wtorek, 18 czerwca 2019

74. Weselna gorączka

- Mam dość. Niech to wesele wreszcie się odbędzie i wszyscy przestaną świrować.
Albus rzucił się na hamak w ogrodzie i zakrył twarz poduszką. James, który siedział na tarasie i polerował rączkę swojej miotły, tylko spojrzał na niego z kpiną.
- Wytrzymałeś ile? Godzinę? - zakpił. - Ja wczoraj całe popołudnie siedziałem w Muszelce i słuchałem jak Torrie, Domi i Lily nawijają o rodzajach ciast, kwiatach i dekoracjach.
Al już miał coś odpowiedzieć, ale wtedy na tarasie stanęła matka.
- Tu jesteście! - Ginny wzięła się pod boki i spojrzała z dezaprobatą na synów. - Mieliście pomóc ojcu przygotować poddasze na przybycie gości.
James zaklął pod nosem. Cały dzień udawało mu się unikać matki, ale najwidoczniej jego dobra passa w końcu się skończyła. Al natomiast postanowił ciągle udawać, że go nie ma. Miał nadzieję, że poduszka na twarzy skutecznie go maskuje.
- Jutro urodziny - przypomniała im matka, widząc, że nie wykazują entuzjazmu by się ruszyć. - Organizujemy je bez względu na okoliczności. Zatem obaj marsz do roboty. - W jej głosie pojawiła się stalowa nuta.
Zrezygnowany Al zsunął się z hamaka, a James niechętnie zakręcił tubkę z pastą i odłożył miotłę na bok.
- Tak właściwie po co mamy szykować poddasze? - zapytał. - W tym roku mieliśmy być tylko my.
- Mała zmiana planów. Ron i Hermiona z dzieciakami wpadają na kolację. Uznaliśmy, że lepiej będzie jak zostaną u nas i razem przeniesiemy się do Muszelki.
- Cały tydzień przed weselem... - wyburczał James.
- Mam nadzieję, że lubicie spać w namiotach - zakpiła Ginny, zaganiając synów do pracy.

***
Jakieś trzy godziny później, kiedy James skończył wnosić pościel na poddasze, zorientował się, że został w domu tylko z matką.
- Zdrajcy - wymamrotał, wchodząc do kuchni, gdzie Ginny właśnie robiła kanapki. Rodzeństwa nigdzie nie było - Gdzie wszystkich wywiało? - spytał, chwytając jedną.
- Tata dostał nagłe wezwanie do Londynu - odparła. - A Lily i Albus wybrali się do Nory. Odbiorą stamtąd Rona i Hermionę.
- Pomóc ci w czymś jeszcze? - spytał chłopak, wsuwając do ust drugą kanapkę.
- Masz wolne - odpowiedziała mu matka. - I wynocha z mojej kuchni.
- Myślałem, że to dla mnie! - oburzył się, gdy zabrała mu sprzed nosa talerz z jedzeniem.
Ginny tylko uśmiechnęła się pod nosem. Zerknęła szybko na zegar i pokiwała głową, gdy strzałka Harry'ego przesunęła się na podróż.
- Zaraz będą - powiedziała raźno, niosąc talerz do jadalni.
- Będą? - zdziwił się Jim, idąc za nią.
Kilka minut później drzwi się otworzyły i do środka wszedł Harry. Jakie było zdumienie Jima, gdy zobaczył u jego boku roześmianą Maggie.
- Donovan? - zdziwił się. - Miałaś przyjechać jutro!
Dopadł do niej w kilku susach i mocno uściskał. Nie zobaczył jak jego rodzice wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Jestem tak samo zaskoczona - zaśmiała się nerwowo, odsuwając od Jima ze zmieszaną miną. Czuła, że ma czerwone policzki i próbowała zasłonić twarz włosami.
- Byłem dziś w Londynie, więc uznałem, że od razu odbiorę Maggie i dostarczę do Doliny - oznajmił Harry, łapiąc jedną z kanapek leżących na stole.
- Jasne. Po prostu zabrakło wam rąk do pracy - zakpił James, po czym zwrócił się do dziewczyny. - Nie martw się, Donovan. Nie pozwolę cię tu wykorzystać.
- Nikt nikogo nie wykorzystuje - zaprotestowała Ginny. - Zamiast gadać głupoty, lepiej weź bagaż Maggie i zanieś go do pokoju Lily.
- Och, ja sama mogę... - zaczęła, ale James już wyciągał różdżkę, by wylewitować jej kufer.
- Chodź, Donovan - polecił. - Zostawisz swoje rzeczy i pójdziemy coś zjeść.
- Tak właściwie, to gdzie wszyscy? Strasznie tu cicho - zauważyła, wchodząc za nim po schodach.
- Moje rodzeństwo zwiało do Nory - odpowiedział jej Jim, ustawiając kufer przy jednym z dodatkowych łóżek w pokoju siostry. - Pewnie uznali, że tam będzie mniej do zrobienia. Mam nadzieję, że grubo się pomylili.
- Chętnie wam pomogę. Naprawdę.
- Przypomnę ci o tym jutro - zakpił. - Wierz mi, przez najbliższy tydzień będziesz żałowała, że zaoferowałaś pomoc.
Obejrzał się na nią przez ramię i uśmiechnął.
- Głodna? - spytał. - Mama zrobiła cały talerz kanapek. Już wiem dla kogo.
Szybko zeszli na dół. Kiedy weszli do kuchni, Harry i Ginny rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami, ale gdy tylko się pojawili, zaraz zmienili temat. Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Ginny wcisnęła synowi do ręki wiklinowy koszyk.
- Jest piękna pogoda - oznajmiła. - Nie ma sensu żebyście siedzieli tutaj z nami. Jim, zabierz Maggie do parku, a my w tym czasie przygotujemy kolację.
Chłopak zerknął szybko na swój zegarek, który dostał na 17-te urodziny.
- To jeszcze nie pora obiadowa, a wy już będziecie robić kolację? - zdziwił się.
- Twoja mama chce powiedzieć, że wasza dwójka ma się pojawić dopiero na kolacji - powiedział wesoło Harry, a jego zielone oczy zabłysły nieco złośliwie.
- Aha. - James popatrzył na trzymany w rękach koszyk, a potem na totalnie zawstydzoną Maggie. - Cóż, w takim razie idziemy, Donovan. Zostaliśmy wyrzuceni z domu.
- James, ile razy ci mówiłam, że niegrzecznie jest zwracać się do kogoś po nazwisku? - zrugała go matka.
Chłopak tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu i objął ramieniem blondynkę, która łypnęła na niego gniewnie.
- Ale Maggie to lubi - powiedział, wyciągając oburzoną dziewczynę z domu.
Harry i Ginny odprowadzili ich wzrokiem.
- Ja przynajmniej próbowałam być subtelna - mruknęła, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu.
Harry tylko zachichotał.

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam tego bloga! Mam nadzieje na kolejny (dłuższy) rozdział!
    Wielu inspiracji��

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem lubi się kogoś za mocno i to nazywa się miłość.
    - Kubuś Puchatek

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny rozdział? Bo miesiąc już nie piszesz. A to naprawdę super historia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu! Przepraszam wszystkich za ten przestój, ale byłam na długich wakacjach 😃. Historia będzie kontynuowana, także trzymajcie kciuki za moją wenę 😄.

      Usuń
  4. Mam nadzieje na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń