Albus wciągnął głośno powietrze, gdy spomiędzy drzew wyszedł centaur. Pół człowiek, pół koń trzymał w ręce kuszę i celował nią prosto w serce młodego Pottera. Nagle jednak zmarszczył brwi i opuścił broń.
- Możecie się zbliżyć. To jeszcze źrebię - powiedział.
Zza drzew wyszły jeszcze trzy centaury. Wszystkie gapiły się na Albusa.
- Co uczeń Hogwartu robi tak daleko od swojej szkoły? - zapytał jasnowłosy centaur o przenikliwych oczach.
- Nie widzisz, Castorianie? - odpowiedział mu drugi, rudowłosy. - Jest związany. Ktoś przyprowadził go do Lasu i zostawił na pewną śmierć.
- Hmm... Czy zamiast rozmawiać o mojej pewnej śmierci, mógłby mi któryś z was rozwiązać ręce? - Al poczuł się lekko zirytowany. - Byłbym naprawdę wdzięczny.
- Jesteś synem Harry'ego Pottera, czyż nie? - zapytał centaur o dumnej twarzy, który jako pierwszy wyszedł spomiędzy drzew.
- Tak - przyznał się chłopak.
- Czyżby naszym przeznaczeniem było pomagać wszystkim pokoleniom Potterów, które pojawią się w Hogwarcie? - mruknął rudowłosy.
- Kto wie, czego chcą gwiazdy, Ronanie - powiedział Castorian, zbliżając się do Ala i rozcinając sznur, którym był przywiązany.
- Dzięki - mruknął Al, rozmasowując nadgarstki.
- Wracaj do swojej szkoły, chłopcze - polecił mu Ronan. - Las nie jest bezpiecznym miejscem dla uczniów, a już zwłaszcza dla potomków Harry'ego Pottera.
- Chętnie - odparł na to Albus. - Możecie mi tylko wskazać kierunek?
- Odprowadzimy się do ścieżki - zadecydował czarnowłosy dumny centaur. - Nie chcemy żeby ludzie krążyli po drogach, które nie są dla nich przeznaczone.
- Chwileczkę! - Do otępiałego mózgu Albusa dotarło, że niemal całkiem zapomniał o Rosie i Maggie. - Myślę, że w Lesie mogą też być moje przyjaciółki. Wyszliśmy z zamku we troje... Ktoś nas zaatakował...
- Ludzkie potyczki nie są naszym problemem, młody Potterze - odpowiedział mu wrogo czarnowłosy.
- Magorianie - odezwał się Castorian. - Jeśli w Lesie są inne źrebięta, naszą powinnością jest...
- Nie - uciął Magorian. - Nie jesteśmy nic dłużni temu gatunkowi.
- Czyżby? Przypomnieć ci Wielką Bitwę?
- Która została rozpętana przez ludzi. - Magorian wyglądał na rozzłoszczonego. - Drugi raz nie damy się wciągnąć w ich wojny. Mamy dość własnych problemów. Idziemy.
Odwrócił się. Milczący centaur poszedł razem z nim, ale Castorian i Ronan pozostali z Albusem. Chłopak spoglądał na nich z niepewną miną, nie wiedząc czego właściwie ma się spodziewać.
- Odnajdziemy twoje przyjaciółki - obiecał mu Castorian. - Ty powinieneś wracać do szkoły. Jesteś ranny.
- Nie... - chciał zaprotestować, ale wtedy jego głowę przeszyła gwałtowna fala bólu i skrzywił się.
- Tylko byś nas spowalniał - oznajmił sucho Ronan. - Zaprowadzimy cię do ścieżki, a potem wyruszymy na poszukiwania.
Albus zrozumiał, że nie ma sensu protestować. Zacisnął mocno palce na różdżce i niechętnie poszedł za centaurami.
***
- Drętwota! - wrzasnęła Maggie, posyłając czerwony promień w stronę ogromnej akromantuli.
Zaklęcie zatrzymało pająka dosłownie na chwilę. Przypomniało się jej, jak poprzednim razem udało jej się pokonać go tylko dlatego, że rzucała zaklęcia wspólnie z Jimem. Sama nie da sobie rady.
- Drętwota! Drętwota! - krzyczała, śląc zaklęcia raz za razem.
Została otoczona. Dwa pająki odcinały jej drogę ucieczki, a jeden przypierał ją do drzewa. Maggie nie miała najmniejszych szans, by wyjść z tego cało. Zamknęła oczy, gotowa na śmierć, gdy nagle usłyszała tętent kopyt i spomiędzy drzew wypadły dwa centaury. Jeden wystrzelił bełt z kuszy, trafiając atakującego ją pająka prosto w oko. Akromantula wrzasnęła głośno i upadła na ziemię, podkulając nogi pod siebie. Dwa pozostałe pająki zasyczały gniewnie.
- Wskakuj! - zawołał jasnowłosy centaur, wyciągając rękę do Maggie.
Dziewczyna nie zawahała się. Pozwoliła wciągnąć się na grzbiet centaura, a potem pogalopowali między drzewami. Zatrzymali się dopiero, kiedy klekot pająków całkowicie ucichł.
- Magorian będzie wściekły - poinformował jasnowłosego centaura drugi, rudowłosy. - Nie jesteśmy końmi. Nie przewozimy ludzi na grzbietach. Chcesz skończyć jak Firenzo?
- Nie możemy pozwalać, by krew niewinnych przelewała się tuż pod naszym nosem, Ronanie - odpowiedział mu na to centaur. - Poza tym, czyż nie czujesz? Dziewczyna jest szczególna.
- Jest wielu szczególnych ludzi, Castorianie. Dziewczyna nie jest wyjątkiem.
Mimo to, Ronan przyglądał się Maggie z miną, jakby wiedział coś, o czym ona nie ma najmniejszego pojęcia. Nie spodobało się jej to.
- Na końcu ścieżki czeka na ciebie twój przyjaciel - powiedział cicho Castorian. - Powinnaś do niego dołączyć. Tymczasem poszukamy ostatniej z waszej trójki...
Niemal w tym samym momencie rozległ się szelest i na ścieżkę wypadła Rosie. Centaury jednocześnie wycelowały w nią kusze, co skwitowała głośnym okrzykiem. Jej oczy rozszerzyły się w ciemności, gdy dostrzegła Maggie siedzącą na grzbiecie jednego z nich.
- Mags?! - pisnęła.
- Rose! - Maggie zeskoczyła na ziemię i dopadła do przyjaciółki. - Nic ci nie jest?!
- Nie, a tobie? I co z Alem? Nadal jest w Lesie? Musimy go znaleźć!
- Zaprowadzimy was do niego - powiedział Castorian. - Pospieszcie się. Las nie jest bezpiecznym miejscem. Szczególnie dla was.
Maggie widziała, że Rosie ciśnie się na usta mnóstwo pytań, ale nie zadała żadnego.
- Porozmawiamy potem - szepnęła. - Najpierw musimy dostać się do zamku i nie dostać przy okazji szlabanu.
Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać kolejnych. Mam nadzieję że szybko je przeczytam bo robi się czekawie.
OdpowiedzUsuń