Dwa lata później...
Siedząc
na historii magii u profesora Binnsa, ciężko było skoncentrować
się na jego wykładzie. Profesor, który był jedynym
duchem-nauczycielem w szkole, miał tak monotonny głos, że
praktycznie nikt nie był w stanie skupić się na wywodzie dłużej
niż dziesięć minut. Jedyną osobą, będącą w stanie cokolwiek
wynieść z tej lekcji, była Rosie Weasley, jednak dzisiejszego
dnia, nawet ona nie słuchała profesora i dyskretnie zerkała na
swoją najlepszą przyjaciółkę, Maggie Donovan, która uśmiechała
się do niej ukradkiem. Obie dziewczyny odetchnęły z ulgą, gdy
zadzwonił dzwonek oznaczający przerwę, po czym wybiegły na
korytarz, by wreszcie omówić sprawę, która nie dawała im spokoju
od rana, kiedy zobaczyły tablicę ogłoszeń. Zrezygnowany Al Potter, doskonale wiedząc, co takiego
wprawiło jego przyjaciółki w euforię, powlókł się za nimi.
-
Donovan! – rozległ się nagle na korytarzu krzyk, jednak Maggie
nie zareagowała, całkowicie pochłonięta rozmową. – Donovan,
hej!
Do
Ala podbiegł jego starszy brat. James obrzucił zaskoczonym
spojrzeniem swoją kuzynkę i Maggie, po czym zerknął na Albusa.
-
O czym one tak gadają? – James był zdumiony, ponieważ jeszcze mu
się nie zdarzyło, żeby Mags nie zareagowała na jego wołanie.
Nienawidziła gdy wołał ją po nazwisku, a on lubił w ten sposób
irytować dziewczynę.
-
Bal… – odpowiedział grobowym głosem Al.
-
Bal? Jaki bal?
-
Gdzieś ty się chował, Jim? – parsknął Albus. – Wielki Bal
Noworoczny. Wszyscy o nim mówią.
-
Ach, ten bal! – wyszczerzył zęby chłopak. – Czym one się tak
ekscytują? – wzruszył ramionami. – Przecież i tak nie pójdą.
Są za młode.
-
Mają nadzieję, że ktoś ze starszych klas je zaprosi –
poinformował go Al. – Na twoim miejscu miałbym się na baczności.
Mogą wpaść na pomysł żeby wybrać się z tobą.
-
Ja już mam parę – zakpił, dając baratu kuksańca. – Donovan!
– wrzasnął raz jeszcze, tym razem oczekując reakcji.
Dziewczyna
wreszcie się odwróciła. Zielone oczy spojrzały z irytacją na
rozbawionego Jamesa, który tylko puścił do niej oczko.
-
Trening dziś o trzeciej! – przypomniał jej. – I powiedz Dom,
jak ją zobaczysz!
Po
przekazaniu wiadomości, odwrócił się na pięcie i szybko odszedł.
Maggie westchnęła ciężko, Niemal zapomniała o treningu
quidditcha.
-
Zachowuje się jakby był kapitanem – zauważyła Rose,
odprowadzając kuzyna wzrokiem.
-
Tymczasowo nim jest – rzekła Mags. – August oberwał tłuczkiem
na treningu i pani Pomfrey zabroniła mu grać. Wyznaczył Jima na
swojego zastępcę.
-
Jima? Nie Domi? Przecież jest starsza.
-
Odkąd Dom dała Augustowi kosza, stał się dla niej bardzo niemiły
– wyznała Mags. – Przełożyło się to na quidditcha.
-
O wilku mowa – wtrącił się Al, wskazując podbródkiem
Dominique.
Domi
Weasley stała pod tablicą ogłoszeń razem ze swoimi koleżankami z
roku. Nie dało się jednak nie zauważyć, że znacznie się
wyróżniała. Miała rude włosy, sięgające pasa, które wiły się
w miękkich lokach, a do tego Matka Natura obdarzyła ją pięknymi
niebieskimi oczami. Dziewczyna, w której żyłach płynęła krew
wili, roztaczała pewien urok, któremu ciężko było się oprzeć,
zwłaszcza chłopcom. Maggie pamiętała też jej starszą siostrę,
Victoire. Obie dziewczyny były oszałamiające i wzbudzały zazdrość
wśród innych uczennic Hogwartu, jednak Mags bardzo je lubiła.
Podbiegła teraz do rudowłosej kuzynki Ala i Rose, by przypomnieć
jej o treningu.
-
Wybieracie się z Maggie na bal? – zakpił Al, który wreszcie
doczekał się uwagi jednej z przyjaciółek.
-
Kto wie, kto wie… – uśmiechnęła się Rosie. – A ty wracasz
na Boże Narodzenie do Doliny Godryka, tak?
-
Zdecydowanie – oznajmił. – Ja i Lily dotrzymamy towarzystwa
rodzicom i dziadkom.
-
Hugo też wraca – powiedziała mu, po czym coś do niej dotarło.
Hugo i Lily nie trafili tak, jak większość ich rodziny, do Gryffindoru. Młodsza siostra Ala znalazła się w Ravenclawie, a Hugon wylądował w Huffelpuffie. Z tego rocznika do Gryfonów dołączyła jedynie Roxanne, siostra Freda.
–
Chwila! Ty i Lily? A Jim? - Rose zorientowała się, że o nim Al nie wspominał.
-
Powiedział, że „ma parę” – wyszczerzył się Al. – Czy to
oznacza Freda lub Louisa, nie wiem – zakpił.
-
Ciekawe… – mruknęła.
-
Co jest takie ciekawe? – zainteresowała się Maggie, wracając do
przyjaciół.
-
Al twierdzi, że James wybiera się na bal – odpowiedziała jej.
-
Z kim? – Maggie próbowała sobie przypomnieć, z którą
dziewczyną ostatnio spotykał się Jim. Chłopak był bardzo
popularny wśród płci przeciwnej. Nie dość, że był synem
„sławnego Harry’ego Pottera”, to jeszcze znakomicie grał w
quidditcha. Był zabawny, pewny siebie i całkiem przystojny.
Uczennice Hogwartu, które Rosie i Maggie określały mianem
„fanklubu”, często robiły do niego maślane oczy.
-
Od września nie widziałam go z żadną dziewczyną – zauważyła
Rosie. – Może wreszcie znalazł jakąś na dłużej?
-
Kto to wie? – wywróciła oczami Maggie. – Jak myślisz, ktoś
nas zaprosi? – powróciła do tematu, który nurtował je obie
odkąd przeczytały ogłoszenie o balu.
-
Zobaczymy – westchnęła rozmarzona Weasleyówna. – Do balu jest
jeszcze ponad miesiąc. To dużo czasu.
Albus
tylko ciężko westchnął. Podejrzewał, że przez ten miesiąc, nie
będą w tanie mówić o niczym innym.
***
Jamesowi
bardzo zależało na wygranym meczu z kilku względów: grali ze
Ślizgonami; odkąd przyjęto go do drużyny za każdym razem łapał
znicza i nie chciał popsuć passy, a do tego występował teraz w
roli kapitana. Nic więc dziwnego, że stał się upierdliwy, co
zauważył nawet jego najlepszy przyjaciel. Fred, który grał
na pozycji pałkarza, parokrotnie zamierzał posłać tłuczka w
swojego kumpla, a broniący pętli Paul McPhee, który zastępował kontuzjowanego Augusta, gorąco mu w tym
dopingował. Jako pierwsza nie wytrzymała jednak Maggie, która
powoli miała dość latania w deszczu i wietrze.
-
Potter! – wrzasnęła, gdy James postanowił przedłużyć trening
o kolejną godzinę. – Koniec! Jesteśmy przemoczeni i zmarznięci,
a jutro mecz! Daj już spokój!
-
Mamy najlepszą drużynę w szkole – dołączył się do niej drugi
pałkarz, Ben Mitchell z szóstej klasy. – Jednak jeszcze kilka
minut i wszyscy skończymy w skrzydle szpitalnym.
Reszta
drużyny wydała z siebie zgodne pomruki. James wywrócił tylko
oczami i śmignął jak strzała w kierunku znicza, którego wypuścił
kilka minut temu. Po chwili wrócił z trzepoczącą się mu w ręce
złotą piłeczką.
-
Koniec na dziś – oznajmił, na co Fred i Paul zakrzyknęli głośno.
Drużyna
błyskawicznie znalazła się na ziemi i pognała do szatni. Po kilku
minutach James został tylko z Fredem.
-
To co? – wyszczerzył zęby Fred. – Wybieramy się na bal?
-
Szukasz pary? – zakpił James, ściągając mokrą szatę
przez głowę i wciskając ją do szafki.
-
Słyszałem plotki, że jeden z nas już kogoś przydybał. – Fred
posłał Jamesowi złośliwe spojrzenie. – Coś się nie chwaliłeś…
James
tylko wzruszył ramionami, ale uśmiechnął się pod nosem.
-
Która to? – interesował się dalej. – Ładna?
-
A mówi ci coś nazwisko McDonald? – zapytał niewinnie James.
-
Serio? – Fred wyszczerzył zęby. – No proszę! Wygrałeś!
- pogratulował Jimowi.
Tess
McDonald uchodziła za najładniejszą dziewczynę na ich roku. Louis
i James założyli się jakiś czas temu o to, który z nich umówi
się z nią jako pierwszy. Najwidoczniej to Jimowi dopisało
szczęście. Pozostało mu teraz tylko powiadomić o tym trzeciego z ich bandy.
-
A ty zostajesz, czy wracasz do domu? – zapytał ich James,
ruszając z miotłą na ramieniu do drzwi.
-
Ja zostaję – wywrócił oczami Fred. – I Louis, z tego co wiem, też. Mówił, że ciocia Fleur uznała, że nie
może przegapić czegoś takiego jak Bal Noworoczny. „Kto wie,
kiedy znowu nadarzy się taka okazja” – zaczął naśladować
francuski akcent matki kumpla, co wywołało u Jamesa atak śmiechu. – Bal to świetna okazja
do zrobienia jakiejś draki, a od dawna nic nie wykombinowaliśmy… - mówił dalej. - Rox wraca do domu, to rodzicie nie będą się nudzili.
-
Mówisz „draka”? – James wyglądał, jakby miał już jakiś
plan. – Urozmaicimy imprezę?
Przybili
sobie piątkę i z łobuzerskimi uśmiechami pobiegli do zamku.
***
Rose
weszła do dormitorium dziewcząt. W pokoju siedziała tylko Maggie,
która pisała coś zawzięcie w swoim pamiętniku. Widząc jednak
swoją przyjaciółkę, natychmiast odłożyła zeszyt i usiadła po
turecku na łóżku.
-
I co? – zapytała podekscytowana.
-
Zaprosił mnie – wyznała cicho Rose, siadając na parapecie ze
smutną miną. – Ale odmówiłam.
-
Dlaczego?! – zdziwiła się Maggie, nic nie rozumiejąc.
-
Mags, bo jak by to wyglądało? – westchnęła ciężko Rosie. –
Ślizgon i Gryfonka? I jeszcze dokładnie TEN Ślizgon… Tatuś
dostałby chyba zawału…
Blondynka
pokiwała powoli głową. Doskonale znała całą historię
Weasleyów i Potterów, dlatego wiedziała, że ich stosunki z
Malfoyami były bardzo napięte. Do tej pory istniał między nimi
pewien dystans, chociaż nie żyli już ze sobą w niezgodzie. Obie
jednak wiedziały, że ani Malfoyom, ani rodzicom Rosie, nie
spodobałoby się, gdyby dziewczyna poszła na bal ze Scorpiusem.
-
No a ty? – Rosie postanowiła odwrócić od siebie uwagę. –
Idziesz z kimś?
-
Kojarzysz Craiga Wrighta? – zapytała nieśmiało Maggie.
-
Pałkarz Krukonów – pokiwała głową rudowłosa. – Z piątej
klasy.
-
Zaprosił mnie przed kolacją – zaśmiała się, klaszcząc w
dłonie.
-
No to gratulacje! – ucieszyła się jej przyjaciółka.
-
Dzięki – uśmiechnęła się Mags, ale zaraz jej uśmiech zbladł,
gdy pomyślała, że Rose jeszcze nie ma partnera. – Rose, a może
przyjmij jednak zaproszenie Scorpa? – zasugerowała. – Co ci
szkodzi? Hugo wraca do domu, Lily i Rox też… A to oni mają
najdłuższe języki w Nowej Generacji.
-
Nie wiem… – Dziewczyna zaczęła nawijać lok na palec
wskazujący. – Chciałabym z nim pójść, ale…
-
Oj, przestań! – Maggie, która była z natury skończoną
romantyczną, machnęła ręką. – Co z tego, że jest ze
Slytherinu? Jak na Ślizgona, jest całkiem miły… Jako jedyny
jeszcze nie nazwał mnie szlamą… – powiedziała już ciszej.
Maggie,
która nie znała swoich rodziców, nie umiała powiedzieć, czy
oboje byli czarodziejami, czy nie. Dlatego też Ślizgoni naśmiewali
się z niej i bardzo często nazywali ją szlamą.
-
Mags… – zaczęła Rosie, ale dziewczyna szybko jej przerwała.
-
Idź ze Scorpem – poradziła jej. – Ktoś musi jako pierwszy
przełamać tę wrogość między waszymi rodzinami. Dlaczego to nie
macie być wy?
-
Zastanowię się – obiecała, wyglądając przez okno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz