poniedziałek, 29 stycznia 2018

57. Nieoczekiwany ratunek

Albus wciągnął głośno powietrze, gdy spomiędzy drzew wyszedł centaur. Pół człowiek, pół koń trzymał w ręce kuszę i celował nią prosto w serce młodego Pottera. Nagle jednak zmarszczył brwi i opuścił broń.
- Możecie się zbliżyć. To jeszcze źrebię - powiedział.
Zza drzew wyszły jeszcze trzy centaury. Wszystkie gapiły się na Albusa.
- Co uczeń Hogwartu robi tak daleko od swojej szkoły? - zapytał jasnowłosy centaur o przenikliwych oczach.
- Nie widzisz, Castorianie? - odpowiedział mu drugi, rudowłosy. - Jest związany. Ktoś przyprowadził go do Lasu i zostawił na pewną śmierć.
- Hmm... Czy zamiast rozmawiać o mojej pewnej śmierci, mógłby mi któryś z was rozwiązać ręce? - Al poczuł się lekko zirytowany. - Byłbym naprawdę wdzięczny.
- Jesteś synem Harry'ego Pottera, czyż nie? - zapytał centaur o dumnej twarzy, który jako pierwszy wyszedł spomiędzy drzew.
- Tak - przyznał się chłopak.
- Czyżby naszym przeznaczeniem było pomagać wszystkim pokoleniom Potterów, które pojawią się w Hogwarcie? - mruknął rudowłosy.
- Kto wie, czego chcą gwiazdy, Ronanie - powiedział Castorian, zbliżając się do Ala i rozcinając sznur, którym był przywiązany.
- Dzięki - mruknął Al, rozmasowując nadgarstki.
- Wracaj do swojej szkoły, chłopcze - polecił mu Ronan. - Las nie jest bezpiecznym miejscem dla uczniów, a już zwłaszcza dla potomków Harry'ego Pottera.
- Chętnie - odparł na to Albus. - Możecie mi tylko wskazać kierunek?
- Odprowadzimy się do ścieżki - zadecydował czarnowłosy dumny centaur. - Nie chcemy żeby ludzie krążyli po drogach, które nie są dla nich przeznaczone.
- Chwileczkę! - Do otępiałego mózgu Albusa dotarło, że niemal całkiem zapomniał o Rosie i Maggie. - Myślę, że w Lesie mogą też być moje przyjaciółki. Wyszliśmy z zamku we troje... Ktoś nas zaatakował...
- Ludzkie potyczki nie są naszym problemem, młody Potterze - odpowiedział mu wrogo czarnowłosy.
- Magorianie - odezwał się Castorian. - Jeśli w Lesie są inne źrebięta, naszą powinnością jest...
- Nie - uciął Magorian. - Nie jesteśmy nic dłużni temu gatunkowi.
- Czyżby? Przypomnieć ci Wielką Bitwę?
- Która została rozpętana przez ludzi. - Magorian wyglądał na rozzłoszczonego. - Drugi raz nie damy się wciągnąć w ich wojny. Mamy dość własnych problemów. Idziemy.
Odwrócił się. Milczący centaur poszedł razem z nim, ale Castorian i Ronan pozostali z Albusem. Chłopak spoglądał na nich z niepewną miną, nie wiedząc czego właściwie ma się spodziewać.
- Odnajdziemy twoje przyjaciółki - obiecał mu Castorian. - Ty powinieneś wracać do szkoły. Jesteś ranny.
- Nie... - chciał zaprotestować, ale wtedy jego głowę przeszyła gwałtowna fala bólu i skrzywił się.
- Tylko byś nas spowalniał - oznajmił sucho Ronan. - Zaprowadzimy cię do ścieżki, a potem wyruszymy na poszukiwania.
Albus zrozumiał, że nie ma sensu protestować. Zacisnął mocno palce na różdżce i niechętnie poszedł za centaurami.

***
- Drętwota! - wrzasnęła Maggie, posyłając czerwony promień w stronę ogromnej akromantuli.
Zaklęcie zatrzymało pająka dosłownie na chwilę. Przypomniało się jej, jak poprzednim razem udało jej się pokonać go tylko dlatego, że rzucała zaklęcia wspólnie z Jimem. Sama nie da sobie rady.
- Drętwota! Drętwota! - krzyczała, śląc zaklęcia raz za razem.
Została otoczona. Dwa pająki odcinały jej drogę ucieczki, a jeden przypierał ją do drzewa. Maggie nie miała najmniejszych szans, by wyjść z tego cało. Zamknęła oczy, gotowa na śmierć, gdy nagle usłyszała tętent kopyt i spomiędzy drzew wypadły dwa centaury. Jeden wystrzelił bełt z kuszy, trafiając atakującego ją pająka prosto w oko. Akromantula wrzasnęła głośno i upadła na ziemię, podkulając nogi pod siebie. Dwa pozostałe pająki zasyczały gniewnie.
- Wskakuj! - zawołał jasnowłosy centaur, wyciągając rękę do Maggie.
Dziewczyna nie zawahała się. Pozwoliła wciągnąć się na grzbiet centaura, a potem pogalopowali między drzewami. Zatrzymali się dopiero, kiedy klekot pająków całkowicie ucichł.
- Magorian będzie wściekły - poinformował jasnowłosego centaura drugi, rudowłosy. - Nie jesteśmy końmi. Nie przewozimy ludzi na grzbietach. Chcesz skończyć jak Firenzo?
- Nie możemy pozwalać, by krew niewinnych przelewała się tuż pod naszym nosem, Ronanie - odpowiedział mu na to centaur. - Poza tym, czyż nie czujesz? Dziewczyna jest szczególna.
- Jest wielu szczególnych ludzi, Castorianie. Dziewczyna nie jest wyjątkiem.
Mimo to, Ronan przyglądał się Maggie z miną, jakby wiedział coś, o czym ona nie ma najmniejszego pojęcia. Nie spodobało się jej to.
- Na końcu ścieżki czeka na ciebie twój przyjaciel - powiedział cicho Castorian. - Powinnaś do niego dołączyć. Tymczasem poszukamy ostatniej z waszej trójki...
Niemal w tym samym momencie rozległ się szelest i na ścieżkę wypadła Rosie. Centaury jednocześnie wycelowały w nią kusze, co skwitowała głośnym okrzykiem. Jej oczy rozszerzyły się w ciemności, gdy dostrzegła Maggie siedzącą na grzbiecie jednego z nich.
- Mags?! - pisnęła.
- Rose! - Maggie zeskoczyła na ziemię i dopadła do przyjaciółki. - Nic ci nie jest?!
- Nie, a tobie? I co z Alem? Nadal jest w Lesie? Musimy go znaleźć!
- Zaprowadzimy was do niego - powiedział Castorian. - Pospieszcie się. Las nie jest bezpiecznym miejscem. Szczególnie dla was.
Maggie widziała, że Rosie ciśnie się na usta mnóstwo pytań, ale nie zadała żadnego.
- Porozmawiamy potem - szepnęła. - Najpierw musimy dostać się do zamku i nie dostać przy okazji szlabanu.

wtorek, 2 stycznia 2018

56. Kłopoty, cz.2

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!


Maggie nie miała pojęcia, że czas może się rozciągać do tego stopnia. Wydawało się jej, że spędziła w Lesie już wiele godzin, a tak naprawdę minęło dopiero kilka minut. Szelesty, dziwne dźwięki i tajemnicze odgłosy doprowadzały ją do paniki, ale musiała zachować zimną krew. Nie zamierzała tutaj umrzeć. Miała plany. Mnóstwo planów.
- Słowo honoru - szepnęła. - Jeśli wyjdę z tego cała, będę miła dla Jima. Obiecuję.
Targowanie się z losem nie zawsze przynosiło efekty, ale miała nadzieję, że w tym wypadku to poskutkuje. W końcu żyła w magicznym świecie i różne cuda się zdarzały.
I wtedy usłyszała cichy klekot, który zapamiętała z ostatniej wyprawy do Zakazanego Lasu.
Pająki.

***
Rosie szybko się zorientowała, że ten, kto przywiązywał ją do drzewa, wyraźnie bardzo się spieszył, bo po chwili wiercenia się i kręcenia. sznur poluzował się na tyle, by mogła wsadzić pod niego dłonie i powoli zsunąć go w dół. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie mogła odsunąć się od chropowatej kory i nabrać powietrza do płuc. Szybko przeszukała kieszenie szaty, poszukując swojej różdżki i zalała ją fala niewysłowionej ulgi, gdy znalazła ją na swoim miejscu.
- Lumos - szepnęła.
Blade światło zalało ścieżkę. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, próbując zorientować się w jakim miejscu Lasu się znalazła, ale nie potrafiła tego ocenić. Było ciemno, drzewa przesłaniały horyzont, a ona nigdy nie była dobra w rozpoznawaniu kierunków w mroku. Nie mogła jednak zostać w tym miejscu, dlatego położyła różdżkę płasko na dłoni, mamrocząc pod nosem Wskaż mi. Zaklęcie kierunków świata było jednym z pierwszych, które opanowała do perfekcji, znając swoje słabości w tej dziedzinie. Kiedy czubek różdżki wskazał północ, ostrożnie ruszyła we wskazanym kierunku.

***
Al obudził się z koszmarnym bólem głowy. Jęknął cicho, próbując dotknąć obolałego punktu, ale jego ręce zatrzymały się w pół drogi, przywiązane mocno do boków. Chłopak zamrugał szybko, próbując dostrzec coś w mroku. Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył przed sobą ściółkę i drzewa, które wyglądały na naprawdę stare. Nie musiał długo myśleć, by rozpoznać miejsce.
Zakazany Las.
Jak, na brodę Merlina, znalazł się w Zakazanym Lesie? I gdzie były dziewczyny?
Ostatnie, co zapamiętał, to błysk czerwonego światła. A potem nastała ciemność.
- Świetnie - wymamrotał, próbując poruszyć ręką na tyle, by dosięgnąć różdżki.
Niestety, żeby to zrobić, musiałby wykręcić sobie rękę ze stawów, a na to nie był gotowy. Westchnął więc tylko z frustracją i rozejrzał się dookoła, próbując znaleźć coś, co może mu pomóc. Nawet przez myśl mu nie przeszło, by zacząć wzywać pomocy. Jeśli wiedział cokolwiek o Zakazanym Lesie, to  to, że krzyk nie był dobrym pomysłem, jeśli chciało się tu przeżyć.
- Co by zrobił Jim na moim miejscu? - zastanowił się na głos.
I zaraz wywrócił oczami. Czy jego straszy brat naprawdę był takim autorytetem w sprawie beznadziejnych sytuacji? Dlaczego nie mógł pomyśleć o swoim ojcu?
- Skup się - polecił sobie.
Było to jednak potwornie trudne w chwili, gdy jego głowa pulsowała tępym bólem, a wszystko dookoła wyglądało jakby chciało go pożreć i patrzyło się na niego z ciemności.
Al zamrugał szybko.
Naprawdę widział parę oczu w ciemności.

***
Maggie cała zesztywniała. Serce galopowało jej tak szybko, że groziło to zawałem. Wyczuwała różdżkę w kieszeni i rozpaczliwie próbowała do niej dosięgnąć, ale była zbyt dobrze związana.
Klekot się przybliżył. I dołączył do niego drugi.
Źle. Było naprawdę bardzo, bardzo źle.
Zamknęła oczy, całą sobą skupiając się na zaklęciu przywołującym. Co z tego, że jeszcze nie uczyli się zaklęć niewerbalnych? W tym momencie potrzebowała swojej różdżki i nie ważne było w jaki sposób do niej dosięgnie. Poza tym, czy pozostało jej coś innego?
Accio - powtarzała w myślach. - Accio, Accio, Accio...
Klekot słychać było już z tak bliska, że niemal mogła sobie wyobrazić ogromnego pająka wyciągającego po nią swoje szczypce. Zacisnęła więc mocniej powieki i skupiła się całą sobą na przywołaniu różdżki. Wyczarowała cielesnego patronusa za pierwszym razem, będąc w trzeciej klasie, tak czy nie? Więc to też nie powinno jej sprawić kłopotu.
Accio! Accio! Accio!
Różdżka drgnęła w jej dżinsach. Maggie wciągnęła głośno powietrze.
Accio!
Różdżka przyleciała do jej dłoni, zupełnie jakby dziewczyna wyciągnęła ją z kieszeni. Zacisnęła na niej palce i rozcięła sznur, tylko po to by przytulić się plecami do drzewa i wycelować ją w zbliżającego się w jej kierunku olbrzymiego pająka.