środa, 31 maja 2017

46. "Niegroźne" ciasteczka

Czternastego dnia lutego, wszystkie dziewczyny w Hogwarcie dostały istnego szału. Krążyły po korytarzach szkoły chichocząc i rzucając zalotne spojrzenia w kierunku chłopców. James, Fred i Louis czuli się tego dnia jak w niebie, gdyż zdecydowana większość tych spojrzeń była skierowana do nich. Jim przeczesywał palcami włosy, tylko udając, że nie dostrzega maślanego spojrzenia czarnowłosej Puchonki, a Lou roztaczał wokół siebie delikatny urok wilii.
- Fajnie mieć sławną rodzinę - szczerzył się Fred. - W takie dni jak ten są z tego profity.
- I co z tego? - warknęła na nich Molly, gdy rozprawiali tak przy stole Gryfonów. - One wcale nie lubią was, tylko wasze nazwiska.
- Auć. - Louis przycisnął dłoń do serca. - Zabolało.
- Nie masz swojego stołu? - zapytała go jeszcze, po czym odwróciła się do nich plecami i wdała w rozmowę z koleżanką.
- Dlaczego nigdy nie zwraca o to uwagi Donovan? - spytał, oglądając się przez ramię na siedzącą przy stole Krukonów Maggie.
James także spojrzał w tamtym kierunku i skrzywił się mimowolnie. W tym samym czasie Fred i Lou wymienili między sobą znaczące spojrzenia i wyszczerzyli zęby.
- Chodź, Jimmy - powiedział Fred. - Idziemy na łowy. Dziś na pewno jakaś łania będzie chciała gdzieś z nami wyjść.
- A jeśli nie, to potraktujemy ją eliksirem miłosnym wujka George'a - dodał Louis, prężnie wstając.
James przywołał na twarz znajomy uśmiech, który znała znaczna część dziewcząt Hogwartu i podniósł się za kuzynem. Może przyjaciele mieli rację? I nadszedł czas, by wreszcie umówić się z jedną z chętnych uczennic?
- Idziemy - powiedział zdecydowanie.

***
W tym roku postanowili, że obdarują każdą dziewczynę z Nowej Generacji specjalną czekoladową babeczką, więc udekorowali je lukrowanymi inicjałami i skorzystali z monet, by zgromadzić wszystkich w jednym miejscu. Kiedy wezwani pojawili się w opuszczonej sali, młodzi Huncwoci powitali ich uśmiechami, a Louis nawet rozłożył szeroko ramiona.
- Witamy w Miodowym Królestwie Nowej Generacji - powitał ich. - Przygotowaliśmy dla każdej z dziewcząt przepyszną czekoladową babeczkę.
- W takim razie po co my tutaj? - skrzywił się Hugo.
- Zamienimy się po nich w kurczęta? - spytała podejrzliwie Molly.
- Ależ skąd! - oburzył się Fred. - Są całkowicie niegroźne.
Wręczył kuzynce babeczkę z jej inicjałami. Lily, Rox i Lucy już oglądały swoje, a Rosie i Maggie podejrzliwie sięgały po te przeznaczone dla nich.
- Żeby panowie nie byli stratni, dla nich też coś mamy. - Fred zamaszystym gestem wskazał pięć babeczek leżących na parapecie. - Smacznego!
James stuknął swoją babeczką w ciastko Freda, parodiując w ten sposób toast, po czym włożył ją do ust.
- Zaskakująco dobre - powiedziała Lucy. - Skąd je macie?
- Od uczynnych skrzatów z kuchni - odpowiedział jej Fred.
- Ale lukier jest własnoręcznej roboty - zastrzegł zaraz Louis. - Ze specjalnego przepisu mojej mamy.
- Nasz kuzynek jest mistrzem wypieków? - zakpił Hugo, mrużąc niebieskie oczy.
- Każdy ma swoje talenty. A ja jestem wybitnie uzdolniony w wielu dziedzinach.
- Dziękujemy za babeczki, chłopcy - uśmiechnęła się Rosie. - To było bardzo miłe.
- Taaa - mruknęła Molly, która nadal nie ruszyła swojego ciastka.
- Wyluzuj, Mol - szturchnęła ją młodsza siostra. - Przecież widzisz, że nam nic nie jest.
- Bo mogli coś zrobić tylko z moim.
- Molly, słowo honoru, że z twoim ciastkiem jest wszystko w porządku. - Fred uniósł dwa palce w powietrze. - Naprawdę.
Dziewczyna ostrożnie włożyła je do ust i przegryzła. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu, ale nic się nie wydarzyło.
- Mówiłem - wyszczerzył się Fred. - Ciasteczka są w stu procentach niegroźne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz