Uczniowie mówili tylko i wyłącznie o reformie. Nie było więc trudno dowiedzieć się, na kogo zamierzają zagłosować Gryfoni. Za każdym razem gdy Maggie słyszała imię powtarzane przez jej kolegów i koleżanki, przechodził ją zimny dreszcz niepokoju. Nadal miała złe przeczucia i nie podobał się jej pomysł dyrektora. Bała się, że może za nim stać coś więcej, ale nie potrafiła tego dowieść. Al i Rosie tylko wywracali oczami, gdy zaczynała ten temat, więc w końcu przestała próbować przekonać ich do swojego zdania. I dlatego też postanowiła sama wziąć sprawy w swoje ręce.
W sobotę rano podczas śniadania, przysiadła się z impetem do Jamesa. Wyraźnie zaskoczony Potter omal nie udławił się wtedy herbatą.
- Donovan - wydukał, ocierając twarz serwetką. - Co robisz?
- Chcę z tobą o czymś porozmawiać - odpowiedziała. Jednym machnięciem różdżki pozbyła się plam po napoju z jego szaty. - To ważne.
- Teraz? - Przyglądał się jej z wyraźną podejrzliwością, która nieco ją zirytowała.
- Tak, teraz - burknęła. - Chodź.
Wstała zamaszyście i ruszyła do sali wejściowej, licząc na to, że James od razu za nią pójdzie. On tylko spojrzał z żalem na niedojedzone kiełbaski, po czym podniósł się niechętnie i pognał za dziewczyną. Nim zdążył zapytać, gdzie go ciągnie, Maggie skręciła w boczny korytarz i zaprowadziła go do jednej z nieużywanych sal. Starannie zamknęła drzwi, a potem mruknęła pod nosem "Muffliato", uniemożliwiając podsłuchiwanie niepowołanym osobom.
- Jeśli chciałaś pobyć ze mną sam na sam, wystarczyło powiedzieć - zakpił, opierając się o blat zakurzonej ławki i krzyżując ręce na piersi.
Tylko udawał, że jest mu wesoło. Zachowanie Donovan nie było normalne i tak naprawdę był mocno zaniepokojony. Doskonale widział, że coś ją gnębi. Bał się jednak, że gdy zapyta, nie usłyszy szczerej odpowiedzi. Maggie nie ufała mu tak, jak Alowi czy Rose i - prawdę mówiąc - trochę go to bolało. Naprawdę zależało mu, by wszystko między nimi wreszcie zaczęło się układać.
- Nie błaznuj - poprosiła z ciężkim westchnieniem. - Sprawa jest poważna.
- Zatem słucham.
Maggie podeszła bliżej i spojrzała mu prosto w oczy. Z tej odległości mógł bardzo dokładnie policzyć złotawe cętki w jej zielonych tęczówkach i na moment totalnie zbiło go to z tropu.
Co się z nim u licha działo?
- Jeśli Gryfoni wybiorą cię na reprezentanta, odmów - poprosiła bez pardonu.
Przez chwilę myślał, że się przesłyszał. Widząc jednak wyraz jej twarzy zrozumiał, że Maggie jest teraz jak najbardziej poważna i zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem - oznajmił. - Dlaczego mam odmawiać? I skąd w ogóle pomysł, że wybiorą mnie?
Spojrzała na niego z politowaniem.
- Nie ufam Pickwittowi - powiedziała tylko, zaczynając nerwowo krążyć po klasie. - I nie podoba mi się pomysł z tymi zawodami. To się zwykle źle kończy.
- Al i Rosie już ci opowiedzieli? - domyślił się. - Donovan, to nie jest Turniej Trójmagiczny - powiedział spokojnie, zmierzając w jej kierunku. Położył ręce na ramionach dziewczyny, zmuszając ją do przystanięcia. - Nikt nie każe mi walczyć z rogogonem - dodał lekkim tonem.
- A co jeśli? - odparowała, wyraźnie zdenerwowana jego beztroskim podejściem. - Nic nie wiemy o zadaniach. Reprezentanci będą jak jakieś mugolskie króliki doświadczalne. Może ich spotkać wszystko.
- Kadra nie narazi życia uczniów. Wyluzuj.
- James, po prostu odmów. - Maggie nie wiedziała jak ma go przekonać. Spojrzała tylko na niego z wyraźną desperacją. - Naprawdę uważam, że coś jest tu bardzo nie tak.
Chłopak przyglądał się jej długą chwilę. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał, a ją, z każdą kolejną minutą, ogarniał coraz większy niepokój.
- Dobra - powiedział w końcu, wznosząc oczy do nieba. Sam właściwie nie wiedział, dlaczego się na to zgadza. - Jeśli to zapewni ci spokojny sen, nie wezmę udziału w rozgrywkach.
Kamień spadł jej z serca. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo się stresuje, dopóki nie usłyszała jego odpowiedzi. Z tej radości, zupełnie spontanicznie objęła go w pasie i mocno się przytuliła. James sapnął cicho, całkowicie zbity z tropu jej zachowaniem.
- Dzięki - szepnęła, odsuwając się szybko.
- Nie miałem pojęcia, że aż tak się o mnie martwisz - zakpił, próbując zamaskować zmieszanie. - Jestem wzruszony.
- Och, zamknij się - burknęła, idąc do drzwi. Miała tylko nadzieję, że nie zauważył jej rumieńca. - Jeszcze mi za to podziękujesz.
Zniknęła za drzwiami tak szybko, że nie dosłyszała jak mówi cicho:
- Na pewno, Donovan... Na pewno.
***
Neville zebrał wszystkich Gryfonów w jednej z pustych sal lekcyjnych i cierpliwie czekał aż każdy wrzuci swój głos do głębokiego czarnego słoja. Kiedy znalazła się w nim ostatnia karteczka, rzucił zaklęcie na pojemnik, a potem wsadził rękę do środka i wyciągnął krótki zwój z podsumowaniem głosów.
- Oto zwycięzca - powiedział.
Wszyscy wstrzymali oddech. Maggie, która stała wciśnięta w kąt pomiędzy Alem i Rosie, mocno zacisnęła palce na zawieszce z czaplą i zamknęła oczy, modląc się w duchu, by jednak nie miała racji i profesor odczytał inne nazwisko.
- James Potter - przeczytał profesor Longbottom.
Rozległy się gromkie brawa i okrzyki. Al i Rosie podskoczyli w miejscu, klaszcząc entuzjastycznie, a Fred klepnął Jima w plecy tak mocno, że ten aż zrobił krok w przód. Kilka dziewcząt, w tym Fiona Roberts z roku Maggie, zaczęło chichotać zalotnie i szeptać do siebie gorączkowo, a część chłopców ukradkiem wymieniła się galeonami. Maggie natomiast tylko mocniej zamknęła w dłoni zawieszkę i poszukała Jamesa w tłumie. Nietrudno było go odnaleźć, bo już otoczył go wianuszek zachwyconych fanów.
- Mogę coś powiedzieć?! - zawołał Jim, próbując uciszyć skandujący jego imię tłum. - Jestem naprawdę dumny, że to mnie wybraliście. To zaszczyt i w ogóle - wzrok Jamesa spoczął na Maggie - ale... muszę odmówić.
- Co?! - wrzasnął Fred.
Maggie zalała fala tak głębokiej ulgi, że aż się uśmiechnęła. Widząc to James też się uśmiechnął i szybko odwrócił od niej wzrok. Natomiast Al spojrzał na Rosie z ogłupiałą miną. Jego brat dobrowolnie rezygnował z bycia reprezentantem domu?!
- Jestem już kapitanem quidditcha, mam na głowie owutemy, serio więcej mi nie trzeba - zaczął tłumaczyć Jim. - Poza tym, ludzie, czy wy serio myślicie, że jestem dobry w każdej dziedzinie? - James spojrzał z ironią na tłum. - Cudem zaliczyłem historię magii, a każdy kto widział moje eliksiry wie, że daleko im do ideału. Zapytajcie profesora Zabiniego. - Fred parsknął na to śmiechem. - Jeszcze raz dziękuję, ale odmawiam.
- Jesteś pewien? - Neville patrzył na niego z pewną dozą podejrzliwości. Widać też się nie spodziewał, że Jim, właśnie on, zrezygnuje z bycia reprezentantem.
James mimowolnie odszukał wzrokiem Maggie.
- Jestem.
Skinęła mu lekko głową i wypuściła wisiorek z dłoni. James uśmiechnął się wtedy przepraszająco do Neville'a, po czym zaczął przeciskać się przez tłum w jej kierunku.
- Odbiło ci, tak? - zapytał go Al, gdy podszedł wystarczająco blisko. - Nie wierzę, że odmówiłeś.
Ten tylko wzruszył ramionami i zerknął na profesora, który właśnie sprawdzał, kto jest drugi na liście.
- Zatem... - Neville szybko spojrzał na kartkę. - Następna w kolejności jest... Rose Weasley.
Rose przez chwilę miała minę jakby ktoś trafił ją Confundusem. Al za to wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- No idź! - popchnął ją do przodu.
Dziewczyna zrobiła niepewny krok w stronę Neville'a. Koledzy i koleżanki klepali ją po plecach i gratulowali sukcesu, a Maggie mogła tylko bezradnie patrzeć jak jej najlepsza przyjaciółka podchodzi do profesora i odbiera od niego żółto-czerwony znaczek reprezentanta szkoły. Kiedy Rosie przypięła go do szaty, nie wytrzymała i szybko wyszła z klasy.
W jej oczach wezbrały łzy. Jak mogła być tak głupia i nie ostrzec Rosie i Ala?! Dlaczego nie próbowała skuteczniej przemówić im do rozumu?!
- Donovan, zaczekaj!
James wybiegł zaraz za Maggie i złapał ją za rękę, zatrzymując w pół kroku. Nie wyrwała mu się, co już uznał za sukces, ale też na niego nie spojrzała.
- Nie dasz rady ochronić nas wszystkich - powiedział cicho, patrząc na nią z wyraźnym współczuciem. - Szanse, że wylosowany zostanie ktoś z Generacji, były ogromne. Jesteśmy znani i lubiani w szkole.
- Ale... Rosie... - chlipnęła, pozwalając wreszcie łzom płynąć. - Nawet o niej nie pomyślałam... Wiedziałam, że ty, ale nawet nie przypuszczałam...
- Ciiii... - James postanowił zaryzykować i otoczył ją ramionami, przyciągając stanowczo do siebie. Pozwoliła na to bez protestów. - Wszystko będzie dobrze - szepnął, opierając brodę o czubek jej głowy. - Rose sobie poradzi. Ma krew Weasleyów i inteligencję cioci Hermiony. Nie istnieje bardziej przerażające połączenie. Powinniśmy się raczej martwić o jej przeciwników - zażartował, próbując ją rozśmieszyć.
Pokiwała głową, ale to wcale nie zmniejszyło jej niepokoju. Jeszcze przez chwilę pozwalała mu się przytulać, a potem powoli się odsunęła. Chciała szybko otrzeć policzki, ale ku jej zdumieniu, James ujął delikatnie jej podbródek i kciukiem starł łzy.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział cicho, patrząc jej w oczy.
- Tak - zgodziła się z nim. - Może rzeczywiście przesadzam - szepnęła.
- Będziemy mieli oko na wszystko - obiecał, a potem otoczył ramieniem jej barki i lekko przyciągnął sobie do boku. - A teraz co ty na to, żeby odwiedzić pewną garbatą czarownicę i zatroszczyć się o prowiant na imprezę gratulacyjną dla naszej Rose?
Uśmiechnęła się do niego szeroko. Nawet jej nie przeszkadzało, że ją obejmuje. To było całkiem miłe. Mogła do tego przywyknąć.
- W takim razie, lepiej się pospieszmy - odparła.
Uwielbiam cię, to jest bajeczny rozdział.
OdpowiedzUsuńDzięki! Mam jeszcze trochę pomysłów na tę historię, więc rozdziały będą się pojawiały :)
OdpowiedzUsuń