Obudziły go szepty. Kiedy otworzył oczy, pierwsze co zobaczył to umazane błotem twarze członków swojej drużyny. Wszyscy wyglądali jakby właśnie wrócili z największej bitwy wszech czasów. Dopiero kiedy James się ocknął, uświadomił sobie, że nadal ściska w dłoni złotego znicza. Czuł się przy tym bardzo dziwnie. Miał wrażenie, że wszystko dociera do niego przez grubą warstwę mgły.
- Gdzie ja jestem? - wymamrotał.
Fred mu odpowiedział, ale kompletnie nie zrozumiał odpowiedzi. Zamiast głosu kumpla, w jego uszach rozległ się przeraźliwy pisk, od którego aż się skrzywił i złapał za głowę. Po chwili, która zdawała się mu wiecznością, ktoś przytknął mu do ust kubek i zmusił do wypicia. Eliksir smakował obrzydliwie i palił w gardle, ale przynajmniej pisk w uszach ustał i zamienił się w szepty.
- Słodki Merlinie... - wykrztusił.
Rozpoznał panią Pomfrey i zrozumiał, że jest w szpitalu.
- Chyba powinienem mieć tu swoje prywatne łóżko - powiedział.
Tym razem to wszyscy dookoła się skrzywili.
- Nie musisz tak krzyczeć - usłyszał szept Roxanne.
- Krzyczeć? - zdziwił się.
Pani Pomfrey wzniosła oczy do nieba.
- Pewnie myśli, że mówi normalnie... - Jim ledwo usłyszał jej słowa. - Masz uszkodzony słuch - powiadomiła go. - Chwilę potrwa, zanim zaczniesz słyszeć normalnie.
- Co się właściwie stało? - zapytał.
Wszyscy zaczęli wtedy mówić i Jamesa tylko rozbolała głowa. Machnął ręką, powstrzymując ich od dalszego mówienia. Wskazał palcem na Maggie, która zrozumiała, że to od niej oczekuje wyjaśnień. Otworzyła usta i coś powiedziała, ale do Jima dotarł tylko niewyraźny szum.
- Nie słyszę cię, możesz głośniej?!
Wywróciła oczami i przysunęła się bliżej łóżka. Spróbowała raz jeszcze.
- Trafił cię piorun i spadłeś z miotły - oznajmiła.
Usłyszał ją całkiem wyraźnie, ale mimo to pokręcił głową i wskazał na swoje ucho. Przecież musiał mieć jakieś korzyści z tej sytuacji...
- Trafił cię piorun i spadłeś z miotły! - niemal wrzasnęła mu do ucha.
James wyszczerzył zęby i lekko pociągnął ją za kucyk. Dziewczyna straciła równowagę i padła na niego jak długa.
- NA MÓZG CI SIADŁO?! - rozdarła się, błyskawicznie się mu wyrywając.
To usłyszał już naprawdę dobrze.
- Chyba wraca mi słuch! - poinformował wszystkich.
Roxi parsknęła śmiechem, a przynajmniej tak zakładał, bo otworzyła usta i zaczęła się trząść. Donovan odsunęła się od łóżka, patrząc na chłopaka z pode łba. Nie wyglądała na zachwyconą.
- Jak to możliwe, że trafił mnie piorun?! - zapytał, nadal dość głośno. - Myślałem, że to niemożliwe.
- Tak jak my wszyscy... - Jim słyszał wyraźnie co drugie słowo Freda, ale wyciągnął sens z kontekstu.
- Cud, że żyjesz - oznajmiła mu Emma. - Pani Pomfrey powiedziała, że kilka stóp wyżej i nie byłoby czego składać.
- Powinieneś podziękować Maggie - poinformował go Paul. - Zleciałeś niemal prosto na jej głowę.
James popatrzył na Donovan ze zdziwioną miną.
- Zobaczyłam, że wypatrzyłeś znicza i cię asekurowałam - oznajmiła sucho. - Na wypadek gdybyś miał zlecieć z miotły.
- Chcecie mi powiedzieć, że Donovan mnie złapała?!
- Ty znicza, ona ciebie - wyszczerzył się Fred.
- Ty znicza, ona ciebie - wyszczerzył się Fred.
- Próbowałam - mruknęła, ale tego nie dosłyszał. - Byłeś za ciężki, Potter! - krzyknęła. - Sama omal nie zleciałam z tej przeklętej miotły! W dodatku byłeś mokry i zimny od deszczu. Udało mi się obniżyć trochę lot, zanim się wyślizgnąłeś.
- To wystarczyło - uśmiechnęła się Roxnanne.
- Ratowanie sobie życia zaczyna nam wchodzić w krew - wyszczerzył się.
Ku jego radości, kąciki ust Maggie zadrżały, jakby próbowała stłumić uśmiech. Potraktował to jako dobry znak na przyszłość.
***
Kochany Jimie!
Słyszeliśmy od Lily, co takiego się wydarzyło na meczu. Mamy nadzieję, że słuch już Ci się poprawił, a nawet gdyby było inaczej, jesteśmy przekonani, że do wakacji wszystko się unormuje. Jeśli więc planujesz od czasu do czasu udawać, że z Twoimi uszami wciąż nie wszystko jest w porządku, na przykład w momentach, gdy proszę Cię o posprzątanie pokoju, wiedz, że to się nie uda.
Całusy,
Mama
James skończył czytać list z domu i parsknął śmiechem.
- Oto przykład kochających rodziców! - oznajmił. - Trafia cię piorun, spadasz z wysokości wielu stóp, cudem uchodzisz z życiem, a oni grożą ukaraniem za potencjalne kawały! Cudownie!
Albus zerknął na arkusz i zmarszczył brwi. Ostatnio dostawali z domu listy w podobnym stylu i trochę się tym niepokoił. Tym bardziej, że wszystko dziwnie ucichło. Prorok milczał jak zaklęty na temat śmierciożerców i ataków. Ala ciekawiło, czy to Ministerstwo tłumi prawdziwe wiadomości, czy naprawdę nic się nie dzieje.
- Masz minę jakbyś zjadł Wymiotkę Pomarańczową - poinformował go Jim, obficie polewając tost czekoladą. - Co jest?
- Dawno nic się nie działo - mruknął Al. - A przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo.
Jamesowi niemal od razu odechciało się jeść. Spojrzał z niechęcią na brata.
- Może po prostu sobie odpuścili - burknął. - Mags jest poza ich zasięgiem, więc dali spokój.
- Sam w to nie wierzysz...
Starszy Potter w duchu przyznał mu rację.
- Odpisali ci coś w sprawie rodziców Donovan? - zapytał. - Rysunek szat wysłaliście już jakiś czas temu.
- Ani słowa. Tata napisał tylko, że chciałby się dowiedzieć, skąd mamy te informacje. Uznałem, że mówienie mu o sam-wiesz-czym nie jest zbyt dobrym pomysłem, dlatego skłamałem, że Mags zobaczyła to w kryształowej kuli na wróżbiarstwie...
- Coooo?! - James parsknął w swój sok dyniowy. - I tata w to uwierzył?!
- Też jestem zaskoczony...
Al urwał, bo do stołu Gryfonów zbliżyły się Maggie i Rosie. Donovan ostentacyjnie zignorowała Jima, co chłopak skwitował pogardliwym uśmieszkiem. Z zapałem zabrał się za jedzenie, zupełnie jakby Maggie tam nie było.
Rose i Al uznali, że nie ma sensu poruszać tematu ich zachowania. Jim i Mags byli zbyt uparci by posłuchać rad.
- Hagrid zaprasza nas na herbatkę dziś wieczorem - powiedziała Rosie, sięgając po kartkę, którą przyniosła jej szkolna sowa.
- Świetnie! - ucieszyła się Maggie. - Mam dość ślęczenia w zamku. Zwłaszcza teraz, gdy wszyscy się na mnie gapią jak na jakiś fenomen.
- A to dlaczego? - zapytał się James, zerkając na nią.
Uznała, że nie wypada zignorować bezpośredniego pytania, więc wychyliła się zza Rosie i powiedziała:
- Przez ciebie.
- Przeze mnie? - zdziwił się.
- Szkoła uważa mnie za bohaterkę odkąd nie pozwoliłam ci skręcić karku na meczu.
Nim zdążył odpowiedzieć, wróciła do poprzedniej pozycji i znowu zaczęła ignorować.
- To trochę dziwne... - Rosie wpatrywała się w kartkę od Hagrida. - Zawsze się wścieka, gdy wychodzimy z zamku wieczorem. A teraz nas zaprasza o tej porze na herbatkę...
- Pewnie ma dużo na głowie w związku z przejściem na emeryturę. - Maggie zaraz znalazła wyjaśnienie sytuacji.
- Nawet na pewno - zgodził się z nią Al. - Ostatnio rzadko bywa w zamku. Słyszałem od Lily i bliźniaków, że ustala z Rolfem potencjalny plan zajęć.
- To dlatego Mali Huncwoci tak ucichli! - pojęła Rosie. - Ojciec bliźniaków pojawił się w zamku!
- A mnie się wydaje, że po prostu szykują coś mocnego - uznała Maggie. - Nie zrezygnowaliby z psot nawet gdyby pan Scamander został dyrektorem Hogwartu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz