wtorek, 22 września 2015

10. Sowia poczta

Maggie widziała, że Rose bardzo chce z nią o czymś porozmawiać, ale wyraźnie nie chciała poruszać tematu przy Alu. Dopiero kiedy we dwie udały się na starożytne runy, a Albus poszedł na opiekę nad magicznymi stworzeniami, dziewczyna poruszyła nurtujący ją temat.
- Mags, czy ty i Jim... - zaczęła, ale zaraz przerwało jej oburzone parsknięcie przyjaciółki.
- Ty też? - jęknęła. - Ostatnio Hagrid podejrzewał, że szlaban zarobiliśmy na randce.
- No bo... - Rose kontynuowała z niepewną miną. - James traktuje cię inaczej niż nas wszystkich, a ty zaczęłaś z nim spędzać dużo czasu.
- Mieliśmy razem szlaban! - zasyczała.
Rozejrzała się szybko, chcąc zobaczyć, czy nikt ich nie podsłuchuje. Na szczęście reszta ich klasy była daleko.
- Rosie, czy naprawdę uważasz, że mogłabym się przyłączyć do fanklubu Jima? - zapytała.
Rudowłosa Weasleyówna tylko wywróciła oczami, ale nie drążyła dłużej tematu, ku wyraźnej uciesze Maggie. Jej przyjaciółka zaczęła się natomiast zastanawiać, skąd tym wszystkim ludziom biorą się tak absurdalne pomysły. Ona i James Potter? On traktował ją jak przyszywaną siostrę, a ona najczęściej miała go po dziurki w nosie. I taki układ zawsze im pasował. Po co to zmieniać?
Od wspólnego szlabanu minął już ponad tydzień i ich kontakty wyglądały tak, jak zawsze: James łaził po szkole z Fredem i Louisem, a ona trzymała się z Alem i Rose. Jedyne chwile, które spędzali razem, to te podczas śniadania, gdy cała Nowa Generacja pochylała się nad Prorokiem Codziennym, jednak od noworocznego artykułu Rity, nie pojawiło się w nim nic godnego uwagi.
- Torrie odpisała już coś Domi? - zapytała się Maggie.
- Nie - pokręciła głową Rosie. - To pewnie dlatego, że znów jest we Francji.
- Skoro wyjechała, to może nie ma się czym martwić?
- Zobaczymy. Al wysłał wczoraj sowę do Teddy'ego. Może on będzie bardziej skory do udzielania nam wiadomości.
Rozległ się dzwon i drzwi do klasy otworzyły się. Profesor Fay Dunbar - bardzo wysoka czarnowłosa czarownica o przenikliwych szarych oczach - wyszła przed salę, zapraszając uczniów do środka. Dziewczyny skończyły więc rozmowę i wślizgnęły się do klasy, gdzie szybko zajęły swoje miejsca.
***
Zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami skończyły się ponad godzinę wcześniej, gdyż na zewnątrz rozpętała się prawdziwa zamieć. Dzięki temu odwołano również zielarstwo, dlatego trzecia klasa zaraz po lunchu zgromadziła się z pokoju wspólnym Gryfonów. Albus rozłożył się na kanapie, z zadowoloną miną przyglądając się kominkowi w którym płonął ogień, a Maggie i Rose rozsiadły się w swoich ulubionych fotelach.
- Widzicie to, co ja? - zaśmiała się Rose, wskazując brodą dwie postacie pochylone nad książkami.
- Mój brat odrabia pracę domową! - Al wyszczerzył zęby. - Rzeczywiście, nowość.
- Chyba naprawdę wrodził się w twojego dziadka - stwierdziła wesoło.
- To zdanie podziela znaczna część naszej rodziny, na czele z mamą, tatą i babcią Molly...
- Kiedyś musieli się zacząć uczyć - Maggie podeszła do sprawy praktycznie. - W końcu mają w tym roku sumy...
Wtem podeszła do nich Fiona Roberts. Dziewczyna wyglądała na rozbawioną i posyłała Rosie znaczące spojrzenia.
- Hmm... Rose... - zaczęła. - Przed portretem Grubej Damy czeka Scorp Malfoy i...
Urwała, bo Albus usiadł gwałtownie, wbijając wzrok w kuzynkę, która zrobiła się czerwona jak piwonia.
- Już idę - powiedziała, niemal wybiegając z pokoju wspólnego.
- Scorpius Malfoy? - powtórzył szeptem Al.
Maggie zaczęła sobie przypominać, czy wspominały Albusowi o tym, z kim Rosie wybierała się na bal i uznała, że chyba to pominęły.
- Masz coś do niego? - zapytała groźnie.
- Ja? Nic - odparł, krzyżując ręce na piersi. - Ale nie wiem, co powie na to wujek Ron.
- Może nie żyje przeszłością?
- Szczerze wątpię... - wymamrotał.
Rose wróciła jednak bardzo szybko. Na jej ramieniu siedział puchacz Ala, który wyglądał tak, jakby dopiero co przedzierał się przez śnieżycę.
- Przyleciał do Wielkiej Sali - oznajmiła. - Musiało go trochę zdmuchnąć z kursu. Scorp przechwycił go od Ślizgonów.
Puchacz usiadł na poręczy kanapy, gdzie Albus troskliwie pogłaskał go po łebku.
- Ten Scorp dziwnie się zachowuje jak na Ślizgona - stwierdził.
- Dobrze, że nie powiedziałeś "jak na Malfoy'a" - mruknęła Maggie.
- To też przyszło mi do głowy - szepnął, odwiązując list od nóżki puchacza. - Od Teddy'ego - powiedział, patrząc na kopertę.
- Powiem Jimowi i Fredowi - Rose szybko podeszła do zaczytanych kuzynów, którzy bardzo chętnie porzucili książki.
- Czytaj - polecił mu brat, siadając na kanapie obok niego, żeby móc zaglądać mu przez ramię.

Kochany Alu,

Mam nadzieję, że Ty i reszta Generacji jesteście grzeczni i nie dajecie się we znaki nauczycielom... (Twoja mama stała mi nad głową, więc nie mogłem napisać, że mam nadzieję, że dajecie się we znaki staremu Tyke'owi.)...

Albus parsknął śmiechem, ale James szturchnął go w bok, więc wrócił do czytania.

Dobrze wiesz, że nie mogę Ci powiedzieć, co dzieje się w Biurze Aurorów. Obowiązuje mnie tajemnica służbowa, a poza tym, jesteś w szkole, więc ta wiedza i tak do niczego by ci się nie przydała. Na razie mogę powiedzieć jedynie tyle, że śmierciożerców nie udało nam się złapać, co doprowadza Harry'ego i Kinga do szału, tym bardziej, że wszyscy zaczynają mówić o powrocie Czarnego Pana. Oczywiście to wierutna bzdura, którą Rita Skeeter próbuje wzniecić panikę. Voldemort jest martwy i nie ma opcji żeby coś w tej kwestii się zmieniło.
Mogę Ci zdradzić jeszcze to: sytuacja jest na tyle poważna, że Biuro ściąga aurorów z emerytury, co oznacza, że niedługo zabiorą wam nauczyciela obrony przed czarną magią. Nie wiem jeszcze, kto pojawi się na jego zastępstwo, bo to bardziej sprawa szkoły niż Ministerstwa, ale jeśli coś usłyszę, dam znać. Wiem w końcu jak to jest być dzieckiem, - przepraszam za określenie - którego nie dopuszcza się do tajemnicy. Szpera się i szpera, a to, co można przy takiej okazji odkryć, niekonieczne musi być zgodne z prawdą.
Wiem, że Dom pisała do Victoire. Możliwe, że dostaliście już od niej list, ale jeśli nie, przekażę Wam jej słowa: "Nie narażajcie się bez potrzeby i nie wypytujcie wszystkich dookoła. Nie ma potrzeby wzbudzać w ludziach jeszcze większej paniki. Jeżeli coś będzie się działo, dam znać. Solidarność Nowej Generacji."
W pełni się z nią zgadzam. (Tylko, słodki Merlinie, nie przekazuj jej tego!) Czarodzieje szepczą po kątach, przez co strach niepotrzebnie rośnie. Możliwe, że nie ma powodów do obaw: aurorzy lubią być przezorni.
Trzymaj się mocno i uściskaj w moim imieniu wszystkie kuzynki.
Teddy

Popatrzyli na siebie w milczeniu.
- Robards odchodzi? - Fred pokręcił głową. - W połowie semestru?
- Mam nadzieję, że nie dadzą na jego miejsce jakiegoś kretyna - mruknął Al, składając list.
- Wiecie, co to oznacza? - Brązowe oczy Jima błyszczały. - Nie wiadomo jak długo nie będziemy mieli nauczyciela. Znaleźć kogoś, kto zna się na rzeczy, jest naprawdę ciężko... Gwardia Dumbledore'a będzie miała zadanie.
- Też tak myślę - przyznała mu rację Rosie.
W tym samym czasie Maggie już wyciągała z kieszeni fałszywego galeona. Dopiero wczoraj, przy pomocy Domi i Molly, udało się im rzucić Zaklęcie Proteusza.
- Najwyższy czas, by zrobić pierwsze spotkanie - oznajmiła.
- Znowu w bibliotece? - skrzywił się Jim.
- Tymczasowa lokalizacja - machnął ręką Al. - Musimy razem uzgodnić, gdzie się spotykać.
- Jak to gdzie? - prychnęła Rosie. - A gdzie się spotykali nasi rodzice?
- Myślisz o Pokoju Życzeń?
***
Zaklęcia należały do jednych z ulubionych zajęć Maggie. Zawsze świetnie się bawiła podczas lekcji, choć nie zawsze wychodziły jej wszystkie czary. Dziś również stała przed dość trudnym zadaniem, jakim było zamrożenie ognia, który płonął przed każdym z uczniów, w specjalnie zaczarowanym kuflu.
- Zaklęcie, którym dziś się zajmujemy, wbrew pozorom wcale nie jest łatwe - mówił profesor Boot, przechadzając się między ławkami. - Ogień, który macie przed sobą, to ogień salamandry, bardzo trudny do ugaszenia, dlatego przy rzucaniu tego zaklęcia trzeba naprawdę mocno się skupić... A teraz wyciągnijcie przed siebie różdżki, trzymając je pod kątem 60 stopni... Lucas, ma być 60, a nie 90 - zwrócił się bezpośrednio do Billa Lucasa, który dzierżył różdżkę niczym szpadę. - I wykonajcie szybki ruch w dół nadgarstkiem, mówiąc Glacius.
- Glacius - powiedziała chórem klasa.
- Świetnie - pochwalił ich profesor. - A teraz spróbujcie zamrozić ogień. Do dzieła!
Albus zakasał rękawy szaty. Spojrzał na Rosie, która ćwiczyła dla wprawy ruchy nadgarstka, a potem na Maggie, która powtarzała sobie zaklęcie i zabrał się do pracy. Machnął różdżką, szepcząc Glacius, jednak płomień w kuflu nawet nie drgnął. Nie był jednak jedynym, któremu się nie udało. Phil Corner machnął różdżką z takim impetem, że ogień w jego czarce zamiast zgasnąć, wystrzelił słupem do sufitu. Profesor Boot zagasił go jednym ruchem różdżki.
- Szybki ruch nadgarstka, ale bez przesady, panie Corner - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Glacius - powiedziała Rosie, na co jej płomyki przygasły odrobinę, ale nie zniknęły do końca.
- A nie da się tego po prostu zdmuchnąć? - wymamrotał Oliver Goldstein, który siedział za nimi w ławce.
Machnął różdżką bez specjalnego entuzjazmu, co przyczyniło się do tego, że jego płomienie położyły się płasko i wydłużyły, niemal dotykając szaty Maggie, która czując na plecach nieprzyjemny żar, gwałtownie odskoczyła na bok.
- Ostrożnie! - zawołał profesor, a Albus pospiesznie zaczął gasić iskry tlące się na włosach dziewczyny.
- Przepraszam - uśmiechnął się przepraszająco Oliver.
Maggie zabiła go spojrzeniem, czując nieprzyjemny swąd spalonych włosów.
- Panno Donovan, nie poparzyła się pani? - zapytał ją profesor.
- Nie, panie profesorze - odpowiedziała, wracając na swoje miejsce.
Pod koniec zajęć, jedynie ona i Rosie były w stanie poprawnie rzucić to zaklęcie. Reszta dostała pracę domową polegającą na przećwiczeniu go do następnej lekcji. Al był jednak dobrej myśli, ponieważ jego ostatnie zaklęcie byłoby skuteczne, gdyby trafiło we właściwy kufel. Musiał tylko popracować nad swoim celem.
Wtem cała trójka złapała się za kieszenie szat i wyciągnęła z nich fałszywego galeona. W jednym momencie poczuli, jak robi się cięższy, co oznaczało, że ktoś zmienił datę spotkania na swojej monecie.
- Dziś po lunchu - mruknęła Rosie.
- Dom pewnie dostała list od Torrie - domyślił się Al.
- No to dlaczego nie może nam go pokazać w Wielkiej Sali? - zapytała się Maggie.
- Pewnie nie chce wzbudzać ciekawości - powiedziała Rosie. - Zauważ, że nasza rodzina bardzo rzuca się w oczy.
Maggie mruknęła potwierdzająco. Zbiegli po schodach do sali wejściowej, a stamtąd udali się prosto do Wielkiej Sali. W środku było już pełno uczniów, a przy stole Gryffindoru siedzieli James i Fred. Obaj zajadali się pieczonymi ziemniaczkami w sosie koperkowym i pokaźnym kotletem. Al zorientował się jak bardzo jest głodny dopiero, gdy zobaczył zastawione jedzeniem stoły. Opadł więc na miejsce obok brata i nałożył sobie całą górę zapiekanki makaronowej.
- Dostaliście wiadomość? - zapytał ich Fred, gdy Maggie i Rose też usiadły.
- Mhm - wymamrotała Maggie, zastanawiając się, czy zjeść sałatkę z kurczaka, czy może wybrać to samo co Jim. W końcu zdecydowała się na sałatkę.
- Dominique dostała list - powiedział im James. - Jej sowa przyleciała z późniejszą pocztą.
- Tak myśleliśmy - rzekła Rose.
- To gdzie się już spotykamy? Dziś jeszcze w bibliotece? - spytał Al.
- Nie ustalaliśmy nic innego, więc na razie tak - wzruszył ramionami Jim.
Powrócił do pałaszowania ziemniaków, a reszta wzięła z niego przykład. Dopiero gdy skończyli posiłek i wstali od stołu, wrócili do przerwanej rozmowy.
- Dalej uważacie, że pomysł z ćwiczeniem zaklęć bez zezwolenia nauczycieli, jest dobry? - zapytała się cicho Rose.
- Rose, zanim nauczyciele dojdą do wniosku, że rzeczywiście coś się dzieje, minie dużo cennego czasu - prychnął James. - A pragnę zauważyć, że akurat nasze rodziny powinny wyjątkowo mieć się na baczności...
Minęła ich Alice Longbottom, koleżanka z roku Jima i Freda, która uśmiechnęła się do nich i powiedziała "cześć". Fred odprowadził ją wzrokiem.
- Ona też jest na celowniku - stwierdził. - W końcu Neville napsuł sporo krwi Carrowom.
- Pogadam z nią później - obiecał James, który miał z Alice najlepszy kontakt. - Ale idąc tym tropem, trzeba by było zaangażować wszystkie dzieciaki członków dawnej Gwardii. Bliźniaków Scamander...
- O Boże, nie... - szepnęła Rose.
Lorcan i Lysander Scamandrowie, 11-letni Krukoni, już zasłynęli w szkole ze swej oryginalności i pomysłowości. Mieli wygląd aniołków, ale dociekliwość diabełków. Lily i  Hugo, którzy się z nimi przyjaźnili, już parokrotnie lądowali na dywaniku u profesora Boota, opiekuna domu Ravenclawu, przyłapani na intrygujących eksperymentach, niekoniecznie bezpiecznych.
- Później się nad tym zastanowimy - zdecydował Albus, wchodząc do biblioteki jako pierwszy.
Wypełniona była uczniami piątej klasy, którzy siedzieli nad opasłymi tomami i przygotowywali się do egzaminów. Rosie ugryzła się w język zanim powiedziała, że James i Fred powinni wziąć z nich przykład. Oni i tak zawsze robili wszystko na ostatnią chwilę, a że mieli przy tym dobre wyniki, nie było sensu zwracać im uwagi.
Ruszyli przez bibliotekę, ścigani podejrzliwym wzrokiem starej bibliotekarki, prosto do umówionego stolika. Siedział już przy nim Louis, który dla zabicia czasu wypuszczał dymowe kółka z różdżki.
- Oszalałeś? - syknęła Rose. - Jak pani Pince wyczuje dym...
Błyskawicznie machnęła różdżką, pozbywając się kółek i swądu.
- Co do dymu... Donovan, czuć od ciebie spalenizną - poinformował dziewczynę James, siadając obok przyjaciela.
- Nieprzyjemna przygoda na zaklęciach - odparła, smętnie spoglądając na przypalone końcówki włosów.
- Zajmę się tym w naszym dormitorium - obiecała jej przyjaciółka.
Usiedli przy stole, pozostawiając miejsca dla Molly, Domi, Lily i Hugona, a także Rox i Lucy. Na najmłodszą część Nowej Generacji nie musieli długo czekać. Dziewczęta i Hugo pojawili się chwilkę później, rozmawiając o czymś cicho. Ledwie usiedli, przyszła Dominique.
- Molly nie będzie - powiedziała z miejsca. - Przyłapała dwóch czwartoklasistów na rzucaniu zaklęć powiększających na pająki i zaprowadziła och do opiekuna domu... Pewnie zwołają wszystkich prefektów żeby wyłapać zaczarowane pająki zanim kogoś przestraszą na amen...
Maggie wzdrygnęła się i niespokojnie zaczęła rozglądać po podłodze, ale wtedy Dominique odrzuciła na plecy gęste rude włosy i wyciągnęła list z kieszeni szaty.
- Słuchajcie - powiedziała.

Kochana Dominique!

Co słychać w Hogwarcie? Uwierz mi, wiele bym oddała, żeby jeszcze choć na rok wrócić do szkoły i strasznie zazdroszczę Wam wszystkim tego, że przed Wami jeszcze tyle lat nauki. Francja jest jednak naprawdę piękna i wreszcie zrozumiałam, dlaczego maman opowiada o niej z takim rozrzewnieniem.

Oczywiście wiedziałam, że Al, Lily i reszta natychmiast powiedzą Wam o tym, czego dowiedzieli się w domu. To było do przewidzenia i z tego co wiem, również wujostwo właśnie tego się spodziewało. Całe szczęście, że pamiętają jeszcze, jak to było za ich czasów! Tata opowiadał przecież, że babcia Molly trzymała wszystkich z daleka od najważniejszych informacji, a wuj Ron chyba do tej pory jej nie wybaczył tego, jak odcinała ich od Zakonu Feniksa i traktowała jak dzieci...
Ale mniejsza o to! Z góry uprzedzam, że nie otrzymacie od nich jakichś konkretnych wiadomości. Przyczyna jest prosta: sami mają problemy ze znalezieniem sprawdzonych informacji. Plotki plotkami, ale na nich nie buduje się planu obrony i ataku. Teddy jest najbliżej źródła, dlatego jeżeli chcecie coś wiedzieć, piszcie do niego (ja również zamierzam być w ten sposób na bieżąco). Ostatnio wysłałam do niego list, w którym wspominałam mu o tym, czego dowiedziałam się we Francji (bo również tutaj zaczynają się dziać nieprzyjemne rzeczy). Wszyscy mówią o jakimś Mordredzie...

- Mordred? - Maggie przerwała Domi odczytywanie listu. - Jak ten syn króla Artura?
- Chyba tak - potwierdziła dziewczyna, przyglądając się tekstowi. - Dziwne.

Nie mam zielonego pojęcia, kim on jest, ale wydaje mi się, że wuj Harry powinien być tym zainteresowany. Podobno ów Mordred przybył do Francji kilka lat temu, głosząc idee podobne do tych, z których słynął Sami-Wiecie-Kto, ale zniknął bez śladu. Podczas jego pobytu w kraju nie wydarzyło się jednak nic groźnego, więc przestali się nim przyjmować, ale w zeszłym miesiącu znaleziono dwa ciała czarodziejów z mugolskiej rodziny, a każdy z nich miał na dłoni wyciętą literę "M". Nie wiem jednak, czy to, co dzieje się we Francji jest w jakiś sposób związane z naszą Anglią. Możliwe, że to dwie oddzielne sprawy.
Dlatego też nie narażajcie się bez potrzeby i nie wypytujcie wszystkich dookoła. Nie ma potrzeby wzbudzać w ludziach jeszcze większej paniki. Jeżeli coś będzie się działo, dam znać. Solidarność Nowej Generacji!
Całusy,

Victoire


Po przeczytaniu listu, zapadła pełna napięcia cisza. Louis wpatrywał się w swoją siostrę, która położyła list na blacie stołu tak, żeby każdy mógł sam na niego spojrzeć.
- Zrobiło się ciekawie - stwierdził, obracając kartkę w swoją stronę. - Mordred... Pierwsze słyszę.
Cała reszta mruknęła twierdząco. Maggie była ciekawa, czy tylko ona poczuła ten dreszcz na plecach, gdy wypowiedziano to imię. Miała też wrażenie, że choć teraz usłyszeli to imię pierwszy raz, pojawi się ono jeszcze nie raz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz