niedziela, 27 grudnia 2020

95. Bal Świąteczny

Na początku grudnia nauczyciele postanowili przypomnieć osobom planującym zostać na święta w Hogwarcie o wpisywaniu się na listę. W tym roku była naprawdę długa, ze względu na odbywający się po raz kolejny wielki bal. Praktycznie cała Nowa Generacja postanowiła zostać podczas świąt w szkole.
- Ja wracam do domu - oznajmił James, gdy Neville przypomniał, że do piątku mają czas, by wpisać się na listę.
Siedział razem z Fredem, Lou, Alem i Lily w jednej z bocznych sal, w których uczniowie mogli odrabiać lekcje. Z ich piątki tylko Lily zdawała się w tym momencie to robić. Al pisał list do Teddy'ego, a James, Fred i Lou planowali... coś. Albus zerkał na nich od czasu do czasu, ale uznał, że pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Kiedy jednak Jim zakomunikował, że wraca do domu, przerwał pisanie listu.
- Wszyscy zostajemy w zamku - zauważył.
- Ja nie muszę - odparł nonszalancko James.
- W domu nikogo nie będzie - przypomniała mu Lily, odrywając się od swoich notatek. - Mama i tata wybierają się do Francji odwiedzić Teddy'ego i Torrie.
- Moi rodzice i Dom też się z nimi zabierają - powiedział wtedy Louis.
- A moi postanowili odwiedzić w Rumunii wujka Charliego - dołączył się Fred. - Z tego co wiem, dziadkowie i wuj Percy też tam lecą.
- W Dolinie, Norze i w ogóle w całej Anglii nie będzie nikogo z naszej rodziny - oznajmił Al. - Nie ma sensu żebyś wracał do domu.
- Więc zabiorę się z rodzicami do Teddy'ego. - James nie widział problemu. - Tu na pewno nie zostanę.
- Przez Maggie? - spytała domyślnie Lily, wydymając usta.
- Nie chcę nikomu psuć świąt - oznajmił. - Jakbyście nie zauważyli, dziewczyny z naszej rodziny niezbyt mnie w tym momencie lubią.
- Lucy już przeszło, a Rox wczoraj zaczęła się do ciebie odzywać - przypomniał mu Fred.
- Tak, powiedziała: "zejdź mi z drogi" - prychnął James. - To zdecydowanie krok naprzód.
- Rose nie jest na ciebie wściekła - zauważyła Lily. - Po prostu Mags potrzebuje jej teraz bardziej.
- A Molly jest neutralna w tym wszystkim - spostrzegł Al. - Naprawdę uważam, że powinieneś zostać.
- I patrzeć jak Mags tańczy walca z Wrightem? - zadrwił.
- Nie idzie z nim - wywróciła oczami Lily.
- Ale z kimś pójdzie - zauważył ponuro. - Zatem ja wolę posiedzieć samotnie w Dolinie Godryka niż na to patrzeć.
- Będziesz żałował. - Zamknęła książkę, gotowa przemówić bratu do rozumu. - To twój ostatani rok tutaj. Ostatnia taka wielka impreza. Zostań. Nie chcę żeby mój starszy brat był w święta sam.
Zrobiła przy tym smutne oczy, które zawsze zmiękczały mu serce. Tym razem też się udało i Jim jęknął boleśnie, zakrywając twarz rękoma.
- Och, dobra - burknął. - Ale na bal nie pójdę. Nie ma takiej opcji.
- Nawet gdybym ładnie cię poprosiła?
- Przeciągasz strunę, Kropeczko. Poza tym słyszałem, że idziesz z Lorcanem.
- Prawda - uśmiechnęła się. - Lucy namówiła Lysandra, ale nie było łatwo ich przekonać.
- Wszyscy wiemy z kim idzie Al - zakpił James. - Ale co z wami, panowie? - zwrócił się do kumpli.
- Zaprosiłem Emmę - wzruszył ramionami Fred.
- A ja Tess McDonald - wyszczerzył się Lou. - Pamiętasz? Tę dziewczynę, którą odbiłeś mi przed ostatnim balem?
- Pamiętam - wywrócił oczami Jim. - Więc życzę wam świetnej zabawy.
- A ty co będziesz robił w tym czasie? - zapytał go Al.
- Wyluzuj, prefekciku - prychnął Jim. - Nie ruszę się że swojego dormitorium. Nawet o mnie nie usłyszycie.

***
- Lily namówiła Jima żeby jednak został w szkole na święta - oznajmił Albus, dosiadając się do Maggie i Rosie przy ich stoliku w bibliotece.
- To dobrze - uznała Rose. - Nie powinien spędzać świąt sam.
- Naprawdę chciał wrócić do Doliny? - zapytała Maggie, przerywając na moment opisywanie właściwości syrenich łusek w różnych rodzajach eliksirów.
- Naprawdę - potwierdził Al. - Chwilę porwało zanim zmienił zdanie.
- Nie sądziłam, że mówi poważnie - mruknęła, wracając do pracy domowej.
- Powiedział, że nie chce nikomu psuć świąt.
- Auć. - Rosie miała współczującą minę. - Mags, może mu odpuścisz, co? Przecież widzisz, że naprawdę jest mu przykro.
- Przecież ja wcale nie jestem na niego zła - oznajmiła im Maggie. - Po prostu...
- Go unikasz - dokończył Al. - Co jest jednoznaczne ze stwierdzeniem "jestem wściekła".
- Nie unikam Jamesa - zaprzeczyła. - Unikam Fiony.
- Jim nie zbliżył się do Fiony od... no wiesz - oznajmiła jej Rose.
- Strasznie na nią nawrzeszczał - dodał Al. - Chyba dała mu spokój.
- Dobrze dla niego - oceniła Maggie. - Al, do jakich eliksirów poza Wywarem Syreniego Śpiewu, Eliksirem Kapryszącym i Eliksirem Głębokiej Pogardy dodaje się syrenie łuski?
- Zgrabna zmiana tematu, Donovan - pogratulował jej Al.
Poderwała głowę znad książki tak szybko, że niemal przewróciła łokciem kałamarz.
- Nie nazywaj mnie tak - poleciła.
- Bo tylko mój brat ma do tego prawo? - zakpił i dodał, zanim zdążyła zaprotestować. - On naprawdę mocno to przeżywa. Zależy mu na tobie.
- Wiem, nie zapomniałam co dla mnie zrobił - westchnęła.
- Więc dlaczego tak się zachowujesz? - zaciekawiła się Rosie.
- Nie widzicie tego? - Maggie bezradnie rozłożyła ręce. - Wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią, że nie powinniśmy się spotykać. Za każdym razem, kiedy między nami zaczyna się układać, dzieje się... coś. Zbyt wiele razy był przeze mnie ranny. Widać... po prostu nie powinniśmy być blisko i tyle. Nie będę go narażała swoim kosmicznym pechem.
- To... całkiem słodkie - uznała Rosie. - Ale też głupie, przecież wiesz.
- Nie będę kusić losu - pokręciła głową.
- No daj spokój - jęknął Al. - Zależy ci na nim tak samo jak jemu na tobie. Przestańcie wreszcie chodzić dookoła siebie na paluszkach. To trwa już za długo. Wszyscy powoli mamy tego dość.
- Jasne - zakpiła. - Wszyscy po prostu czekacie na rozwiązanie zakładu.
Alowi udało się w stu procentach zapanować nad wyrazem swojej twarzy, ale Rosie skrzywiła się nieznacznie.
- Ha! - zawołała cicho Maggie. - Więc to prawda! Hagrid nas nie wkręcał!
- Nic nie wiem o żadnym zakładzie - skłamał gładko Al.
- Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę - prychnęła Maggie.
- Mags, tu naprawdę nie chodzi o żaden głupi zakład - powiedziała Rose, biorąc przyjaciółkę za rękę. - Tylko o ciebie i Jima. Po prostu chcemy waszego szczęścia. To nie nasza wina, że najszczęśliwsi bylibyście razem.
- Może tak, a może nie. - Maggie wróciła do swojej pracy domowej. - Chyba się o tym nie przekonamy.

***
Jak zwykle w okresie świątecznym Hogwart całkowicie się przeobraził. Wszędzie wisiały girlandy z ostrokrzewu i jemioły, w których pobrzękiwały cicho elfy. Klatki schodowe zostały przystrojone lśniącymi soplami, a w niektórych korytarzach z sufitu nawet padał zaczarowany śnieg. W Wielkiej Sali stanęły gigantyczne choinki, na których nauczyciele zawiesili zmienające kolor płomyki i pachnące słodko jabłka. Nawet zbroje i portrety były w świątecznym nastroju i codziennie było słychać jak śpiewają kolędy.
W dzień balu, wszystkie zajęcia skończyły się znacznie wcześniej niż zwykle. Podekscytowane dziewczęta rozbiegły się do swoich dormitoriów, by przygotować się do zabawy, a i chłopcy wyraźnie nie mogli się doczekać imprezy.
- Jesteś pewna, że nie chcesz iść? - zapytała po raz setny Rosie, gdy Maggie układała jej włosy.
- Jestem. - Maggie tylko wzniosła oczy w odpowiedzi. - Już ci mówiłam, że nie jestem w nastroju do zabaw po tym wszystkim.
- Wpadnij chociaż na chwilę, proszę. - Rosie spojrzała na nią błagalnie. - Dosłownie na chwilkę.
- Rose, naprawdę nie. Zostanę tutaj i nadrobię zaległości w nauce.
- To naprawdę beznadziejne, że i ty, i Jim będziecie tu siedzieć samotnie, zamiast pójść bawić się razem z nami wszystkimi - oznajmiła.
- James może spokojnie iść na bal, mnie tam nie będzie, jeśli tego się obawiał.
- Raczej obawiał się tego, z kim możesz się wybrać.
Maggie nic na to nie odpowiedziała. Wpięła tylko ostatnią wsuwkę w rude loki przyjaciółki i odsunęła się szybko.
- Gotowe - powiedziała. - Scorpius będzie zachwycony.
- Lepiej żeby był - zaśmiała się, wirując w miejscu.
Miała na sobie zieloną sukienkę, która jeszcze bardziej podkreślała czerwień jej włosów. Do ramiączka przypięła znaczek reprezentantki szkoły.
- Przemyśl to jeszcze, Mags - poprosiła.
- Przemyślałam. A teraz idź i baw się dobrze.
Niemal siłą wyciągnęła ją z dormitorium do pokoju wspólnego, po którym kręciło się już mnóstwo Gryfonek i Gryfonów w odświętnych strojach. Fred zagwizdał z uznaniem na widok swojej kuzynki.
- No, no, no - zakpił. - Ktoś tu się nieźle odstawił.
- Ktoś chce zrobić na kimś wrażenie - przyłączyła się do niego Emma Banner. Sama wyglądała dziś naprawdę ładnie. Jasne włosy miała spięte z boku srebrną klamrą, która pasowała do jej blado-błękitnej sukienki do kostek.
- Ty też wyglądasz dziś świetnie Emmo - pochwaliła ją Rose. - Uciekam. Scorp pewnie już na mnie czeka w sali wejściowej.
- Mags, naprawdę nie idziesz z nami? - Emma wyglądała na rozczarowaną.
- Donovan i Jimmy są dla siebie stworzeni - ocenił Fred. - Pani, pozwolisz? - zapytał wesoło, wyciągając rękę ku Emmie, która zaśmiała się cicho i ujęła go za ramię.
- Bawcie się dobrze! - zawołała za nimi Maggie, po czym obróciła się na pięcie i wróciła do dormitorum.

3 komentarze:

  1. Niecierpliwie czekam na następny rozdział! Tak bardzo chciałabym dowiedzieć się co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. szczęśliwego nowego roku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeju, czekam na kolejny rozdział (sprawdzam już trzeci dzień czy nie ma XD). To opowiadanie tak wciąga �� dużo chęci i czasu na pisanie życzę w nowym roku!

    OdpowiedzUsuń