.
- Oui... - wyszeptała. - Tak! - dodała już głośno, rzucając się mu na szyję.
Cała rodzina zerwała się z miejsc, chcąc jak najszybciej pogratulować narzeczonym. Zapłakana Fleur już ściskała swoją najstarszą córkę, a Bill klepał przyszłego zięcia po plecach. Harry i Ginny też dotarli do młodych i Maggie zobaczyła, jak Ginny ociera z twarzy łzy i obejmuje Teddy'ego, który patrzył ponad jej ramieniem na ojca chrzestnego, wyglądającego na równie wzruszonego co żona.
- Będzie ślub! - piszczała Lily. - Ojej, ojej!
I rzuciła się przez tłum w stronę kuzynki i przybranego brata.
Zapłakana Rose ściskała rękę Maggie, która uśmiechała się szeroko. Nawet James i reszta wyglądali na ucieszonych i chyba po raz pierwszy w życiu odechciało im się psot. Louis wyglądał, jakby dostał czymś ciężkim po głowie i powtarzał w kółko "moja siostra" i "ślub", a Fred szczerzył zęby z uciechy i walił go po plecach.
W chwili, gdy Teddy wsunął na palec Torrie pierścionek, a ona uniosła dłoń do góry, by go obejrzeć, niebo rozbłysło od zapomnianych fajerwerków. James, Louis i Maggie poderwali się gwałtownie, gdy na niebie co chwila rozbłyskiwały coraz to nowe okazy, które na końcu utworzyły roziskrzony napis: "Wszystkiego Najlepszego!".
- Nawet pasuje - mruknęła Maggie do Jamesa, gdy Victoire ze śmiechem zaczęła ściskać Andromedę, a potem swoją siostrę.
- Wyjątkowo się z tobą zgodzę - odparł na to James, ruszając w stronę Teddy'ego.
***
Maggie i Lily pół nocy przegadały o Teddym i Victoire, ale zamiast spać do późna, zerwały się z łóżek wczesnym rankiem i zbiegły do kuchni, gdzie Ginny i Harry już jedli śniadanie. Ginny aż promieniała ze szczęścia, a Harry nie mógł się pozbyć szerokiego uśmiechu z twarzy.
- Dzień dobry - przywitała się z nimi Maggie, gdy siadała przy stole.
- Myślałam, że będziecie dziś spały do południa - powiedziała Ginny, nakładając im na talerze naleśniki.
- Mamo, spać? - roześmiała się Lily. - Przyjdzie dziś Teddy?
- Harry obiecał przytransportować go tu z Biura - odparła na to, patrząc na męża, który pokiwał głową. - Wczoraj było takie zamieszanie... Nie zdążyliśmy z nim porozmawiać - westchnęła cicho.
- Zaprosiłem na obiad Andromedę - poinformował żonę Harry. - Była wczoraj strasznie wzruszona i trochę się o nią martwię...
- Och, to świetnie, że przyjdzie! - ucieszyła się Ginny. - Dobrze by było, gdyby dziś wreszcie przyszły sowy z Hogwartu - dodała. - Moglibyśmy się wybrać na Pokątną.
- To dziś nie idziesz do pracy? - zapytała się Lily.
- Mam wolne do soboty - odpowiedziała córce.
Ginny, jako korespondentka sportowa, większość weekendów spędzała poza domem, komentując mecze quidditcha dla Proroka Codziennego. Potterowie byli jednak przyzwyczajeni do takiego stylu życia.
- Mieliście jakieś plany, które wymagały nieobecności rodziców? - zapytał chytrze Harry.
- Ależ skąd! - oburzyła się Lily, ale Maggie dobrze wiedziała, że dziewczynka miała dziś w planach spotkanie z Hugonem i bliźniakami Scamander. - Mogę dziś pójść do Nory? - zapytała, postanawiając zrealizować swój plan. - Hugo został tam na wakacje...
- Ale Rose ma przyjść do nas - zauważyła Ginny. - Hermiona obiecała, że podrzuci ją koło ósmej.
- Tak - potwierdziła Maggie. - Rosie i Al obiecali mi oprowadzić mnie dzisiaj po Dolinie.
- Więc Lily dostarczamy do Nory, a nasze trio zostaje w domu - podsumował Harry. - A jakie plany ma James?
- Biedak zanudzi się bez Freda i Lou - zauważyła złośliwie Lily.
- Na pewno wymyśli sobie jakieś zajęcie - stwierdziła Ginny.
Harry dopił ostatni łyk kawy i wstał. Pocałował Ginny w policzek, a potem spojrzał na Lily.
- Chodź, Kropeczko - powiedział. - Podrzucę cię do Nory, a potem teleportuję się do pracy.
- Idę! - zawołała, w biegu wpychając sobie naleśnik do ust.
Zdążyli zniknąć w kominku, gdy po schodach do kuchni zbiegł Al. Nadal miał na sobie piżamę.
- Strasznie głośno rozmawiaaaacie... - poinformował ich, podkreślając to ziewnięciem. - Co na śniadanie?
- Naleśniki - odparła mu Ginny.
- Pycha!
Klapnął na krzesło i sięgnął po wciąż ciepłego naleśnika, który zaraz posmarował dżemem. Ugryzł go z wyraźną rozkoszą.
- Czy mi się śniło, czy Teddy rzeczywiście się wczoraj oświadczył? - zapytał.
- Nic ci się nie śniło - uśmiechnęła się do niego matka.
- Ale odjazd... - wymamrotał, na co Maggie zaśmiała się głośno.
W tym samym momencie po schodach zbiegł James, jedynie w dole od piżamy. Ginny wywróciła na jego widok oczami, a Maggie szybko odwróciła wzrok. On jednak niczym się nie przejął. Traktował Maggie jak domownika.
- Obgadujecie Teddy'ego? - spytał, zajmując miejsce obok Ala.
- Co was wszystkich tak wcześnie wygoniło z łóżek? - zdziwiła się Ginny.
- Potrzeba rozmowy o Lupinie - szczerze odpowiedział James. - Ciekawy jestem, co go podkusiło, że zdecydował się na ślub już teraz?
- Już teraz? - Ginny wyraźnie nie dowierzała własnym uszom.
- Muszę go zapytać, czy na pewno przemyślał tę decyzję... - pokiwał głową Jim.
Matka już miała mu coś powiedzieć, lecz wtedy Al wskazał palcem okno.
- Sowy - powiedział, odwracając uwagę matki od brata.
Ginny szybko otworzyła okno i wpuściła do kuchni trzy sowy, z których każda miała do nóżki przywiązany gruby list. James zamarł, wpatrując się w płomykówkę, która wylądowała tuż przed nim. Zabrał się za odwiązywanie listu w chwili, gdy Maggie i Al już czytali swoje.
- Tak więc dziś możemy się wybrać na Pokątną - stwierdziła Ginny, zerkając na listę podręczników Ala. - Jim, otworzysz wreszcie tę kopertę? - zapytała syna, który oglądał swój list ze wszystkich stron. - Jestem strasznie ciekawa, ile sumów uzbierałeś...
Al wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Maggie z ciekawością przyglądała się minie Jima, który wyciągał pierwszy arkusz pergaminu. Z poważną miną spojrzał na swoje wyniki.
- Hmm... - mruknął.
- Pokaż - poleciła Ginny, wyciągając rękę po kartkę z wynikami.
Oceny pozytywne: wybitny (W), powyżej oczekiwań (P), zadowalający (Z)
Oceny negatywne: nędzny (N), okropny (O), troll (T)
Astronomia - Z
Opieka nad magicznymi stworzeniami - Z
Zaklęcia - P
Obrona przed czarną magią - W
Starożytne runy - P
Zielarstwo - P
Historia magii - Z
Eliksiry - P
Transmutacja - W
- Zdałeś wszystko! - zawołała Ginny. - Gratulacje!
Uściskała syna, który raz jeszcze spojrzał na swoją kartkę z wynikami.
- Dwa wybitne - pokiwał do siebie głową. - Tak jak mówiłem: nie ma lepszych ode mnie w transmutacji i obronie przed czarną magią...
Maggie i Lily pół nocy przegadały o Teddym i Victoire, ale zamiast spać do późna, zerwały się z łóżek wczesnym rankiem i zbiegły do kuchni, gdzie Ginny i Harry już jedli śniadanie. Ginny aż promieniała ze szczęścia, a Harry nie mógł się pozbyć szerokiego uśmiechu z twarzy.
- Dzień dobry - przywitała się z nimi Maggie, gdy siadała przy stole.
- Myślałam, że będziecie dziś spały do południa - powiedziała Ginny, nakładając im na talerze naleśniki.
- Mamo, spać? - roześmiała się Lily. - Przyjdzie dziś Teddy?
- Harry obiecał przytransportować go tu z Biura - odparła na to, patrząc na męża, który pokiwał głową. - Wczoraj było takie zamieszanie... Nie zdążyliśmy z nim porozmawiać - westchnęła cicho.
- Zaprosiłem na obiad Andromedę - poinformował żonę Harry. - Była wczoraj strasznie wzruszona i trochę się o nią martwię...
- Och, to świetnie, że przyjdzie! - ucieszyła się Ginny. - Dobrze by było, gdyby dziś wreszcie przyszły sowy z Hogwartu - dodała. - Moglibyśmy się wybrać na Pokątną.
- To dziś nie idziesz do pracy? - zapytała się Lily.
- Mam wolne do soboty - odpowiedziała córce.
Ginny, jako korespondentka sportowa, większość weekendów spędzała poza domem, komentując mecze quidditcha dla Proroka Codziennego. Potterowie byli jednak przyzwyczajeni do takiego stylu życia.
- Mieliście jakieś plany, które wymagały nieobecności rodziców? - zapytał chytrze Harry.
- Ależ skąd! - oburzyła się Lily, ale Maggie dobrze wiedziała, że dziewczynka miała dziś w planach spotkanie z Hugonem i bliźniakami Scamander. - Mogę dziś pójść do Nory? - zapytała, postanawiając zrealizować swój plan. - Hugo został tam na wakacje...
- Ale Rose ma przyjść do nas - zauważyła Ginny. - Hermiona obiecała, że podrzuci ją koło ósmej.
- Tak - potwierdziła Maggie. - Rosie i Al obiecali mi oprowadzić mnie dzisiaj po Dolinie.
- Więc Lily dostarczamy do Nory, a nasze trio zostaje w domu - podsumował Harry. - A jakie plany ma James?
- Biedak zanudzi się bez Freda i Lou - zauważyła złośliwie Lily.
- Na pewno wymyśli sobie jakieś zajęcie - stwierdziła Ginny.
Harry dopił ostatni łyk kawy i wstał. Pocałował Ginny w policzek, a potem spojrzał na Lily.
- Chodź, Kropeczko - powiedział. - Podrzucę cię do Nory, a potem teleportuję się do pracy.
- Idę! - zawołała, w biegu wpychając sobie naleśnik do ust.
Zdążyli zniknąć w kominku, gdy po schodach do kuchni zbiegł Al. Nadal miał na sobie piżamę.
- Strasznie głośno rozmawiaaaacie... - poinformował ich, podkreślając to ziewnięciem. - Co na śniadanie?
- Naleśniki - odparła mu Ginny.
- Pycha!
Klapnął na krzesło i sięgnął po wciąż ciepłego naleśnika, który zaraz posmarował dżemem. Ugryzł go z wyraźną rozkoszą.
- Czy mi się śniło, czy Teddy rzeczywiście się wczoraj oświadczył? - zapytał.
- Nic ci się nie śniło - uśmiechnęła się do niego matka.
- Ale odjazd... - wymamrotał, na co Maggie zaśmiała się głośno.
W tym samym momencie po schodach zbiegł James, jedynie w dole od piżamy. Ginny wywróciła na jego widok oczami, a Maggie szybko odwróciła wzrok. On jednak niczym się nie przejął. Traktował Maggie jak domownika.
- Obgadujecie Teddy'ego? - spytał, zajmując miejsce obok Ala.
- Co was wszystkich tak wcześnie wygoniło z łóżek? - zdziwiła się Ginny.
- Potrzeba rozmowy o Lupinie - szczerze odpowiedział James. - Ciekawy jestem, co go podkusiło, że zdecydował się na ślub już teraz?
- Już teraz? - Ginny wyraźnie nie dowierzała własnym uszom.
- Muszę go zapytać, czy na pewno przemyślał tę decyzję... - pokiwał głową Jim.
Matka już miała mu coś powiedzieć, lecz wtedy Al wskazał palcem okno.
- Sowy - powiedział, odwracając uwagę matki od brata.
Ginny szybko otworzyła okno i wpuściła do kuchni trzy sowy, z których każda miała do nóżki przywiązany gruby list. James zamarł, wpatrując się w płomykówkę, która wylądowała tuż przed nim. Zabrał się za odwiązywanie listu w chwili, gdy Maggie i Al już czytali swoje.
- Tak więc dziś możemy się wybrać na Pokątną - stwierdziła Ginny, zerkając na listę podręczników Ala. - Jim, otworzysz wreszcie tę kopertę? - zapytała syna, który oglądał swój list ze wszystkich stron. - Jestem strasznie ciekawa, ile sumów uzbierałeś...
Al wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Maggie z ciekawością przyglądała się minie Jima, który wyciągał pierwszy arkusz pergaminu. Z poważną miną spojrzał na swoje wyniki.
- Hmm... - mruknął.
- Pokaż - poleciła Ginny, wyciągając rękę po kartkę z wynikami.
WYNIKI EGZAMINU POZIOM STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI MAGICZNYCH
Oceny pozytywne: wybitny (W), powyżej oczekiwań (P), zadowalający (Z)
Oceny negatywne: nędzny (N), okropny (O), troll (T)
JAMES SYRIUSZ POTTER OTRZYMAŁ:
Astronomia - Z
Opieka nad magicznymi stworzeniami - Z
Zaklęcia - P
Obrona przed czarną magią - W
Starożytne runy - P
Zielarstwo - P
Historia magii - Z
Eliksiry - P
Transmutacja - W
- Zdałeś wszystko! - zawołała Ginny. - Gratulacje!
Uściskała syna, który raz jeszcze spojrzał na swoją kartkę z wynikami.
- Dwa wybitne - pokiwał do siebie głową. - Tak jak mówiłem: nie ma lepszych ode mnie w transmutacji i obronie przed czarną magią...
- Do Nory pewnie też już przyleciały sowy - stwierdziła Ginny. - Skoczę po listę Lily i wybiorę się na Pokątną. Idzie ktoś ze mną? - zapytała, patrząc przy tym na najstarszego syna, który wyglądał jakby dostał confundusem.
- Zostałem kapitanem drużyny... - wymamrotał. - Jestem kapitanem quidditcha! - wrzasnął, zrywając się na równe nogi i ściskając matkę, która śmiała się w głos.
- Tym bardziej gratuluję - powiedziała.
- Donovan, teraz musisz mnie słuchać - oznajmił radośnie James, patrząc na Maggie.
- Tylko na boisku, James - odparła czujnie.
- Mamo, idę z tobą. - Jim błyskawicznie zjadł swoje naleśniki. - Muszę zrobić zakupy w Markowym Sprzęcie do Quidditcha.
Al spojrzał na brata z nagłym zainteresowaniem, gdy ten wbiegał po schodach na górę, a potem podjął jakąś decyzję, bo pognał zaraz za nim. Ginny doprowadziła ich wzrokiem.
- Mags, potrzebujesz czegoś z poza listy? - zapytała się dziewczyny.
- Ja... Moje zakupy... - zaczęła niepewnie.
- Spokojnie - uśmiechnęła się do niej mama Ala. - Pani Ashton przekazała nam pieniądze przeznaczone dla ciebie... Więc? Potrzebujesz czegoś?
- Skończyły mi się składniki do eliksirów- rzekła. - I przydałoby mi się nowe pióro i atrament.
- Czyli podstawowe przybory - skinęła głową pani Potter.
James - już w normalnym ubraniu - zbiegł po schodach. Towarzyszył mu wyraźnie zadowolony Albus.
- Gotów - powiedział radośnie Jim.
- No to możemy iść - stwierdziła Ginny. - Al, dziś twoja kolej na zmywanie... I nie wysługuj się Maggie!
Maggie tylko puściła do niego oczko. Gdy James i jego matka zniknęli w salonie, zamierzając skorzystać z Sieci Fiuu, podeszła do markotnego Ala, który zbierał ze stołu talerze.
- Pomogę ci - zaśmiała się. - Ty myjesz, ja wycieram.
- I to się nazywa przyjaźń - wyszczerzył się Al.
***
Maggie siedziała w ogrodzie na huśtawce i rozmawiała z Rose. Dziewczyna zastanawiała się, dlaczego jeszcze nie wybrali się na obiecany spacer po Dolinie, ale zarówno Rosie jak i Al zdawali się czekać na powrót Jamesa i Ginny.
Albus jako pierwszy usłyszał głosy dochodzące z salonu. Spojrzał szybko na Rosie, po czym pognał do domu. Jego kuzynka wyglądała na podekscytowaną.
- Co wy kombinujecie? - zainteresowała się Maggie.
- Zobaczysz - odpowiedziała tajemniczo Rosie.
Zaraz potem do ogrodu weszło troje Potterów. Idący pośrodku James chował coś za plecami i Maggie zastanawiała się, czy to nie jest jego nowa miotła. Kiedy jednak Al, Jim i Lily stanęli przed nią z szerokimi uśmiechami, zmarszczyła brwi.
- O co wam chodzi? - zapytała.
Wtedy James wyciągnął przed siebie ręce. Trzymał w nich niewielki koszyk, z którego rozlegało się ciche miauczenie. Zielone oczy Maggie rozszerzyły się z zaskoczenia.
- To prezent urodzinowy - powiadomiła ją radośnie Lily.
- Ale ja mam urodziny w maju... - słabo zaprotestowała Mags.
- Cóż, trochę spóźniony, ale jest - stwierdził Jim, otwierając koszyk i kładąc jej na kolanach białe kocię.
- Ojej... - wyszeptała Maggie, muskając czubkiem palca łepek zwierzaka.
- To kotka i jeszcze nie ma imienia - rzekł Al.
- Sam wybierałem - dumnie oświadczył James.
- Nie wiem, czy mogę... - szepnęła. - W sierocińcu...
- Mama wszystko uzgodniła z twoją opiekunką - przerwał jej James. - To jak? Może być?
Wydawał się być lekko zaniepokojony. Może wybrany przez niego zwierzak nie przypadł dziewczynie do gustu? Maggie szybko jednak rozwiała jego wątpliwości, gdy położyła kotkę na kolanach Rosie, a sama zaczęła kolejno ściskać rodzeństwo Potterów. Lily ze śmiechem odwzajemniła uścisk, po czym usiadła obok Rosie, drapiąc zwierzątko pod brodą.
- Jesteście niesamowici! - zawołała Maggie, puszczając Ala i skacząc na szyję Jamesowi.
- Donovan, zdajesz się być tym faktem zaskoczona - parsknął James, podrywając ją do góry i ściskając tak, jakby chciał jej zmiażdżyć żebra.
- Już, puszczaj baranie... - zaśmiała się, wyślizgując się z jego objęć i biorąc kotkę na ręce z wyraźnym zachwytem.
- Trzeba dać jej imię - oznajmiła Lily. - Może Śnieżka?
- W życiu - zaprotestował Jim. - Moim zdaniem, pasuje do niej imię Brunhilda... Co wy na to?
- Sam jesteś Brunhilda - prychnęła Maggie, głaszcząc zadowoloną kotkę.
- A Minerva? - zaproponowała Rose. - Na cześć profesor McGonagall?
- To już lepiej - osądziła Maggie.
- No to może Gryfonka? - proponował dalej James.
- Zero kreatywności - podsumowała brata Lily.
- Runa - powiedział Al.
- Runa? - Maggie spojrzała najpierw na niego, a potem na nową pupilkę. - Podoba mi się...
- Więc Runa! - klasnęła w dłonie Lily.
- Runa... - wyszeptała Maggie, a kotka zamruczała głośniej, jakby zgadzała się na nadanie jej takiego imienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz