- W Wielkiej Sali coś się wydarzyło? - spytał, wskazując brodą na tosty w jej ręce.
- Rosie stresuje się zadaniem - odpowiedziała. - Pomyślałam, że spróbuję nakłonić ją do jedzenia.
- Ja się tym zajmę - zaoferował, wyjmując tosty z ręki Maggie. - Masz coś przeciwko temu? - zapytał.
- Nic. - Maggie uśmiechnęła się do niego szczerze. - Tylko nie spóźnijcie się na zadanie.
- Spokojnie. Przyprowadzę ją zwartą i gotową do działania - obiecał, szybko wychodząc na zewnątrz.
Maggie uznała, że w takim wypadku może spokojnie zjeść w Wielkiej Sali i wróciła do środka. Zobaczyła Lucy i Lily, które opuściły stół Krukonów, przysiadając się do Roxanne, która czytała nowe wydanie Proroka nad miską owsianki. Al siedział razem z Summer przy stole Krukonów, tak samo jak James z Fredem, którzy dosiedli się do Lou. Jim jakby wyczuł, że na niego patrzy, bo podniósł wzrok i ich oczy spotkały się na moment. Pomachał do niej na powitanie, a potem wrócił do przerwanej rozmowy z Louisem i Fredem. Wyglądali jakby się szykowali do kolejnej psoty, więc Maggie uznała, że dosiądzie się w takim razie do dziewczyn.
- Szybko ci poszło - zauważyła Lily, która od razu dostrzegła, że Maggie wraca bez tostów. - Wepchnęłaś jej to śniadanie siłą do gardła?
- Prawie - zakpiła blondynka, siadając obok niej na ławce. - Nasłałam na nią Scorpa.
- Grasz nieczysto - zakpiła Rox, zerkając na Maggie znad gazety.
- Myślicie, że oni już tak na poważnie? - zaciekawiła się Lucy, odkładając na talerzyk gofra z czekoladą.
Dziś miała we włosach tęczową opaskę w kształcie kocich uszu. Maggie z trudem oderwała od niej wzrok, bo ozdoba nieustannie zmieniała kolor.
- Spotykają się ze sobą od Balu Noworocznego w trzeciej klasie - zauważyła Rox, wzruszając ramionami. - Moim zdaniem to bardzo poważne.
- I takie romantyczne - westchnęła dziewczynka. - Z całą historią naszych rodzin, zakazany związek i...
- Nie jest już taki zakazany - wtrąciła się Lily. - Podsłuchałam jak tata rozmawiał z wujem Ronem o jego uprzedzeniu do całego rodu Malfoyów i chyba doszli do porozumienia.
- Ale na ślubie Teddy'ego Malfoyów nie było - spostrzegła cicho Maggie, która ciągle martwiła się o przyjaciółkę i jej chłopaka.
- Zostali zaproszeni - przypomniała Lily. - Ich sprawa, że nie przyszli.
- Paskudna sprawa - westchnęła Maggie, rozpuszczając na moment włosy i związując je ponownie. - Wiele złego wydarzyło się między waszymi rodzinami w przeszłości. Chyba ciężko o tym zapomnieć.
- Wuj Ron jest wyjątkowo uparty w tej kwestii - skrzywiła się Lily. - Mama powtarza, że to typowy Weasley.
- Uparci i szaleni - wyszczerzyła się Rox. - Tata twierdzi, że to nasze rodowe motto.
- Myślałam, że to motto Potterów - zakpiła Maggie, szturchając przy tym Lily.
- Nie, naszym hasłem jest "Serce ponad rozumem" - odpowiedziała Potterówna.
- Poważnie? - Maggie nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Poważnie - potwierdziła. - Prześledziłam kiedyś na własną rękę historię rodu Potter i dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o moich przodkach. Razem z chłopcami próbujemy stworzyć takie duże drzewo genealogiczne dla taty - dodała, uśmiechając się smutno. - Niestety ostatanio nasz projekt trochę... stanął - westchnęła.
- Może czas do niego wrócić? - zasugerowała Maggie, myśląc jednocześnie o swojej rodzinie i przodkach, których nie znała. - Dobrze wiedzieć, kim się jest. Twój tata bardzo by się ucieszył z takiego prezentu.
- Masz rację. - Na twarzy Lily pojawił się ten stanowczy wyraz. - Do urodzin taty drzewo musi być gotowe.
***
Godzinę przed zadaniem, wszyscy uczniowie opuścili Hogwart i zgromadzili się na trybunach boiska do quidditcha, które w magiczny sposób zostało przemienione w gigantyczne, głębokie akwarium. Dzięki temu każdy uczeń i nauczyciel mógł obserwować zmagania reprezentantów. Członkowie Nowej Generacji usiadli razem, postanawiając szczerze kibicować Rose w zmaganiach.
- Widzicie ją? - zapytał Albus, wyciągając głowę ponad tłumem.
- Reprezentanci są tam. - Lily wskazała podest na samym szczycie akwarium.
- Patrzcie lepiej na to. - Louis skupił uwagę przyjaciół na pływających w akwarium czterech stworzeniach.
Były to bardzo dziwne, a jednocześnie naprawdę piękne zwierzęta. W tym momencie wszystkie cztery miały tę samą formę - wodnych koni z grzywą z sitowia. Maggie podziwiała grację z jaką pływały. Wydawały się przy tym zupełnie niegroźne. Kiedy jedbak podpłynęły bliżej szkła, dostrzegła nikczemny błysk w ich oczach.
- Nie podoba mi się to - mruknęła.
Lily w odpowiedzi wzięła ją za rękę i mocno uścisnęła.
- Zaczyna się - powiedział James.
On, Hugo, Fred i Lou siedzieli rząd wyżej. Wszyscy czterej mieli w rękach ominikulary, by lepiej widzieć co się będzie działo. Fred już dostosowywał swoje i przyglądał się reprezentantom.
- Wright promieniuje wewnętrznym zadowoleniem - oznajmił.
- Może się utopi - wyraził nadzieję James, na co Molly obejrzała się przez ramię, by zgromić go wzrokiem.
- Powinniśmy mu kibicować - powiedziała. - Walczy dla Gryffindoru.
- Więc mu kibicuj - polecił. - Ja prędzej zjem jajka bahanek.
- Zaczyna się - przerwała im Roxanne, krzyżując palce na szczęście.
Na podest reprezentantów wszedł dyrektor Pickwitt. Przytknął różdżkę do swojego gardła i wyszeptał zaklęcie wzmacniające głos.
- Witajcie uczniowie i nauczyciele! - zawołał dyrektor. - Oto nastał dzień pierwszego zadania Turnieju o Puchar Domów. To historyczna chwila. Właśnie dziś historia Hogwartu zostanie napisana na nowo. Ci oto uczniowie - wskazał na stojących po jego bokach reprezentantów - zostali przez was wybrani, by reprezentować szkolne domy. Dziś będziemy świadkami jak zmagają się z kelpiami, by zwyciężyć w pierwszej konkurencji. By zwyciężyć nie dla swojego domu, ale dla innego, który wylosowali. I tak oto panna Weasley od dzisiaj będzie walczyła w imieniu Huffelpuffu. - Rozległy się gromkie brawa. Fred i James nawet zagwizdali na palcach. - Pan Wright reprezentuje Gryffindor! - Tutaj też rozległy się oklaski, ale nie przyłączył się do nich nikt z Nowej Generacji. - Pan Selwyn zmierzy się z zadaniem pod sztandarem Ravenclawu! - Kolejne brawa. - I pan McGregor zawalczy w imieniu Slytherinu! - Pickwitt odczekał aż uczniowie ucichną, a potem znowu zabrał głos. - Przed nimi bardzo trudne zadanie, jakim jest ujarzmienie kelpii. Mieli kilka tygodni by się do niego przygotować. Zobaczmy teraz jak sobie poradzą! Start!
Reprezentanci nie zawracali sobie głowy zdejmowaniem szat. Cała czwórka jednocześnie rzuciła na siebie zaklęcie Bąblogłowy, a potem wskoczyli do zbiornika. Maggie z zapartym tchem przyglądała się jak Rosie podpływa do pierwszej kelpii i próbuje ją złapać za grzywę. Niestety wodny koń nie był skory do współpracy. Zaczął się rzucać i błyskawicznie zmieniać swoją formę.
- Szlag by to! - zaklął James, który obserwował zmagania Wrighta. - Prawie go dziabnął.
Craig walczył z inną kelpią. Ta wyraźnie była agresywna. Kłapała zębami tuż przy twarzy chłopaka i parokrotnie udało się jej chwycić go za szatę. Pozostali zawodnicy radzili sobie niewiele lepiej i póki co nikomu nie udało się schwytać zwierzęcia.
- W ogóle kto tu wygra? Ten kto pierwszy ujarzmi stwora? - zapytała się Lucy, lekko zielona na twarzy. - Czy ten kto dłużej wytrzyma w trakcie walki?
- To pierwsze - odpowiedziała jej Molly, która mocno zaciskała ręce w pięści.
Kelpia Rosie zmieniła się znowu w konia i ruszyła w jej stronę, wyraźnie próbując ją staranować. Lily krzyknęła głośno, gdy zwierzę dosłownie o włos minęło Rose i zmieniło się w węża wodnego. Lucy już tego nie widziała, bo zasłoniła sobie twarz rękoma.
- Dawaj, Rose - mamrotał Albus, nie odrywając wzroku od kuzynki. - Rzuć zaklęcie...
Kelpia Selwyna pozwoliła się mu dosiąść, na co Fred zaklął szpetnie. Hugo jednak wyglądał na przerażonego.
- Nie założył jej wędzidła! - zawołał, gdy kelpia zaczęła płynąć na samo dno akwarium. - One w ten sposób polują. Wabią ludzi na swój grzbiet i porywają na samo dno zbiornika, by ich zjeść!
- Nie mogę na to patrzeć! - rozszlochała się Lucy i ukryła twarz w ramieniu Molly, która zrobiła się przeraźliwie blada i mocno objęła młodszą siostrę.
- Niech go ktoś wyciągnie! - zawołała Lily, zrywając się na równe nogi.
Cała szkoła zrobiła to samo. Wszyscy z zapartym tchem obserwowali, jak Selwyn nurkuje coraz głębiej i głębiej na grzbiecie swojej kelpii. Był już prawie na dnie, gdy zwierzę zaatakowało. Chłopak totalnie się tego nie spodziewał. W ostatniej chwili udało mu się rzucić między siebie a wodnego konia Zaklęcie Tarczy i kelpia odbiła się od niego z hukiem. Selwyn zrozumiał wtedy swój błąd i postanowił wyczarować magiczne lasso, ale kelpia nie była głupia. Zmieniła się w rybę i odpłynęła.
- Już możesz patrzeć - powiedziała Molly do siostry, głaszcząc ją uspokajająco po ramieniu.
- Patrzcie! - Louis omal nie spadł z ławki, na której stanął, by lepiej widzieć. - Rosie dosiadła swojej kelpii!
- Dalej, Rose, no dalej! - dopingowali ją Jim z Alem, gdy dziewczyna rozpaczliwie próbowała się utrzymać na grzbiecie narowistej kelpii.
- Craigowi też się udało! - zawołała Roxanne, wskazując palcem na Wrighta.
- A co z McGregorem? - Molly próbowała dostrzec Puchona.
- Właśnie wskoczył na swoją. - James wyostrzył ominikulary. - Zobaczymy kto pierwszy założy wędzidło.
Rzucanie zaklęć pod wodą i jednoczesne utrzymanie się na kelpii jednak wcale nie było takie łatwe. Tłum zawył boleśnie, gdy wodny koń Wrighta wierzgnął się potężnie i chłopak poszybował na dno akwarium. Zwierzę pomknęło zaraz za nim, najwyraźniej chcąc wykończyć natrętnego człowieka.
- Ugryź go, ugryź go... - mamrotał pod nosem James.
Maggie odwróciła się w jego stronę i zdzieliła go pięścią w pierś. James pomasował obolałe miejsce, patrząc na nią z urazą.
- Oni tam wszyscy mogą zginąć! - zawołała. - To wcale nie jest zabawne!
Na widok łez w jej zielonych oczach, Jimowi zrobiło się autentycznie głupio. Opuścił ominikulary i uśmiechnął się przepraszająco.
- Wybacz - bąknął. - Nie lubię go, ale nie życzę mu śmierci, przecież mnie znasz.
- Rose!!! - wrzasnęły razem Lily, Lucy i Rox, podskakując w miejscu i zmuszając Maggie do obrócenia się na pięcie. James znowu przycisnął ominikulary do oczu. - Wytrzymaj! Wytrzymaj!
Rose udało się rzucić zaklęcie i założyła wędzidła swojej kelpii. Koń nadal wierzgał, ale z każdą chwilą stawał się spokojniejszy, aż w końcu całkowicie poddał się jej woli. Dziewczyna uniosła wtedy różdżkę do góry i pokierowała zwierzę na powierzchnię, a tłum zaczął świętować.
- Udało się jej! Udało! - piszczała Lily, ściskając wszystkich po kolei.
Maggie zalała fala tak ogromnej ulgi i takiej radości, że nawet nie wiedziała co robi. Obróciła się tylko w miejscu i spontanicznie skoczyła Jamesowi na szyję. Z początku wyglądał na zaskoczonego, ale zaraz doszedł do siebie. Wydawał się być całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw, bo podniósł ją z ziemi i zawirował w miejscu, a ona wybuchnęła radosnym śmiechem.
- Al, wszystko w porządku? - spytała Rox, kładąc dłoń na ramieniu kuzyna. - Jesteś zielony na twarzy.
Tylko machnął ręką i usiadł na ławce. Emocje wreszcie opadły i dotarło do niego, w jakim niebezpieczenstwie była jego kuzynka.
- Reszta wypływa - powiedział Louis, który nadal uważnie obserwował co się dzieje w akwarium.
Wzrok pozostałych przeniósł się z powrotem na platformę, gdzie nauczyciele pomagali właśnie reprezentantom wydostać się ze zbiornika. James odstawił Maggie na ziemię i uniósł ominikulary, by zobaczyć wszystko wyraźniej. Nagle jednak poczuł szarpnięcie paska na szyi i w następnej chwili Maggie pociągnęła go w dół i sama patrzyła przez lornetkę. Jej twarz znalazła się przy tym tak blisko jego, że praktycznie stykali się policzkami. Przełknął z trudem ślinę, czerwieniejąc gwałtownie.
- Nauczyciele dają im koce - powiedziała, nie zdając sobie sprawy z tego, co jej bliskość robi Jimowi. - Dyrektor zaraz będzie przemawiał.
- Donovan... dusisz mnie... - wydukał James, dość rozpaczliwe próbując utrzymać równowagę.
Puściła pasek jakby ją oparzył i James wyprostował się szybko, rozmasowując szyję. Dopiero wtedy zorientowała się, że odstawił ją na ziemię w swoim rzędzie. Uznała jednak, że nie ma to większego znaczenia i została na miejscu. Udała, że nie widzi spojrzeń, jakie posyła jej James i skupiła swoją uwagę na dyrektorze i reprezentantach.
- W pierwszej konkurencji bezapelacyjnie zwyciężyła panna Weasley! - zakomunikował Pickwitt. - Tym samym w pierwszej części Turnieju o Puchar Domów zwycięstwo odniósł Huffelpuff.
Trybuny Puchonów zatrzęsły się, gdy ryknęli radośnie. Hugo podskakiwał i wymachiwał rękami, omal nie trafiając przy tym Louisa w twarz. Blondyn spojrzał na niego wrogo i odsunął się na bezpieczną odległość.
- Jedno zwycięstwo to jednak nie wygrana całego Turnieju - przypomniał dyrektor. - Dom Huffelpuffu jest teraz krok bliżej wygranej w Pucharze, ale w przyszłych konkurencjach wiele może się zmienić. Tak czy owak Puchoni, macie dzisiaj dodatkowy powód do świętowania! Gratulacje!
Uczniowie znowu zaczęli wiwatować. Także Gryfoni dopingowali Rosie i przez chwilę Maggie pomyślała, że może jednak pomysł Pickwitta wcale nie był taki zły. Zaraz jednak sobie przypomniała wszystkie inne powody i mina nieco jej zrzedła.
- Możecie się rozejść - powiedział Pickwitt. - Do zobaczenia na uczcie z okazji Nocy Duchów. Reprezentantów zapraszam do skrzydła szpitalnego.
- Też lepiej tam pójdźmy - zasugerował Albus, który wreszcie doszedł do siebie. - Zobaczymy czy z Rosie wszystko w porządku.
- Wy idźcie, a my skołujemy żarcie z kuchni na małą balangę w pokoju wspólnym - oznajmił Fred, klepiąc Jima w ramię.
- Nie mamy czego świętować. To zwycięstwo Wrighta powinno nas obchodzić - zauważyła przytomnie Roxanne. - Gryffindor poprzez wygraną Rose jest właśnie o krok dalej od zdobycia Pucharu Domów. I nie nadrobimy tego quidditchem.
- Rox, jak ty wszystko potrafisz zepsuć... - warknął na nią brat.
- Rox ma trochę racji - zgodziła się z kuzynką Lily, pochmurniejąc. - Super, że Rosie wygrała. Cieszymy się, bo jesteśmy jej rodziną. Ale czy gdy pierwsza euforia minie, Gryfoni nie potraktują tego jak zdrady?
Maggie i Al wymienili między sobą spojrzenia. O tym żadne z nich wcześniej nie pomyślało.
- Żadnych imprez - powiedział Al. Odznaka prefekta zalśniła na jego piersi. - Najpierw musimy wyczuć nastroje reszty domu.
- Dlaczego nasze życie nie mogło by być chociaż raz proste? - westchnął ciężko James.
- Jednak wypadałoby urządzić coś dla Rosie - oznajmiła wszystkim Molly. - Będzie jej przykro, jeśli nie pogratulujemy jej wygranej. Mnie by było.
- Więc zróbmy coś tylko w naszym gronie - zaproponowała Lucy. - Wy pójdziecie do kuchni - wskazała na Freda, Lou i Jima. - Wy zabierzecie Rose ze szpitala - poleciła Maggie i Alowi. - A my - tu zatoczyła ręką koło - przygotujemy jakąś pustą klasę. Posiedzimy z Rosie, a potem pójdziemy na ucztę.
- Stoi! - zawołał Lou. - Panowie, idziemy!
James zawiesił swoje ominikulary na szyi Maggie, która spojrzała na niego pytająco.
- Będą mi przeszkadzać - powiedział, puszczając do niej oczko.
- A mi nie?! - zawołała za nim, ale tylko się roześmiał i odszedł z chłopakami.
- Skończ flirtować z moim bratem i chodźmy po Rosie - wywrócił oczami Al.
- Nie flirtuję z nim! - zapiszczała Maggie, rumieniąc się.
- Mhm - mruknął. - Chodź - polecił, ciągnąc ją za rękaw szaty.
- My też idziemy. - Lucy była w swoim żywiole. - Raz, raz!
Jako pierwsza zbiegła z trubun, a reszta Generacji pognała za nią. Do zorganizowania zabawy nie trzeba było ich długo namawiać. Zwłaszcza, gdy urządzali ją dla kogoś z grupy.
Uwielbiam czytać twoją książkę. Jest niesamowita.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalsze losy nowej generacji.
OdpowiedzUsuńTęsknimy za nowymi rozdziałami
OdpowiedzUsuń