niedziela, 13 września 2015

8. Szlaban

Maggie i James szli korytarzem za Tykiem, który nie odezwał się nawet słowem od momentu, w którym znalazł ich w tajnym korytarzu. Oboje wiedzieli, że wpadli w poważne kłopoty, a James zaczął się nawet żegnać w duchu ze szkołą. Kiedy więc stanęli przed drzwiami do gabinetu profesora Longbottoma, mieli naprawdę ponure miny. Unikając patrzenia na siebie, stali przed drzwiami czekając, aż woźny obudzi opiekuna ich domu.
- Właźcie - warknął na nich Tyke, wychylając głowę zza drzwi.
Niepewnie weszli do gabinetu i stanęli pośrodku pokoju, uparcie wpatrując się w podłogę. Tyke warował przy drzwiach, jakby chciał uzyskać pewność, że zostaną należycie ukarani.
- Możesz odejść, Tyke - polecił mu profesor Longbottom zmęczonym głosem.
Woźny nie ośmielił się sprzeciwić bezpośredniemu poleceniu, dlatego wyszedł, choć rzucił przy tym bardzo nieprzychylne spojrzenie w stronę Maggie i Jima. Dopiero, kiedy zamknęły się za nim drzwi, Neville zwrócił się do dwójki swoich uczniów.
- Możecie mi to wyjaśnić? - zapytał.
Maggie szybko spojrzała na Jamesa, a potem na profesora, który z posępną miną siedział za biurkiem, ubrany w zielony szlafrok. Nim zdążyła coś powiedzieć, nauczyciel wbił wzrok w Pottera.
- James, znowu? - westchnął z rezygnacją. - Nie dalej jak tydzień temu dostałeś już jeden szlaban... Wiesz, że teraz będę musiał pójść z tym do dyrektora...
Chłopak nie odpowiedział, tylko wbił wzrok w swoje buty. Natomiast Maggie zamarła ze strachu. Zupełnie zapomniała, że Jim, Fred i Lou zarobili już szlaban za odpalenie w zamku sztucznych ogni. Kolejna kara, w tak krótkim odstępie czasowym, groziła mu wydaleniem ze szkoły.
- Panie profesorze, to moja wina! - odezwała się bez namysłu.
Zarówno Neville, jak i James utkwili w niej zaskoczone spojrzenie. A ona kontynuowała.
- Pokłóciłam się z chłopakiem i Rosie musiała Jimowi powiedzieć, że nie wróciłam do dormitorium - kłamała jak najęta. - Po prostu nie chciał, żebym wpadła w kłopoty, a przeze mnie sam teraz ma problemy... Proszę mu odpuścić - powiedziała nieco płaczliwym tonem.
Profesor przyglądał się jej z nieodgadnioną miną. W pewnym momencie Maggie wydawało się nawet, że dostrzegła w jego oczach ślad rozbawienia, ale zniknął tak szybko, że wzięła to za swoje wyobrażenie.
- To prawda, Jim? - zwrócił się do chłopaka.
James nie odpowiedział, ale Neville potraktował to jako twierdzenie. Rozluźnił się odrobinę i wygodniej oparł o oparcie krzesła.
- Cóż, to jednak nie zmienia faktu, że złamaliście regulamin - zaznaczył. - Jednak... ze względu na sytuację... - Pokręcił głową z bladym uśmiechem. - Tym razem nie pójdę do dyrektora - powiedział w końcu, a Maggie odetchnęła z ulgą. - Co nie oznacza, że się wam upiekło - zastrzegł szybko.
- Wu... - zaczął Jim, ale ugryzł się w język. - Panie profesorze, chyba nie wyśle pan listu do rodziców? - zapytał niespokojnie.
- Wiesz, że powinienem - odparł spokojnie nauczyciel. - Ale Harry i Ginny mają teraz tyle na głowie...
Maggie domyśliła się, że profesor miał na myśli śmierciożerców i zamieszanie związane z ich ucieczką.
- Nie będę ich na razie o tym informował - powiedział. - Ale jeszcze jedno przewinienie, Jim, i dowiedzą się o wszystkim, zrozumiano?
- Tak jest - odpowiedział całkiem entuzjastycznie.
- A co do waszej kary... - Neville znów się zasępił. - Muszę to zrobić... - westchnął. - Gryffindor traci przez was pięćdziesiąt punktów. A jutro rano dostaniecie karteczki z informacją o waszym szlabanie. Możecie już iść.
Szybko opuścili gabinet i ruszyli w stronę swojej wieży. James milczał przez długą chwilę, a Maggie, która zastanawiała się, co takiego będą musieli zrobić podczas szlabanu, nawet tego nie zauważyła.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał tak nagle, że aż podskoczyła.
- Co zrobiłam? - W pierwszym momencie nie zrozumiała, co ma na myśli.
- Dlaczego skłamałaś Neville'owi?
Wzruszyła ramionami, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Poniekąd wpakowałam cię w tę sytuację, nie? - powiedziała. - A poza tym, w przeciwieństwie do ciebie, miałam czyste konto. Wzięłam winę na siebie, bo nie groziło mi wywalenie ze szkoły... Całkiem zapomniałam, że już masz jeden szlaban na karku.
- Ciekawe, co nam wymyśli - mruknął, wchodząc po schodach.
- Trzeci tydzień sprzątania? - zażartowała.
Milczeli aż do portretu Grubej Damy. Strażniczka wieży obrzuciła ich ostrym spojrzeniem, ale gdy James podał hasło, otworzyła przejście i wpuściła ich do środka. W pokoju wspólnym było pusto i ciemno. Ogień w kominku już prawie wygasł, lecz Maggie machnęła szybko różdżką i płomienie roztańczyły się na nowo. Z ciężkim sercem podeszła do zawalonego książkami stolika i usiadła na fotelu, rozkładając przed sobą pergamin.
- Zwariowałaś? - James stanął nad nią, obserwując ją z pełną niedowierzania miną.
- Jutro poniedziałek, a ja nadal nie mam pracy domowej na wróżbiarstwo i historię magii - odparła ponuro, przeglądając stos notatek. - No i muszę przepisać to, co napisał mi na eliksiry Al - westchnęła, pochylając się nad notatkami przyjaciela.
James stał przez chwilę i przyglądał się jak dziewczyna zabiera się za przepisywanie eseju z eliksirów, po czym wzniósł oczy do nieba i usiadł obok niej. Spojrzała na niego ze szczerym zdumieniem.
- No co? - prychnął. - Chciałaś, żebym ci pomógł.
- Nie sądziłam, że weźmiesz to na serio - odparła powoli.
- Uratowałaś mi dziś skórę - burknął niechętnie. - Powiedzmy, że spłacam dług... - I zanim zdążyła coś powiedzieć, dodał: - Przepisuj eliksiry i pokaż mi temat wypracowania dla Binnsa.
Z jego miny wyczytała, że nie ma sensu się z nim spierać, więc wręczyła mu kartkę z tematem, a potem sama zabrała się za przepisywanie pracy domowej do Zabiniego. Kiedy skończyła, było już dobrze po północy, a przed nią leżał arkusz zapisany pochyłym pismem Jamesa.
- Skończyłeeeeem - oznajmił, ziewając. - Możesz przepisywać... Chyba, że... - Usiadł nagle, całkiem rozbudzony. - Zupełnie o tym zapomniałem! - zawołał, zrywając się na równe nogi i pędząc do swojego dormitorium.
Maggie odprowadziła go wzrokiem uznając, że najwidoczniej zmęczenie wreszcie dało mu się we znaki i otworzyła podręcznik do wróżbiarstwa. Zdecydowała się najpierw odwalić pracę domową dla Trelawney, a później przepisać to, co naskrobał dla niej Jim. Była już w trakcie analizowania mapy nieba, gdy do pokoju wspólnego wbiegł James, trzymając w ręce coś, co wyglądało jak mugolski cyrkiel.
- Zmieniacz Pisma - oznajmił radośnie. - To dopiero prototyp. Wuj George dał go Fredowi do przetestowania w szkole...
- Działa? - zapytała, gdy James sięgnął po wypracowanie, które dla niej napisał, a potem po kartkę zapisaną jej drobnym pismem.
- Do tej pory korzystaliśmy z niego dwa razy, ale za każdym razem z pozytywnym skutkiem - oznajmił.
Przycisnął jeden koniec urządzenia, gruby i srebrny, do pergaminu z jej pismem, a drugi - nieco cieńszy - do tego, który zapisał on. Wolną ręką przekręcił małe pokrętło umieszczone na czubku Zmieniacza i uśmiechnął się szeroko.
Maggie miała wrażenie, że litery z jej kartki zostają wciągnięte przez mały odkurzacz, bo nagle znikły z pergaminu. Zmieniacz Pisma zadrżał w ręce Jima, po czym z cienkiego końca zaczął wydobywać się atrament, który wnikał w litery, zamieniając pochyłe pismo Pottera w drobne i ciasne literki Maggie.
- Nie do wykrycia, jeśli ktoś nie podejrzewa oszustwa - oznajmił dumnie, wręczając jej rolkę pergaminu, która wyglądała tak, jakby sama ją zapisała.
- Wow... Dzięki - odparła, gapiąc się to na pergamin, to na Zmieniacz w jego ręku.
- A teraz czas do łóżeczka - powiedział znajomym, złośliwym tonem. - Nie wiadomo, co nas jutro czeka, więc trzeba się wyspać.
Spojrzała na niedokończoną pracę z wróżbiarstwa, a potem na zegar wybijający godzinę pierwszą w nocy. Zachciało się jej spać tak bardzo, że nie zdołała powstrzymać ziewnięcia. James wyszczerzył na to zęby i żartobliwym gestem potargał jej włosy, po czym - śmiejąc się z jej obrażonej miny - zniknął na schodkach do jego dormitorium.
***
Gdy Maggie w końcu zeszła na śniadanie, Rose i Al już siedzieli przy stole. Nigdzie jednak nie zauważyła Jamesa i Freda, chociaż Louis siedział razem z kolegami przy stole Krukonów i pałaszował płatki z mlekiem. Podeszła więc do swoich przyjaciół, którzy powitali ją wesołymi uśmiechami.
- Udało się? - zapytała ją Rosie.
- Tylko rozmnożyliśmy monety - odpowiedziała, smarując tost dżemem. - Dziś mieliśmy zająć się Proteuszem, ale chyba nam nie wyjdzie...
- Dlaczego? - zmarszczyła brwi Weasleyówna. - I co ci się stało w głowę? - Rosie dostrzegła sińca na czole przyjaciółki.
- Dostaliśmy szlaban - oznajmiła i opowiedziała im o wczorajszym wydarzeniu.
- Niewiele brakowało i Jim naprawdę wyleciałby ze szkoły. - Albus wyglądał na wstrząśniętego.
- I dlatego wzięłam winę na siebie - wzruszyła ramionami. - No, ale potem pomógł mi z pracami domowymi.
Al zakrztusił się sokiem dyniowym i Rose musiała huknąć go w plecy. Sama wyglądała na mocno zaskoczoną.
- Jim, z własnej woli, pomógł ci odrobić prace domowe? - zapytała powoli. - Prace domowe, które nie należały do niego?
- Mhm... - mruknęła Maggie.
Teraz, gdy sama się nad tym zastanawiała, rzeczywiście wydawało się to naprawdę dziwne.
- I nic nie chciał w zamian? - Albus ocierał twarz serwetką, patrząc na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
- Powiedział, że odwdzięcza się za to, że wzięłam go w obronę. - Maggie przeszła nad tym do porządku dziennego. Już nie widziała w tym nic niezwykłego.
- Poczucie honoru to on ma - stwierdziła pogodnie Rosie.
- Masz dobry wpływ na mojego brata - zakpił Al, upijając kolejny łyk z kubka.
- Ale on zły na na nią - dodała Rose widząc, że w ich stronę zmierza Neville.
Profesor zatrzymał się przy Maggie i wręczył jej dwa świstki papieru.
- Oddaj drugi Jimowi - poprosił, odchodząc szybko.
- Nie był zbyt szczęśliwy... - zauważył ostrożnie Al.
- I nic dziwnego - mruknęła Maggie, wpatrując się w swój arkusz. - "Dziś o 9 przed chatką Hagrida".
Zerknęła szybko na kartkę Jamesa, na której widniało dokładnie to samo.
- Co to ma znaczyć? - zapytała niespokojnie.
W tym samym momencie do Wielkiej Sali przyszli wreszcie James i Fred, obaj z bardzo zadowolonymi minami. Rose machnęła do nich szybko, więc podeszli bliżej.
- Skąd ta mina, Donovan? - zapytał wesoło James.
Bez słowa podała mu drugą kartkę. Fred spojrzał ponad jego ramieniem na tekst i parsknął śmiechem.
- Super! - zawołał.
- Co jest w tym takie super? - zapytał się Al.
- A to, że nasze niegrzeczne gołąbeczki pójdą ćwierkać do Zakazanego Lasu - oznajmił Fred, kończąc swą wypowiedź przeciągłym wyciem.
Maggie pobladła, za to James wzruszył ramionami i schował kartkę do kieszeni.
- Mam nadzieję, że to oznacza, iż anulowano mi szlaban u Tyke'a - oznajmił. - Zakazany Las i nasz woźny to za dużo, nawet jak na mnie.
- W ogóle się tym nie przejmujesz? - pisnęła Rose.
- Pewnie pójdzie z nami Hagrid - odparł beztrosko James. - A co może być lepszego od nocnej wyprawy do Zakazanego Lasu? - zapytał z rozmarzeniem.
- Mamy inne systemy wartości - burknęła Maggie.
Spojrzała na Ala i Rose, którzy wyglądali na równie zaniepokojonych, co ona. Rose pochyliła się ku przyjaciółce i szepnęła:
- Śmierciożercy są na wolności... Kto wie, gdzie się ukryli... A Zakazany Las...
Nie musiała kończyć. Maggie doskonale wiedziała, co miała na myśli. W Lesie, na skraju Hogwartu, żyły naprawdę paskudne stworzenia. Było to idealne miejsce na kryjówkę, bo nikt się tam nie zapuszczał bez powodu. Nic więc dziwnego, że profesor Longbottom miał taką ponurą minę.
- Ale dlaczego was tam wysyła? - Myśli Ala biegły podobnym torem.
- Wydaje mi się, że to przez Tyke'a - szepnęła. - Żeby wreszcie odpuścił Jimowi.
Woźny Hogwartu naprawdę nienawidził Jamesa i jego bandy. Wszyscy wiedzieli, że tylko czeka, by przyłapać go na czymś naprawdę nielegalnym, a potem móc wyrzucić ze szkoły. Wczoraj niewiele brakowało.
- Może ma nadzieję, że nie wróci stamtąd żywy... - wymamrotał Albus. - Już lepszy byłby wyjec od mamy... - westchnął, odkładając widelec na talerz pełen jajecznicy. Całkowicie stracił apetyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz