- Właściwości kamienia księżycowego... - mruczała do siebie Rosie, wertując książkę w bibliotece.
Razem z Alem i Maggie zaszyli się w niej zaraz po skończonych zajęciach z obrony przed czarną magią.
- To już mam - odpowiedział jej Albus, nawet nie podnosząc wzroku znad rolki pergaminu. - Skończyłaś już wypracowanie dla Boota o zaklęciu powodującym wzrost?
- Ja skończyłam - oznajmiła Maggie, podając mu swoje wypracowanie. - Czy ktoś mi może powiedzieć jakie są wszystkie efekty działania Confundusa? Brakuje mi dwóch cali pergaminu, a chyba wyczerpałam materiał.
- Poddaję się - jęknęła Rosie, opierając czoło o ławkę. Rude loki rozsypały się dookoła jej głowy. - Autentycznie nie mam siły. Zróbmy sobie przerwę, chociaż na godzinę.
- Nie mogę - skrzywiła się Maggie. - Jestem do tyłu z sennikiem dla Artwell i muszę napisać wypracowanie o księżycach Jowisza.
- Jak to się dzieje, że jesteś tak bardzo w tyle? - nie mógł zrozumieć Al. - Wiecznie gdzieś znikasz.
- Mam treningi - przypomniała. - James traktuje je bardzo poważnie. Jeśli nie jestem w bibliotece, mam siedzieć na miotle.
- Słyszałam jak ostatnio Rox narzekała przy śniadaniu, że bolą ją miejsca, o których głośno się nie mówi - zachichotała Rosie.
- Pamiętacie, że Jim ma dzisiaj urodziny? - zapytał je Al, zerkając przy tym na Maggie, która spokojnie kontynuowała pisanie wypracowania. - Złożyłyście mu już życzenia? - zakpił, tym razem otwarcie gapiąc się na przyjaciółkę.
- Przy śniadaniu - odparła Maggie, zanurzając pióro w kałamarzu.
Wyglądała przy tym tak niewinnie, że aż wydało mu się to podejrzane. Albus lustrował ją spojrzeniem, szczerze żałując, że nie zna się na legilimencji.
- Tak samo - dodała Rosie. - Wyglądał na wykończonego.
- On i Fred zakuwają po nocach - powiedział Al. - Nauczyciele dają nam wszystkim nieźle popalić... Co oznacza, że przydałoby się nam trochę rozrywki.
- Co planujesz, prefekciku? - Maggie spojrzała na Ala z rozbawieniem.
- Małe party w rodzinnym gronie - odparł. - Wsystkim nam należy się dzień odpoczynku. Już uzgodniłem wszystko z Fredem i Lou. Dziś wieczorem spotykamy się w Pokoju Życzeń i świętujemy osiemnastkę mojego brata.
- Kto by pomyślał, że ty i Jim zaczniecie się tak świetnie dogadywać - zakpiła Rosie. - Pamiętam czas, gdy wujek Harry bał się zostawić was samych w domu na kwadrans, w obawie że wysadzicie go w powietrze podczas kłótni.
- Dorośliśmy - wzruszył ramionami.
- Skoro planujemy imprezę, to skończmy jak najszybciej chociaż część tych rzeczy - westchnęła Maggie, patrząc ponuro na stertę książek rozrzuconych na stole. - Jutro będziemy tego żałować.
- Ja nie będę - mruknęła Rosie. - Zamierzam się wyluzować i mieć naukę w nosie.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Rose Weasley? - zakpiła Maggie.
- Przełączyłam się właśnie na swojego wewnętrznego Weasleya - odparła. - Część należącą do mamy zamknęłam w sejfie. Chwilo, trwaj! - Rosie zamknęła książkę. - Idę znaleźć Scorpa. Zaproszę go na imprezę.
Albus otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale już jej nie było.
- Już go zaprosiłeś, tak? - uśmiechnęła się Maggie, na co tylko bezradnie rozłożył ręce.
***
Maggie wracała samotnie z biblioteki. Rosie już się nie pojawiła, a Albus umówił się z Fredem i Lou koło kuchni, więc dziewczyna miała resztę wieczora tylko dla siebie. A przynajmniej tak właśnie myślała. Była koło Izby Pamięci, kiedy nagle ktoś złapał ją za rękę i mocno pociągnął. W następnej chwili już znajdowała się w tajnym przejściu ukrytym za gobelinem, gdzie James przyciskał ją do ściany.
- Odbiło ci?! - syknęła. - Omal nie dostałam zawału!
- Wybacz. - Jego mina wcale jednak nie wskazywała, by było mu przykro. - Nie mogłem się powstrzymać, kiedy zobaczyłem na mapie, że jesteś sama.
- Następnym razem jakoś mnie ostrzeż - poprosiła, oddychając głęboko.
- Nie obiecuję - odparł, a w następnej chwili jego usta już były na jej. - Tęskniłem za tobą, Donovan - wymruczał, ukrywając twarz w jej szyi i wdychając głęboko zapach. Ręce zaciskał mocno na biodrach dziewczyny. - Miałem nadzieję, że uda nam się wykraść więcej czasu dla siebie.
- Wiem - szepnęła, zanurzając twarz w ciemnych włosach chłopaka i oplątując ramionami jego szyję. - Nie sądziłam, że będziemy mieli aż tyle nauki.
- Ledwie wytrzymałem ten ostatni tydzień - mówił, a jego usta przesuwały się powoli po skórze na jej szyi. - Wczoraj wieczorem niemal się poddałem.
- To dlatego poszedłeś spać wcześniej? - spytała, na co skinął głową.
- Nie mogłem siedzieć obok ciebie i...
- Przepraszam - wyszeptała, obejmując go oburącz w pasie. - Przepraszam, że poprosiłam cię o to wszystko.
- Daj spokój. - James oparł podbródek o czubek jej głowy i uśmiechnął się lekko. - Przecież wiesz, że nie mam ci tego za złe.
- Bo jesteś zbyt wyrozumiały.
- A ty za bardzo się przejmujesz. - James położył ręce na jej ramionach i odsunął ją na tyle, by móc spojrzeć w zielone oczy. - Wytrzymamy do końca semestru, a potem zobaczymy.
- Wygramy ten zakład - uśmiechnęła się. - Ostatani dzień wakacji.
- Ostatni dzień wakacji - powtórzył.
Patrzyli na siebie przez chwilę. James delikatnie ujął twarz dziewczyny w obie dłonie, a potem przesunął kciukami po jej policzkach. Maggie tylko cicho westchnęła i przymknęła powieki, delektując się jego dotykiem na swojej skórze.
- Wszystkiego najlepszego, James - szepnęła, patrząc mu w oczy.
- Już składałaś mi życzenia - przypomniał, uśmiechając się szeroko.
- Tamte się nie liczyły. Te są na poważnie.
Czule dotknęła jego policzka, po czym powoli przesunęła rękę na kark Jamesa i stanowczo pociągnęła go w dół. Kiedy lekko trąciła nosem jego nos, uśmiechnął się, ale już w następnej chwili usta Maggie spoczywały na jego i wszystkie myśli wyfrunęły mu z głowy.
- Niestety nie mam dla ciebie nic innego - powiedziała.
- Niczego od ciebie nie chcę - oznajmił, przytulając ją mocno. - To i tak jest więcej niż przypuszczałem, że dostanę.
Maggie wtuliła się w niego całą sobą i zamknęła oczy. Nie mogła uwierzyć, że tak długo walczyła z tym, co do niego czuła. Zmarnowała tyle czasu, tylko dlatego, że była uparta i zbyt przerażona, by przyznać się sama przed sobą, że zwyczajnie jest w nim zakochana.
- James... - zaczęła, ale zaraz położył jej palec na ustach i szarpnął głową w bok.
Ktoś szedł korytarzem, a oni tylko stali za gobelinem, nie ukrywały ich żadne zaklęcia. Jim powoli wyciągnął z kieszeni szaty Mapę Huncwotów, by spojrzeć kto taki się zbliża. Maggie również pochyliła się nad kawałkiem pergaminu, żeby odczytać nazwiska na kropkach.
- Naprawdę nie wiem co on w niej widzi - mówiła Fiona Roberts do Angeli Spring. - Nie znudziło się mu jeszcze ciągle dostawać kosza?
- Po prostu ją lubi, Fi - odparła Angela znudzony tonem. - Może dasz sobie wreszcie spokój?
- Nie. Dziś są jego urodziny. Zamierzam mu złożyć życzenia i zaprosić na randkę.
Maggie skrzyżowała ręce na piersi, słuchając Fiony. Korciło ją, by najzwyczajniej w świecie wyjść zza gobelinu i miotnąć w nią porządną klątwą.
- Odpuść go sobie - poprosiła Angela. - Jim ugania się za Maggie już tyle lat... Nie sądzę żeby miał zrezygnować zwłaszcza, że ostatanio bardzo się do siebie zbliżyli.
- Zbliżyli - prychnęła Fiona. - Ledwo się widują.
- Przyjrzyj się im dobrze, kiedy już się widzą - poleciła przyjaciółce. - To nie jest to samo, co było między nimi jeszcze w zeszłym roku. Powietrze wokół nich dosłownie iskrzy.
Głosy dziewczyn zaczęły cichnąć. Kiedy umilkły już całkiem, James parsknął śmiechem.
- Wygląda na to, że jesteśmy beznadziejni w udawanie, skoro nawet Angela Spring zauważyła, że coś się między nami dzieje - oznajmił.
- Lepiej żeby Fiona trzymała się od ciebie z daleka - burknęła tylko Maggie.
- Też bym tego chciał - powiedział, biorąc ją za rękę. - Nie masz żadnych powodów do zazdrości, Mags - oznajmił. - Nawet najmniejszych.
- To nie moja wina, że ona mnie drażni. Jej życiowym celem jest zdobycie cię, o niczym innym nigdy nie gadała.
- Cóż, nigdy nie miała szansy. W głowie miałem tylko jedną Gryfonkę. I to się nie zmieni - zaznaczył, całując ją w skroń. - Wracamy do wieży, czy ukrywamy się dalej?
- Wracamy - zdecydowała, na co wydął smutno usta. - Wybacz - zaśmiała się. - Musisz znaleźć się w wieży przed kolacją żeby Albus miał szansę zaprosić cię na imprezę. Dzisiaj nie jemy w Wielkiej Sali.
- Chwila, co? - zgubił się Jim. - Mój brat prefekt urządza jakąś imprezę?
- Urodzinową.
- Poważnie?! - rozpromienił się chłopak. - Zatem idziemy!
Kiedy dotarli do pokoju wspólnego, Angela i Fiona już tam były. Maggie z trudem powstrzymała grymas niechęci na widok tej ostatniej.
- Hej, Jim! - przywitała się z nim entuzjastycznie Fiona. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
- Dzięki - uśmiechnął się niepewnie.
- Tak sobie pomyślałam... - zaczęła Fiona, ale w tym samym momencie z dormitorium dziewczyn wypadła Roxanne.
- Tu jesteście! - weszła w słowo Fionie. - Świetnie, możemy iść!
- Ale gdzie? - udał głupiego James.
- Niespodzianka! - zaświergotała kuzynka, popychając go do wyjścia.
Idąca za nimi Maggie uśmiechnęła się pod nosem na widok oburzonej miny Fiony. Rox tego nie wiedziała, ale właśnie zarobiła u Mags spory dług wdzięczności.
- Może zamiast mnie popychać, powiesz mi gdzie idziemy? - zasugerował dziewczynie Jim.
- Zobaczysz na miejscu - oznajmiła, po czym nagle wskoczyła mu na plecy i zakryła oczy dłońmi. - Mags, prowadź!
- Na gacie Merlina, Rox, nie jesteś lekka jak piórko - burknął James, podtrzymując ją odruchowo.
- Nie marudź - mruknęła mu do ucha. - Dzięki mnie możesz potrzymać Maggie za rękę.
- Dziękuję bardzo - prychnął, próbując nie wywrócić oczami.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmiła kilka minut później Maggie, a Rox zeskoczyła na podłogę.
- Pokój Życzeń? - James uniósł pytająco brwi. - To ma być ta niespodzianka?
- Czeka w środku - wyszczerzyła się Rox, otwierając drzwi i wpychając Jima do pokoju.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - ryknęli razem goście, a potem rozległ się huk i z sufitu zaczęły spadać magiczne serpentyny i confetti.
- Wow, dzięki! - wyszczerzył się James. - Naprawdę się tego nie spodziewałem.
- No ja myślę - rozległ się głos Teddy'ego, który wyłonił się zza pleców Freda. - Nie masz pojęcia jak ciężko było się tu dostać niezauważonym!
- Lupin! Co ty tu robisz?! - James tym razem autentycznie był zdumiony.
- Uwierzysz jak powiem, że byłem w okolicy? - zakpił chłopak, ściskając mocno przybranego brata, a potem czochrając mu włosy.
- Przeszmuglowaliśmy go prosto do Pokoju - pochwalił się Lou. - Stary Aberforth nam trochę pomógł.
- Gdzie zgubiłeś Torrie? - pytał dalej Jim.
- Została we Francji razem z Dominique - odparł mu Teddy. - Zaczynają właśnie rzucać zaklęcia antymugolskie na okolicę w pobliżu stadionu. Wpadłem do domu dosłownie na moment i uznałem, że odwiedzę też moje niesforne rodzeństwo - wyszczerzył się.
- Jak długo to planowaliście? - zapytał się Jim, patrząc na brata i siostrę.
- Będzie ponad miesiąc, nie Al? - zapytała Lily.
- Coś koło tego - zgodził się z nią. - Uznaliśmy, że skoro macie urodziny dzień po dniu, to możemy je urządzić wspólnie.
- Nigdy czegoś takiego w szkole nie robiliśmy - zauważył James.
- Wielka szkoda - uznał Teddy. - No ale to twój ostatni rok w Hogwarcie, więc chcemy ci go trochę urozmaicić. Chyba miałeś imprezę urodzinową na tej swojej liście, nie?
- Jakiej liście? - zapytała podejrzliwie Molly.
- Liście rzeczy, które James Syriusz Potter koniecznie musi zrobić przed opuszczeniem Hogwartu - powiedział jej Teddy, szczerząc zęby do Maggie. - Wiesz, że na niej jesteś? - zapytał.
- Wiem - odparła po prostu. - Fajnie, że się dopiero teraz ze mną przywitałeś - zakpiła, gdy zdusił ją w uścisku.
- Wybacz, jubilat ma pierwszeństwo. Jego dziewczyna jest na drugim miejscu.
- Szkoda, że jej nie ma.
- Nie w urodziny! - oburzył się Teddy, ciągnąc Maggie w stronę Jima. - Dziś nasz kochany chłopczyk ma swoje święto i musisz spełnić trzy jego życzenia...
- Czy ja wyglądam na złotą rybkę? - zakpiła.
- Jimmy, to mój prezent dla ciebie - powiedział mu Teddy, popychając Maggie w jego stronę tak ochoczo, że wpadła mu w ramiona. - Korzystaj. Freddie, muzyka!
Fred machnął różdżką i stojące w rogu pokoju radio zaczęło grać. Teddy złapał wtedy Molly za rękę, okręcił ją wokół własnej osi i roześmianą pociągnął do tańca. Rosie i Scorp zaraz do nich dołączyli, tak samo jak Albus z Summer. Lily złapała za ręce bliźniaków Scamander, a potem krzyknęła do Hugona, Lucy i Rox by za nią poszli i utworzyli kółko dookoła rozbawionego Jamesa i oniemiałej Maggie. Fred i Lou sięgnęli wtedy po różdżki i zaczęli wyczarowywać różowe bańki mydlane w kształcie serc.
- Walentynki już były, kretyni! - zawołał do nich Jim.
- Nie marudź, tylko tańcz! - zawołała do niego Alice Longbottom, która w najlepsze tańczyła z Ryanem Whitepoolem.
- Przepraszamy za spóźnienie! - rozległy się nowe głosy i do pokoju życzeń weszła drużyna quidditcha z całą kratą kremowego piwa. - Ktoś zamawiał napoje?! - zawołał Paul, rozsyłając butelki po pokoju.
- To co, Donovan? - James uśmiechnął się szelmowsko. - Zatańczymy?
- To twoje pierwsze życzenie? - zapytała, patrząc na niego z namysłem.
- Powiedzmy.
- Więc dobrze. - Podała mu rękę. - Ale robię to tylko dlatego, że masz urodziny.
- A mogę je świętować przez tydzień? - zapytał, okręcając ją szybko i przyciągając tak, że wpadła mu na pierś.
- James... - mruknęła ostrzegawczo.
- Wszyscy właśnie na to liczą, Donovan - oznajmił cicho. - Nie robię niczego wbrew umowie.
- Grasz w niebezpieczną grę - oznajmiła, biorąc go za rękę i kładąc na swojej talii. Fred i Lou zagwizdali głośno. - I dobrze wiesz, że przegrasz.
- Mam jeszcze dwa życzenia. - James odchylił Maggie do tyłu. Zupełnie odruchowo złapała go za szyję i wstrzymała oddech. - Co jeśli zażyczę sobie urodzinowego całusa?
- Nie zrobisz tego - powiedziała. Serce dudniło jej w piersi jak oszalałe i miała problem z regularnym oddychaniem. - Wiesz, że nie będzie się liczył.
Spojrzała mu w oczy z miną pod tytułem "obiecałeś". James tylko westchnął i ustawił ją do pionu, ku wyraźnemu zawodowi młodych.
- Zatem tylko ten taniec, Donovan. Pozostałe życzenia zatrzymam na później.
- Co za matoł - podsumowała brata Lily.
- Słyszałem cię, Kropeczko - wyszczerzył się do niej. - Dlaczego ty nie chcesz zatańczyć ze swoim ukochanym bratem?
- Bo Al tańczy z Summer - odparowała.
- Cios w samo serce! - James przycisnął dłoń do piersi.
- Ale z ciebie królowa dramatu... - podsumowała go Roxanne.
- I tak mnie wszyscy kochacie - zakpił.
Zupełnie jakby wypowiedział jakieś hasło. Lily, Rox, Lucy, Hugo, bliźniaki, a także Fred i Lou rzucili się w jego stronę i powalili na ziemię. James wylądował z hukiem na podłodze przyciśniętą całą stertą swojej szalonej rodzinki.
- Dołączam! - zawołał Teddy.
- Lupin, ani się waż! - sapnął James gdzieś spod spodu.
Teddy kompletnie zignorował ostrzeżenie. James jęknął, gdy kolejne ciało przycisnęło go do podłogi.
- Są zdrowo kopnięci, nie? - zakpiła Alice Longbottom, podchodząc do Maggie.
- Ujęłabym to inaczej. Są jedyni w swoim rodzaju.
***
Impreza skoczyła się grubo po północy. Jako pierwsi uciekli Scorp i Alice, a chwilę później to samo zrobiła drużyna quidditcha. Lily, która przysypiała z głową na ramieniu Teddy'ego uznała, że to najwyższa pora, by przenieść się do swojego dormitorium. Uściskała mocno przyszywanego brata, po czym zebrała pozostałych Krukonów i wspólnie wyszli z Pokoju. Hugo uznał, że zabierze się z nimi i też wyszedł.
- Ja też się zmywam - powiedziała Molly, ziewając przeciągle. - Będę tego żałowała rano, ale naprawdę warto było tu dziś przyjść. Teddy, uściskaj moje kuzynki jak je zobaczysz - poprosiła, całując go na pożegnanie w policzek. - Dobranoc wszystkim.
- Nie będziesz nam truła głowy, że jest już dawno po ciszy nocnej? - zakpił Fred, dopijając swoje kremowe piwo.
- Zostawiłam odznakę w dormitorium - odgryzła się. - Ale jak chcesz, mogę dla przykładu ukarać cię szlabanem.
- Idę z tobą! - Roxanne wstała z kanapy i przeciągnęła się. - I weźmiemy mojego głupiego brata, żeby nie zabłądził gdzieś po drodze.
- Uważaj jak do mnie mówisz - zaczął Fred, wychodząc z dziewczynami.
- Świetnie, a kto to wszystko posprząta? - prychnął Al, patrząc na podłogę zasłaną serpentynami, confetti i pustymi butelkami.
- Na mnie nie liczcie - odparł mu Teddy. - Też muszę już iść. Rano idę do pracy.
- Poważnie nas z tym zostawisz? - Al spojrzał na brata z niedowierzaniem, a Teddy tylko mu zasalutował i ruszył do niewielkich drzwi ukrytych za pustą ramą obrazu.
- Do zobaczenia w wakacje, dzieciaczki! - pożegnał się z nimi.
- Dupek! - zawołał za nim James, na co ten tylko się zaśmiał i zniknął w tajnym przejściu.
- Może samo się posprząta? - zasugerowała Rose. - To w końcu Pokój Życzeń.
- Albo zrobią to skrzaty - uznał Al. - Skrzaty sprzątają cały zamek.
- No dajcie spokój! - Maggie żwawo podniosła się z fotela i wyciągnęła różdżkę. - To zajmie nam dosłownie chwilę.
- Skoro tak twierdzisz... - westchnął James, sięgając po swoją.
- Wydaje mi się, że poradzicie sobie we dwoje - ocenił Albus, puszczając oczko do brata. - Dobranoc!
- Hej! - pisnęła Rosie, gdy złapał ją za rękę i wyciągnął z Pokoju.
James odprowadził ich wzrokiem, a potem wyciągnął z kieszeni Mapę Huncwotów i uruchomił ją zaklęciem.
- I prosto w łapy Tyke'a - oznajmił, obserwując kropki. - Jaka szkoda - dodał bez cienia współczucia.
- Są prefektami - wzruszyła ramionami Maggie. - Powiedzą, że mają patrol, czy coś.
- Cholera, prawie o tym zapomniałem. - James miał rozczarowaną minę. - Nawet jak łamią przepisy, to ich nie łamią. To nie fair.
- Nie jęcz, tylko mi pomóż - poleciła, usuwając serpentyny z podłogi. - Chciałbym przespać się chociaż odrobinkę. Profesor Zabini nie będzie zachwycony, gdy wysadzę swój kociołek w powietrze, bo pomylę składniki.
- Uzna, że zdarza się najlepszym. - James miał inne plany niż sprzątanie.
- Mylisz mnie teraz z Alem - zakpiła, pozbywając się kolejnych śmieci. - Piwko uderzyło do głowy?
- Piwo nie ma z tym nic wspólnego - oznajmił, zachodząc ją od tyłu i obejmując w pasie. - Za to mógłbym winić ciebie, Donovan.
- Ogarnij się i mi pomóż - poleciła, lekko uderzając go po rękach.
- Przecież wiesz, że nie zostawili nas samych po to żebyśmy sprzątali - zakpił, obejmując ją mocniej. - Robią wszystko żeby dać mi szansę na zdobycie twojego serca w tym roku. Kochana ta moja rodzinka, nie sądzisz? - zapytał, wtulając twarz w jej szyję.
- James, musimy tu posprzątać - westchnęła, ale zamknęła oczy i wtuliła się w niego plecami.
- Widzisz? Sama nie masz na to ochoty.
James obrócił ją twarzą do siebie i zaczął się z nią powoli kołysać. Kiedy zaczął nucić pod nosem, Maggie parsknęła śmiechem.
- Nie śmiej się ze mnie. Mam urodziny - przypomniał.
- Skończyły się godzinę temu - zaznaczyła.
- Mam urodziny - powtórzył - i zostały mi dwa życzenia.
- Nie zmarnuj ich na byle co.
- Nie zamierzam. - James uśmiechnął się do niej lekko. - Zachowam je na czarną godzinę. - James uścisnął mocniej rękę Maggie i powoli okręcił ją wokół własnej osi, a potem znowu przyciągnął do siebie. - Dobrze się dzisiaj bawiłem - oznajmił.
- Podziękowania należą się Alowi - zauważyła.
- Mój młodszy brat jest w gruncie rzeczy spoko. Chociaż jest prefektem. I kumpluje się ze Ślizgonem.
- Wszyscy się przyjaźnimy ze Scorpem. Ty też.
- Detal - zakpił, okręcając ją tak szybko, że aż zapiszczała. - Co powiesz na całkowicie nielegalny spacer po błoniach przy świetle księżyca? - zapytał, przybliżając do niej twarz tak bardzo, że mogła policzyć drobne piegi na jego nosie.
- Nie ma mowy - odparła, odsuwając się od niego. - Idziemy, zanim Generacja zacznie sobie myśleć, że jednak wygrali zakład.
- Nie obchodzi mnie ten zakład - naburmuszył się James. - Chcę spędzić trochę czasu z moją sekretną dziewczyną.
- I go spędzisz, ale nie dziś - obiecała, wspinając się na palce i całując go szybko. - Może w weekend? Wyrwiemy się naszym przyjaciołom i pobędziemy razem?
- Stoi - zgodził się bez wahania. - Zaplanuję coś...
- Nie, ja to zrobię - uśmiechnęła się do niego. - Potraktuj to jako rekompensatę za wszystkie randki, na które się nie zgodziłam.
- Donovan, jesteś pełna niespodzianek - oznajmił, szczerząc zęby.
- Przynajmniej nie znudzę ci się zbyt szybko.
- Nigdy mi się nie znudzisz - poinformował ją, poważniejąc. - Skazałaś się na mnie, Mags. Już nie ma odwrotu.
Wywołał rumieniec na jej twarzy. Totalnie go tym rozczuliła. Miał wrażenie, że zwyczajnie roztapia się od środka i było to tak dziwne doświadczenie, że sam się nieco speszył. Miał się za twardego, konkretnego faceta. Nie powinny mu się uginać kolana jak zakochanej pensjonarce. Co ta Donovan z nim robiła?
Kiedy Maggie zobaczyła jego zmieszanie, coś w niej zmiękło. Zalała ją fala takiego przyjemnego ciepła i jej serce jakby urosło. Nagle dotarło do niej, co to jest za uczucie: nieodwołalnie i niezaprzeczalnie była zakochana w Jamesie Potterze.
Kochała Jamesa Pottera!
Nie wiedziała kiedy to się stało. Nie miała pojęcia jak do tego doszło, ale taka była prawda. Jamesowi udało się w końcu skraść jej serce. Lata starań wreszcie przyniosły skutek. Mógł być z siebie dumny. Przełamał wszystkie jej bariery, czuła się wręcz bezbronna i to naprawdę ją przeraziło. Jakaś część emocji musiała się odbić na jej twarzy, bo James zmarszczył brwi.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak - bąknęła, odwracając od niego wzrok.
Jak mogła patrzeć mu w oczy wiedząc, że to co do niego czuje to nie jest jakieś głupie zauroczenie, tylko coś bardzo głębokiego? Jak właściwie miała się teraz zachowywać? Czy nie była za młoda na takie uczucie? I czy James mógł czuć do niej to samo?
- Mags? - ponaglił ją, ujmując podbródek dziewczyny w dwa palce. - Co się stało?
- Nic takiego - odparła, uśmiechając się lekko. - Naprawdę - powtórzyła na widok jego sceptycznej miny.
- Skoro tak twierdzisz - westchnął, nieprzekonany. - Wracamy? - spytał.
- Wracamy.
Na razie nie była gotowa, by mu powiedzieć, co takiego czuje. Sama jeszcze dobrze tego nie rozumiała. Miała wrażenie, że wszystko dzieje się trochę za szybko i postanowiła odrobinę zwolnić. Zależało jej na tym, żeby tego nie zepsuć. Pośpiech był więc niewskazany. Ale nie zamierzała zrezygnować. Nie z niego.
Ten rozdział był świetny!:) Dziękuję za niego i niecierpliwie czekam kolejne! <3
OdpowiedzUsuńNie chcę Cię pospieszać, ale proszę dodaj jakiś rozdział, tak długo na niego czekam ❤
OdpowiedzUsuń