niedziela, 7 kwietnia 2019

72. Manifest

Ostatnie dni w szkole upływały Nowej Generacji na błogim leniuchowaniu. Maggie, Rosie i Lily siedziały na szkolnych błoniach i przyglądały się jak James, Fred, Lou i Hugo rzucają do siebie jaskrawo pomarańczowym dyskiem. Był to nowy wynalazek z Magicznych Dowcipów i chłopcy oczywiście chcieli jako pierwsi go przetestować. Dziewczyny niecierpliwie czekały aż frisbee zrobi coś niesamowitego.
- Obstawiam, że ugryzie któregoś w palce - oznajmiła Lily, bacznie obserwując lot dysku.
- Nie - pokręciła głową Maggie. - To coś innego...
W tym samym momencie zobaczyła jak James ciska dyskiem w stronę Louisa. Ten sprawnie złapał dysk w ręce, a potem wrzasnął na całe gardło. Zabawka na jego oczach zmieniła się w wyraźnie rozzłoszczonego kurczaka. Ptak zagdakał złośliwie, zamachał skrzydłami i rzucił się na blondyna, który z piskiem upadł na ziemię, zasłaniając twarz rękoma. Kurczak jednak zrobił tylko głośne "puff!" i znowu stał się dyskiem, który upadł Louisowi na twarz.
- Bardzo śmieszne - burknął, rzucając dysk w stronę płaczącego ze śmiechu Freda.
Chłopak uchylił się i frisbee złapała Rosie. Wyglądała jakby właśnie dotknęła jadowitego węża. Szybko upuściła zabawkę na ziemię i odsunęła się od niej jak najdalej.
- Donovan, podaj! - zawołał James.
Zawołana tylko popatrzyła na pomarańczowy dysk.
- No nie mów, że boisz się kurczaka! - podpuszczał ją dalej. - Hej! - wrzasnął, gdy dysk omal nie trafił go w twarz.
- Ups! - Maggie uśmiechnęła się złośliwie.
Już miał coś odpowiedzieć, gdy nagle jego oczy zrobiły się ogromne ze zdumienia.
- Czy to mój młodszy brat? - zapytał powoli.
Wszystkie głowy przekręciły się w kierunku, który wskazywał Jim.
- Z dziewczyną? - Fred wyglądał, jakby Gwiazdka przyszła wcześniej. - Mały Ally ma dziewczynę?
- Niewiarygodne - pokręcił głową Lou, a Hugo cicho mu przytaknął.
- Wielkie mi co - prychnęła Lily. - Po prostu jesteście zazdrośni, bo żaden z Was nie ma dziewczyny.
- Ale niektórzy z nas są na dobrej drodze żeby ją mieć - zakpił James, puszczając oczko do Maggie, która tylko wywróciła oczami.
- To się robi już nudne, James - oznajmiła.
- Bo wreszcie przełamuję twój opór - odparł, szczerząc zęby.
- Marz dalej, Potter.

***
Jedli akurat kolację w Wielkiej Sali, kiedy to się wydarzyło. Maggie zdążyła odłożyć widelec na bok, gdy nad ich głowami rozległ się szum skrzydeł.
- Sowia poczta? - zdziwiła się Rose. - O tej porze?
Wszyscy wyglądali na jednakowo zaskoczonych, także nauczyciele. Wielka Sala błyskawicznie zaroiła się od sów, które lądowały przed skonfundowanymi uczniami, zostawiając na stole grube kremowe koperty z czarną pieczęcią. Kiedy Maggie wreszcie podniosła swoją, Rosie była już w trakcie czytania, a jej twarz stawała się coraz bledsza.
- Już gdzieś widziałem ten symbol - mruknął Albus, przełamując na pół czarną pieczęć.
Maggie spojrzała na swoją kopertę. W czarnym wosku odbity był wyraźny symbol dziwnego trójkątnego oka z pionową źrenicą. Zmarszczyła brwi, a potem szybko złamała pieczęć i wyciągnęła kartkę papieru. Kiedy ją rozłożyła, przez chwilę nic się nie pojawiło, ale już sekundę później tekst zaczął się pojawiać, jakby ktoś właśnie go pisał.
- "Było raz trzech braci..." - zaczęła czytać.
- Czy to baśń o trzech braciach? - bąknął zdumiony Al, wypowiadając na głos jej myśli.
Większa część uczniów miała podobnie zaskoczone miny. Niektórzy uznali to za głupi żart i odłożyli kartki na bok, wracając do przerwanej kolacji.
Do momentu, gdy dyrektor nie otworzył swojego listu.
Głos, który wydobył się z koperty natychmiast uciszył całą salę. Wszyscy zamarli, jakby mówiący mężczyzna miał magiczną moc przyciągania całkowitej uwagi.
- Zastanawiacie się pewnie kim jestem i dlaczego przerywam tak uroczą chwilę - mówił cichym, spokojnym tonem, wręcz hipnotyzującym. - Pozwólcie więc, że się przedstawię. Część z was na pewno słyszała już moje imię. Pozostałych zapewniam, że usłyszycie je jeszcze nie raz... Jestem Mordred.
Maggie zrobiła się przeraźliwie blada i złapała Rosie za rękaw szaty. W Wielkiej Sali zapadła głucha cisza.
- Mogliście słyszeć pogłoski o moich poczynaniach we Francji - mówił dalej. - Nie zamierzam się wypierać tego, co uczyniłem, ale nie chcę być postrzegany jako bezlitosny potwór. Nie jestem nim. Jedyne czego pragnę, to naszego wspólnego dobra. Dobra wszystkich czarodziejów. Nie jestem pierwszym, który potrafi dostrzec, jak głęboko zepsuty jest obecnie nasz świat. Jak bardzo zeszliśmy ze ścieżki, którą powinniśmy podążać. Kryjemy się w mroku. Narzucamy sobie zasady, które mają nas chronić, ale czy na pewno to robią? - W głosie Mordreda dało się dosłyszeć ból. Maggie z przerażeniem zauważyła, że część osób słucha go z wyraźnym zafascynowaniem. - Czy zastanawialiście się kiedyś, o ile lepszy byłby nasz świat, gdybyśmy nie musieli dłużej ukrywać kim naprawdę jesteśmy?
Kilka osób pokiwało szybko głowami.
- Wiem, kogo można obarczyć za to winą i w głębi serca każde z Was to wie - oznajmił cicho Mordred, a jego szept był jak sącząca się trucizna. Maggie niemal mogła usłyszeć w swojej głowie słowa "mugole" i "szlamy", chociaż nich ich nie wypowiedział. - Nastał jednak czas, by w końcu wyplenić wyniszczającą nas zarazę. Mamy ku temu odpowiednie środki, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiemy. Znajdę je i sprowadzę na świat czarodziejów zasłużony pokój. Przysięgam wszem i wobec, że wyprowadzę nas z tych ciemności. Nie będziemy się dłużej chować przed mugolami. Nie będziemy dłużej ich sługami. W zamian oczekuję jedynie waszego oddania. Wejdźcie razem ze mną na drogę ku lepszemu życiu. Życiu, w którym dłużej nie trzeba będzie się ukrywać. W którym każdy dostanie to, na co zasługuje. Powitam was z otwartymi ramionami. Razem stworzymy nasz świat.
W chwili gdy skończył mówić, wszystkie koperty zalśniły złotym światłem, a potem stanęły w ogniu. Kilka osób z krzykiem spadło z ławek, a kilka zaczęło pospiesznie gasić rękawy swoich szat. Maggie tylko patrzyła, jak papier zamienia się w popiół, a czarna złamana pieczęć pieczęć wraca do pierwotnego kształtu. Ostrożnie wzięła ją do ręki. Niemal czuła jak pulsuje od magii.
Wielka Sala eksplodowała głosami. Wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Kilka dziewczyn wpadło w histerię i nauczyciele zerwali się od stołu, by zapanować nad wrzawą. Nikt jednak nie zwracał na nich uwagi.
- Mags?
Dziewczyna drgnęła, gdy Al położył dłoń na jej ramieniu. Rosie postąpiła tak samo z drugiej strony.
- W porządku? - spytała cicho.
- Zaczęło się - wyszeptała tylko w odpowiedzi.

5 komentarzy: