niedziela, 13 września 2015

5. Noworoczne Rewelacje Rity Skeeter

Boże Narodzenie Potterowie i Weasleyowie zawsze starali się spędzać wspólnie, jednak Nowy Rok świętowali już w swoich domach. Tym razem jednak w Dolinie Godryka zebrała się prawie cała rodzina, a spowodowało to najświeższe wydanie Proroka Codziennego, z którym - prosto do ogródka Potterów - deportował się Teddy Lupin.
Bez pukania wbiegł do domu, który zawsze stał przed nim otworem i wpadł do jadalni, gdzie jego ojciec chrzestny razem z rodziną w spokoju jadł śniadanie.
- Teddy! - zawołała entuzjastycznie rudowłosa Lily.
- Cześć, Kropeczko - przywitał się z dziewczynką i czym prędzej podszedł do Harry'ego. Pokazał mu gazetę tak, żeby inni nie dostrzegli pierwszej strony.
Harry natychmiast opuścił widelec i złapał gazetę. Jego żona oraz dzieci przyglądali się mu w milczeniu.
- Ministerstwo aż huczy - oznajmił ponuro Teddy.
- Co się stało? - nie wytrzymała w końcu Ginny.
- W tej chwili muszę lecieć do Biura Aurorów - powiedział Harry, wstając.
Tymczasem Albus już sięgał po gazetę, którą ojciec odłożył na bok. Na pierwszej stronie znajdował się artykuł o wstrząsającym nagłówku:

POWRÓT MOCY! ŚMIERCIOŻERCY ZNÓW ATAKUJĄ!
Jak donosi nasz specjalny korespondent, Rita Skeeter, nie dalej jak w Wigilię, z Azkabanu, najpilniej strzeżonego czarodziejskiego więzienia, uciekło dwóch groźnych śmierciożerców. Jest to pierwszy taki przypadek od ponad dwudziestu lat, co każe się zastanawiać, czy mamy powody do obaw.
Ostatnia ucieczka z Azkabanu miała miejsce w 1995 roku, gdy na wolność wydostało się dziesięciu popleczników Sami-Wiecie-Kogo, w tym Bellatrix Lestrange (oskarżona o torturowanie aurora, Franka Longbottoma i jego żony). Kolejna ucieczka wskazuje na to, że szykują się kolejne Mroczne Czasy, jednak Biuro Aurorów, któremu przewodzi obecnie sam Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, a także Ten Który Zabił Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, uparcie stwierdza, że nie ma powodów do obaw, a śmierciożercy zostaną już wkrótce złapani. Nie wiadomo, czy uspokoi tym ludzi, którzy słyszeli pogłoski o masowym mordzie na mugolach, który miał miejsce już następnego dnia po ucieczce.

Albus skończył czytanie i zapatrzył się na ojca, który bardzo szybko się przebrał i właśnie zmierzał do drzwi.
- Wrócę najsztybciej jak się da - obiecał. - Teddy, lepiej tu zostań. Podejrzewam, że zaraz przybędą kolejni.
Chwilkę później usłyszeli głośny trzask, co oznaczało że Harry deportował się już do Ministerstwa. Ginny spojrzała wtedy na zaniepokojonego Teddy'ego i odebrała gazetę przejętemu Albusowi. Bardzo szybko przeczytała artykuł Rity, a na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Jaki masowy mord? - warknęła. - O czym ona plecie?
- Próbuje wzniecić panikę - powiedział Teddy, siadając na krześle, które wcześniej zajmował Harry. - Odnoszę wrażenie, że chyba jej się udało.
- Co robiłeś dziś w Ministerstwie? - zainteresował się Al. - Podobno miałeś wolne.
- Mój urlop skończył się w Wigilię - odparł, przeczesując palcami jasne włosy, w których znajdowały się błękitne pasemka.
Nie była to szczęśliwa Wigilia dla Potterów i Weasleyów. Właśnie w trakcie kolacji nadeszła wiadomość o ucieczce więźniów, co zmusiło Harry'ego i Kingsleya do szybkiego udania się na miejsce zdarzenia. Teddy, który aktualnie odbywał szkolenie na aurora, także opuścił Norę, by jak najszybciej dotrzeć do Kwatery Głównej Aurorów i tam czekać na rozkazy.
- Rita się starzeje - zauważyła dość pogodnie Ginny. - Już nie ma tego nosa co kiedyś. Tydzień jej zajęło odkrycie tej ucieczki.
- I właśnie dlatego w Biurze tak huczy - oznajmił Teddy. - Bo to oznacza, że chlapnął jej coś któryś z naszych...
Usłyszeli głośny huk zwiastujący czyjąś teleportację, a potem do domu weszła Victoire. Teddy natychmiast zerwał się na równe nogi i dopadł do dziewczyny jednym susem. Widać było, że ulżyło jej na widok chłopaka, bo z jej twarzy zniknęła część przerażenia.
- Torrie, co ty tu robisz? - Ginny nie spodziewała się tu akurat jej.
- Chciałam się dowiedzieć, co z Teddym - przyznała się. - Byłam przekonana, że wszyscy aurorzy ścigają teraz tych zbiegów.
- Na razie dostałem polecenie siedzenia tutaj - uspokoił dziewczynę Teddy, prowadząc ją do stołu.
Al i Lily siedzieli cicho, przysłuchując się rozmowie. Nie chcieli przyciągać ich uwagi, bo podejrzewali, że zostaliby wtedy odesłani do swoich pokojów. Dorośli nie lubili rozmawiać przy nich o takich sprawach.
- Przynajmniej nadal nie wie, którzy śmierciożercy uciekli. - Teddy starał się dostrzec plusy zaistniałej sytuacji.
- Kwestia czasu, kiedy się dowie - odparła na to Ginny.
Zamierzała powiedzieć coś więcej, ale wtedy jej spojrzenie padło na Lily, która próbowała stać się jak najmniejsza, a potem na Albusa, który z niewinną miną wpatrywał się w swoje płatki śniadaniowe.
- Spakowani? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, dodała: - Migiem pakować kufry.
Lily otworzyła usta żeby zaprotestować, ale Albus posłał jej ostre spojrzenie i zamknęła usta. Z naburmuszoną miną wstała od stołu i razem z bratem ruszyła po schodach na piętro. Al czuł na plecach spojrzenie matki, dlatego postarał się, by usłyszała trzask zamykanych przez niego drzwi do pokoju i dopiero wtedy odezwał się do siostry.
- Protesty nic by ci nie dały - powiedział cicho, idąc do swojej komody i otwierając pierwszą szufladę.
- Czego szukasz? - zapytała nieco obrażonym tonem.
- Tego! - zawołał triumfalnie, wyciągając kłębek splątanych sznurków. - Uszy Dalekiego Zasięgu!
Brązowe oczy Lily zaświeciły się entuzjastycznie, gdy Albus wręczył jej jedną parę Uszu, a potem bezszelestnie otworzył drzwi. Z salonu słychać było przytłumione głosy, więc Al i Lily natychmiast skierowali sznurki w tamtym kierunku, drugi ich koniec przykładając do własnych uszu.
- Od dłuższego czasu wiadomo było, że coś się w końcu wydarzy. - Głos Teddy'ego był tak wyraźny, jakby chłopak stał tuż przed nimi. - Nie na darmo Harry nakłonił Kingsleya żeby podwoił ilość strażników Azkabanu. Od kilku miesięcy w powietrzu było czuć coś nieprzyjemnego...
- Jak to się stało, że uciekli? - zaciekawiła się Victoire.
- Wszystko wskazuje na to, że pomógł im ktoś z zewnątrz - oznajmił.
- Carrowowie znów na wolności... - Ginny mówiła bardzo cicho.
Albus spojrzał szybko na Lily. Znał to nazwisko. Wielokrotnie powtarzało się w rodzinnych opowieściach dotyczących Bitwy o Hogwart. Wspomniani śmierciożercy przez rok nauczali w Hogwarcie i torturowali nieposłusznych uczniów. Najczęściej obrywał od nich wujek Neville.
- Kto wie, co teraz planują - mówiła dalej. - Zamierzają odnowić szeregi śmierciożerców? Zemścić się?
- Przecież śmierciożerców już nie ma - przytomnie zauważyła Victoire.
- Tak naprawdę nie wiadomo ilu uniknęło Azkabanu po wojnie - powiedziała Ginny. - A idea czystości krwi wciąż jest popularna. Jeśli tylko zechcą, znajdą sojuszników, a wtedy...
Albus natychmiast pomyślał o Maggie, która nie znała swoich rodziców i nic nie wiedziała ich temat. To osoby podobne do niej staną się głównym celem ataku.
- Złapiemy ich zanim zdążą kogoś zranić - obiecał stanowczo Teddy.
Na zewnątrz znów rozległ się trzask, a potem do domku weszli Ron z Hermioną i Hugo. Przez chwilę na dole panowało zamieszanie, po czym na schodach rozległy się szybkie kroki, a Al i Lily natychmiast ukryli Uszy Dalekiego Zasięgu. Do pokoju wpadł jednak podekscytowany Hugo, a zaraz za nim Rox, co oznaczało, że przybył też George z Angeliną. Odetchnęli na to z ulgą, spodziewając się wizyty dorosłych  i wrócili do podsłuchiwania, tym razem we czwórkę.
- Trzeba odstawić dzieciaki do Hogwartu - oznajmił ponuro Ron. - Ma ktoś pomysł jak bezpiecznie to zrobić?
- Błędny Rycerz - zaproponował Teddy. - Mogę podjąć się eskorty.
- Pojadę z tobą - dołączyła się Torrie. - Chociaż mało prawdopodobne, by zaatakowali tak szybko. Na razie muszą się ukrywać.
- Ostrożności nigdy za wiele - zgodziła się z Ronem Ginny. - Gdy wróci Harry, porozmawiam z nim o zaklęciach ochronnych. Do tej pory nie były potrzebne...
- Może to czas, by zwołać Zakon Feniksa? - zasugerowała ostrożnie Hermiona. - Dobrze by było trwać w gotowości.
- I Gwardię Dumbledore'a - rzucił George. - Hermiono, masz jeszcze te swoje monety?
- Ja mam - odparła. - Pytanie, co z resztą...
- Na razie się wstrzymajmy. - Ginny przystopowała rodzinę. - Kiedy wróci Harry, zdecydujemy, co robić. Póki co, musimy odstawić dzieciaki do szkoły, a potem możemy działać... Pójdę zobaczyć czy się spakowali...
Był to wyraźny sygnał, że trzeba chować dowody zbrodni, dlatego też w mgnieniu oka Uszy Dalekiego Zasięgu znalazły się w komodzie, przykryte stertą ubrań, a Albus pospiesznie otwierał kufer udając, że wrzuca do niego ciuchy. Kiedy zajrzała do niego matka, zmarszczyła brwi na widok Lily, Hugona i Rox, ale nie wypowiedziała na ten temat nawet słowa.
- Lily, pakuj się szybko - powiedziała. - Jeszcze dziś odwieziemy was do Hogwartu.

***

James i Fred siedzieli z markotnymi minami przy stole Gryfonów i grzebali widelcami w talerzach z jajecznicą. Maggie i Rosie przyglądały się im z wyraźnym rozbawieniem.
- To chyba najdłuższy szlaban w naszej karierze, co nie Fred? - westchnął ciężko James.
- Dwa tygodnie pomagania Tyke'owi podczas porządków w zamku... - Fred oparł głowę o blat stołu. - Dlaczego nie dali nam kolejnej kartoteki do przepisywania?
- Bo już wiedzą, że stamtąd czerpiecie pomysły - poinformowała ich Maggie.
Do Wielkiej Sali właśnie wszedł Scorpius Malfoy, który zerknął szybko w stronę stołu Gryfonów. Maggie szturchnęła Rose, po czym sama pomachała do chłopaka, który przywitał ją lekkim uśmiechem. James natychmiast się odwrócił, święcie przekonany, że dziewczyna macha do Craiga Wrighta. Widząc Malfoya, uniósł nieco brwi.
- Scorp Malfoy? - zapytał z niedowierzaniem. - Donovan, nie dość, że wczoraj zbratałaś się z naszym meczowym przeciwnikiem, to teraz jeszcze zadajesz się ze Ślizgonem?
Maggie poczerwieniała ze złości, a Rose nieco posmutniała. James nie zauważył jednak reakcji kuzynki, całkowicie skupiony na Donovan.
- Nie zamierzam przyjaźnić się tylko z Gryfonami, bo tak ci się widzi, Potter - poinformowała go gniewnie Maggie. - Craig jest bardzo fajny, a Scorp... Nie jest taki jak inni Ślizgoni.
- Naprawdę? - zakpił. - A co każe ci tak twierdzić?
- Nawet raz nie nazwał mnie szlamą - odparła, ścierając z twarzy Jamesa ironiczny uśmieszek. - I nawet zabrania tak mówić na mnie innym.
- Donovan, nie jesteś szlamą! - wysyczał, czując niechętny podziw do Malfoya.
- Skąd wiesz? - warknęła, pochylając się ku niemu. - Moi rodzice mogli być mugolami, a nawet śmierciożercami.
- Gdyby byli mugolami, nie trafiłabyś do czarodziejskiego sierocińca - zauważyła spokojnie Rose.
- No właśnie - James spojrzał triumfalnie na młodszą koleżankę.
- To jednak nie dowodzi, że oboje byli czarodziejami - westchnęła, posępniejąc.
Największym pragnieniem Maggie, odkąd spełniło się jej marzenie, by trafić do Hogwartu, było dowiedzenie się prawdy o rodzicach. Nie pozostawili jej po sobie nic poza imieniem, Nawet nazwisko zostało jej nadane w sierocińcu.
- Mags... - zaczęła cicho Rose, lecz wtedy do ich stołu podbiegł Louis, wymachując dziko gazetą.
- Widzieliście?! - zawołał, rzucając gazetę na stół.
Dominique, zainteresowana zachowaniem brata, szturchnęła Molly, która wściekała się na trzech kuzynów za odpalenie sztucznych ogni i pociągnęła ją w ich stronę. Po chwili wszyscy w napięciu odczytywali treść artykułu Rity.
- Muszę natychmiast napisać do domu - oznajmił James.
- Spokojnie, Jim... - Dominique położyła dłoń na jego ramieniu. - Gdyby coś się wydarzyło, napisaliby do nas o tym zaraz po Wigilii.
- Nienawidzę dowiadywać się o  wszystkim z gazet! - zawołał, zaciskając ręce w pięści.
- Myślicie, że Rita napisała prawdę? - zmarszczył brwi Fred. - Słynie z koloryzowania faktów.
- Nie wiem, ale chętnie się dowiem. - James już się podnosił. - Idę wysłać Urwisa do rodziców.
Louis spojrzał na Freda i bez słowa podążyli za przyjacielem. Przy stole zostały tylko Rose, Maggie, Molly i Domi.
- A wy co o tym sądzicie? - zapytała się Rosie. - Jest się czym martwić?
- Nasi rodzice nie lubią Rity - westchnęła Dominique, odgarniając wpadające do oczu rude kosmyki. - Ale w każdym jej artykule zawsze było troszkę prawdy...
- Dowiemy się, kiedy wróci Al - oznajmiła Maggie. - Był na miejscu, więc wszystko nam powie.
- Myślisz, że dopuściliby go do tak poważnych rozmów? - zwątpiła Molly.
Maggie tylko spojrzała na Rosie. One wiedziały, że Al i James bardzo często korzystali w domu z Uszu Dalekiego Zasięgu, by dowiedzieć się, co w trawie piszczy. Maggie przypuszczała, że i tym razem Al postanowił z nich skorzystać.
- Powie nam, gdy przyjedzie - stwierdziła z pewnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz