sobota, 15 sierpnia 2020

87. Reprezentanci

Rosie skorzystała z monety, by zgromadzić całą Nową Generację w umówionym miejscu. Jako pierwsi dotarli Lily z Hugonem, a zaraz za nimi przybiegli Roxanne, Lucy i Molly.
- Już wiesz? - zapytała entuzjastycznie Molly, która wręcz umierała z ciekawości, by dowiedzieć się na czym będzie polegało pierwsze zadanie.
- Wiem - potwierdziła Rose. Miała dość niewyraźną minę. - Ale poczekajmy na resztę.
Chwilę później na korytarzu pojawili się Fred, Lou i Al. Brakowało jeszcze tylko Maggie i Jima.
- Nie ma naszych gołąbków? - zakpił Fred, mrużąc złośliwie brązowe oczy.
- Pewnie kłócą się o coś w pokoju wspólnym - wywróciła oczami Rox. - Znasz ich.
- Szczerze? Jak na ich standardy, to dość dawno się nie pożarli - zauważył Hugo.
Fred chciał coś powiedzieć, ale wtedy usłyszeli tupot stóp i na korytarzu pojawili się zdyszani Maggie i James. Ciemne włosy chłopaka były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, a jasne kosmyki Maggie wymknęły się z jej codziennego kucyka i luźno opadały na szyję.
- Jesteśmy - wydyszała. - Opowiadaj.
- Może nie na korytarzu? - zasugerował Jim, podejrzliwie przyglądając się kilku portretom wiszącym na ścianie. - Jesteśmy blisko Pokoju Życzeń. Możemy się tam przenieść.
- Okej, tylko szybko - zastrzegła Molly. - Prefekci Naczelni mają spotkanie z gronem pedagogicznym za pół godziny. Pewnie w sprawie zadania.
- Serio, zalatuje tu Turniejem - mruknął Louis. - Do tej pory mam koszmary po tym, co opowiadała mama i ciocia Gabrielle.
- Skończcie gadać i idziemy - zarządziła Lily. - Wszyscy jesteśmy ciekawi.
Korzystając z kilku tajnych przejść, dotarli na siódme piętro. Lucy zaśmiała się cicho na widok gobelinu Barnabasza Bzika tańczącego z trollami. W tym samym czasie Rosie przemierzyła trzykrotnie odcinek przed ścianą, w której jak na zawołanie pojawiły się drzwi.
- Zapraszamy - powiedział szarmancko Louis, puszczając dziewczęta przodem.
Pokój Życzeń przygotował dla nich miękkie pufy i gigantyczną kanapę. Lucy zapiszczała radośnie na widok hamaka, który zaraz zajęła. Pozostali rozłożyli się wygodnie na reszcie siedzisk i spojrzeli na Rosie, która stała pośrodku, nerwowo wykręcając palce.
- Rose? - ponaglił ją Al.
- Kelpia - wypaliła. - Pierwszym zadaniem będzie ujarzmienie kelpii.
Po jej słowach zapadła cisza. Hugo wpatrywał się w siostrę z szeroko otwartymi ustami, a Roxanne i Lily spojrzały na siebie ze strachem.
- Och... wow... - mruknął Fred.
- Lepsze to niż ziejący ogniem smok - uznał Louis.
- Niewiele lepsze - stwierdził Al.
- Kelpie są niebezpieczne! - zawołała z oburzeniem Lucy. Czerwona kokarda w jej włosach przechyliła się na bok, niemal spadając jej z głowy. - Mają czwarty poziom niebezpieczeństwa według Ministerstwa Magii!
- Jakaś żyje w naszym jeziorze - zauważyła Molly. - Dyrektor pewnie nie dostał zgody na sprowadzenie niebezpiecznych stworzeń, więc wykorzystał istoty, które ma pod ręką.
- W Zakazanym Lesie są akromantule - prychnęła Lily. - Szczęście, że ich nie wziął pod uwagę.
- Ohyda! - wzdrgnął się Hugo, który odziedziczył po ojcu niechęć do pająków.
- Ciekawa jestem co powiedzą na to rodzice - zastanowiła się Roxanne, nerwowo nawijając na palec czarny lok. - Turniej Trójmagiczny ma swoje uzasadnienie w tradycji i historii. Ma wydźwięk międzynarodowy. Łączy szkoły i ogólnie jest wydarzeniem, któremu patronuje Ministerstwo Magii. A to co robi Pickwitt... To zwyczajnie niebezpieczne.
- Prawda - zgodził się z nią Albus. - Ale rada nadzorcza zgodziła się na reformę. Zaakceptowali jego plan nauczania.
- Może nie znali dokładnego przebiegu... - zaczęła Lily.
- Na pewno znali - przerwał jej Lou, odchylając się do tyłu na oparciu fotela tak, że dwie nogi uniosły się nad ziemię. - Nic się nie dzieje bez ich wiedzy. Hogwart jest niezależny od Ministerstwa na tyle na ile się da, ale rada nadzorcza nadal ma dużo do powiedzenia. Musieli wiedzieć, co planuje ich nowy dyrektor.
- Widać jego argumenty do nich trafiły - uznała Molly. - No bo dlaczego nie? - Wszyscy na nią spojrzeli. - Domy walczą ze sobą od pokoleń - wyjaśniła. - A z roku na rok sytuacja się pogarsza. Ostatnie lata były wręcz dramatyczne. Lance Blackwell o to zadbał jeśli idzie o Ślizgonów. A wy - tu popatrzyła na Jima, Lou, Freda i Maggie - sporo dołożyliście od siebie.
- Hej! - oburzył się Louis. Omal nie stracił równowagi na swoim fotelu. - Mieliśmy pozwalać bandzie Ślizgonów miotać w siebie klątwami? Oszalałaś?
- Może gdyby wszyscy brali przykład z Rose i zaprzyjaźnili się z jakimś Ślizgonem...
- Scorp to wyjątek - przerwał jej Albus. - Tiara chyba się pomyliła, wrzucając go do Slytherinu.
- Scorp jest w porządku - zgodziła się z bratem Lily.
- Anastazja Burke też nie jest zła - uznała Roxanne, wspominając Ślizgonkę z ich roku.
- W każdym domu znajdują się dobre i złe osoby - powiedziała im Molly. - To nie jest tak, że Slytherin jest tylko zły, a Gryffindor tylko dobry... - Lily, Louis i Hugo chrząknęli cicho. - Wiecie co mam na myśli - burknęła. - Wśród Ślizgonów są porządni ludzie, tak jak wśród Krukonów, Puchonów czy Gryfonów znajdą się źli.
- Taaa, przypomnijcie sobie Petera Pettigrew - przypomniała wszystkim Lily.
- Albo takiego Craiga Wrighta - mruknął pod nosem James, ale usłyszała go tylko Maggie.
- Może dyrektor chce nam to pokazać? - mówiła dalej Molly. - W naprawdę pokręcony sposób, ale kto będzie o tym pamiętał, jeśli zadziała? Koniec z rywalizacją w każdym możliwym aspekcie. Jest turniej, są cztery zadania, są wytypowani przez uczniów reprezentanci domów, którzy będą walczyli o honor domu. Ale skończą się walki prywatne między uczniami. Nie będzie już miało znaczenia, kto ile punktów zdobędzie podczas lekcji czy w czasie meczu quidditcha. Uczniowie nie będą mieli powodu by między sobą walczyć, bo nie będzie o co walczyć.
- Mags, Jim? - Rosie zwróciła się do przyjaciół. - Jesteście dziwnie milczący.
- Bo słuchamy tego jakże fascynującego wywodu Mol - zakpił James, na co jasnowłosa kuzynka zgromiła go spojrzeniem. - Wybacz, ale ja w to nie wierzę - oznajmił, kręcąc głową. - Potrzeba czegoś więcej niż czterech reprezentantów i turnieju o Puchar, by zażegnać trwający od wieków konflikt. Nie przestaniemy między sobą walczyć, bo dyrektor wymyślił konkurs i ograniczył istotność punktów indywidualnych w klasyfikacji. Moim zdaniem to może tylko bardziej nas poróżnić.
- Zgadzam się z Jamesem - powiedziała Maggie, patrząc przyjaciółce w oczy. - Każdy dom ma swojego reprezentanta, któremu będzie kibicował. Na miejscu uczniów z pozostałych domów już w tym momencie planowałabym, w jaki sposób przeszkodzić innym reprezentantom w zdobyciu punktów za zadanie. Wcześniej walka rozkładała się równo między wszystkich. Teraz ogień skupi się na czterech osobach.
- Nie wyglądaliście na zaskoczonych, gdy Rosie powiedziała o kelpii - zauważyła Lily, jak zwykle najbardziej spostrzegawcza.
- Byliśmy u Hagrida - odpowiedział jej Jim. - Wypsnęło mu się, że profesor Scamander przygotował coś odjazdowego. Nie powiedział co, ale...
- Obstawiałeś zdobycie jaja żmijoptaka - wytknęła mu Maggie.
- A ty potyczkę z buchorożcem.
- Nie trafiliśmy - wzruszyła ramionami i znowu spojrzała na Rose. - Pomożemy ci najlepiej jak potrafimy...
- Nie możecie - oznajmiła dziewczyna zrezygnowanym głosem. - Nie wiecie jeszcze wszystkiego. Zastanawialiście się, w jaki sposób dyrektor chce zapobiec bitwom między domami. Cóż... - wciągnęła głęboko powietrze. - Nigdy nie powiedział, że reprezentantka wyłoniona przez Gryfonów będzie zbierała punkty dla Gryffindoru...
- Co... Co ty mówisz?! - Fred zerwał się z miejsca.
- To co słyszeliście. Losowaliśmy dzisiaj, dla jakiego domu będziemy walczyli w turnieju - odparła.
- Powiedz, że nie zbierasz punktów dla Ślizgonów... - jęknął Fred. Miał minę, jakby zbierało się mu na płacz.
- Wylosowałam Puchonów - wyznała, na co Hugo krzyknął radośnie.
- Jak ja się cieszę, że odmówiłem tego zaszczytu... - wymamrotał James.
- Okej, a kto w takim razie zbiera dla nas? - zapytała przytomnie Rox.
- Craig Wright.
Maggie ukryła twarz w dłoniach, nie mogąc w to uwierzyć, a James skrzywił się boleśnie. W Pokoju Życzeń zapadła przejmująca cisza.
- Jesteśmy udupieni - oznajmił ponuro Fred.

***
Gryfońska część Nowej Generacji usiadła wspólnie przy stole w Wielkiej Sali. Chociaż stół zastawiony był pysznościami, żadne z nich nie miało apetytu. Molly, która myślała, że Rosie sobie zwyczajnie żartuje, zmieniła zdanie po spotkaniu z nauczycielami.
- Oni też nie wiedzieli - powiedziała, grzebiąc widelcem w talerzu makaronu z serem. - Dyrektor przekazał informację dopiero teraz.
- Czyli to na poważnie? - James dość zawzięcie siekał na kawałeczki parówki zapiekane z boczkiem i serem. - Wright będzie zbierał punkty dla Gryffindoru?
- Na to wygląda - mruknął Albus, smętnie patrząc na herbatę.
- On mnie nienawidzi - oznajmił Jim. - Nienawidzi nas wszystkich.
- Chyba trochę przesadzasz - powiedziała ostrożnie Rosie. - Kiedy wylosował Gryffindor, nie wydawał się być wściekły czy rozczarowany...
- Pewnie się ucieszył, że wreszcie ma okazję nam dokopać - uznał Fred. - Świetna okazja, by doprowadzić znienawidzony dom do klęski.
- Zawsze mógł nas wylosować Selwyn - zauważyła Rox, próbując wszystkich pocieszyć. - To byłoby jeszcze gorsze.
- Kto w ogóle zmusi Wrighta żeby robił to co trzeba podczas zadań? - zastanowił się James. Zrezygnował z udawania, że próbuje jeść. - Już widzę jak podczas pierwszego zadania krzyżuje ręce na piersi i uśmiecha się tym swoim parszywym uśmieszkiem, a potem nic nie robi...
- Jesteśmy zobowiązani do wzięcia udziału w zadaniach - oznajmiła wtedy Rosie. - Musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby wygrać. Nie możemy poddać się walkowerem.
- A kto wam zabroni?
- Magia - westchnęła. - Może to nie jest Turniej Trójmagiczny, ale zgodziliśmy się wziąć udział w zadaniach. Nie ma odwrotu.
- Czyli po Pucharze - uznała Roxanne.
- Chyba że Donovan znowu zacznie się umawiać z Wrightem - zasugerował Fred.
James wbił mu łokieć w żebra tak mocno, że chłopak omal nie spadł z ławki.
- No co? - wykrztusił, masując obolałe miejsce. - Dla dobra domu...
- Lepiej się przymknij - warknął Jim.
- Przestańcie wszyscy - poleciła im Maggie. - Nie mamy żadnego wpływu na to, co zrobi Craig. I nie, nie zamierzam się z nim znowu umawiać - zastrzegła, na co James widocznie się rozluźnił. - Pickwitt zmienił zasady, musimy ich przestrzegać. Rose - zwróciła się do przyjaciółki - mam nadzieję, że skopiesz wszystkim tyłki.
A potem wstała od stołu i wyszła z Wielkiej Sali. Tylko odprowadzili ją wzrokiem.
- W sumie, to ma rację - bąknęła Molly, zerkając niepewnie na rodzinę. - Nic nie poradzimy.
- Nie lubię sytuacji bez wyjścia - mruknęła Roxanne. - Ale zgadzam się. Musimy po prostu to zaakceptować. Rose, jeśli chcesz, pogadam z bliźniakami. Znają się na magicznych stworzeniach.
- Nie trzeba, poradzę sobie - uśmiechnęła się Rosie.
- Możesz na nas liczyć, przecież wiesz - powiedział jej Al.
- Wiem - odparła, podnosząc się. - A teraz chodźmy znaleźć Mags i może spędźmy jakoś fajnie ten wieczór, co wy na to?
- Kremowe piwo i dobre żarcie? - uśmiechnął się James. - To rozumiem! Freddie, idziemy. Mamy randkę z garbuską.
- Może weźcie ze sobą Mags? - zasugerował chytrze Albus. - Przyda się jej chwila wytchnienia.
- Jeśli będzie chciała, to pewnie - uznał Jim. - Chodźcie. Urządzamy dziś małe party.
Fredowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zerwał się z ławki i już ich nie było.

1 komentarz:

  1. Jestem ciekawa jak w przyszłości będzie wyglądała relacja między Maggie, Albusem i Rosie - moim zdaniem to jest niezwykła przyjaźń.

    OdpowiedzUsuń