Maggie
i James szli korytarzem za Tykiem, który nie odezwał się nawet
słowem od momentu, w którym znalazł ich w tajnym korytarzu. Oboje
wiedzieli, że wpadli w poważne kłopoty, a James zaczął się
nawet żegnać w duchu ze szkołą. Kiedy więc stanęli przed
drzwiami do gabinetu profesora Longbottoma, mieli naprawdę ponure
miny. Unikając patrzenia na siebie, stali przed drzwiami czekając,
aż woźny obudzi opiekuna ich domu.
-
Właźcie - warknął na nich Tyke, wychylając głowę zza drzwi.
Niepewnie
weszli do gabinetu i stanęli pośrodku pokoju, uparcie wpatrując
się w podłogę. Tyke warował przy drzwiach, jakby chciał uzyskać
pewność, że zostaną należycie ukarani.
-
Możesz odejść, Tyke - polecił mu profesor Longbottom zmęczonym
głosem.
Woźny
nie ośmielił się sprzeciwić bezpośredniemu poleceniu, dlatego
wyszedł, choć rzucił przy tym bardzo nieprzychylne spojrzenie w
stronę Maggie i Jima. Dopiero, kiedy zamknęły się za nim drzwi,
Neville zwrócił się do dwójki swoich uczniów.
-
Możecie mi to wyjaśnić? - zapytał.
Maggie
szybko spojrzała na Jamesa, a potem na profesora, który z posępną
miną siedział za biurkiem, ubrany w zielony szlafrok. Nim zdążyła
coś powiedzieć, nauczyciel wbił wzrok w Pottera.
-
James, znowu? - westchnął z rezygnacją. - Nie dalej jak tydzień
temu dostałeś już jeden szlaban... Wiesz, że teraz będę musiał
pójść z tym do dyrektora...
Chłopak
nie odpowiedział, tylko wbił wzrok w swoje buty. Natomiast Maggie
zamarła ze strachu. Zupełnie zapomniała, że Jim, Fred i Lou
zarobili już szlaban za odpalenie w zamku sztucznych ogni. Kolejna
kara, w tak krótkim odstępie czasowym, groziła mu wydaleniem ze
szkoły.
-
Panie profesorze, to moja wina! - odezwała się bez namysłu.
Zarówno
Neville, jak i James utkwili w niej zaskoczone spojrzenie. A ona
kontynuowała.
-
Pokłóciłam się z chłopakiem i Rosie musiała Jimowi powiedzieć,
że nie wróciłam do dormitorium - kłamała jak najęta. - Po
prostu nie chciał, żebym wpadła w kłopoty, a przeze mnie sam
teraz ma problemy... Proszę mu odpuścić - powiedziała nieco
płaczliwym tonem.
Profesor
przyglądał się jej z nieodgadnioną miną. W pewnym momencie
Maggie wydawało się nawet, że dostrzegła w jego oczach ślad
rozbawienia, ale zniknął tak szybko, że wzięła to za swoje
wyobrażenie.
- To
prawda, Jim? - zwrócił się do chłopaka.
James
nie odpowiedział, ale Neville potraktował to jako twierdzenie.
Rozluźnił się odrobinę i wygodniej oparł o oparcie krzesła.
-
Cóż, to jednak nie zmienia faktu, że złamaliście regulamin -
zaznaczył. - Jednak... ze względu na sytuację... - Pokręcił
głową z bladym uśmiechem. - Tym razem nie pójdę do dyrektora -
powiedział w końcu, a Maggie odetchnęła z ulgą. - Co nie
oznacza, że się wam upiekło - zastrzegł szybko.
-
Wu... - zaczął Jim, ale ugryzł się w język. - Panie profesorze,
chyba nie wyśle pan listu do rodziców? - zapytał niespokojnie.
-
Wiesz, że powinienem - odparł spokojnie nauczyciel. - Ale Harry i
Ginny mają teraz tyle na głowie...
Maggie
domyśliła się, że profesor miał na myśli śmierciożerców i
zamieszanie związane z ich ucieczką.
- Nie
będę ich na razie o tym informował - powiedział. - Ale jeszcze
jedno przewinienie, Jim, i dowiedzą się o wszystkim, zrozumiano?
- Tak
jest - odpowiedział całkiem entuzjastycznie.
- A
co do waszej kary... - Neville znów się zasępił. - Muszę to
zrobić... - westchnął. - Gryffindor traci przez was pięćdziesiąt
punktów. A jutro rano dostaniecie karteczki z informacją o waszym
szlabanie. Możecie już iść.
Szybko
opuścili gabinet i ruszyli w stronę swojej wieży. James milczał
przez długą chwilę, a Maggie, która zastanawiała się, co
takiego będą musieli zrobić podczas szlabanu, nawet tego nie
zauważyła.
-
Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał tak nagle, że aż podskoczyła.
- Co
zrobiłam? - W pierwszym momencie nie zrozumiała, co ma na myśli.
-
Dlaczego skłamałaś Neville'owi?
Wzruszyła
ramionami, zastanawiając się nad odpowiedzią.
-
Poniekąd wpakowałam cię w tę sytuację, nie? - powiedziała. - A
poza tym, w przeciwieństwie do ciebie, miałam czyste konto. Wzięłam
winę na siebie, bo nie groziło mi wywalenie ze szkoły... Całkiem
zapomniałam, że już masz jeden szlaban na karku.
-
Ciekawe, co nam wymyśli - mruknął, wchodząc po schodach.
-
Trzeci tydzień sprzątania? - zażartowała.
Milczeli
aż do portretu Grubej Damy. Strażniczka wieży obrzuciła ich
ostrym spojrzeniem, ale gdy James podał hasło, otworzyła przejście
i wpuściła ich do środka. W pokoju wspólnym było pusto i ciemno.
Ogień w kominku już prawie wygasł, lecz Maggie machnęła szybko
różdżką i płomienie roztańczyły się na nowo. Z ciężkim
sercem podeszła do zawalonego książkami stolika i usiadła na
fotelu, rozkładając przed sobą pergamin.
-
Zwariowałaś? - James stanął nad nią, obserwując ją z pełną
niedowierzania miną.
-
Jutro poniedziałek, a ja nadal nie mam pracy domowej na wróżbiarstwo
i historię magii - odparła ponuro, przeglądając stos notatek. -
No i muszę przepisać to, co napisał mi na eliksiry Al -
westchnęła, pochylając się nad notatkami przyjaciela.
James
stał przez chwilę i przyglądał się jak dziewczyna zabiera się
za przepisywanie eseju z eliksirów, po czym wzniósł oczy do nieba
i usiadł obok niej. Spojrzała na niego ze szczerym zdumieniem.
- No
co? - prychnął. - Chciałaś, żebym ci pomógł.
- Nie
sądziłam, że weźmiesz to na serio - odparła powoli.
-
Uratowałaś mi dziś skórę - burknął niechętnie. - Powiedzmy,
że spłacam dług... - I zanim zdążyła coś powiedzieć, dodał:
- Przepisuj eliksiry i pokaż mi temat wypracowania dla Binnsa.
Z
jego miny wyczytała, że nie ma sensu się z nim spierać, więc
wręczyła mu kartkę z tematem, a potem sama zabrała się za
przepisywanie pracy domowej do Zabiniego. Kiedy skończyła, było
już dobrze po północy, a przed nią leżał arkusz zapisany
pochyłym pismem Jamesa.
-
Skończyłeeeeem - oznajmił, ziewając. - Możesz przepisywać...
Chyba, że... - Usiadł nagle, całkiem rozbudzony. - Zupełnie o tym
zapomniałem! - zawołał, zrywając się na równe nogi i pędząc
do swojego dormitorium.
Maggie
odprowadziła go wzrokiem uznając, że najwidoczniej zmęczenie
wreszcie dało mu się we znaki i otworzyła podręcznik do
wróżbiarstwa. Zdecydowała się najpierw odwalić pracę domową
dla Trelawney, a później przepisać to, co naskrobał dla niej Jim.
Była już w trakcie analizowania mapy nieba, gdy do pokoju wspólnego
wbiegł James, trzymając w ręce coś, co wyglądało jak mugolski
cyrkiel.
-
Zmieniacz Pisma - oznajmił radośnie. - To dopiero prototyp. Wuj
George dał go Fredowi do przetestowania w szkole...
-
Działa? - zapytała, gdy James sięgnął po wypracowanie, które
dla niej napisał, a potem po kartkę zapisaną jej drobnym pismem.
- Do
tej pory korzystaliśmy z niego dwa razy, ale za każdym razem z
pozytywnym skutkiem - oznajmił.
Przycisnął
jeden koniec urządzenia, gruby i srebrny, do pergaminu z jej pismem,
a drugi - nieco cieńszy - do tego, który zapisał on. Wolną ręką
przekręcił małe pokrętło umieszczone na czubku Zmieniacza i
uśmiechnął się szeroko.
Maggie
miała wrażenie, że litery z jej kartki zostają wciągnięte przez
mały odkurzacz, bo nagle znikły z pergaminu. Zmieniacz Pisma
zadrżał w ręce Jima, po czym z cienkiego końca zaczął wydobywać
się atrament, który wnikał w litery, zamieniając pochyłe pismo
Pottera w drobne i ciasne literki Maggie.
- Nie
do wykrycia, jeśli ktoś nie podejrzewa oszustwa - oznajmił dumnie,
wręczając jej rolkę pergaminu, która wyglądała tak, jakby sama
ją zapisała.
-
Wow... Dzięki - odparła, gapiąc się to na pergamin, to na
Zmieniacz w jego ręku.
- A
teraz czas do łóżeczka - powiedział znajomym, złośliwym tonem.
- Nie wiadomo, co nas jutro czeka, więc trzeba się wyspać.
Spojrzała
na niedokończoną pracę z wróżbiarstwa, a potem na zegar
wybijający godzinę pierwszą w nocy. Zachciało się jej spać tak
bardzo, że nie zdołała powstrzymać ziewnięcia. James wyszczerzył
na to zęby i żartobliwym gestem potargał jej włosy, po czym -
śmiejąc się z jej obrażonej miny - zniknął na schodkach do jego
dormitorium.
***
Gdy
Maggie w końcu zeszła na śniadanie, Rose i Al już siedzieli przy
stole. Nigdzie jednak nie zauważyła Jamesa i Freda, chociaż Louis
siedział razem z kolegami przy stole Krukonów i pałaszował płatki
z mlekiem. Podeszła więc do swoich przyjaciół, którzy powitali
ją wesołymi uśmiechami.
-
Udało się? - zapytała ją Rosie.
-
Tylko rozmnożyliśmy monety - odpowiedziała, smarując tost dżemem.
- Dziś mieliśmy zająć się Proteuszem, ale chyba nam nie
wyjdzie...
-
Dlaczego? - zmarszczyła brwi Weasleyówna. - I co ci się stało w
głowę? - Rosie dostrzegła sińca na czole przyjaciółki.
-
Dostaliśmy szlaban - oznajmiła i opowiedziała im o wczorajszym
wydarzeniu.
-
Niewiele brakowało i Jim naprawdę wyleciałby ze szkoły. - Albus
wyglądał na wstrząśniętego.
- I
dlatego wzięłam winę na siebie - wzruszyła ramionami. - No, ale
potem pomógł mi z pracami domowymi.
Al
zakrztusił się sokiem dyniowym i Rose musiała huknąć go w plecy.
Sama wyglądała na mocno zaskoczoną.
-
Jim, z własnej woli, pomógł ci odrobić prace domowe? - zapytała
powoli. - Prace domowe, które nie należały do niego?
-
Mhm... - mruknęła Maggie.
Teraz,
gdy sama się nad tym zastanawiała, rzeczywiście wydawało się to
naprawdę dziwne.
- I
nic nie chciał w zamian? - Albus ocierał twarz serwetką, patrząc
na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
-
Powiedział, że odwdzięcza się za to, że wzięłam go w obronę.
- Maggie przeszła nad tym do porządku dziennego. Już nie widziała
w tym nic niezwykłego.
-
Poczucie honoru to on ma - stwierdziła pogodnie Rosie.
-
Masz dobry wpływ na mojego brata - zakpił Al, upijając kolejny łyk
z kubka.
- Ale
on zły na na nią - dodała Rose widząc, że w ich stronę zmierza
Neville.
Profesor
zatrzymał się przy Maggie i wręczył jej dwa świstki papieru.
-
Oddaj drugi Jimowi - poprosił, odchodząc szybko.
- Nie
był zbyt szczęśliwy... - zauważył ostrożnie Al.
- I
nic dziwnego - mruknęła Maggie, wpatrując się w swój arkusz. -
"Dziś o 9 przed chatką Hagrida".
Zerknęła
szybko na kartkę Jamesa, na której widniało dokładnie to samo.
- Co
to ma znaczyć? - zapytała niespokojnie.
W tym
samym momencie do Wielkiej Sali przyszli wreszcie James i Fred, obaj
z bardzo zadowolonymi minami. Rose machnęła do nich szybko, więc
podeszli bliżej.
-
Skąd ta mina, Donovan? - zapytał wesoło James.
Bez
słowa podała mu drugą kartkę. Fred spojrzał ponad jego ramieniem
na tekst i parsknął śmiechem.
-
Super! - zawołał.
- Co
jest w tym takie super? - zapytał się Al.
- A
to, że nasze niegrzeczne gołąbeczki pójdą ćwierkać do
Zakazanego Lasu - oznajmił Fred, kończąc swą wypowiedź
przeciągłym wyciem.
Maggie
pobladła, za to James wzruszył ramionami i schował kartkę do
kieszeni.
- Mam
nadzieję, że to oznacza, iż anulowano mi szlaban u Tyke'a -
oznajmił. - Zakazany Las i nasz woźny to za dużo, nawet jak na
mnie.
- W
ogóle się tym nie przejmujesz? - pisnęła Rose.
-
Pewnie pójdzie z nami Hagrid - odparł beztrosko James. - A co może
być lepszego od nocnej wyprawy do Zakazanego Lasu? - zapytał z
rozmarzeniem.
-
Mamy inne systemy wartości - burknęła Maggie.
Spojrzała
na Ala i Rose, którzy wyglądali na równie zaniepokojonych, co ona.
Rose pochyliła się ku przyjaciółce i szepnęła:
-
Śmierciożercy są na wolności... Kto wie, gdzie się ukryli... A
Zakazany Las...
Nie
musiała kończyć. Maggie doskonale wiedziała, co miała na myśli.
W Lesie, na skraju Hogwartu, żyły naprawdę paskudne stworzenia.
Było to idealne miejsce na kryjówkę, bo nikt się tam nie
zapuszczał bez powodu. Nic więc dziwnego, że profesor Longbottom
miał taką ponurą minę.
- Ale
dlaczego was tam wysyła? - Myśli Ala biegły podobnym torem.
-
Wydaje mi się, że to przez Tyke'a - szepnęła. - Żeby wreszcie
odpuścił Jimowi.
Woźny
Hogwartu naprawdę nienawidził Jamesa i jego bandy. Wszyscy
wiedzieli, że tylko czeka, by przyłapać go na czymś naprawdę
nielegalnym, a potem móc wyrzucić ze szkoły. Wczoraj niewiele
brakowało.
-
Może ma nadzieję, że nie wróci stamtąd żywy... - wymamrotał
Albus. - Już lepszy byłby wyjec od mamy... - westchnął,
odkładając widelec na talerz pełen jajecznicy. Całkowicie stracił
apetyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz