wtorek, 12 marca 2019

71. Cisza przed burzą

Kiedy Maggie weszła do dormitorium, Rosie siedziała na swoim łóżku z Runą na kolanach. Kotka mruczała z zadowolenia, gdy dziewczyna drapała ją pod brodą. Otworzyła leniwie jedno oko, spoglądając na właścicielkę, po czym znowu zapadła w drzemkę. Maggie czasami zazdrościła jej tej umiejętności. Ona sama nadal miewała koszmary, które nie pozwalały jej beztrosko zasnąć.
- Wszędzie cię szukałam - oznajmiła blondynka, przysiadając obok przyjaciółki i wsuwając palce w białe futerko kotki, która zamruczała głośno.
- Nie mogłam znaleźć Ala, więc przyszłam tutaj - odparła tylko Rosie.
- Może jest z Summer?
- Możliwe. - Rosie spojrzała badawczo na przyjaciółkę, która z niewinną miną drapała Runę między uszami. - I co?
- Co "co"? - udała głupią Maggie.
Weasleyówna westchnęła ciężko i zsunęła Runę z kolan. Kotka spojrzała na nią obrażonym wzrokiem i wskoczyła na łóżko Maggie, odwracając się do dziewczyn tyłem.
- Rozmawiałaś z Jimem?
Maggie długo zwlekała z odpowiedzią. Przesiadła się na swoje łóżko, głaszcząc Runę po grzbiecie.
- Mags! - Rosie zaczęła się niecierpliwić.
- On chciał rozmawiać, ale mu nie pozwoliłam - oznajmiła w końcu blondynka.
W dormitorium zapadła cisza i Maggie zerknęła szybko na przyjaciółkę, która wyraźnie nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
- Żartujesz, prawda? - spytała w końcu Rose.
Zapytana tylko pokręciła głową, a potem ciężko westchnęła i splotła dłonie na podołku.
- Nie powiem, że mnie nie kusiło - wyznała, wpatrując się w swoje palce. - Ale wykorzystywanie okazji do rozmowy, gdy był pod działaniem veritaserum, nie było właściwe. Poza tym... - Maggie zagryzła dolną wargę, a potem szybko wstała i podeszła do okna. - Nie wiem czy ta rozmowa to byłby dobry pomysł.
- Och, Mags... - westchnęła ciężko Rosie, kręcąc głową.
- Po prostu... - Blondynka wydała z siebie sfrustrowany jęk i wyrzuciła ręce do góry. - Możemy udawać, że nie ma tematu?
- Nie uważasz, że udajemy już zbyt długo? - Rosie podeszła bliżej i położyła dłoń na jej ramieniu. - Że może nadszedł czas, by wreszcie porozmawiać?
- Nie chcę - pokręciła głową Maggie i spojrzała błagalnie na Rose. - Nie chcę.
Widząc desperację widoczną w zielonych oczach Mags, Rosie postanowiła odpuścić. Po raz kolejny. Obiecała sobie jednak, że to ostatni raz. Stanowczo za długo Maggie unikała rozmowy na ten temat i wszystkich zaczynało to frustrować.
- Chodźmy poszukać Ala - zaproponowała, zmieniając temat, na co Donovan wyraźnie ulżyło. - Nie powinniśmy się teraz rozdzielać.
- Prawda - zgodziła się szybko Maggie. - Kto by pomyślał, że w najbezpieczniejszym miejscu w Anglii będziemy się czuli tak zagrożeni?
- Mi też się to nie podoba - potwierdziła Rose, schodząc po schodach do pokoju wspólnego. - Hogwart z czasów naszych rodziców to zupełnie inne miejsce, przynajmniej przez pierwsze lata. Może to była zasługa Dumbledore'a?
Szybko przeszły przez pokój wspólny i otworzyły przejście za portretem.
- Całe szczęście, że na razie wszystko się uspokoiło - oznajmiła Maggie. - Za ponad miesiąc koniec roku szkolnego. Co złego może się przydarzyć w tak krótkim czasie?
- Obyś tylko nie powiedziała tego w złą godzinę.

***
Teddy po raz kolejny odczytywał list od Harry'ego, ale jego treść się nie zmieniała. W końcu chłopak złożył kartkę na pół i schował ją do kieszeni, a potem wyjrzał przez okno na szkolne błonia. Widział jak w oddali drużyna Gryfonów trenuje na boisku do quidditcha i uśmiechnął się do swoich wspomnień. Uśmiech zaraz jednak zniknął z jego twarzy i młody auror szybko wyszedł z pokoju. Upewnił się, że ma przy sobie list do Torrie, z którego wysłaniem zwlekał od rana, a potem ruszył w kierunku sowiarni.
Nim jednak uszedł choć połowę drogi, zatrzymał go czyjś głos.
- Teddy, masz chwilę?
Chłopak spojrzał w stronę Neville'a i lekko się uśmiechnął.
- Dla wujka zawsze - odparł, podchodząc bliżej.
Neville uśmiechnął się słabo, ale zaraz spoważniał i złapał chłopaka za łokieć.
- Jakieś nowiny? - zapytał Neville, prowadząc Teddy'ego bocznym korytarzem.
- Zależy o co pytasz - odparł ostrożnie. Zerknął na mijane obrazy, ale nie zauważył, by któryś z portretów był przesadnie zainteresowany ich rozmową.
- O Carrowów. - W postawie Neville'a wyraźnie było widać napięcie. - Harry dość niechętnie udziela mi na ten temat informacji.
- Bo jest ich niewiele - westchnął Teddy. Naprawdę nie chciał odbywać tej rozmowy, ale unikał wuja wystarczająco długo. Dlatego postanowił podzielić się tym co miał. - Ślad się po nich urywa na południu kraju. Uważamy, że przenieśli się do Francji, ale to nic pewnego. Tamto Ministerstwo robi co może, ale nie wiemy z kim... albo czym... walczymy. Tak naprawdę teraz już tylko czekamy.
- Czekacie? - Neville spojrzał na niego szybko. - Na co?
- Na manifest. Atak. - Teddy rozłożył bezradnie ręce. - Cokolwiek, co powie nam z kim mamy do czynienia. I czego ten ktoś chce. Wszyscy mówią o Mordredzie, ale nikt go nie widział - dodał ciszej. - Nikt nie wie, gdzie się znajduje i czy w ogóle istnieje. A nasz najlepszy trop prowadzi do... - urwał, rozglądając się niespokojnie.
- Wiem - mruknął Neville, pocierając policzek. - Harry mówił, że mam się mieć na baczności, ale wierzyć mi się nie chce...
- To tylko poszlaki - przerwał mu Teddy, nie chcąc, by nauczyciel powiedział za dużo. - Nadal nie znamy całej historii. I póki co nie mamy możliwości prześledzić jej dalej. Pojawiły się inne problemy.
Bazyliszek spędzał mu sen z powiek. Nadal nie było wiadomo, gdzie znajduje się jajo lub wykluta z niego bestia. Teddy nie chciał przerywać poszukiwań, ale Harry napisał, że jego pobyt w szkole musi zostać skrócony. Obecność aurora wśród uczniów wzbudziła niepotrzebne zainteresowanie. Zbyt wiele osób czujnie obserwowało każdy jego ruch. Pojawiło się zbyt wiele pytań i teorii, a wszystkie bazowały na wydarzeniach sprzed miesięcy, dotyczących Carrowów i Maggie. Jeśli bazyliszek został dostarczony do szkoły, katastrofa wisiała w powietrzu. I nikt nie mógł tego zatrzymać.
- Poradzimy sobie - oznajmił Neville, wyrywając Teddy'ego z ponurych rozmyślań. - Pokonaliśmy Voldemorta. Kto może być gorszy od niego? - Nagle uśmiechnął się złośliwie i zatrzymał. - Powiedz mi lepiej, jak idą przygotowania do ślubu. To już w sierpniu, prawda?
- Taaaaak - bąknął speszony Teddy. Sama myśl o ślubie przyprawiała go o skręt żołądka. Z trudem zapanował nad gwałtowną zmianą koloru włosów i tylko podrapał się po karku. - Jakoś szybko zleciało...
Neville zachichotał i poklepał go po ramieniu.
- Nawet się nie obejrzysz, a już będziesz zaobrączkowany - zakpił. - Korzystaj z życia póki możesz. Po ślubie nie będzie tak kolorowo.
- Święte słowa, drogi panie! - zawołał staruszek z obrazu, na którym w oddali widać było niewielką chatkę i pasące się przy niej owce. - Święte słowa!
Neville puścił jeszcze Teddy'emu oczko, a potem odszedł korytarzem, zostawiając oniemiałego chłopaka z doradzającym mu żarliwie portretem.

1 komentarz:

  1. Piszesz jedno z lepszych opowiadań o dzieciach Harrego Pottera!! Życzę weny!!

    OdpowiedzUsuń