poniedziałek, 13 maja 2019

73. Rozstania i powroty

Maggie poszła spać jako pierwsza, tłumacząc się bólem głowy i zmęczeniem. Rosie szybko podążyła za przyjaciółką, zostawiając w pokoju wspólnym trzech zaniepokojonych kuzynów. James siedział w fotelu przy kominku i obracał w palcach różdżkę. Miał nieodgadnioną minę.
- Tego się chyba nikt nie spodziewał - mruknął Fred, opierając łokcie na kolanach i chowając twarz w dłoniach. - Mordred... - powiedział, ważąc to imię w ustach. - Nasz nowy wielki wróg.
- Świat czarodziejów poradził już sobie z Grindewaldem i Voldemortem - zauważył Albus. - Z Mordredem nie będzie inaczej.
- No pewnie - zgodził się z nim Fred. - Tym bardziej, że nie zaproponował niczego nowego. Czarodzieje nie dadzą się nabrać na jego bajeczkę. Nie po raz kolejny.
- Maggie wraca do Shingletona? - zapytał nagle James, nie przerywając zabawy różdżką.
Albus odchrząknął i spojrzał na brata. Nagła zmiana tematu nieco go zaskoczyła, tak samo jak Freda. Potrzebował więc chwili, by odpowiedzieć.
- Taki był plan - odparł wreszcie. - Miała przyjechać w sierpniu na wesele.
- Trzeba go zmienić. - Starszy z Potterów oderwał wreszcie wzrok od swoich rąk. W brązowych oczach płonął żar. - W sierocińcu nie będzie bezpieczna. Powinna pojechać z nami do Doliny.
- Jestem pewien, że po ostatnim ataku aurorzy zabezpieczyli Shingletona wszystkimi możliwymi zaklęciami ochronnymi - zauważył Al. - Mags nic się nie stanie.
James tylko mocno zacisnął ręce w pięści i pokręcił głową. Nie przekonywały go te argumenty.
- Jak możesz być tak spokojny? - warknął. - To twoja najlepsza przyjaciółka! Polują na nią śmierciożercy! Nie możemy...
- Dać się zastraszyć - przerwał mu ostro brat. - Maggie nie jest dzieckiem, Jim. Da sobie radę. I zapewniam cię, że jeśli będziemy na nią chuchać i dmuchać, transmutuje nas wszystkich w robaki.
- Na waszego ojca polował Sam-Wiesz-Kto, a jednak wracał na wakacje do domu mugoli - dołączył się Fred. - Skoro u mugoli był bezpieczny, to Mags tym bardziej nic się nie stanie wśród czarodziejów.
- To tylko trochę ponad trzy tygodnie, Jim - powiedział Al, uśmiechając się złośliwie. - Jestem pewien, że w tym czasie nie uschniesz z tęsknoty - dodał, próbując rozładować atmosferę.
- Bardzo śmieszne - burknął James w odpowiedzi. - Ciekawe jak ty przeżyjesz całe wakacje bez swojej dziewczyny?
Al tego nie skomentował i popatrzył tylko na starszego brata jak na ciekawy obiekt magiczny. Fred pokręcił głową, wyraźnie zrezygnowany.
- Na gacie Merlina, ale cię wzięło, Jimmy - oznajmił. - Serio nie myślałem, że to tak na poważnie.
- Przymknij się - warknął na niego James.
- Po prostu zrób nam wszystkim przysługę i pogadaj z nią wreszcie - polecił mu Albus, wznosząc oczy do nieba.
- Próbowałem! - Sfrustrowany James wsunął palce we włosy. - Veritaserum, które mi zaserwowaliście było świetną okazją, ale nie pozwoliła mi choćby się zająknąć o tym temacie.
- Veritaserum? - Fred zgubił wątek.
James tylko machnął ręką.
- Nie mam pojęcia, co jeszcze mogę zrobić - oznajmił Jim. - Ona jest tak nieznośnie uparta! I najpierw coś robi, a dopiero potem myśli! Co jeśli wpadnie na jakiś głupi pomysł podczas pobytu w sierocińcu? Kto będzie miał na nią oko?
Albus nie wiedział, czy śmiech będzie na miejscu, ale obserwowanie widocznej frustracji starszego brata było komiczne.
- Słodki Merlinie, Jim, gdybyś się teraz widział! - parsknął. - Jesteś tak zafiksowany na jej punkcie, że aż mi cię szkoda.
- Ty przynajmniej nie słuchasz tego dzień w dzień - zauważył Fred.
- Mam przeczucie, że nadrobię to w wakacje.
- Och, odwalcie się obaj - burknął Jim, wychodząc z salonu.
Kiedy zniknął na schodach do dormitorium, Albus i Fred spoważnieli.
- Może jednak dobrze byłoby zgarnąć Donovan na całe wakacje? - zasugerował Fred. - Wszystko wskazuje na to, że ten cały Mordred ma do niej jakąś osobistą sprawę.
- Pogadam jutro o tym z tatą - odparł Al. - Nie chciałem mówić tego przy Jimie, ale też nie podoba mi się, że Mags wraca do Shingletona.

***
Manifest Mordreda był na pierwszej stronie wszystkich czarodziejskich gazet.
- Tak myślałam, że wysłał listy do wszystkich ważnych miejsc - westchnęła Lily, chowając Proroka do plecaka. - Już się nie mogę doczekać, jak wrócimy do domu.
Maggie nic na to nie odpowiedziała. Lily zauważyła jednak jej ponurą minę.
- Nie chcesz wracać, prawda? - spytała, obejmując dziewczynę ramieniem.
- Sierociniec to nie dom - odparła tylko Maggie, pakując kufer do powozu. - Widziałaś może Ala i Rose? - zapytała, zmieniając temat.
- Al jeszcze pięć minut temu czule żegnał się z Summer - oznajmiła kpiarsko dziewczynka. - A Rosie chyba była ze Scorpem.
- Zajmiemy im miejsca w pociągu - uznała Maggie, wskakując do powozu i odbierając klatkę z Runą od Lily. - Kto wie, jak długo będą się żegnać.
Dziewczynka wpakowała się zaraz za nią. Donovan popatrzyła wtedy na nią z wyraźnym zaskoczeniem.
- Nie jedziesz ze swoją bandą? - zdziwiła się Mags.
- Znajdę ich w pociągu - uśmiechnęła się tylko Lily, na co Maggie spojrzała na nią z wdzięcznością.
Najwyraźniej nie ukrywała tak dobrze jak myślała tego, że potrzebuje towarzystwa przyjaciół. Przenikliwość Lily bywała przerażająca, ale tym razem Maggie była szczęśliwa, że ktoś ją przejrzał.
- Wolne? - Do powozu podeszły Molly i Lucy.
- Wsiadajcie. - Lily zrobiła miejsce dla kuzynek.
Dziewczyny przejechały całą drogę do stacji, rozmawiając wesoło o ślubie Teddy'ego. Był to ich ulubiony temat w ostatnim czasie. Wszystkie się zastanawiały, jaką sukienkę założy Torrie. Jak na razie była to najbardziej skrywana tajemnica i umierały z ciekawości.
- Dom pisała ostatnio, że Victoire znalazła coś we Francji - oznajmiła z entuzjazmem Molly. - Już nie mogę się doczekać jak wpadnę do Muszelki!
- Zdecydowali się w końcu , gdzie wezmą ślub? - zapytała Lucy, poprawiając niebieską kokardę we włosach.
- Wszystko wskazuje na to, że w Muszelce - odpowiedziała Lily. - Nie mam pojęcia jak się tam pomieścimy, nawet przy pomocy magii.
- Ciocia Fleur pewnie już wariuje - uśmiechnęła się Lucy.
- Teddy pisał, że Torrie też zaczęła świrować - zaśmiała się Lily. - Wymyśliła sobie, że chce na weselu same francuskie dania.
- Babcia Molly nigdy się na to nie zgodzi - zauważyła Lucy. - Ta Francja rzuciła się Torrie na mózg.
- Ma ją w genach - zauważyła Lily, zerkając na milczącą Maggie. - Bardzo się cieszę, że wreszcie zobaczysz Muszelkę i poznasz resztę naszej rodziny - powiedziała, biorąc dziewczynę za rękę.
Maggie tylko się uśmiechnęła. Kiedy wysiadły na stacji, szybko zapakowały swoje rzeczy do wolnych przedziałów i zajęły miejsca przyjaciołom. Jak zwykle, wybrały przedziały, które znajdowały się zaraz koło siebie. Nim Maggie zdążyła się dobrze rozsiąść, na korytarzu pojawili się Al z Rosie.
- Tak myśleliśmy, że jesteś już w pociągu. - wysapała Rosie, wtaszczając swój kufer do środka.
- Zabrałam się z Lily - oznajmiła Mags, pomagając im załadować bagaże na półkę.
Kiedy wreszcie usiedli, konduktor dawał już sygnał do odjazdu. Rosie odrzuciła wtedy loki na plecy i uśmiechnęła się szeroko.
- W końcu mamy wakacje - oznajmiła radośnie.
Maggie tylko się zaśmiała. Chociaż cieszyła się, że czekają ją tygodnie wolne od nauki i Ślizgonów, w głębi serca czuła ból. Hogwart był jej domem i zawsze czuła smutek, gdy musiała zostawić go na dłużej.
- Nareszcie - potwierdziła, nie dając po sobie poznać, co naprawdę czuje.

***
Podróż minęła błyskawicznie i nawet się nie obejrzeli, a już byli w Londynie. Kiedy tylko wyszli z pociągu, Rosie niemal natychmiast została wyściskana przez rodziców, a Lily z piskiem skoczyła ojcu na szyję. Maggie stanęła nieco z boku, rozglądając się za opiekunką sierocińca. W końcu wypatrzyła ją w tłumie i już miała do niej podejść, gdy na jej nadgarstku zacisnęła się czyjaś dłoń.
- A ty gdzie? - zapytał wyraźnie rozbawiony James.
- Pani Ashton już czeka - odparła niepewnie.
- Próbujesz uciec bez pożegnania - stwierdził, kręcąc głową z dezaprobatą. - Nic z tego.
Pociągnął ją w stronę swojej rodzinki. Maggie została zaraz uściskana przez jego matkę i ciotkę, które przez równy kwadrans wypytywały ją o samopoczucie i szkołę. Dziewczyna nic nie mogła poradzić na przejmujące poczucie przynależności, które towarzyszyło jej zawsze, gdy znajdowała się w otoczeniu Potterów i Weasleyów.
Wszyscy jednak powoli zaczęli się rozchodzić i Maggie musiała zostawić swoich przyjaciół.
- Do zobaczenia za trzy tygodnie, słonko. - Ginny pocałowała Maggie w czubek głowy.
- Uważaj na siebie, Mags - szepnęła jej do ucha Rosie, ściskając mocno.
- Unikaj kłopotów, jasne? - polecił przyjaciółce Al.
- Nigdy ich nie szukam - odparła na to.
Już miała odejść, gdy usłyszała za plecami jak ktoś woła jej nazwisko. Wzniosła oczy do nieba i odwróciła się w stronę Jima.
- Naprawdę, James... - zaczęła, ale reszta słów stanęła jej w gardle, gdy chłopak przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
Nic nie powiedział. Oparł tylko brodę o czubek jej głowy i cicho westchnął. Maggie mogła za to usłyszeć jak szybko bije jego serce, a potem zamknęła oczy i otoczyła ramionami jego pas.
"Tylko ten raz" - obiecała sobie, pozwalając by przyjemne ciepło rozlało się po całym jej ciele.
Po jakiejś minucie ostrożnie uwolniła się z jego objęć i szybko spojrzała mu w oczy. James uśmiechał się lekko. Było w jego spojrzeniu coś takiego, co na moment zaparło jej dech w piersi.
- Do zobaczenia, Maggie - pożegnał się.
- Do zobaczenia, James - odpowiedziała cicho, odwracając się i idąc w stronę wyraźnie zniecierpliwionej opiekunki.
Była już niemal przy wyjściu, gdy James krzyknął za nią:
- Tylko nie tęsknij za mocno!
Nie zdołała zapanować nad śmiechem. Może te wakacje nie będą takie straszne?

2 komentarze:

  1. ,, Amor przybiera postać dręczyciela
    każąc mi miłować nieprzyjaciela. "
    William Shakespeare

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że teraz rozwinie się wątek śmierciożerców i bazyliszka.

    OdpowiedzUsuń