Albus zdecydowanie nienawidził podróżowania Błędnym Rycerzem, dlatego kiedy tylko zatrzymali się na przystanku w Hogsmeade, odetchnął z niekłamaną ulgą. Teddy pomógł mu wynieść kufer na zewnątrz, po czym zajął się bagażem Lily i Hugona, którzy wrócili razem z nim. Roxanne miała przyjechać następnego dnia z Lucy, pod eskortą Percy'ego i Geroge'a.
- Ciekawe, czy już wiedzą? - zastanowiła się na głos Lily, gdy szli w piątkę do bramy zamku.
- W końcu czytają gazety... - mruknął Albus.
Zauważył, że Teddy i Torrie rozglądają się nerwowo na boki, jakby spodziewali się, że zaraz zza krzaków wyskoczą na nich śmierciożercy. Al doskonale to rozumiał. Przez lata panował spokój i niedawne wydarzenie mocno tym spokojem zatrzęsło. Nawet on czuł dreszcz na plecach, gdy szedł zaśnieżoną ścieżką w kierunku szkoły.
- Kto po nas wyjdzie? - zapytał się Hugo.
Hogwart był strzeżony na różne sposoby. Jedno z zaklęć ochronnych było też rzucone na bramę tak, że nie mógł otworzyć jej nikt nieupoważniony.
- Ginny wysłała patronusa do Neville'a - odpowiedział mu Teddy. - Powinien na nas czekać.
I rzeczywiście. Gdy znaleźli się przy bramie, ta natychmiast się otworzyła, wpuszczając ich na teren zamku. Neville Longbottom, wisoki, ale nieco pulchny opiekun Gryfonów, a także najlepszy przyjaciel rodziny, stał nieopodal w granatowej szacie czarodzieja i wyglądał na naprawdę zaniepokojonego.
- Wszystko w porządku? - zwrócił się do najmłodszych.
- Jak najbardziej - uśmiechnęła się do niego Lily.
- Odprowadzimy was do samego zamku - zadecydowała Victoire, lewitując przed sobą kufer Hugona.
Al, Lily i Hugo szli nieco z tyłu, starając się podsłuchać rozmowę Neville'a z Teddym i Torrie, jednak ci rozmawiali naprawdę bardzo cicho. Słyszeli tylko poszczególne słowa, takie jak "ochrona", "zaczyna się" i "problem". W końcu jednak doszli do samych drzwi zamkowych, gdzie wszyscy się zatrzymali. Teddy mocno uściskał Lily i potargał włosy Hugonowi, po czym podszedł do Albusa i mruknął pod nosem:
- Powiedz Jimowi, żeby nie wałęsał się nocą po błoniach...
Uścisnął go krótko i zszedł po schodach, a do Ala podeszła jego najstarsza kuzynka. Chłopak jeszcze nigdy nie widział jej tak zmartwionej.
- Uważajcie na siebie - poprosiła, ściskając go mocno. - Napiszę jeszcze do Dom, żeby miała oko na Lou... On, Jim i Fred stanowczo zbyt często wpadają w tarapaty, a w obecnym momencie... - Nie dokończyła, ale każdy dobrze wiedział, co takiego ma na myśli.
Stanęła obok Teddy'ego, który natychmiast wziął ją za rękę. Jeszcze chwilę wpatrywali się w okna zamku, mając przy tym nieco tęskne miny, aż w końcu pomachali im na pożegnanie i szybko odeszli. Neville spoglądał za nimi chwilę, po czym otworzył masywne wrota, wpuszczając trójkę do środka.
- Zostawcie kufry - polecił Neville. - Zajmiemy się nimi... Lećcie do reszty rodziny. Widziałem, że byli trochę zaniepokojeni przy śniadaniu...
- Wyciągnij ich z pokoju wspólnego - poleciła bratu Lily.
Z ich trójki tylko Albus mógł wejść do wieży Gryffindoru. Ona sama była przecież Krukonką, a Hugo, Puchonem.
- Musimy wymyślić jakiś sposób, żeby się kontaktować - oznajmił Hugo. - To męczące, tak uganiać się po zamku...
- Za pół godziny w bibliotece - zarządził Albus, ruszając po schodach.
Lily i Hugo rozeszli się w przeciwnych kierunkach, a on pognał w stronę wieży Gryffindoru. Dopiero kiedy zatrzymał się ślizgiem przed portretem Grubej Damy, zorientował się, że nie poprosił wuja Neville'a o hasło.
- Na gacie Merlina... - zaklął.
- Nie ma hasła, nie ma wstępu... - Gruba Dama była nieugięta.
Miał naprawdę dużo szczęścia i nie musiał długo czekać, bo akurat korytarzem nadchodzili Fred z Jamesem. Albus po raz pierwszy w życiu autentycznie się ucieszył na widok brata. Również Jim wyglądał na zadowolonego.
- Przyjechaliście? - zapytał, dopadając do młodszego brata.
- Tylko ja, Lily i Hugo - odparł. - Rox i Lucy mają być jutro... Rozumiem, że czytaliście już Proroka?
- No jasne... - mruknął James, patrząc na Grubą Damę. - Anielski głos - podał jej hasło i portret odsunął się, ukazując przejście.
Kiedy weszli do pokoju wspólnego, siedziały w nim akurat Rose, Maggie, Dominique i Molly. Wszystkie cztery zerwały się z miejsc na widok Ala, ale to Mags dobiegła do niego jako pierwsza i mocno go uścisnęła. Zaczerwienił się nieco, ale odwzajemnił uścisk.
- Co w domu? - zaczęła się dopytywać Rose.
- Wszystko z nimi w porządku? - Molly dołączyła się do kuzynki.
- Tak - potwierdził, odsuwając od siebie Maggie.
- Nie sądzicie, że dobrze by było zebrać całą rodzinkę w jednym miejscu i tam wszystko omówić? - zaproponował James, który z nieodgadnioną miną wpatrywał się to w brata, to w Maggie.
- Kazałem Lily i Hugonowi czekać w bibliotece za pół godziny - odparł na to Al, patrząc na zegarek. - Teraz to już piętnaście minut.
- Dam znać Louisowi - oznajmił Fred i zniknął na schodach prowadzących do dormitorium chłopców.
- Ukrywacie Louisa u siebie w pokoju? - Molly wietrzyła nosem złamanie kolejnej zasady.
- No co ty - prychnął James. - Z racji, że nasz ulubiony kuzyn został Krukonem, musieliśmy wymyślić szybki sposób na przekazywanie mu informacji...
- Żeby mógł uczestniczyć w waszych drakach... - zakpiła Maggie, związując złoto-rude włosy w kucyk.
Jim tylko wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
- Hugo uważa, że nam wszystkim przydałoby się coś takiego - rzekł Al. - W naszej rodzinie cały czas się coś dzieje i trzeba dopracować system przekazywania sobie informacji.
- Nie ma problemu - stwierdził zaraz James, czochrając i tak potargane już włosy.
Gdy Fred pojawił się w pokoju wspólnym, wszyscy uznali, że czas iść do biblioteki. Pani Pince obrzuciła ich podejrzliwym spojrzeniem, gdy całą bandą weszli do środka, jednak zachowywali się tak cicho, że nie mogła im nic zarzucić. Usiedli więc przy największym stole w bibliotece i czekali na pojawienie się reszty. Kilka minut później przyszedł zdyszany Louis, a zaraz za nim zjawili się Lily i Hugo.
- Jesteśmy wszyscy - oznajmiła Dominique. - Zaczynajmy więc... Najpierw najpilniejsza sprawa: artykuł Rity.
- Prawdą jest, że dwoje śmierciożerców uciekło w Wigilię z Azkabanu - oznajmił bardzo cicho Albus. - Ale co do reszty, to bzdury.
- A przynajmniej tak podsłuchaliśmy - dołączyła się Lily.
- Co na to tata? - zapytał James.
- Ma urwanie głowy w pracy - odpowiedział mu brat. - To pierwsza taka ucieczka od wielu lat, ale podobno Biuro było przygotowane na wszystko.
- Rodziców niepokoi tylko coś innego - szepnął Hugo. - Mówili, że od dłuższego czasu zanosiło się na coś takiego... Że czuć w powietrzu czarną magię...
Na moment zapadła cisza.
- Ciekawe o ilu sprawach nie mieliśmy pojęcia... - wymamrotał Fred.
- Mają jakiś plan? - zainteresowała się Dominique.
- Myślą o reaktywacji Zakonu Feniksa - wyznał szeptem Albus, a Molly aż głośno sapnęła.
- Zakon walczył z Sami-Wiecie-Kim! - syknęła. - Chyba nie myślą, że on...
- No co ty! - James posłał jej gniewne spojrzenie. - Voldemort nie żyje. Na amen.
Część Weasleyów i Maggie wzdrygnęli się na dźwięk tego nazwiska. Po tylu latach nadal budziło ono strach.
- No więc po co... - drążyła dalej Molly.
- Bo Zakon zajmował się walką z czarną magią. Sięgali tam, gdzie Ministerstwo nie mogło - Dominique miała poważną minę.
- Wspominali też o Gwardii Dumbledore'a - dodała cicho Lily.
Oczy Freda i Louisa zaświeciły się, a James uśmiechnął się szeroko.
- Właśnie... - mruknął. - Gwardia... Zastanawialiście się, w jaki sposób komunikowaliśmy się pomiędzy domami - wskazał palcem na siebie, Freda i Lou. - Pamiętacie magiczne monety cioci Hermiony?
- Te, na które mama rzuciła Zaklęcie Proteusza? - Rose uniosła brwi.
- Dokładnie te - odparł, kładąc na blacie dwie złote monety. - Znalazłem je w biurku taty razem z... - uwał szybko. - Z czymś jeszcze...
- Działają? - zdziwiła się Molly.
- Jak najbardziej - potwierdził Louis.
- Mamy jednak tylko te dwie, a przydałoby się nam ich trochę więcej, jeśli zechcemy powołać nową Gwardię... - powiedział Fred, jednak Molly szybko mu przerwała.
- Nową Gwardię? - syknęła. - Oszalałeś? Przecież nic jeszcze się nie dzieje.
- Uczymy się obrony przed czarną magią - dodała Rosie. - Nie musimy ćwiczyć po kątach, tak jak nasi rodzice wtedy, gdy założyli Gwardię.
- A Robards był przecież szefem aurorów - spostrzegł Albus. - Jeśli coś się będzie działo, na pewno zacznie nas odpowiednio uczyć.
- Nie rozumiecie - pokręcił głową James, zachwycony pomysłem Freda. - Gwardia Dumbledore'a była czymś więcej niż bandą dzieciaków, które robiły na złość nauczycielce... To taki... mniejszy Zakon Feniksa.
- To po prostu okazja do złamania kolejnych punktów regulaminu - warknęła na niego Molly.
- A ja i tak uważam, że powinniśmy mieć się na baczności - uparł się James. - Co nam szkodzi poćwiczyć trochę więcej? Będziemy lepiej przygotowani, jeśli coś rzeczywiście będzie się działo.
- Teddy kazał wam przekazać, że lepiej by było, gdyby wasza trójka przestała się szwendać nocą po zamku - powiadomił brata Al.
- Kto się szwenda? - udał oburzonego Fred.
- A ja się zgadzam z Jimem. - Po raz pierwszy głos zabrała Maggie i wszyscy na nią spojrzeli.
- Naprawdę? - zdziwił się Albus.
- Dodatkowe ćwiczenia z obrony przed czarną magią nikomu nie zaszkodzą - stwierdziła. - A tylko mogą nam pomóc. Na razie nie powinniśmy jednak mieszać w to nikogo innego. Niech to wszystko zostanie pomiędzy nami, przynajmniej dopóki sytuacja nie zacznie się pogarszać.
- I powracamy do tematu monet - oznajmiła Rose, biorąc do ręki jeden z fałszywych galeonów. - Myślicie, że w naszych domach też takie znajdziemy?
- Nawet jeśli, to nie wcześniej niż w Wielkanoc - spostrzegł Hugo. - A my potrzebujemy takich od zaraz.
- Świetnie! - wyszczerzył zęby Fred. - To kto umie rzucić Zaklęcie Proteusza?
Oczy wszystkich spoczęły na Domi, która tylko pokręciła szybko głową.
- Sorry, jeszcze tego nie przerabiałam, ale zobaczę, co da się zrobić.
- Wydaje mi się, że możemy sobie z tym poradzić - beztrosko uznał James. - Fred, Lou? Jak myślicie?
- Łatwe to nie będzie... - uznał Louis.
- Mogę wam pomóc - zaoferowała się Maggie. - Jestem dobra z transmutacji, a chętnie nauczę się tego zaklęcia.
- Świetnie - klasnęła Dominique. - Nasza powiększona banda huncwotów zajmie się monetami, a my tymczasem postaramy się coś wyciągnąć od rodziców.
- Torrie może być bardziej chętna do współpracy - spostrzegł Louis.
- Więc do dzieła - zakomenderowała raźno Rosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz