Ostatni mecz sezonu zbliżał się wielkimi krokami, a wszystkich ogarnęła już przedmeczowa gorączka. Ślizgoni - rozgromieni w meczu z Gryfonami - otwarcie kibicowali Krukonom, próbując zdenerwować tym uczniów drużyny przeciwnej. Jedynie Puchoni zachowali swoją neutralność i starali się nie wspierać nikogo. Maggie i reszta drużyny musieli więc sobie jakoś radzić z obelgami rzucanymi przez Ślizgonów, jednak bywały chwile, że puszczały im nerwy.
W ten oto sposób do skrzydła szpitalnego trafił ścigający Ślizgonów, Dan Morgan, którego James potraktował klątwą wydłużającą wszystkie paznokcie o kilka cali. Jim zrobił to, bo usłyszał jak Morgan obrzuca obelgami dziewczyny z drużyny Gryfonów. Został za to ukarany jednodniowym szlabanem, ale utrzymywał, że było warto. Z kolei Ben Mitchell, pałkarz Gryfonów, wylądował u pani Pomfrey, gdy z jego uszu wyrosły pokaźne rzodkiewki. O rzucenie zaklęcia podejrzewano Lance'a Blackwella, kapitana Ślizgonów, a zarazem bratanka dyrektora, który uważał, że ze względu na swoje koneksje, wszystko ujdzie mu na sucho. Nie było jednak dowodów, że to on zaczarował Bena, dlatego nie poniósł żadnych konsekwencji.
- Dopadnę go - obiecał sobie James, gdy wieczorem siedział z resztą drużyny w pokoju wspólnym.
- Nie masz pewności, że to on - zauważyła spokojnie Dominique.
- Ale i tak go dopadnę. - Jimowi najwidoczniej nie przeszkadzał brak dowodów.
- Najśmieszniejsze w tym jest to, że gramy z Krukonami, a nie ze Ślizgonami, a to z nimi się bijemy - mruknęła Maggie.
- Krukoni raczej wiedzą, że nie mają z nami w tym roku szans - dumnie oznajmił August Thompson. - Mamy nad nimi dwieście punktów przewagi, a nasza drużyna jest niepokonana.
- Mów tak dalej... - wyszczerzył się Fred, wyciągając na kanapie.
- Co jednak nie zmienia faktu, że nie podoba mi się ta zażyłość panująca między naszymi drużynami tuż przed meczem - dokończył ponuro, patrząc to na Freda i Jima, to na Maggie. - Widziałem cię wczoraj z Craigiem Wrightem - zwrócił się do dziewczyny, która siedziała po turecku na podłodze i czytała podręcznik do transmutacji.
- No i? - burknęła, opuszczając książkę.
- Donovan, to nasz ostatni mecz... Mój ostatni mecz, jako waszego kapitana... Zależy mi na naszej wygranej i nie chciałbym żeby się okazało, że Wright wyciąga od ciebie informacje o drużynie...
Ku zdumieniu wszystkich, Maggie zasztyletowała spojrzeniem Jamesa.
- I sam wpadłeś na pomysł, że Craig spotyka się ze mną, bo jest szpiegiem drużyny Krukonów, tak? - warknęła, zwracając się do Augusta. - Potter, jesteś dupkiem - poinformowała zdumionego Jamesa, który aż się wyprostował na to oskarżenie.
- Znowu ja - prychnął.
- Od ciebie pierwszego usłyszałam, że Craig próbuje tylko wyciągnąć ode mnie informacje o taktyce - przypomniała mu gniewnie, podnosząc się z podłogi. - Otóż wyobraźcie sobie, że nawet raz nie zapytał mnie o quidditcha - poinformowała wszystkich. - Poza tym, spędzam z nim na pewno mniej czasu, niż wy z Louisem - wytknęła.
- Hola, to nasz kuzyn! - przypomniał jej Fred.
- O tym też chciałem pomówić... - przyłączył się August.
- Nie ma mowy - przerwał mu James. - Mam przestać odzywać się do Lou, bo cierpisz na paranoję? August, wygramy Puchar z pocałowaniem ręki...
- Ale ja mam przestać spotykać się z Craigiem, tak? - zapytała się Maggie, biorąc się pod boki. - Na gacie Merlina, zależy mi na wygranej tak samo jak wam, ale uważam, że zaczynacie przeginać.
Podniosła książkę z podłogi i przycisnęła ją do piersi.
- Idę spać - warknęła. - Jutro mecz i zamierzam być w formie.
- Mags... - August miał zmieszaną minę. - Nie o to mi chodziło...
- Dobranoc - pożegnała się z nimi i zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn.
- Nie przejmuj się nią - machnął ręką James. - Wścieka się na mnie, ale wyżywa się na innych. Przejdzie jej.
- Działasz na wszystkich jak płachta na byka, czy ona to wybitny przypadek? - zaśmiał się Buck Petersen, ich trzeci ścigający.
- Chyba to pierwsze - zastanowił się James. - Co w niczym nie przeszkadza drugiemu.
Dominique wywróciła oczami, śląc kuzynowi politowane spojrzenie.
- Mags ma rację - powiedziała. - Pora na dobranoc.
Reszta drużyny wydała z siebie zgodne pomruki i po chwili wszyscy rozeszli się do dormitoriów. Fred i James weszli po cichu do swojego, starając się nie obudzić śpiących kolegów, po czym szybko przebrali się w piżamy.
- Wyczułem dziś zazdrość... - zadrwił Fred, spoglądając na Jamesa.
- Myślisz, że August... - zaczął cicho Jim, wyraźnie zaskoczony. - Nie... - odpowiedział sam sobie. - Donovan nie jest w jego typie.
- Ale widać jest w typie Wrighta - odparł Weasley, opadając na swoje łóżko. - Sam bym się nią chętnie zajął, ale zdecydowanie ma mnie w nosie.
James milczał, zdając sobie sprawę, do czego zmierza ta rozmowa.
- Co ty na to? - zapytał się go Fred.
- Donovan prędzej umówi się ze sklątką tylnowybuchową niż z tobą - poinformował go. - Przecież ona ewidentnie leci na Ala.
- Ala? - Uniósł brwi Fred.
- Słodki Merlinie, o czym my gadamy - zdenerwował się James. - Zachowujemy się jak baby. Pamiętasz naszą przysięgę? Zero plotkowania?
Ryan Whitepool zachrapał głośniej, na co James natychmiast się uciszył i położył się na łóżku.
- Idź lepiej spać - szepnął do przyjaciela. - Branoc.
Zasunął wszystkie zasłonki dookoła łóżka i wsunął się pod koc. Zanim zasnął, mógł przysiąc, że słyszał jeszcze cichy chichot Freda.
***
Następnego dnia Maggie wreszcie przestała się boczyć na cały świat i w radosnym nastroju zeszła na śniadanie. Usiadła obok Ala, który już zdążył zjeść połowę swojej jajecznicy i uśmiechnęła się do Rosie.
- Widzę, że humor dopisuje. - Rosie odpowiedziała jej uśmiechem.
- Nic nie poradzę na to, że czasem Jim działa mi na nerwy - wzruszyła ramionami blondynka. - Dziś jednak jest mecz i nie chcę zawalić, bo udało mu się mnie wkurzyć.
- I to nastawienie rozumiem! - zawołał do niej August Thompson, który siedział kawałek dalej.
Pokazała mu uniesiony w górę kciuk i wróciła do rozmowy z przyjaciółmi.
- Uznałam też, że nie ma sensu na razie przejmować się tym, co wypisuje Prorok - rzekła. - Od ostatniego ataku minęło już sporo czasu i wszystko wskazuje na to, że tak naprawdę nie ma się czym martwić. Widać wszyscy zareagowaliśmy zbyt nerwowo w Nowy Rok.
Albus rzucił szybkie spojrzenie w stronę Rosie i uniósł brew, ale się nie odezwał. On wcale nie uważał, że zareagowali nerwowo. W listach, które dostawał od rodziny wyczuwał, że dalej są zaniepokojeni, jakby panujący obecnie spokój miał być ciszą przed nadchodzącą burzą. Niemniej jednak na początku miesiąca do szkoły wrócił profesor Robards, więc teraz zajęcia z obrony przed czarną magią odbywały się normalnie i kursy odwołano.
- Trzymajcie za nas kciuki! - powiedziała jeszcze, po czym wstała, zostawiając niedokończone śniadanie na talerzu i biegnąc w stronę Craiga Wrighta, który machał do niej od stołu Krukonów.
- Więc Maggie i Craig... - zaczął powoli Al, odprowadzając przyjaciółkę wzrokiem.
- Przyjaźnią się - powiedziała mu Rose, obserwując wchodzącego do Wielkiej Sali Jamesa, któremu wiernie towarzyszył Fred. Obaj mieli już na sobie szaty do quidditcha, co widocznie spodobało się siedzącym przy stole czwartoklasistkom, które zareagowały chichotem i zalotnymi uśmiechami. - Obłęd... - mruknęła do siebie.
James puścił oczko do czarnowłosej dziewczyny, która kokietowała go spojrzeniem, po czym usiadł obok brata.
- Cudowne jest życie gracza quidditcha - oznajmił wszystkim, wychylając się do dziewczyny, która ciągle go obserwowała. - Freddie, znamy ją? - zapytał.
- Evenlyn Mullet - odpowiedział zaraz Fred. - Jej ciotka grała w reprezentacji Irlandii w quidditcha.
James uśmiechnął się jeszcze szerzej, na co dziewczyna zareagowała rumieńcem. Dopiero prychnięcie Rosie odwróciło jego uwagę od brunetki.
- Coś nie tak? - zapytał niewinnie.
- Drużyno, idziemy! - zakomenderował nagle August, co Fred skwitował głośnym przekleństwem.
- Nawet nie zdążyłem zjeść - burknął. - Do meczu jeszcze ponad godzina...
- Kapitan rozkazał - wzruszył ramionami James i wstał.
W tym samym momencie zobaczył, że Maggie podnosi się od stołu Krukonów.
- Czyżby poprosiła Tiarę o zmianę przydziału? - zapytał z przekąsem.
- I tak spędza mniej czasu przy tamtym stole niż Louis przy naszym - zauważył Albus.
James nic na to nie odpowiedział, tylko ruszył za resztą swojej drużyny prosto do szatni. Pewnie dzierżył w ręce swoją ukochaną Błyskawicę - prezent od rodziców, gdy dostał się do drużyny. Uwielbiał swoją miotłę, chociaż czasem marzył mu się jej nowszy model: Błyskawica Doskonała. Nie narzekał jednak na obecną, która jeszcze nigdy go nie zawiodła.
- Piękna pogoda, chociaż słońce jest może trochę za ostre - stwierdził August, gdy wyszli ze szkoły.
James spojrzał na bezchmurne niebo, nie mogąc się już doczekać, kiedy wsiądzie na miotłę, po czym wszedł do szatni Gryfonów. August uznał, że warto jeszcze raz omówić taktykę, gdy jednak zobaczył, że wszyscy dokładnie wiedzą co robić, uśmiechnął się szeroko i zatarł ręce z radości.
- Będzie mi tego strasznie brakować w przyszłym roku - oznajmił.
- Nam też, August - powiedziała Maggie, poprawiając szatę, która pozwijała się jej na ramionach.
Z błoni słychać było podekscytowane głosy uczniów, co oznaczało, że już niedługo trzeba będzie wyjść na boisko. Wśród Gryfonów panował jednak optymistyczny nastrój, ale Maggie, najmłodsza w drużynie, która czuła na sobie największą presję, jednak się trochę stresowała. Dominique musiała to zauważyć, bo poklepała ją z otuchą po ramieniu. Długie rude włosy miała związane w warkocz, a w niebieskich oczach błyszczała radość.
- Wygramy to - oznajmiła stanowczo.
- Wychodzimy - powiedział zaraz August.
Drużyna Gryffindoru wyszła na boisko witana głośnymi okrzykami swoich kibiców. Z sektora Ślizgonów doleciało do nich buczenie, jednak skutecznie zagłuszone przez gorące brawa.
- I oto Gryfoni! - zawołał Ryan Whitepool, komentator z Gryffindoru, który siedział w specjalnej wieżyczce, skąd mógł wszystko obserwować. - Thompson, Mitchell, Weasley, Petersen, Donovan, Weasley i Potter! - przedstawił graczy, którzy wyszli na środek boiska, gdzie czekała na nich pani Bell, trenerka quidditcha. - Jak do tej pory są niezwyciężeni, jednak dziś zmagają się z naprawdę dobrą drużyną...
Krukoni wyszli na boisko. Maggie uśmiechnęła się do Craiga, który puścił do niej oczko, a Jim i Fred wyszczerzyli zęby do Louisa.
- Jak widać jest to też pojedynek między rodzinami - dodał Ryan, obserwując wszystko uważnie. - Zobaczymy, która drużyna okaże się lepsza!
- Proszę kapitanów drużyn o uściśnięcie sobie dłoni - powiedziała pani Bell, poprawiając gwizdek na szyi.
August stanął na przeciwko wysokiej jasnowłosej Krukoni, która była kapitanem drużyny i uścisnął jej dłoń.
- Na miotły - zakomenderowała pani Bell, przykładając gwizdek do ust.
Maggie przerzuciła nogę przez swojego Zmiatacza 11. Miała wrażenie, że miotła pod nią wibruje, chcąc wzbić się w powietrze tak samo mocno jak ona. Zerknęła na Jamesa, który miał skupiony wyraz twarzy, a potem usłyszała gwizdek i odbiła się stopami od ziemi. Pęd powietrza rozwiał jej włosy i na moment zamknęła oczy, ale zaraz skupiła się na grze.
- Kafla mają Krukoni - komentował Ryan. - Corben podaje do Quinn... Quinn oddaje kafla Corben... Zbliża się do pętli Thompsona... Auuć, to musiało boleć! Tłuczek trafia Corben prosto w plecy... Gubi kafla i natychmiast przejmuje go Weasley...
Maggie spojrzała za siebie i zobaczyła Dominique nadlatującą z kaflem pod pachą. Domi mrugnęła do niej, dając jej tym samym znak, na co Maggie natychmiast wystrzeliła w dół i pomknęła do bramki.
- Weasley zgrabnie omija Nott, która próbowała wyrwać jej z ręki kafla i wznosi się ku pętli - mówił dalej Ryan. - Chyba będzie rzucać!
W tym samym momencie Domi cisnęła kaflem w dół, do lecącej pod nią Maggie, która błyskawicznie złapała kafla i przerzuciła go przez lewą pętlę.
- GOOOOOL! - wrzasnął Ryan. - Dziesięć do zera dla Gryfonów! To było zagranie! Właśnie widzieliśmy manewr Polkowskiej! Gratulacje dla Weasley i Donovan!... No, ale teraz kafla mają Krukoni. Weasley podaje kafla Corben, a ta natychmiast rzuca do Nott... Świetne zagranie pałkarza Gryfonów! - zawołał, gdy tłuczek odbity przez Freda śmignął tuż przed nosem Nott, która musiała zatrzymać miotłę. Buck Petersen wykorzystał okazję i odebrał jej kafla. - Gryfoni mają kafla! Petersen podaje do Donovan... Donovan leci w stronę pętli... Och! - wrzasnął, gdy nagle położyła się na miotle, a tłuczek musnął jej włosy. - Było naprawdę blisko! Teraz Donovan podaje Weasley... Weasley rzuca do Petersena... Petersen leci do pętli... Strzela i...
Zagłuszył go ryk Krukonów, którzy cieszyli się z obrony Louisa. Chłopak uśmiechnął się i rzucił kafla w stronę Corben, która schwytała go koniuszkami palców i natychmiast posłała do Nott. Chwilę później było po dziesięć dla obu drużyn. Mecz był naprawdę wyrównany, a żadna z drużyn nie mogła wyjść na prowadzenie, chociaż zarówno obrońcy jak i ścigający popisywali się naprawdę znakomitymi akcjami.
- Sześćdziesiąt do pięćdziesięciu dla Gryffindoru! - krzyknął Ryan, gdy Domi przerzuciła kafla przez obręcz, której bronił jej brat i pokazała mu język. - Chwila, czy to znicz?! - zawołał, a oczy wszystkich skupiły się na Jamesie, który mknął jak strzała przez boisko ze wzrokiem utkwionym w małym złotym punkcie tuż przed nim. Isis Rowan mknęła zaraz za nim, ale była za daleko.
Inni zawodnicy zamarli w powietrzu, zupełnie zapominając o grze. Dopiero gdy tłuczek omal nie trafił Maggie w twarz, ocknęła się i śmignęła w stronę Corben, która ściskała kafel pod pachą. Wyrwała go jej i czym prędzej zawróciła miotłę. Dominique i Buck też się przebudzili i polecieli za nią. James mógł sobie być najlepszym szukającym w historii szkoły, ale nikt nie powiedział, że złapie znicza za pierwszym razem. Już się zdarzało, że w ostatnim momencie przeszkadzał mu tłuczek.
- Siedemdziesiąt do pięćdziesięciu! - zawołał Ryan, a w tym samym momencie James zacisnął palce na zniczu. - Potter złapał znicza! - wrzasnął - Gryffindor wygrał Puchar Quidditcha!
Cała drużyna Gryfonów rzuciła się w stronę Jima, który wymachiwał pięścią, w której ściskał złotego znicza. August uściskał go, próbując przy tym urwać mu głowę, a Fred i Ben klepali go po plecach, śmiejąc się dziko. Chwilę później cała drużyna została otoczona przez innych Gryfonów, którzy wiwatowali i robili potworne zamieszanie, eskortując swoją drużynę w stronę podium, gdzie już stał dyrektor Blackwell z Pucharem Quidditcha.
August wskoczył na podium i z obłędnym szczęściem w oczach odebrał Puchar, który uniósł tak, by wszyscy go widzieli, a potem zeskoczył do drużyny. Każdy chciał dotknąć trofeum, ale na końcu i tak trafiło ono z powrotem do kapitana, który tulił je do piersi, jakby było jego pierwszym. Maggie była jednak w stanie go zrozumieć. Odchodził ze szkoły jako niepokonany. Pod jego wodzą nie przegrali żadnego meczu i trzykrotnie zdobyli Puchar. Mógł być naprawdę z siebie dumny.
- Impreza! - zawołał Fred, machając rękami nad głowami tłumu.
Wszyscy Gryfoni ochoczo popędzili do zamku. Maggie, która od pewnego czasu wypatrywała w tłumie Ala i Rose, znalazła ich dopiero, gdy znaleźli się pod portretem Grubej Damy. Jej przyjaciele natychmiast mocno ją uściskali i pogratulowali wspaniałego meczu, a potem przeszli przez dziurę za resztą. Fred i James już zbierali ludzi, którzy mieli pójść z nimi po żarcie.
- Mags, ten manewr Polkowskiej! - zawołał Oliver Goldstein. - To było coś!
- Trochę się ćwiczyło, no nie? - zaśmiała się Domi, która stała nieopodal ze swoimi przyjaciółkami.
- Ciekawe, kto cię zastąpi? - zastanowiła się Rosie, gdy Maggie i Domi przybiły sobie piątkę.
- Nawet nie chcę o czymś takim myśleć w dzień zwycięstwa - potrząsnęła rudą głową dziewczyna.
Kilka minut później do pokoju wspólnego wrócili James, Fred i reszta, cali obładowani butelkami z kremowym piwem i przekąskami. Gryfoni rzucili się po butelki, które ochoczo rozdawał James.
- Masz - rzucił jedną Maggie, która złapała ją zgrabnie. W końcu miała refleks ścigającej. - Ludzie! - zawołał, wskakując na stolik i unosząc do góry swoją butelkę. - Wypijmy za naszą niepokonaną i najlepszą w historii Hogwartu drużynę! Za zwycięstwo! - Gryfoni ze śmiechem wznieśli butelki i wypili toast.
- I za szukającego! - wrzasnął Ryan Whitepool.
August podał Jimowi Puchar Quidditcha, który chłopak uniósł do góry z uśmiechem.
- I oby szczęśliwa passa trwała! - zawołał August, wznosząc kolejny toast.
Wtem na stolik, na którym stał James, weszła dziewczyna, z którą rano tak niewinnie flirtował. Chłopak spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, które zmieniło się w prawdziwy szok, gdy złapała go za przód szaty do quidditcha i pocałowała.
Rozległy się gwizdy i rozbawione okrzyki, na co dziewczyna odsunęła się od chłopaka i zeskoczyła na podłogę, zostawiając go w stanie skrajnego oszołomienia na środku stołu. Dopiero Fred złapał go za ramię i ściągnął na dół, ale minę miał przy tym wielce ucieszoną. Chwilę później zniknęli w tłumie świętujących Gryfonów.
- No tak... - mruknął Al, wypijając łyk kremowego piwa. - Może się zgłoszę do drużyny? - zastanowił się. - Gracze quidditcha mają branie...
Rose parsknęła szczerym śmiechem, tak samo jak Maggie, która jednak nie mogła pozbyć się jakiegoś dziwnego uczucia, które ogarnęło ją, gdy zobaczyła Jima całującego się z tą dziewczyną. Szybko się jednak otrząsnęła, nie chcąc dawać Rosie kolejnych powodów do irracjonalnych domysłów.
- Podobno Potterowie mają quidditch we krwi - uśmiechnęła się do Ala. - Tak jak Weasleyowie - dodała, patrząc na Rose.
- Nie mam nic przeciwko miotłom, ale zdecydowanie wolę poruszać się po ziemi - zaśmiała się Rosie. - A Al zawsze twierdził, że ma lęk wysokości.
- Syn Harry'ego Pottera i Ginny Weasley, najlepszej ścigającej Harpii z Hollyhead, ma lęk wysokości? - Maggie aż otworzyła usta.
- Kłamałem - wyszczerzył zęby chłopak. - Myślisz, że w innym wypadku Jim z taką wielką ochotą zapraszałby mnie do gry w mini-quidditcha?
- I wyszedł z ciebie prawdziwy Weasley - prychnęła Rosie, ale minę miała wielce rozbawioną.
- Widzę, że humor dopisuje. - Rosie odpowiedziała jej uśmiechem.
- Nic nie poradzę na to, że czasem Jim działa mi na nerwy - wzruszyła ramionami blondynka. - Dziś jednak jest mecz i nie chcę zawalić, bo udało mu się mnie wkurzyć.
- I to nastawienie rozumiem! - zawołał do niej August Thompson, który siedział kawałek dalej.
Pokazała mu uniesiony w górę kciuk i wróciła do rozmowy z przyjaciółmi.
- Uznałam też, że nie ma sensu na razie przejmować się tym, co wypisuje Prorok - rzekła. - Od ostatniego ataku minęło już sporo czasu i wszystko wskazuje na to, że tak naprawdę nie ma się czym martwić. Widać wszyscy zareagowaliśmy zbyt nerwowo w Nowy Rok.
Albus rzucił szybkie spojrzenie w stronę Rosie i uniósł brew, ale się nie odezwał. On wcale nie uważał, że zareagowali nerwowo. W listach, które dostawał od rodziny wyczuwał, że dalej są zaniepokojeni, jakby panujący obecnie spokój miał być ciszą przed nadchodzącą burzą. Niemniej jednak na początku miesiąca do szkoły wrócił profesor Robards, więc teraz zajęcia z obrony przed czarną magią odbywały się normalnie i kursy odwołano.
- Trzymajcie za nas kciuki! - powiedziała jeszcze, po czym wstała, zostawiając niedokończone śniadanie na talerzu i biegnąc w stronę Craiga Wrighta, który machał do niej od stołu Krukonów.
- Więc Maggie i Craig... - zaczął powoli Al, odprowadzając przyjaciółkę wzrokiem.
- Przyjaźnią się - powiedziała mu Rose, obserwując wchodzącego do Wielkiej Sali Jamesa, któremu wiernie towarzyszył Fred. Obaj mieli już na sobie szaty do quidditcha, co widocznie spodobało się siedzącym przy stole czwartoklasistkom, które zareagowały chichotem i zalotnymi uśmiechami. - Obłęd... - mruknęła do siebie.
James puścił oczko do czarnowłosej dziewczyny, która kokietowała go spojrzeniem, po czym usiadł obok brata.
- Cudowne jest życie gracza quidditcha - oznajmił wszystkim, wychylając się do dziewczyny, która ciągle go obserwowała. - Freddie, znamy ją? - zapytał.
- Evenlyn Mullet - odpowiedział zaraz Fred. - Jej ciotka grała w reprezentacji Irlandii w quidditcha.
James uśmiechnął się jeszcze szerzej, na co dziewczyna zareagowała rumieńcem. Dopiero prychnięcie Rosie odwróciło jego uwagę od brunetki.
- Coś nie tak? - zapytał niewinnie.
- Drużyno, idziemy! - zakomenderował nagle August, co Fred skwitował głośnym przekleństwem.
- Nawet nie zdążyłem zjeść - burknął. - Do meczu jeszcze ponad godzina...
- Kapitan rozkazał - wzruszył ramionami James i wstał.
W tym samym momencie zobaczył, że Maggie podnosi się od stołu Krukonów.
- Czyżby poprosiła Tiarę o zmianę przydziału? - zapytał z przekąsem.
- I tak spędza mniej czasu przy tamtym stole niż Louis przy naszym - zauważył Albus.
James nic na to nie odpowiedział, tylko ruszył za resztą swojej drużyny prosto do szatni. Pewnie dzierżył w ręce swoją ukochaną Błyskawicę - prezent od rodziców, gdy dostał się do drużyny. Uwielbiał swoją miotłę, chociaż czasem marzył mu się jej nowszy model: Błyskawica Doskonała. Nie narzekał jednak na obecną, która jeszcze nigdy go nie zawiodła.
- Piękna pogoda, chociaż słońce jest może trochę za ostre - stwierdził August, gdy wyszli ze szkoły.
James spojrzał na bezchmurne niebo, nie mogąc się już doczekać, kiedy wsiądzie na miotłę, po czym wszedł do szatni Gryfonów. August uznał, że warto jeszcze raz omówić taktykę, gdy jednak zobaczył, że wszyscy dokładnie wiedzą co robić, uśmiechnął się szeroko i zatarł ręce z radości.
- Będzie mi tego strasznie brakować w przyszłym roku - oznajmił.
- Nam też, August - powiedziała Maggie, poprawiając szatę, która pozwijała się jej na ramionach.
Z błoni słychać było podekscytowane głosy uczniów, co oznaczało, że już niedługo trzeba będzie wyjść na boisko. Wśród Gryfonów panował jednak optymistyczny nastrój, ale Maggie, najmłodsza w drużynie, która czuła na sobie największą presję, jednak się trochę stresowała. Dominique musiała to zauważyć, bo poklepała ją z otuchą po ramieniu. Długie rude włosy miała związane w warkocz, a w niebieskich oczach błyszczała radość.
- Wygramy to - oznajmiła stanowczo.
- Wychodzimy - powiedział zaraz August.
Drużyna Gryffindoru wyszła na boisko witana głośnymi okrzykami swoich kibiców. Z sektora Ślizgonów doleciało do nich buczenie, jednak skutecznie zagłuszone przez gorące brawa.
- I oto Gryfoni! - zawołał Ryan Whitepool, komentator z Gryffindoru, który siedział w specjalnej wieżyczce, skąd mógł wszystko obserwować. - Thompson, Mitchell, Weasley, Petersen, Donovan, Weasley i Potter! - przedstawił graczy, którzy wyszli na środek boiska, gdzie czekała na nich pani Bell, trenerka quidditcha. - Jak do tej pory są niezwyciężeni, jednak dziś zmagają się z naprawdę dobrą drużyną...
Krukoni wyszli na boisko. Maggie uśmiechnęła się do Craiga, który puścił do niej oczko, a Jim i Fred wyszczerzyli zęby do Louisa.
- Jak widać jest to też pojedynek między rodzinami - dodał Ryan, obserwując wszystko uważnie. - Zobaczymy, która drużyna okaże się lepsza!
- Proszę kapitanów drużyn o uściśnięcie sobie dłoni - powiedziała pani Bell, poprawiając gwizdek na szyi.
August stanął na przeciwko wysokiej jasnowłosej Krukoni, która była kapitanem drużyny i uścisnął jej dłoń.
- Na miotły - zakomenderowała pani Bell, przykładając gwizdek do ust.
Maggie przerzuciła nogę przez swojego Zmiatacza 11. Miała wrażenie, że miotła pod nią wibruje, chcąc wzbić się w powietrze tak samo mocno jak ona. Zerknęła na Jamesa, który miał skupiony wyraz twarzy, a potem usłyszała gwizdek i odbiła się stopami od ziemi. Pęd powietrza rozwiał jej włosy i na moment zamknęła oczy, ale zaraz skupiła się na grze.
- Kafla mają Krukoni - komentował Ryan. - Corben podaje do Quinn... Quinn oddaje kafla Corben... Zbliża się do pętli Thompsona... Auuć, to musiało boleć! Tłuczek trafia Corben prosto w plecy... Gubi kafla i natychmiast przejmuje go Weasley...
Maggie spojrzała za siebie i zobaczyła Dominique nadlatującą z kaflem pod pachą. Domi mrugnęła do niej, dając jej tym samym znak, na co Maggie natychmiast wystrzeliła w dół i pomknęła do bramki.
- Weasley zgrabnie omija Nott, która próbowała wyrwać jej z ręki kafla i wznosi się ku pętli - mówił dalej Ryan. - Chyba będzie rzucać!
W tym samym momencie Domi cisnęła kaflem w dół, do lecącej pod nią Maggie, która błyskawicznie złapała kafla i przerzuciła go przez lewą pętlę.
- GOOOOOL! - wrzasnął Ryan. - Dziesięć do zera dla Gryfonów! To było zagranie! Właśnie widzieliśmy manewr Polkowskiej! Gratulacje dla Weasley i Donovan!... No, ale teraz kafla mają Krukoni. Weasley podaje kafla Corben, a ta natychmiast rzuca do Nott... Świetne zagranie pałkarza Gryfonów! - zawołał, gdy tłuczek odbity przez Freda śmignął tuż przed nosem Nott, która musiała zatrzymać miotłę. Buck Petersen wykorzystał okazję i odebrał jej kafla. - Gryfoni mają kafla! Petersen podaje do Donovan... Donovan leci w stronę pętli... Och! - wrzasnął, gdy nagle położyła się na miotle, a tłuczek musnął jej włosy. - Było naprawdę blisko! Teraz Donovan podaje Weasley... Weasley rzuca do Petersena... Petersen leci do pętli... Strzela i...
Zagłuszył go ryk Krukonów, którzy cieszyli się z obrony Louisa. Chłopak uśmiechnął się i rzucił kafla w stronę Corben, która schwytała go koniuszkami palców i natychmiast posłała do Nott. Chwilę później było po dziesięć dla obu drużyn. Mecz był naprawdę wyrównany, a żadna z drużyn nie mogła wyjść na prowadzenie, chociaż zarówno obrońcy jak i ścigający popisywali się naprawdę znakomitymi akcjami.
- Sześćdziesiąt do pięćdziesięciu dla Gryffindoru! - krzyknął Ryan, gdy Domi przerzuciła kafla przez obręcz, której bronił jej brat i pokazała mu język. - Chwila, czy to znicz?! - zawołał, a oczy wszystkich skupiły się na Jamesie, który mknął jak strzała przez boisko ze wzrokiem utkwionym w małym złotym punkcie tuż przed nim. Isis Rowan mknęła zaraz za nim, ale była za daleko.
Inni zawodnicy zamarli w powietrzu, zupełnie zapominając o grze. Dopiero gdy tłuczek omal nie trafił Maggie w twarz, ocknęła się i śmignęła w stronę Corben, która ściskała kafel pod pachą. Wyrwała go jej i czym prędzej zawróciła miotłę. Dominique i Buck też się przebudzili i polecieli za nią. James mógł sobie być najlepszym szukającym w historii szkoły, ale nikt nie powiedział, że złapie znicza za pierwszym razem. Już się zdarzało, że w ostatnim momencie przeszkadzał mu tłuczek.
- Siedemdziesiąt do pięćdziesięciu! - zawołał Ryan, a w tym samym momencie James zacisnął palce na zniczu. - Potter złapał znicza! - wrzasnął - Gryffindor wygrał Puchar Quidditcha!
Cała drużyna Gryfonów rzuciła się w stronę Jima, który wymachiwał pięścią, w której ściskał złotego znicza. August uściskał go, próbując przy tym urwać mu głowę, a Fred i Ben klepali go po plecach, śmiejąc się dziko. Chwilę później cała drużyna została otoczona przez innych Gryfonów, którzy wiwatowali i robili potworne zamieszanie, eskortując swoją drużynę w stronę podium, gdzie już stał dyrektor Blackwell z Pucharem Quidditcha.
August wskoczył na podium i z obłędnym szczęściem w oczach odebrał Puchar, który uniósł tak, by wszyscy go widzieli, a potem zeskoczył do drużyny. Każdy chciał dotknąć trofeum, ale na końcu i tak trafiło ono z powrotem do kapitana, który tulił je do piersi, jakby było jego pierwszym. Maggie była jednak w stanie go zrozumieć. Odchodził ze szkoły jako niepokonany. Pod jego wodzą nie przegrali żadnego meczu i trzykrotnie zdobyli Puchar. Mógł być naprawdę z siebie dumny.
- Impreza! - zawołał Fred, machając rękami nad głowami tłumu.
Wszyscy Gryfoni ochoczo popędzili do zamku. Maggie, która od pewnego czasu wypatrywała w tłumie Ala i Rose, znalazła ich dopiero, gdy znaleźli się pod portretem Grubej Damy. Jej przyjaciele natychmiast mocno ją uściskali i pogratulowali wspaniałego meczu, a potem przeszli przez dziurę za resztą. Fred i James już zbierali ludzi, którzy mieli pójść z nimi po żarcie.
- Mags, ten manewr Polkowskiej! - zawołał Oliver Goldstein. - To było coś!
- Trochę się ćwiczyło, no nie? - zaśmiała się Domi, która stała nieopodal ze swoimi przyjaciółkami.
- Ciekawe, kto cię zastąpi? - zastanowiła się Rosie, gdy Maggie i Domi przybiły sobie piątkę.
- Nawet nie chcę o czymś takim myśleć w dzień zwycięstwa - potrząsnęła rudą głową dziewczyna.
Kilka minut później do pokoju wspólnego wrócili James, Fred i reszta, cali obładowani butelkami z kremowym piwem i przekąskami. Gryfoni rzucili się po butelki, które ochoczo rozdawał James.
- Masz - rzucił jedną Maggie, która złapała ją zgrabnie. W końcu miała refleks ścigającej. - Ludzie! - zawołał, wskakując na stolik i unosząc do góry swoją butelkę. - Wypijmy za naszą niepokonaną i najlepszą w historii Hogwartu drużynę! Za zwycięstwo! - Gryfoni ze śmiechem wznieśli butelki i wypili toast.
- I za szukającego! - wrzasnął Ryan Whitepool.
August podał Jimowi Puchar Quidditcha, który chłopak uniósł do góry z uśmiechem.
- I oby szczęśliwa passa trwała! - zawołał August, wznosząc kolejny toast.
Wtem na stolik, na którym stał James, weszła dziewczyna, z którą rano tak niewinnie flirtował. Chłopak spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, które zmieniło się w prawdziwy szok, gdy złapała go za przód szaty do quidditcha i pocałowała.
Rozległy się gwizdy i rozbawione okrzyki, na co dziewczyna odsunęła się od chłopaka i zeskoczyła na podłogę, zostawiając go w stanie skrajnego oszołomienia na środku stołu. Dopiero Fred złapał go za ramię i ściągnął na dół, ale minę miał przy tym wielce ucieszoną. Chwilę później zniknęli w tłumie świętujących Gryfonów.
- No tak... - mruknął Al, wypijając łyk kremowego piwa. - Może się zgłoszę do drużyny? - zastanowił się. - Gracze quidditcha mają branie...
Rose parsknęła szczerym śmiechem, tak samo jak Maggie, która jednak nie mogła pozbyć się jakiegoś dziwnego uczucia, które ogarnęło ją, gdy zobaczyła Jima całującego się z tą dziewczyną. Szybko się jednak otrząsnęła, nie chcąc dawać Rosie kolejnych powodów do irracjonalnych domysłów.
- Podobno Potterowie mają quidditch we krwi - uśmiechnęła się do Ala. - Tak jak Weasleyowie - dodała, patrząc na Rose.
- Nie mam nic przeciwko miotłom, ale zdecydowanie wolę poruszać się po ziemi - zaśmiała się Rosie. - A Al zawsze twierdził, że ma lęk wysokości.
- Syn Harry'ego Pottera i Ginny Weasley, najlepszej ścigającej Harpii z Hollyhead, ma lęk wysokości? - Maggie aż otworzyła usta.
- Kłamałem - wyszczerzył zęby chłopak. - Myślisz, że w innym wypadku Jim z taką wielką ochotą zapraszałby mnie do gry w mini-quidditcha?
- I wyszedł z ciebie prawdziwy Weasley - prychnęła Rosie, ale minę miała wielce rozbawioną.