niedziela, 19 lutego 2017

37. Szpital

Maggie obudziła się gwałtownie. Serce waliło jej jak szalone i usiadła szybko, niemal trafiając łokciem w twarz siedzącą obok niej Rosie. Przyjaciółka w porę się odsunęła i złapała przerażoną dziewczynę za nadgarstek.
- Hej, Mags - powiedziała cicho. - Już w porządku.
Do Maggie dopiero wtedy dotarło, że znajduje się w łóżku w skrzydle szpitalnym, a nie w obskurnym pokoiku, którym straszyli ją Carrowowie. Zamrugała szybko, próbując pozbyć się straszliwej wizji, która zamajaczyła jej przed oczami.
- Ja... - zaczęła niepewnie. - Jak ja tu...
Urwała, gdy przez głowę zaczęły przelatywać jej urywki wydarzeń. Pamiętała wyłaniające się z bocznej uliczki dwie ciemne postacie, posłane w jej stronę zaklęcie, które sparaliżowało ją na moment, a potem paskudny smak jakiegoś eliksiru, po którym straciła świadomość. I ta zaśnieżona polana... walka...
- James! - wykrzyknęła przerażona. - Alecto trafiła go jakimś zaklęciem i...
- Wiemy, Maggie - wyszeptała Rosie, zerkając gdzieś w bok.
Dziewczyna podążyła za spojrzeniem przyjaciółki i zobaczyła, że kilka łóżek dalej leży James. Siedziała przy nim Lily. Dziewczynka miała zapuchnięte czerwone oczy i potargane włosy, które niedbale związała na karku.
- Słodki Merlinie, nie... - wyszeptała Maggie.
Odrzuciła kołdrę i wstała, choć od razu zakręciło się jej w głowie. Nie zwracając uwagi na protesty Rose, powoli ruszyła w stronę posłania nieprzytomnego Jamesa. Zatrzymała się przy nim, mocno ściskając ramę łóżka i powstrzymując przed upadkiem.
Był przeraźliwie blady. Ciemne cienie pod oczami wyglądały jak siniaki, a usta miał niemal fioletowe. Przypominał w tym momencie lodową rzeźbę i Maggie była przekonana, że gdyby dotknęła skóry chłopaka, ta okazałaby się przeraźliwie zimna. Nie widziała jednak żadnej rany.
- Co z nim? - zapytała cicho.
- Pani Pomfrey nie wie, co za klątwa go trafiła - odpowiedziała jej równie cicho Lily. - Al i Teddy czekają na rodziców. Muszą podjąć decyzję, czy przenosić Jima do Munga.
Pod Maggie ugięły się nogi i Rosie w porę ją podtrzymała. Donovan wsparła się na ramieniu przyjaciółki, po czym szybko oswobodziła z uścisku i odsunęła.
- To moja wina... - wyjąkała Maggie. - Moja...
- Nieprawda - dobitnie oznajmiła Rose, ujmując ją pod ramię i próbując zaprowadzić do łóżka.
Maggie jednak wiedziała swoje.
- Nie powinniście się ze mną zadawać... - szepnęła, wpatrując się w szarą twarz Jamesa. - Nic dobrego wam z tego nie przyszło.
Wysunęła rękę z uścisku Rose i sama podeszła do swojego posłania. Położyła się, odwracając plecami do zmartwionej przyjaciółki i zamknęła oczy. Miała nadzieję, że gdy się obudzi, to wszytko okaże się być tylko złym snem.

***
W skrzydle szpitalnym zgromadziła się prawie cała Nowa Generacja. Brakowało jedynie Victoire i Dominique, które zapowiedziały swój przyjazd na jutro. Pani Pomfrey wiedziała, że nie zdoła odciągnąć rodziny od łóżka Jamesa, dlatego przykazała im jedynie zachowywać ciszę i nie przeszkadzać. Generacja zgromadziła się w pewnym oddaleniu od łóżek Jima i Maggie, otaczając ciasnym kręgiem Teddy'ego, który opowiadał, co takiego się wydarzyło.
- Gdy do gospody wpadła Rosie, od razu wiedziałem, że coś się dzieje - mówił cicho. Pozbył się niebieskich pasemek, zamieniając je na poczochrane szare włosy. Zawsze tak wyglądał, gdy się martwił. - Zabrałem Rowleya i Butcha i pobiegliśmy do Scrivenschafta. Potem szliśmy już tylko tropem Jima. Byłem przekonany, że jego też dopadli Carrowowie, bo ślad urwał się nagle przy wysokim drewnianym płocie, ale Rowley odkrył poluzowane deski. Przeszliśmy na drugą stronę i wtedy zobaczyliśmy  śmigające w oddali zaklęcia. Dobiegliśmy niemal w ostatnim momencie. Zaklęcie antyteleportacyjne z jednej strony pomogło Mags, ale z drugiej omal się przez to nie spóźniliśmy. James leżał już nieprzytomny na śniegu, a Alecto celowała w Maggie. Kiedy nas zobaczyła, sypnęła Peruwiańskim Proszkiem Natychmiastowej Ciemności, a gdy zaczęliśmy cokolwiek widzieć, jej i Amycusa już nie było.
- Jak to się stało, że ją znaleźli? - zapytała Lily. - Hogsmeade było obstawione przez aurorów. W jaki sposób się tu dostali?
- Eliksir wielosokowy - westchnął Teddy. Czuł się odpowiedzialny za całe to wydarzenie i zamierzał ponieść konsekwencje swojej nieudolności. - Znaleźliśmy butelkę na miejscu walki. Ale nadal nie wiemy jak trafili na Mags, ani skąd wiedzieli, gdzie będzie. Nie spuszczaliśmy jej z oczu nawet na minutę...
- Ktoś już rozmawiał z Maggie? - zapytała się Molly. - Mówiła, co widziała? Co to była za klątwa?
- Zapamiętała dwie postacie wyłaniające się z bocznej uliczki. Weszła tam dosłownie na moment, bo kiedy chowała zakupy, w zaspę wpadła jej czapka. A potem została sparaliżowana zaklęciem i napojona Eliksirem Otępiającym. Wszystko pamięta jak przez mgłę. Powiedziała, że zobaczyła tylko strumień jadowitego fioletowego światła, a potem eliksir znów zaczął działać.
- Miała dużo szczęścia. Gdyby podali jej większą dawkę, już by się nie obudziła - dodał Albus.
- Trochę to zawęziło zakres klątw, których mogła użyć Alecto - powiedział Teddy. - Pani Pomfrey szybko postawi Jima na nogi.

***
Maggie nie mogła spać. Przekręcała się z boku na bok i wszystko jej przeszkadzało. W końcu poddała się i otworzyła oczy, wpatrując przez chwilę w ciemny sufit. Pani Pomfrey obiecała, że jutro wypuści ją ze skrzydła szpitalnego, więc miała na co czekać. Na razie jednak musiała wytrzymać ostatnią noc w tym miejscu.
Ostrożnie wstała i na palcach podeszła do łóżka Jamesa. Pielęgniarki odkryły w końcu, jaką klątwą potraktowała go Alecto i rozpoczęły leczenie. Chłopak wyglądał już dużo lepiej. Nie był tak przeraźliwie blady, a jego policzki nawet nabrały kolorów. Maggie ulżyło, gdy go takim zobaczyła. Przysiadła na brzegu łóżka, przyglądając się mu przez chwilę, po czym delikatnie odchyliła kołnierzyk jego piżamy i spojrzała na czerwoną bliznę, która znaczyła jego pierś. To tam trafiło zaklęcie Alecto. Chłopak będzie ją miał ten znak końca życia. Pielęgniarka nie potrafiła go usunąć.
Dziewczyna zagryzła mocno dolną wargę. To była jej wina. Tylko i wyłącznie. Gdyby nie zadawała się z Nową Generacją, do czegoś takiego nigdy by nie doszło. James i tak miał dużo szczęścia, że skończyło się tyko blizną na piersi. Mógł stracić życie.
- Przepraszam - szepnęła.
Zsunęła się na ziemię i wróciła na swoje łóżko. Definitywnie postanowiła zakończyć swoją przyjaźń z Nową Generacją. Nie zamierzała dopuścić do tego, by poświęcali za nią swoje życie, czy zdrowie. Nie była tego warta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz