piątek, 4 września 2015

3. Przed Wielkim Balem Noworocznym

Dwa lata później...

Siedząc na historii magii u profesora Binnsa, ciężko było skoncentrować się na jego wykładzie. Profesor, który był jedynym duchem-nauczycielem w szkole, miał tak monotonny głos, że praktycznie nikt nie był w stanie skupić się na wywodzie dłużej niż dziesięć minut. Jedyną osobą, będącą w stanie cokolwiek wynieść z tej lekcji, była Rosie Weasley, jednak dzisiejszego dnia, nawet ona nie słuchała profesora i dyskretnie zerkała na swoją najlepszą przyjaciółkę, Maggie Donovan, która uśmiechała się do niej ukradkiem. Obie dziewczyny odetchnęły z ulgą, gdy zadzwonił dzwonek oznaczający przerwę, po czym wybiegły na korytarz, by wreszcie omówić sprawę, która nie dawała im spokoju od rana, kiedy zobaczyły tablicę ogłoszeń. Zrezygnowany Al Potter, doskonale wiedząc, co takiego wprawiło jego przyjaciółki w euforię, powlókł się za nimi.
- Donovan! – rozległ się nagle na korytarzu krzyk, jednak Maggie nie zareagowała, całkowicie pochłonięta rozmową. – Donovan, hej!
Do Ala podbiegł jego starszy brat. James obrzucił zaskoczonym spojrzeniem swoją kuzynkę i Maggie, po czym zerknął na Albusa.
- O czym one tak gadają? – James był zdumiony, ponieważ jeszcze mu się nie zdarzyło, żeby Mags nie zareagowała na jego wołanie. Nienawidziła gdy wołał ją po nazwisku, a on lubił w ten sposób irytować dziewczynę.
- Bal… – odpowiedział grobowym głosem Al.
- Bal? Jaki bal?
- Gdzieś ty się chował, Jim? – parsknął Albus. – Wielki Bal Noworoczny. Wszyscy o nim mówią.
- Ach, ten bal! – wyszczerzył zęby chłopak. – Czym one się tak ekscytują? – wzruszył ramionami. – Przecież i tak nie pójdą. Są za młode.
- Mają nadzieję, że ktoś ze starszych klas je zaprosi – poinformował go Al. – Na twoim miejscu miałbym się na baczności. Mogą wpaść na pomysł żeby wybrać się z tobą.
- Ja już mam parę – zakpił, dając baratu kuksańca. – Donovan! – wrzasnął raz jeszcze, tym razem oczekując reakcji.
Dziewczyna wreszcie się odwróciła. Zielone oczy spojrzały z irytacją na rozbawionego Jamesa, który tylko puścił do niej oczko.
- Trening dziś o trzeciej! – przypomniał jej. – I powiedz Dom, jak ją zobaczysz!
Po przekazaniu wiadomości, odwrócił się na pięcie i szybko odszedł. Maggie westchnęła ciężko, Niemal zapomniała o treningu quidditcha.
- Zachowuje się jakby był kapitanem – zauważyła Rose, odprowadzając kuzyna wzrokiem.
- Tymczasowo nim jest – rzekła Mags. – August oberwał tłuczkiem na treningu i pani Pomfrey zabroniła mu grać. Wyznaczył Jima na swojego zastępcę.
- Jima? Nie Domi? Przecież jest starsza.
- Odkąd Dom dała Augustowi kosza, stał się dla niej bardzo niemiły – wyznała Mags. – Przełożyło się to na quidditcha.
- O wilku mowa – wtrącił się Al, wskazując podbródkiem Dominique.
Domi Weasley stała pod tablicą ogłoszeń razem ze swoimi koleżankami z roku. Nie dało się jednak nie zauważyć, że znacznie się wyróżniała. Miała rude włosy, sięgające pasa, które wiły się w miękkich lokach, a do tego Matka Natura obdarzyła ją pięknymi niebieskimi oczami. Dziewczyna, w której żyłach płynęła krew wili, roztaczała pewien urok, któremu ciężko było się oprzeć, zwłaszcza chłopcom. Maggie pamiętała też jej starszą siostrę, Victoire. Obie dziewczyny były oszałamiające i wzbudzały zazdrość wśród innych uczennic Hogwartu, jednak Mags bardzo je lubiła. Podbiegła teraz do rudowłosej kuzynki Ala i Rose, by przypomnieć jej o treningu.
- Wybieracie się z Maggie na bal? – zakpił Al, który wreszcie doczekał się uwagi jednej z przyjaciółek.
- Kto wie, kto wie… – uśmiechnęła się Rosie. – A ty wracasz na Boże Narodzenie do Doliny Godryka, tak?
- Zdecydowanie – oznajmił. – Ja i Lily dotrzymamy towarzystwa rodzicom i dziadkom.
- Hugo też wraca – powiedziała mu, po czym coś do niej dotarło.
Hugo i Lily nie trafili tak, jak większość ich rodziny, do Gryffindoru. Młodsza siostra Ala znalazła się w Ravenclawie, a Hugon wylądował w Huffelpuffie. Z tego rocznika do Gryfonów dołączyła jedynie Roxanne, siostra Freda.
 – Chwila! Ty i Lily? A Jim? - Rose zorientowała się, że o nim Al nie wspominał.
- Powiedział, że „ma parę” – wyszczerzył się Al. – Czy to oznacza Freda lub Louisa, nie wiem – zakpił.
- Ciekawe… – mruknęła.
- Co jest takie ciekawe? – zainteresowała się Maggie, wracając do przyjaciół.
- Al twierdzi, że James wybiera się na bal – odpowiedziała jej.
- Z kim? – Maggie próbowała sobie przypomnieć, z którą dziewczyną ostatnio spotykał się Jim. Chłopak był bardzo popularny wśród płci przeciwnej. Nie dość, że był synem „sławnego Harry’ego Pottera”, to jeszcze znakomicie grał w quidditcha. Był zabawny, pewny siebie i całkiem przystojny. Uczennice Hogwartu, które Rosie i Maggie określały mianem „fanklubu”, często robiły do niego maślane oczy.
- Od września nie widziałam go z żadną dziewczyną – zauważyła Rosie. – Może wreszcie znalazł jakąś na dłużej?
- Kto to wie? – wywróciła oczami Maggie. – Jak myślisz, ktoś nas zaprosi? – powróciła do tematu, który nurtował je obie odkąd przeczytały ogłoszenie o balu.
- Zobaczymy – westchnęła rozmarzona Weasleyówna. – Do balu jest jeszcze ponad miesiąc. To dużo czasu.
Albus tylko ciężko westchnął. Podejrzewał, że przez ten miesiąc, nie będą w tanie mówić o niczym innym.

***

Jamesowi bardzo zależało na wygranym meczu z kilku względów: grali ze Ślizgonami; odkąd przyjęto go do drużyny za każdym razem łapał znicza i nie chciał popsuć passy, a do tego występował teraz w roli kapitana. Nic więc dziwnego, że stał się upierdliwy, co zauważył nawet jego najlepszy przyjaciel. Fred, który grał na pozycji pałkarza, parokrotnie zamierzał posłać tłuczka w swojego kumpla, a broniący pętli Paul McPhee, który zastępował kontuzjowanego Augusta, gorąco mu w tym dopingował. Jako pierwsza nie wytrzymała jednak Maggie, która powoli miała dość latania w deszczu i wietrze.
- Potter! – wrzasnęła, gdy James postanowił przedłużyć trening o kolejną godzinę. – Koniec! Jesteśmy przemoczeni i zmarznięci, a jutro mecz! Daj już spokój!
- Mamy najlepszą drużynę w szkole – dołączył się do niej drugi pałkarz, Ben Mitchell z szóstej klasy. – Jednak jeszcze kilka minut i wszyscy skończymy w skrzydle szpitalnym.
Reszta drużyny wydała z siebie zgodne pomruki. James wywrócił tylko oczami i śmignął jak strzała w kierunku znicza, którego wypuścił kilka minut temu. Po chwili wrócił z trzepoczącą się mu w ręce złotą piłeczką.
- Koniec na dziś – oznajmił, na co Fred i Paul zakrzyknęli głośno.
Drużyna błyskawicznie znalazła się na ziemi i pognała do szatni. Po kilku minutach James został tylko z Fredem.
- To co? – wyszczerzył zęby Fred. – Wybieramy się na bal?
- Szukasz pary? – zakpił James, ściągając mokrą szatę przez głowę i wciskając ją do szafki.
- Słyszałem plotki, że jeden z nas już kogoś przydybał. – Fred posłał Jamesowi złośliwe spojrzenie. – Coś się nie chwaliłeś…
James tylko wzruszył ramionami, ale uśmiechnął się pod nosem.
- Która to? – interesował się dalej. – Ładna?
- A mówi ci coś nazwisko McDonald? – zapytał niewinnie James.
- Serio? – Fred wyszczerzył zęby. – No proszę! Wygrałeś! - pogratulował Jimowi.
Tess McDonald uchodziła za najładniejszą dziewczynę na ich roku. Louis i James założyli się jakiś czas temu o to, który z nich umówi się z nią jako pierwszy. Najwidoczniej to Jimowi dopisało szczęście. Pozostało mu teraz tylko powiadomić o tym trzeciego z ich bandy.
- A ty zostajesz, czy wracasz do domu? – zapytał ich James, ruszając z miotłą na ramieniu do drzwi.
- Ja zostaję – wywrócił oczami Fred. – I Louis, z tego co wiem, też. Mówił, że ciocia Fleur uznała, że nie może przegapić czegoś takiego jak Bal Noworoczny. „Kto wie, kiedy znowu nadarzy się taka okazja” – zaczął naśladować francuski akcent matki kumpla, co wywołało u Jamesa atak śmiechu– Bal to świetna okazja do zrobienia jakiejś draki, a od dawna nic nie wykombinowaliśmy… - mówił dalej. - Rox wraca do domu, to rodzicie nie będą się nudzili.
- Mówisz „draka”? – James wyglądał, jakby miał już jakiś plan. – Urozmaicimy imprezę?
Przybili sobie piątkę i z łobuzerskimi uśmiechami pobiegli do zamku.

***
Rose weszła do dormitorium dziewcząt. W pokoju siedziała tylko Maggie, która pisała coś zawzięcie w swoim pamiętniku. Widząc jednak swoją przyjaciółkę, natychmiast odłożyła zeszyt i usiadła po turecku na łóżku.
- I co? – zapytała podekscytowana.
- Zaprosił mnie – wyznała cicho Rose, siadając na parapecie ze smutną miną. – Ale odmówiłam.
- Dlaczego?! – zdziwiła się Maggie, nic nie rozumiejąc.
- Mags, bo jak by to wyglądało? – westchnęła ciężko Rosie. – Ślizgon i Gryfonka? I jeszcze dokładnie TEN Ślizgon… Tatuś dostałby chyba zawału…
Blondynka pokiwała powoli głową. Doskonale znała całą historię Weasleyów i Potterów, dlatego wiedziała, że ich stosunki z Malfoyami były bardzo napięte. Do tej pory istniał między nimi pewien dystans, chociaż nie żyli już ze sobą w niezgodzie. Obie jednak wiedziały, że ani Malfoyom, ani rodzicom Rosie, nie spodobałoby się, gdyby dziewczyna poszła na bal ze Scorpiusem.
- No a ty? – Rosie postanowiła odwrócić od siebie uwagę. – Idziesz z kimś?
- Kojarzysz Craiga Wrighta? – zapytała nieśmiało Maggie.
- Pałkarz Krukonów – pokiwała głową rudowłosa. – Z piątej klasy.
- Zaprosił mnie przed kolacją – zaśmiała się, klaszcząc w dłonie.
- No to gratulacje! – ucieszyła się jej przyjaciółka.
- Dzięki – uśmiechnęła się Mags, ale zaraz jej uśmiech zbladł, gdy pomyślała, że Rose jeszcze nie ma partnera. – Rose, a może przyjmij jednak zaproszenie Scorpa? – zasugerowała. – Co ci szkodzi? Hugo wraca do domu, Lily i Rox też… A to oni mają najdłuższe języki w Nowej Generacji.
- Nie wiem… – Dziewczyna zaczęła nawijać lok na palec wskazujący. – Chciałabym z nim pójść, ale…
- Oj, przestań! – Maggie, która była z natury skończoną romantyczną, machnęła ręką. – Co z tego, że jest ze Slytherinu? Jak na Ślizgona, jest całkiem miły… Jako jedyny jeszcze nie nazwał mnie szlamą… – powiedziała już ciszej.
Maggie, która nie znała swoich rodziców, nie umiała powiedzieć, czy oboje byli czarodziejami, czy nie. Dlatego też Ślizgoni naśmiewali się z niej i bardzo często nazywali ją szlamą.
- Mags… – zaczęła Rosie, ale dziewczyna szybko jej przerwała.
- Idź ze Scorpem – poradziła jej. – Ktoś musi jako pierwszy przełamać tę wrogość między waszymi rodzinami. Dlaczego to nie macie być wy?
- Zastanowię się – obiecała, wyglądając przez okno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz