sobota, 7 listopada 2020

91. Insygnia Śmierci

Chwilę potrwało, zanim Al i Rose zagonili wszystkich Gryfonów do łóżek. W pokoju wspólnym zostali tylko James, Fred, Roxanne i zapłakana Maggie. James posadził ją na kanapie przed kominkiem, gdy tylko weszli do środka, a potem sam zajął miejsce u jej boku i otoczył ramieniem jej barki, przytulając lekko. Roxanne usiadła z jej drugiej strony i uspokajająco gładziła po plecach, a Rosie siadła na dywanie u stóp Maggie i oparła głowę o jej udo, próbując w ten sposób pocieszyć.
- Kto mógł zrobić coś tak okropnego? - Głos Rox drżał z furii, a ciemne oczy ciskały dookoła gromy.
- Wuj próbuje się tego dowiedzieć - powiedział Al, raz po raz zerkając na dziurę za portretem.
- Ten ktoś zadarł z niewłaściwą osobą - warknął Fred, a siostra poparła go mruknięciem.
James nic nie mówił. Machnął tylko różdżką, przywołując pudełko chusteczek i podał jedną zapłakanej Maggie. Dziewczyna szybko otarła łzy, ale zaraz popłynęły następne.
- Ktoś za to zapłaci, zobaczysz Mags - pocieszyła przyjaciółkę Rosie, kucając przed nią i biorąc za rękę.
- To... To... To musiał b-b-być Gryfon... - wyszlochała Maggie. - Runa była d-d-dziś zamknięta w... w... wieży...
Pozostali spojrzeli po sobie bezradnie. Tego nie spodziewali się usłyszeć.
- Może ktoś ją przypadkiem wypuścił jak wychodził na ucztę? - zasugerował Al.
- Widziałam Runę w pokoju zanim wyszłam - powiedziała cicho Rosie. - Spała na łóżku Mags.
- Jaki Gryfon zrobiłby coś tak strasznego? - skrzywiła się Rox, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Taki, którego przekonał manifest Mordreda - oznajmił Fred ponuro. - Widzieliście symbol na ścianie.
Maggie zadygotała w ramionach Jamesa i chłopak obrzucił przyjaciela wrogim spojrzeniem.
- Co to w ogóle za symbol? - spytała Roxanne. - Wiem, że skądś go kojarzę.
- To znak Grindelwalda - wyjaśniła cicho Rose. - Może Mordred go przyjął, bo wyznaje podobne do niego poglądy?
- To nie tylko znak Grindelwalda - odezwał się Albus.
Spojrzeli na niego wszyscy poza Maggie.
- Nie dawał mi spokoju ten symbol, więc w wakacje trochę poszperałem - wyznał Al. - Zastanawiałem się, co ten znaczek ma wspólnego z Baśnią o Trzech Braciach i tak dotarłem do Insygniów Śmierci.
- Insygniów Śmierci? - Rox wyglądała na sceptyczną. - Co to takiego?
- Trzy dary Śmierci. - Al wyciągnął przed siebie różdżkę i zaczął nią kreślić w powietrzu. - Peleryna niewielka. - Narysował złoty trójkąt. - Kamień Wskrzeszenia. - Dodał koło w środku trójkąta. - I Czarna Różdżka. - Na koniec umieścił w rysunku pionową linię. - Razem to Insygnia Śmierci.
Narysowane przez niego trójkątne oko zabłysło i zgasło. Wszyscy wpatrywali się w punkt, w którym zniknęło.
- To nadal niczego nie wyjaśnia - zauważyła Rose.
- Jeśli Mordred używa znaku Insygniów, to w jakim celu? - zastanowiła się Roxanne. - Przecież to tylko rzeczy z bajki dla dzieci. Nie istnieją.
- W nosie mam czy istnieją, czy też nie - odezwał się James poirytowanym głosem. - Możecie przestać o tym mówić? Fred, przydaj się na coś i skocz do kuchni po kubek ciepłego piwa kremowego - zwrócił się do kumpla. - Świetnie działa na uspokojenie.
Fred nawet nie skomentował jego tonu. Przywołał tylko zaklęciem Mapę Huncwotów i już go nie było. Rosie westchnęła i usiadła w fotelu, który opuścił. Minuty mijały, a oni czekali na powrót Molly i opiekuna domu. Pierwszy jednak wrócił Fred. Lewitował przed sobą kubek parującego kremowego piwa i sześć butelek zwykłego. Postawił je wszystkie na stoliku.
- Uznałem, że przyda się każdemu - powiedział.
James sięgnął po kubek i wcisnął go w rękę Maggie.
- Do dna - powiedział cicho, odgarniając jej włosy z twarzy.
Posłusznie przycisnęła kubek do ust i zaczęła pić. Kiedy skończyła, odstawiła go na stolik i wróciła do poprzedniej pozycji. James patrzył na nią bezradnie. Nie tak chciał trzymać ją w ramionach.
- Myślę, że Mags powinna się położyć - uznała Rosie, patrząc na zamknięte oczy przyjaciółki i jej coraz spokojniejszy oddech.
- Chcę poczekać na Molly - szepnęła.
- Poczekamy w twoim imieniu i jutro wszystko ci powiemy - obiecała jej przyjaciółka, biorąc ją za rękę. - Chodź.
Maggie usiadła prosto i zamrugała nieprzytomnie. James przyglądał się jej z niepokojem, gotów wkroczyć do akcji, gdyby znowu zaczęła płakać. Ona jednak była zbyt wyczerpana, by dalej ronić łzy. Chciała tylko zamknąć oczy i zasnąć bez koszmarów.
- Dziękuję wam, że... że... - zająknęła się.
- Daj spokój, Donovan... - zganił ją cicho James. - Idź spać.
Przeniosła na niego wzrok i ku zaskoczeniu wszystkich obecnych, pochyliła się i pocałowała go w policzek. Dopiero wtedy wstała i razem z Rosie zniknęły na schodach do dormitorium dziewcząt. James tylko odprowadził ją spojrzeniem, bezwiednie przytykając czubki palców do miejsca, w którym spoczęły jej usta.
- Gdyby sytuacja była inna, pogratulowałbym postępu, Jimmy - westchnął Fred, upijając łyk swojego kremowego piwa.
- Traumatyczne sytuacje zbliżają do siebie ludzi - zauważyła Rox.
- To naprawdę nie jest dobry moment - uciszył ich Jim, otwierając swoje piwo i duszkiem wypijając połowę. - Na brodę Merlina, jak ktoś mógł zamordować niewinnego kota tylko po to, by nabazgrać durny symbol z bajki na ścianie?! - eksplodował.
- Za tym kryje się coś więcej - oznajmił ponuro Al. - Tylko nie dostrzegamy co.
- Więc może czas przycisnąć naszego ojca? - Jim wyraźnie stracił cierpliwość. - Mam dość chodzenia po omacku i słuchania wymówek. Tata coś wie i albo nam powie, albo poruszę niebo i ziemię, żeby samemu to odkryć.
Rox gapiła się na niego z otwartymi ustami, natomiast Fred wyglądał na lekko rozbawionego. Tylko Albusa nie zaskoczył wybuch brata. Sam miał podobne zdanie na ten temat.
- W liście nic nam nie powie - zauważył. - Sowa może zostać przechwycona. Musimy poczekać do przerwy świątecznej.
- Super. Kolejnych kilka miesięcy bez odpowiedzi - prychnął James.
Widać było, że zamierza powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy portret Grubej Damy się odsunął i do salonu weszli Molly z Nevillem. Oboje wyglądali na bardzo zmęczonych.
- Maggie już śpi? - zapytał cicho Neville.
- Wysłaliśmy ją do łóżka chwilę temu - potwierdził Albus, na co nauczyciel skinął głową.
- Coś wiadomo? - zapytał James.
- Ktoś precyzyjnie wybrał miejsce żeby... - Neville urwał. - W tamtym korytarzu jest tylko kilka obrazów, z czego połowa to martwa natura. A wiszące tam portrety wybrały się do Wielkiej Sali na ucztę. Nie ma żadnych świadków.
- Maggie uważa, że to mógł być ktoś z naszego domu - powiedziała ponurym tonem Roxanne. - Runa była zamknięta w wieży podczas uczty.
- Skoro tak, to zapytajmy Grubą Damę, czy nie wiedziała jak ktoś wychodził z kotem - oznajmił Neville, zmierzając do wyjścia.
- Że też sami na to nie wpadliśmy... - mruknął Fred.
- Jak ona się czuje? - zapytała Molly, opadając na kanapę.
- Paskudnie - odpowiedział jej James. - Zajęliście się Runą?
- Hagrid zabrał... - Głos Molly zadrżał i odchrząknęła. - Tyke szoruje teraz korytarz. Niestety nie tak łatwo pozbyć się tego znaku ze ściany. Ktoś się postarał, by nie dało się to zmyć.
- Świetnie. - James ukrył twarz w dłoniach. - Więc Mags każdego ranka będzie przechodziła korytarzem, gdzie na ścianie krwią jej kota, wymalowany jest cholerny symbol czarnoksiężnika, który z niewyjaśnionych powodów chce ją dopaść. Po prostu fantastycznie.
Do pokoju wspólnego wrócił Neville i James spojrzał na niego szybko. Nauczyciel tylko jednak pokręcił głową.
- Gruba Dama była poza swoimi ramami - oznajmił. - Jeden z portretów bocznych powiedział, że widział białą kotkę wychodzącą z wieży, ale nie zauważył, by ktoś jej towarzyszył.
- Runa sama nie otworzyła by sobie przejścia - zauważyła Roxanne. - Rosie mówiła, że spała w dormitorum dziewcząt.
- Co eliminuje wszystkich chłopaków z listy podejrzanych - powiedziała Molly. - Żaden chłopak nie może wejść po tych schodach do naszych pokojów.
- A może Rosie nie domknęła drzwi? - zasugerował pochmurnie Fred. - Runa skorzystała z okazji i wyszła z pokoju.
- Okej, ale w jaki sposób wyszła z wieży? - zapytała Rox. - Ktoś musiał ją wypuścić na korytarz.
- Może ktoś z nią wyszedł? - rzucił Al. - Ktoś niewidzialny?
- Małe szanse, by ktoś od nas miał pelerynę-niewidkę - prychnął Fred.
- Nie trzeba mieć peleryny żeby stać się niewidzialnym. - James aż się wyprostował. - Wystarczyło odwiedzić Magiczne Dowcipy w Hogsmeade.
Brązowe oczy Freda zrobiły się okrągłe, gdy pojął w czym rzecz.
- Kolekcja "Czego Oczy Nie Widzą" - jęknął. - Tata i wuj opracowali całą linię gadżetów, które zapewniają tymczasową indywidualność.
- Rękawiczki, kapelusze, na brodę Merlina, nawet mieli niewidzialne gatki! - James złapał się za głowę. - To może być każdy.
- Nigdy nie znajdziemy winowajcy - poddała się Roxanne.
- Nie przestaniemy szukać - obiecał Neville. - Przekażcie Maggie moje kondolencje. I nie zawracajcie sobie głowy pisaniem listów. Ja się tym zajmę. A teraz idźcie do łóżek. Dochodzi północ.
Szybko opuścił wieżę, zostawiając ich w pokoju samych. Molly wstała jako pierwsza.
- Jutro cała szkoła będzie o tym trąbiła - westchnęła. - Musimy zrobić spotkanie prefektów i przemyśleć co z tym zrobić.
Albus krótko skinął głową.
- Dobranoc wszystkim - pożegnała się, znikając na schodach.
- Branoc - pożegnał ją Fred. - Co za dzień... - mruknął, przeciągając się. - Padam na twarz.
- Ja tak samo - oznajmiła Roxanne, ziewając. - Chyba zasnę jutro na miotle - westchnęła.
- Nie będzie treningu - zadecydował James. - Zwolnię boisko. Nie sądzę żeby Mags była po tym wszystkim na nogach o 5 rano. Niech odpocznie. Jesteśmy w świetnie formie. Jeden trening mniej nie zrobi nam różnicy.
Fred, Roxanne i Al gapili się na niego z takimi minami, jakby urosła mu druga głowa.
- James Potter pierwszy raz w historii odwołuje trening quidditcha - wyszeptała Rox. - Nie zmusiła cię do tego nawet nawałnica, śnieżyca i pęknięte żebra po pojedynku z Wrightem. Ale dla Mags to robisz. Słodka Morgano, ale cię trafiło! - uśmiechnęła się szeroko.
- Ciebie zaraz czymś trafię - warknął na nią w odpowiedzi. - Do łóżka. Dzieci już dawno śpią.
W odpowiedzi tylko pokazała mu język.
- Nie masz się czego wstydzić - powiedziała, wchodząc po schodach. - Wszyscy ci kibicujemy. Dobranoc! - I już jej nie było.
- Mam nadzieję, że to wszystko po prostu mi się przyśniło - westchnął Fred, wstając niechętnie. - A gdy rano się obudzę, okaże się, że ten dzień jeszcze się nie wydarzył.
- Byłoby miło - zgodził się z nim Albus, wsuwając palce we włosy nerwowym ruchem. - Jutro to będzie koszmar - powiedział.
- Po prostu miejmy oko na Mags - polecił James. - Niech nigdzie nie chodzi sama. I trzymajcie od niej z daleka wszystkich spoza Nowej Generacji.
- Da się zrobić - potwierdził Albus.
We trzech weszli po schodach do swojego dormitorium. Albus zatrzymał się przy drzwiach z napisem "ROK PIĄTY".
- Jim, przykro mi - powiedział. - Wiem, że lubiłeś Runę prawie tak samo jak lubiła ją Mags.
- Jak tylko dowiem się kto to zrobił, popamięta - obiecał gniewnie James. - Do jutra, Al.
Albus zniknął za drzwiami do pokoju, a Fred i Jim ruszyli dalej po schodach.
- Jak chcesz się dowiedzieć? - spytał Fred, otwierając cicho ich drzwi i wślizgując się do środka.
- Jeszcze nie wiem. Ale coś wymyślę.

2 komentarze:

  1. W taki. razie z niecierpliwością oczekuje końca tego miesiąca. Ja również bardzo kibicujé Jamesowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Z niecierpliwością czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń