Gdy
pociąg zaczął zwalniać, oczy pierwszoroczniaków zwróciły się
w stronę widniejącego w oddali ogromnego zamku. Albus, Rose i
Maggie przyciskali nosy do szyb, żeby na własne oczy zobaczyć
swoją szkołę. W każdym z nich obudziła się już pewna obawa o
przydział do domu, a James i Louis niczego im nie ułatwiali.
-
Do zobaczenia na uczcie! – pożegnał się złośliwie Jim. – No
chyba, że nie będziecie siedzieć przy naszym stole!
Śmiejąc
się ze swojego żartu, razem z przyjaciółmi wypadł na peron.
Maggie popatrzyła tylko na pobladłe twarze Ala i Rosie, po czym
odetchnęła głęboko i również wyszła z przedziału. Na peronie
ogarnęła ją panika, bo nie miała pojęcia, w którą stronę się
udać. Wszyscy się przepychali i głośno rozmawiali, co oszołomiło
ją tak, że stanęła jak wryta i otworzyła usta. Nagle jednak
usłyszała tubalny głos:
-
Pirszoroczni! Pirszoroczni, tutaj!
Nie
musiała długo szukać źródła głosu, gdyż mężczyzna, który
wołał pierwszaków wyróżniał się ogromnym wzrostem. Górował
nad uczniami i wyglądał dosyć przerażająco, ze swoją
kędzierzawą poczochraną brodą, jednak widząc, że Al i Rosie idą
w jego kierunku z uśmiechami, niepewnie podążyła za nimi.
-
W porząsiu, dzieciaki?! – zapytał, uśmiechając się do młodego
Pottera i Weasleyówny. – To co? Hogwart? – zaśmiał się, a
jego broda zaczęła się trząść. – Pirszoroczni! – zawołał
znowu, machając rękami z takim impetem, że para szóstoklasistów
musiała się uchylić. – Wszyscy? – spytał się. – No to
ruszamy! Tylko uważać pod nogi! – przestrzegł.
Maggie
trzymała się w pobliżu swoich znajomych z przedziału. Słyszała
podniecone szepty innych dzieciaków, jednak sama milczała i uparcie
patrzyła się pod nogi, słuchając zalecenia olbrzyma. Dlatego też
jako ostatnia zobaczyła Hogwart w całej okazałości. Stali na
brzegu czarnego jeziora, a po jego drugiej stronie, osadzony na
wzgórzu, znajdował się zamek, którego rozświetlone okna
zachęcały do bliższego zapoznania.
-
Wow… – wyszeptała.
-
Po czterech do łódek! – zakomenderował Hagrid.
Maggie
weszła do łódki razem z Albusem i Rose, a także jednym z jej
kolegów z sierocińca. Chłopiec uśmiechnął się do niej, widząc
znajomą twarz, na co niepewnie odpowiedziała uśmiechem. A potem
łódka ruszyła, na co ona i Rosie gwałtownie złapały się swoich
siedzeń. Hogwart przybliżał się z każdą minutą, co w pełni
odczuwały ich bijące mocno serca. Maggie wydawało się, że płyną
godzinami, jednak zaledwie po kilku minutach dobili do drugiego
brzegu. Olbrzymi facet, którego Al nazywał Hagridem, poprowadził
ich szybko w stronę potężnej bramy zamku, w którą załomotał
donośnie. Otworzyła się niemal natychmiast i stanął w nich
wysoki, ale nieco pulchny mężczyzna o sympatycznej, uśmiechniętej
twarzy. Al wyszczerzył zęby do Rosie, która zachichotała pod
nosem, najwyraźniej rozpoznając nauczyciela.
-
Pirszoroczni, profesorze Longbottom – powiedział Hagrid.
Maggie
miała wrażenie, że już słyszała to nazwisko, jednak wtedy
profesor gestem nakazał im wejść do środka i skupiła się na
jego słowach.
-
Witajcie w Hogwarcie – powiedział. – Nazywam się Neville
Longbottom i jestem opiekunem Gryfonów. To jeden z czterech domów,
do których zaraz zostaniecie przydzieleni. Musicie pamiętać, że
przynależność do danego domu jest zaszczytem, więc powinniście
dbać o jego chlubę, na przykład zdobywając dla niego punkty.
Niestety, punkty mogą być też odejmowane za różne przewinienia,
dlatego lepiej nie psocić. – W tym momencie puścił jednak oczko
do młodych, co wywołało kilka uśmiechów. – Jeśli jesteście
już gotowi, możemy wejść do Wielkiej Sali i rozpocząć Ceremonię
Przydziału.
Kilka
osób pospiesznie zaczęło poprawiać szaty, a Al przygładził
sterczące na czubku włosy.
-
No to idziemy – powiedział profesor Longbottom, otwierając drzwi do
Wielkiej Sali i wprowadzając do niej pierwszorocznych.
Maggie
zauważyła cztery długie stoły, przy których siedzieli wszyscy
uczniowie, ale potem jej wzrok przeniósł się na podest na
przeciwko drzwi, gdzie stał jeszcze jeden stół. Zasiadali przy nim
nauczyciele, każdy w odświętnej szacie. Zdążyła zauważyć
jedynie poważną czarnowłosą czarownicę w bordowej tiarze oraz
sympatycznie wyglądającego czarodzieja z wąsami, który siedział
na krześle pośrodku stołu, gdy profesor Longbottom zatrzymał się
przed niewielkim stołkiem, na którym umieszczono postrzępiony
kapelusz. Maggie rozpoznała w nakryciu głowy słynną Tiarę
Przydziału. Oczy wszystkich spoczęły na niej i w tym samym
momencie zaczęła śpiewać:
Jam
jest Tiara Wiedzy
Co
los wasz w rękach dzierży,
Od
tysiąca już lat
Przydzielam
domy młodzieży.
I
choćbyś dziś ukrywał
Swe
marzenia i sekrety,
Ja
wszystko to odkryję,
I
na nic będą twe wykręty.
Czasu
więc nie traćcie
Na
zbędne przemyślenia.
Ja
dziś rozpoznam serca
I
spełnię wasze życzenia.
Może
Gryffindor wam pisany,
Gdzie
sami mężni mieszkają?
Gdzie
uczciwość i cnota
Od
wieków przeważają?
A
może w Ravenclawie,
Pośród
mędrców i spryciarzy,
Gdzie
jasno wiedza płonie,
A
każdy jest rozważny?
Jeśli
zaś jesteś prawy
I
sprawiedliwość masz na względzie,
Zaprasza
cię Huffelpuff,
Gdzie
pracowitym od dziś będziesz.
Jest
też i Slytherin -
Tam
ambicję się ceni i spryt.
Ten
dom sprzyja żądnym władzy,
Tam
wspaniały czeka cię byt.
Więc
nie czekaj już dłużej
I
na głowę mnie wkładaj.
Ja
decyzję podejmę,
Ja
twą duszę zbadam.
Kiedy
Tiara przestała śpiewać, rozległy się gromkie brawa, po czym
profesor Longbottom stanął obok stołka z listą nazwisk i zaczął
wyczytywać uczniów.
-
Adams, Veronica!
Rudowłosa
dziewczynka zasiadła na stołku i profesor założył na jej głowę
Tiarę. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w kapelusz, który po
krótkim namyśle wrzasnął:
-
RAVENCLAW!
Veronica
ściągnęła Tiarę i pobiegła do najgłośniej wiwatującego
stołu.
-
Bentley, Gregory!
Tiara
ledwo musnęła włosy chłopca, rozległo się:
-
HUFFELPUFF!
Maggie
denerwowała się coraz bardziej. Po Gregorym, miejsce na stołku
zajął Phill Corner, który jako pierwszy trafił do Gryffindoru, a
potem Miranda Darcy (Huffelpuff), aż w końcu…
-
Donovan, Margaret!
Ruszyła
powoli w kierunku stołka. Była blada z przerażenia,
jednak zobaczyła pokrzepiający uśmiech Rosie Weasley, więc
odetchnęła głęboko i nałożyła tiarę na głowę.
− Hmm… –
usłyszała cichy głosik, który wprawił ją w lekkie osłupienie.
–Mnóstwo
odwagi… A przy tym niezwykle bystry umysł… - Tiara
zamilkła na chwilę. - Trudny
wybór… Bardzo trudny… –
Mijały minuty, podczas których dziewczyna coraz bardziej się
denerwowała, a Tiara mamrotała sama do siebie. – Jest
inteligencja, jest talent, ale jest też prawość i hart ducha. I ta
głęboka potrzeba przyjaźni… Pragnienie rodziny... To
zdecydowanie pasuje… Cóż, niech będzie… GRYFFINDOR! –
wykrzyknęła na głos Tiara, na co przy jednym z długich stołów
rozległa się burza oklasków.
Z
ulgą zdjęła Tiarę i pobiegła do wiwatującego stołu. Nie
umknęło jej, że sporo osób gapi się na nią z niekłamanym
zainteresowaniem. Zaraz jednak usiadła obok Jamesa, który szczerzył
do niej zęby w uśmiechu i gorąco ją oklaskiwał, co odwróciło
jej uwagę od gapiów.
− Dobrze,
że nie trafiłaś do Slytherinu – powiedział wesoło.
− Dzięki
– prychnęła, dalej obserwując ceremonię.
Nim
na stołku zasiadł Albus, do Gryffindoru trafiło jeszcze trzech
chłopaków i dwie dziewczyny. Maggie zacisnęła mocno kciuki i
zobaczyła, że James robi to samo. Cała jego rodzina, siedząca przy
stole, wstrzymała oddech, czekając niecierpliwie na okrzyk Tiary.
Ta jednak nie zastanawiała się długo.
− GRYFFINDOR!
James
i Fred zerwali się z miejsc i wsadzili palce do buzi, gwiżdżąc
głośno, i nawet Louis, siedzący przy stole Krukonów, gorąco oklaskiwał młodszego Pottera. Maggie dostrzegła
też trzy dziewczyny siedzące nieopodal, które uśmiechały się promiennie i domyśliła
się, że to są Torrie, Domi i Molly, o których wspominali w
pociągu.
− Gratulacje!
– James klepnął brata po plecach. – Teraz mogę się do ciebie
przyznawać.
Maggie
tylko obdarzyła Ala uśmiechem i oboje spojrzeli na stołek, na
którym właśnie zasiadała jakaś czarnowłosa dziewczyna, która
trafiła do Slytherinu. Po kilku minutach przed kapeluszem stanęła
i Rosie. Usiadła na stołku, a Tiara dosłownie zdążyła musnąć
włosy dziewczyny, gdy rozległ się wrzask:
− GRYFFINDOR!
− No
to mamy komplet – oznajmił James, szczerząc zęby.
− Przynajmniej ci nie popsuli statystyk w rodzinie – zakpił Fred, zerkając przez ramię na Louisa.
− Jesteś
Hatstalls! – zapiszczała Rose, siadając obok Maggie i gapiąc się
na nią z podziwem. – Od lat Tiara nie zastanawiała się nad
przydziałem tak długo!
Nim
jednak dziewczyna, czy ktokolwiek inny zdążyli na to odpowiedzieć,
Ceremonia Przydziału dobiegła końca i głos zabrał dyrektor
Blackwell.
-
Witajcie w Hogwarcie! - zawołał czarodziej z wąsami, którego już
wcześniej zauważyła Maggie. - Przed wami rok nauki w jednej z
trzech najlepszych szkół magii na świecie! - Kilkoro uczniów
wyszczerzyło zęby do swoich kolegów i koleżanek, jednak reszta
pilnie słuchała słów dyrektora. - Zanim zaczniecie jeść, mam
dla was kilka drobnych ogłoszeń. Pierwszoroczniacy muszą wiedzieć,
że wałęsanie się po Zakazanym Lesie jest surowo zabronione. -
Dyrektor miał już poważną minę. - Mam nadzieję, że w tym roku
żadne z was nie wybierze się na nocną przechadzkę do gniazda
akromantuli - dodał, na co Fred i Jim szturchnęli się lekko i
puścili do siebie oczko. - Co do listy przedmiotów zakazanych,
znajduje się ona w gabinecie pana Tyke'a i każdy kto ma ochotę,
może się z nią zapoznać.
-
Jaaasne... - wymamrotał pod nosem James.
-
I ostatnie ogłoszenie - oznajmił profesor Blackwell. - Uczniowie
powyżej pierwszej klasy mogą zgłaszać się do pani Bell na
sprawdziany do drużyn quidditcha. Wszyscy zainteresowani
reprezentowaniem swojego domu mogą zapisywać się u pani profesor
już od jutra. Próby natomiast odbędą się w połowie września...
- Rozejrzał się po sali z lekkim uśmiechem. - A teraz życzę
wszystkim smacznego - powiedział, siadając.
Półmiski
napełniły się jedzeniem. Al, Rose i Maggie przez chwilę gapili
się na to oniemiali, jednak kiedy James, Fred i reszta zaczęli
zgarniać na swoje talerze najlepsze potrawy, szybko się otrząsnęli.
Byli wściekle głodni, dlatego każde z nich napakowało sobie pełne
talerze pieczonych ziemniaków, roladek schabowych w sosie ziołowym
i całej masy innych apetycznych dań.
Kiedy
skończyli jeść, uświadomili sobie, jak bardzo są zmęczeni. Al
tłumił ziewanie, a Rose kiwała się w przód i w tył na ławce,
wodząc dookoła sennym wzrokiem. Jedynie Maggie cały czas
rozglądała się dookoła z takim samym zainteresowaniem. Kiedy więc
dyrektor znowu się podniósł, lekko trąciła łokciem
przysypiającego Ala, który natychmiast się wyprostował, i
przenieśli wzrok na czarodzieja.
-
Prefekci, zajmijcie się pierwszoroczniakami i wszyscy do łóżek -
zakomenderował. - Dobranoc!
Uczniowie
natychmiast powstali i zaczęli się cisnąć ku wyjściu z Wielkiej
Sali. James zdążył jeszcze potargać bratu włosy, po czym
błyskawicznie zniknął w tłumie. Maggie, Al, Rosie i inni
pierwszoroczniacy z Gryffindoru zostali na sali, zbici w niewielką
gromadkę, czekając na jednego z prefektów ich domu. Chwilkę
później podeszła do nich czarnowłosa dziewczyna z błyszczącą
odznaką na piersi.
- Jestem Daisy Spinnet, prefekt Gryffindoru - przedstawiła się. - Chodźcie za mną.
Pierwszoklasiści popatrzyli na siebie, a potem szybko poszli za dziewczyną, która błyskawicznie opowiadała im o historii Hogwartu, czterech domach i nauczycielach. Pokazywała im poszczególne miejsca, tłumacząc jak do nich dotrzeć, jednak znaczna część Gryfonów, koszmarnie zmęczona, zwyczajnie jej nie słuchała. Rozbudzili się nieco dopiero, gdy dotarli do portretu przedstawiającego grubą kobietę w różowej sukni.
- To Gruba Dama - wyjaśniła Daisy. - Strażniczka wieży Gryffindoru.
- Jak najbardziej - odezwała się Gruba Dama, co wywołało okrzyk zaskoczenia u jednej z dziewcząt, chudej i drobnej brunetki. - Proszę podać hasło - zażyczyła sobie.
- Bez tego nie dostaniecie się do wieży, dlatego zawsze musicie o nim pamiętać - poinformowała ich starsza dziewczyna. - Obecne hasło to Kalambury.
Portret przesunął się, odsłaniając dziurę, która prowadziła prosto do salonu Gryfonów. Maggie usiłowała zapamiętać jak najwięcej, jednak była już tak zmęczona, że najchętniej położyłaby się na dywanie przed kominkiem i tam zasnęła.
- To salon wspólny - rzekła Daisy. - Tutaj Gryfoni odrabiają lekcje i robią mnóstwo innych rzeczy... - Dziewczyna zauważyła zmęczone miny swoich podopiecznych i westchnęła ciężko. - Jakbyście mieli jakieś pytania, szukajcie mnie, albo Grega Lewisa - powiedziała jeszcze. - Tam jest dormitorium chłopców, a tam dziewcząt - wskazała odpowiednie kierunki. - Dobranoc! - pożegnała ich i odeszła.
- Hmm... Dobranoc... - wymamrotał sennie Al, machając na pożegnanie do kuzynki.
- Do jutra - ziewnęła Rosie, wchodząc po krętych schodkach do dormitorium dziewcząt. - Maggie, idziesz? - zapytała widząc, że jej nowa koleżanka rozgląda się po okrągłym pokoju, jakby nie mogła uwierzyć, że to naprawdę się dzieje.
- Idę - uśmiechnęła się blondynka i poszła za Rose do ich nowego pokoju.
- Jestem Daisy Spinnet, prefekt Gryffindoru - przedstawiła się. - Chodźcie za mną.
Pierwszoklasiści popatrzyli na siebie, a potem szybko poszli za dziewczyną, która błyskawicznie opowiadała im o historii Hogwartu, czterech domach i nauczycielach. Pokazywała im poszczególne miejsca, tłumacząc jak do nich dotrzeć, jednak znaczna część Gryfonów, koszmarnie zmęczona, zwyczajnie jej nie słuchała. Rozbudzili się nieco dopiero, gdy dotarli do portretu przedstawiającego grubą kobietę w różowej sukni.
- To Gruba Dama - wyjaśniła Daisy. - Strażniczka wieży Gryffindoru.
- Jak najbardziej - odezwała się Gruba Dama, co wywołało okrzyk zaskoczenia u jednej z dziewcząt, chudej i drobnej brunetki. - Proszę podać hasło - zażyczyła sobie.
- Bez tego nie dostaniecie się do wieży, dlatego zawsze musicie o nim pamiętać - poinformowała ich starsza dziewczyna. - Obecne hasło to Kalambury.
Portret przesunął się, odsłaniając dziurę, która prowadziła prosto do salonu Gryfonów. Maggie usiłowała zapamiętać jak najwięcej, jednak była już tak zmęczona, że najchętniej położyłaby się na dywanie przed kominkiem i tam zasnęła.
- To salon wspólny - rzekła Daisy. - Tutaj Gryfoni odrabiają lekcje i robią mnóstwo innych rzeczy... - Dziewczyna zauważyła zmęczone miny swoich podopiecznych i westchnęła ciężko. - Jakbyście mieli jakieś pytania, szukajcie mnie, albo Grega Lewisa - powiedziała jeszcze. - Tam jest dormitorium chłopców, a tam dziewcząt - wskazała odpowiednie kierunki. - Dobranoc! - pożegnała ich i odeszła.
- Hmm... Dobranoc... - wymamrotał sennie Al, machając na pożegnanie do kuzynki.
- Do jutra - ziewnęła Rosie, wchodząc po krętych schodkach do dormitorium dziewcząt. - Maggie, idziesz? - zapytała widząc, że jej nowa koleżanka rozgląda się po okrągłym pokoju, jakby nie mogła uwierzyć, że to naprawdę się dzieje.
- Idę - uśmiechnęła się blondynka i poszła za Rose do ich nowego pokoju.
***
Nie
miała zielonego pojęcia, jak to się stało. Była przecież tylko
dziewczynką z sierocińca, a więc kimś, kto - jej osobistym zdaniem - nie zasługiwał na
większą uwagę. Oni jednak przyjęli ją do grupy. Zaakceptowali.
Była teraz jedną z nich.
Zaczęło
się od tego, że przysiadła się do nich podczas śniadania. Potem
zaczęli wspólnie odrabiać lekcje. Aż w końcu wszędzie zaczęli
się pojawiać we troje. Nikogo już nie dziwiło, że Al Potter,
Rosie Weasley i Maggie Donovan spędzają czas w swoim towarzystwie.
Stanowili dosyć elitarną grupkę, ale to samo można było
powiedzieć o całej rodzinie Weasleyów i Potterów. Mieszkańcy
wieży Gryffindoru przyzwyczaili się już do myśli, że nigdy nie
staną się członkami tej bandy, która rozmawiała o tylko im
znanych osobach i sprawach. Dlatego też Maggie była tak zdumiona
tym, że jej się udało do nich dołączyć. Czasem widziała
zazdrosne spojrzenia koleżanek z dormitorium, gdy wychodziła z
Rosie na śniadanie lub gdy wspólnie uczyły się zaklęć.
Przynależność do tej grupy sprawiła, że Maggie - w mniemaniu
uczniów Hogwartu - stała się kimś ważnym.
***
-
Sowia poczta - powiedział Al.
Był
to poniedziałkowy ranek. On, Maggie i Rose siedzieli w Wielkiej Sali
i wcinali śniadanie, gdy nagle przed Potterem wylądował jego
puchacz. Niemal w tym samym momencie miejsca na przeciwko nich zajęli
James z Fredem i Louisem. Wszyscy trzej wyglądali jakby szykowali
jakiś porządny kawał.
-
Tyke się zapłacze... - zachichotał Fred, jednak zaraz został
szturchnięty przez Louisa i przybrał poważną minę.
-
Znowu jakiś głupi kawał? - domyśliła się Rose, patrząc na nich
z naganą. - I dlaczego nie siadasz przy swoim stole? - spytała Louisa.
Ten udał, że tego nie dosłyszał i patrzył, jak James wyrwa list z ręki brata, który
spojrzał na niego ze złością.
-
Tata - powiedział po otworzeniu koperty. - Zobaczmy co pisze... -
odchrząknął i zaczął czytać. - "Kochany Alu. Jak mijają
Ci dni w Hogwarcie? Mamy z mamą nadzieję, że James nie dokucza Ci
zbytnio..." - Tu Jim przestał czytać i spojrzał na brata z
kpiną. - Skarżysz się? - zapytał złośliwie.
-
Nie muszę - odpalił Albus. - Nauczyciele robią to za mnie.
Fred
parsknął śmiechem, na co Jim tylko zabił go spojrzeniem i wrócił
do czytania.
-
"Bardzo się cieszymy, że podobają ci się eliksiry. Ja nie
mam najlepszych wspomnień związanych z tym przedmiotem, jednak
wiem, że Twoja babcia znakomicie sobie z nim radziła. Z kolei babcia Molly ma nadzieję, że wszyscy wrócicie na święta.
Wiem, że to jeszcze sporo czasu, ale kazała mi o tym przypominać w
każdym liście. Widać Lily, Hugo, Rox i Lucy nie stanowią dla niej
specjalnej rozrywki, skoro tęskni za całą Nową Generacją..."
-
Nowa Generacja? - przerwała mu Maggie. - Co to?
-
Jak to co? - oburzył się Fred. - My!
-
Nazywają nas tak w rodzinie - wyjaśniła przyjaciółce Rosie. -
Nowe pokolenie... Nowa Generacja.
-
Mogę dalej? - zapytał się Jim, po czym kontynuował od przerwanego
momentu. - "Ostatnio postanowili uporządkować strych w Norze.
Oczywiście skończyło się to tak, że Roxanne omal nie przygniótł
kufer ze szpargałami, a Hugo trafił na jeden z niedokończonych
wynalazków Freda i Georga. Teddy zrobił zdjęcia jego fioletowej
twarzy." - Albus parsknął śmiechem. - "Czekamy z mamą
na Twoją odpowiedź. Całusy, Rodzice." - James wywrócił
oczami. - "PS. Uściskaj Rose i całą resztę, także Maggie.
Może zaprosisz ją na Boże Narodzenie? Gdyby chciała spędzić
święta z nami, dom stoi dla niej otworem."
Maggie
spojrzała na Ala, który lekko się zarumienił.
-
Pisałeś o mnie rodzicom? - Mogła się tego spodziewać, ponieważ
zaczęli się przyjaźnić, jednak pewność, a przypuszczenie to
były dwie różne sprawy.
-
Wspomniałem o tobie kilka razy - przyznał się, co wywołało
rozbawione śmiechy u jego brata i kuzynów.
-
Zakochana para! - zawołał Louis, na co Maggie i Al jednocześnie
zmiażdżyli go spojrzeniami. Dziewczynka już nie czuła
nieśmiałości w ich obecności. Przyzwyczaiła się do ich żartów,
a gdy nabyła nieco pewności siebie, nie bała się nawet im
odpowiedzieć, choć tak krótko ich znała.
-
Al znalazł sobie dziewczynę! - dołączył się Fred, patrząc
złośliwie na młodszego kuzyna.
-
Co oznacza, że jest lepszy od was, już w tym momencie - dogryzła
im Dominique, piętnastoletnia siostra Louisa, która usłyszała
ostatni fragment rozmowy. Przysiadła się do nich, odrzucając na
plecy burzę rudych włosów. - Jest coś o czym nie wiem? -
popatrzyła na czerwonego Ala i rozzłoszczoną Maggie.
-
Nie - odpowiedzieli w tym samym momencie.
James,
Fred i Louis zaczęli się znacząco poszturchiwać i spoglądać to
na jedno, to na drugie. W końcu jednak wstali ze swoich miejsc i
śmiejąc się głośno opuścili Wielką Salę.
-
Wiecie, że teraz nie dadzą wam żyć? - zauważyła Rose.
-
Niech tylko spróbują - burknęła Maggie, dźgając ze złością
omlet, który stygł na jej talerzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz