niedziela, 29 stycznia 2017

35. Spotkajmy się w Hogsmeade

- Powiedzmy jej, co robimy.
Albus spojrzał na Rose i Jamesa, siedzących razem z nim przy stole w bibliotece. Dookoła nich piętrzyły się stosy gazet. Urwał jednak, gdy pani Pince znowu przeszła koło ich stolika, zerkając podejrzliwie na Jamesa. Bibliotekarka pojawiała się w ich pobliżu średnio co dziesięć minut, najwyraźniej kontrolując poczynania starszego Pottera.
- Mam ochotę zrobić samolociki z tych gazet i zacząć puszczać jej nad głową... - wyburczał Jim, gdy kobieta się oddaliła.
Brat i kuzynka zignorowali jego mamrotanie.
- Mieliśmy tego nie robić, dopóki nie znajdziemy konkretów - przypomniała Alowi Rosie.
Dziewczyna odgarnęła rudy lok opadający na twarz i odsunęła na bok numer Proroka. Pochyliła się w stronę przyjaciela, który ściszył głos.
- Zaczyna coś podejrzewać - mówił dalej Al. - Lily powiedziała, że Mags już ją wypytywała, gdzie tak znikamy.
- W takim razie jej powiedzmy - westchnęła z rezygnacją Weasleyówna.
James skrzywił się na te słowa.
- Ale ani słowa o Lustrze - zastrzegł tylko.
Al i Rose spojrzeli na niego. Ostatnimi czasy zrobił się bardzo małomówny, co było do niego zupełnie nie podobne. 
- Już tydzień się do siebie nie odzywacie - zbeształa go Rosie. - I o co to wszystko?
- Już ona wie o co - burknął. - Poza tym to ja miałem prawo się wkurzyć. Powinna przeprosić.
- Przeprosiła... - mruknął pod nosem Al, ale brat go zignorował.
- Jim, powinieneś być z nami, gdy będziemy mówić Mags, co tu robimy - uznała Rose.
- Jak tylko mnie zobaczy, odwróci się na pięcie - prychnął.
- W takim razie spotkajmy się w miejscu, gdzie nie będzie to wyglądało podejrzanie - zasugerował Al. - Co powiecie na Trzy Miotły?
- Jestem za - odparła Rosie.
James jedynie wzruszył ramionami.
- W południe - powiedział. - Wcześniej mamy z Fredem i Lou pewne sprawy do załatwienia.


***
Maggie pochyliła się nad kociołkiem i lekko się skrzywiła. Wywar nadal nie miał takiego koloru, jak eliksir Albusa, chociaż wszystkie składniki dodała w odpowiednich proporcjach. Jasne włosy napuszyły się jej od pary, więc niecierpliwym ruchem ściągnęła mocniej gumkę i spojrzała na przyjaciela, który pracował tuż obok.
- Dlaczego mój eliksir jest bordowy, a nie czerwony? - szepnęła do niego, patrząc jak powoli dolewał do kociołka żółci pancernika i miesza w lewo.
- Musiałaś zbyt intensywnie zamieszać - odmruknął.
Profesor Zabini zerknął na nich szybko, więc się uciszyli. Kiedy jednak skierował się w stronę Ślizgonów, wrócili do rozmowy. Maggie zerkała na plecy profesora i jednocześnie odmierzała składniki.
- W południe w Trzech Miotłach, tak? - spytała cichutko, dolewając żółć i powoli mieszając.
Rosie pochyliła się ku nim. Jej eliksir miał już piękny żółty kolor, tak samo jak Albusa. Mags spojrzała na swój i lekko się uśmiechnęła. Było coraz lepiej.
- Mhm - odmruknął Al, wsypując odrobinkę posiekanego korzenia imbiru, mieszając trzy razy w lewo i znowu dosypując zioła.
Wywar od razu zrobił się limonkowy, tak jak było w przepisie.
- Bardzo dobrze, panie Potter - pochwalił go profesor Zabini.
Nauczyciel eliksirów był jednocześnie opiekunem Ślizgonów, jednak nie wpływało to na ich oceny. Profesor Zabini był wymagający, ale sprawiedliwy i chociaż budził przerażenie w uczniach ze względu na dość ponure usposobienie, starał się traktować wszystkich równo. Rodzina Ala i Rose nie mogła uwierzyć, że Gryfoni dostają punkty na lekcjach eliksirów.
- Snape prędzej by się otruł niż przyznał punkty Hermionie - powtarzał zawsze Ron.
- Sporo się zmieniło od naszych czasów. Na lepsze - dodawała wtedy Hermiona.
Maggie zrobiła to samo, co Al i jej eliksir zrobił się limonkowy. Może nie tak intensywny jak Ala, ale jednak nie był zły.
- Jak ty to robisz? - westchnęła.
- Geny - odpowiedział tylko.
Na koniec zajęć był jedynym, który uzyskał ciemnopomarańczową barwę opisaną w podręczniku. Profesor przyznał mu za to 10 punktów.
- Waszą pracą domową jest napisanie eseju na trzy stopy o działaniu eliksiru wyostrzającego poczucie humoru - polecił im profesor, gdy wszyscy uczniowie złożyli butelki z wywarami na biurku.
- Mogę się spóźnić - powiedziała Maggie do przyjaciół, gdy wyszli z sali. - Umówiłam się z Craigiem.
- Nie jesteśmy zaskoczeni - zakpił Al. - Po prostu przyjdź w południe do Trzech Mioteł.
- W takim razie wpadnę razem z nim, ale... tak właściwie... dlaczego? - zainteresowała się w końcu.
- Dowiesz się jak przyjdziesz - uśmiechnęła się Rosie.
Idąc po schodach na siódme piętro, wpadli na Jamesa, na ramieniu którego siedział zadowolony Urwis. Chłopak z przejęciem czytał jakiś list.
- Znowu dostarczył list do pokoju wspólnego? - zapytał brata Al.
- Tym razem latał po szkole - wymamrotał chłopak. - Zasługuje w pełni na swoje imię.
Urwał, dochodząc do jakiegoś akapitu. Wyraz jego twarzy uległ gwałtownej zmianie.
- Co się stało? Kto pisze? - Rose szybko zabrała mu list i zerknęła na podpis. - Teddy!
- Jest w Hogsmeade - oznajmił im James. - Razem z innymi aurorami.
- Ze względu na mnie? - zapytała cicho Maggie.
- Pisze, że mieli doniesienia z miasteczka - powiedziała Rosie, a Al zaczął jej czytać przez ramię. - Że w okolicach Wrzeszczącej Chaty i Dottown widziano Carrowów. Prosi nas o ostrożność podczas wypadu.
- Pewnie tylko sieją panikę - pocieszył przyjaciółkę Al. - Tata pisał, że dostają mnóstwo podobnych listów z różnych zakątków kraju.
Maggie pokiwała głową i poprawiła torbę na ramieniu. Nie zauważyła porozumiewawczego spojrzenia, jakie przesłali sobie Albus z Jamesem.
- Aurorzy będą się kręcić po ulicach. - Rose wzięła Maggie pod rękę i oddała list kuzynowi. - Będziesz bezpieczna. A my spokojni.
- I może wyciągniemy Lupina na kremowe piwo. - James poruszył znacząco brwiami. - Wyślę do niego Urwisa z listem. Może się spotkamy w Trzech Miotłach.
Głaszcząc puchacza po łebku, ruszył w kierunku sowiarni.
- Dziwne, że nie wpadł na pomysł, by samemu wymknąć się do Hogsmeade - rzekł Al.
- Nie jest głupi - odparła na to Rose. - Ryzyko nie jest teraz nikomu potrzebne.
- Mags, kiedy zamierzacie znowu zacząć rozmawiać? - zapytał Al, kontynuując wędrówkę po schodach.
- Kiedy mnie przeprosi - odpowiedziała tylko, ucinając temat.


***
Al, Fred, Lou, James i Rosie spotkali się w tajemnicy przed Maggie, żeby omówić spotkanie w Hogsmeade. List Teddy'ego wywołał poruszenie, które skutecznie ukrywali przed dziewczyną.
- Jesteście pewni, że to dobry pomysł? - spytał Fred, który opierał się o ścianę obok drzwi i od czasu do czasu wyglądał przez szparę, czy nikt nie idzie. - Może namówić ją żeby została w zamku?
- Nie posłucha - pokręciła głową Rose. Dziewczyna krążyła nerwowo po klasie.
- Teddy pisał, że na Hogsmeade rzucono zaklęcie antyteleportacyjne - powiedział Jim. Rzucił Fredowi Mapę Huncwotów i zamknął drzwi. - W miasteczku i jego najbliższej okolicy nie można się teleportować bez uruchomienia alarmu. Będą też dodatkowe zabezpieczenia... Nic złego nie może się wydarzyć.
- Ale i tak musimy uważać - uznał Al.
- Pogadam z Craigiem - powiedziała jeszcze Rosie. - Powinien mieć na nią oko.
- A nawet dwoje - mruknął Jim.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

34. Awantury na różną skalę

Rosie od razu zauważyła parszywy nastrój przyjaciółki. Maggie nawet nie ruszyła kolacji i prawie nie brała udziału w rozmowie. Obracała tylko w palcach swój wisiorek i wpatrywała się ponuro w jeden punkt.
- Witam drogie panie! - do stołu podfrunął Prawie Bezgłowy Nick, kłaniając się dwornie.
- Cześć Nick - uśmiechnęła się Rosie. - Co słychać?
- Właśnie wróciłem ze zgromadzenia duchów zamku - oznajmił. - Znowu sprzeczaliśmy się o Irytka.
- I znowu dostał kolejną szansę? - zakpił Albus.
- Naprawdę tego nie rozumiem, ale tak - potwierdził Nick.
- Co takiego zrobił tym razem, że duchy ponownie zwołały zebranie? - zaciekawił się siedzący w pobliżu Ben Mitchell.
- Zdemolował Izbę Pamięci. Wszystkie nagrody i odznaczenia wysmarował cuchnącą breją. Pan Tyke zagonił do sprzątania uczniów ze szlabanem.
- Fuuuj... - skrzywił się Albus.
- Wśród sprzątających widziałem drugiego pana Pottera i młodych Weasleyów - wyznał Nick.
- A myślałam, że się uspokoili - westchnęła Rosie.
Maggie tylko skwitowała to prychnięciem. Albus skrycie wymienił spojrzenie z kuzynką.
- Wydusisz w końcu o co chodzi? - spytał. - Jim? - zapytał domyślnie.
- On jest... - zaczęła gniewnie, ale urwała, najwyraźniej nie potrafiąc dokończyć zdania.
- Irytujący? - podrzucił Al.
- To mało powiedziane - burknęła.
Ben zagwizdał przeciągle. Oczy pałkarza skrzyły się radośnie. Obserwowanie potyczek kapitana z Donovan należało do hobby wszystkich członków drużyny.
- Co takiego ci zrobił tym razem? - Al miał ochotę wznieść oczy do nieba, ale się powstrzymał.
- Obraził się. - Maggie ciaśniej ściągnęła włosy gumką. - Nie wiadomo o co. I jeszcze ma pretensje do mnie.
Albus uznał, że nie dowie się od niej niczego konkretnego. Kłótnie Jima i Mags zwykłe dotyczyły irracjonalnych spraw, więc podejrzewał, że tym razem jest tak samo.
- Przejdzie mu - powiedział tylko.
- Nic mnie to nie obchodzi - odparła dumnie. - Nie jestem głodna. Idę do wieży.
Wstała od stołu i szybko wyszła z Wielkiej Sali, odprowadzana wzrokiem przez Rosie, Ala i Bena. Kiedy zniknęła za drzwiami, Al pochylił się w stronę kuzynki.
- Domyślasz się o co poszło? - spytał.
- Pewnie o to co zawsze - odszepnęła. - Jim nie jest typem, który się poddaje bez walki.
- Też się dziwiłem, że wytrzymał dwa miesiące bez odwetu na Craigu - zachichotał Al.
- Ciebie to bawi? - Rose zgromiła go spojrzeniem.
- Daj spokój, Rose - parsknął. - To ich sprawa, czy się dogadają czy nie. Nie mieszajmy się w to. Więcej zabawy jest z obserwowania jak skaczą sobie do gardeł.
- Wychodzi z ciebie typowy Weasley.
- A z ciebie ciocia Hermiona.
Rose westchnęła cicho i popatrzyła na upstrzony gwiazdami sufit Wielkiej Sali.
- Po prostu się martwię - powiedziała cicho. - Mags jest strasznie zagubiona. Uważa, że naraża nas na niebezpieczeństwo... Że jest osobą niepewnego pochodzenia. Nie może dojść do ładu sama ze sobą, a jeszcze James zawraca jej głowę swoją osobą. Gdyby robił to w inny sposób...
- To Jim. Nie jest zdolny do działania w inny sposób. Rodzice powinni się dwa razy zastanowić, zanim nadali mu takie imiona.
Rosie parsknęła śmiechem.
- Pamiętam twojego dziadka i jego przyjaciela - odezwał się Nick, który w skupieniu przysłuchiwał się rozmowie. - Mogę jedynie stwierdzić, że pański brat stanowi jego żywe wcielenie niemal pod każdym względem.
- Co mu w sumie dobrze wróży - wyszczerzył zęby Al. - Dziadek James w końcu zdobył serce babci Lily. Zajęło mu to kilka lat, ale się udało.
- Cóż, twoja babcia nie była jednak Mags. I nie miała jej problemów z tożsamością i śmierciożercami - przypomniała Rosie.
- Nie wierzę, że to mówię, ale stawiam na Jima - oznajmił Al. - Jak się uprze, dopnie swego.
- Nie masz już wątpliwości co do jego intencji? - zmrużyła brązowe oczy Rosie.
- Już nie. Widziałem go w święta. I jak wybierał z Lily prezent dla Mags. Powinien się cieszyć, że nosi jego wisiorek.
- Chwila. Mags nosi wisiorek od Jima? Ona myśli, że to od Craiga!
Al uniósł brwi, a potem wzruszył ramionami.
- Jeśli się nie podpisał, to jego wina - uznał. - Skończmy plotkować Rose. Czuję się z tym nieswojo.
- Sam zacząłeś temat - dogryzła mu.
- Bo nie chcę wychodzić na ślepego idiotę - zaśmiał się. - Widzę i słyszę więcej niż się wszystkim wydaje.

***
Maggie miała ogromną ochotę zerwać wisiorek z szyi i cisnąć go przez okno wieży Gryffindoru. Coś ją jednak powstrzymywało i w końcu wsunęła go tylko pod bluzkę tak, żeby nie był widoczny. Niemal w tym samym momencie do pokoju wspólnego weszli Fred i James, obaj z krzywymi minami.
- Nie doczyszczę się nawet roztworem pana Mulpeppera - jęczał Wesley. - Czym ten Irytek to wysmarował? Odorosokiem?
Spojrzenie chłopaka powędrowało w stronę siedzącej przy kominku Maggie.
- Donovan, znasz jakieś dobre zaklęcie na pozbycie się tego smrodu? - zapytał zaraz.
- Chłoszczyść - odparła natychmiast. - Chociaż ono raczej czyści obiekty, nie zapachy.
- Tyke przeszedł samego siebie - poskarżył się, siadając na kanapie obok Mags. Jim przysiadł na fotelu, nie zwracając na nich uwagi. Ze skupieniem pozbywał się resztek substancji spod paznokci. - Zero zaklęć, zero rękawic ochronnych. Moglibyśmy to zgłosić Blackwellowi. Tyke naraził nasze zdrowie.
- Kary mają to do siebie, że są bolesne - przypomniała mu, marszcząc nos. - Możecie się gdzieś przenieść? - poprosiła. - Zaraz cały pokój wspólny przesiąknie waszym zapachem.
- Chodź Jimmy. Wypróbuję nowy produkt ojca. Mam nadzieję, że zniknie po nim tylko ten zapach, a nie całe moje ręce.
- Testujesz pierwszy - zastrzegł Jim.
Przechodząc obok tablicy ogłoszeń, chłopaki zatrzymali się na chwilę.
- Hogsmeade - mruknął Jim. - W przyszły weekend.
- Świetnie! - ucieszył się Fred. - Trzeba zobaczyć jak się kręci rodzinny biznes w Hogameade.
- Tym bardziej, że z naszych fajerwerków nici - westchnął James. - Czasem się zastanawiam, czy Dunbar nie stworzyła jakiejś własnej Mapy Huncwotów. Zawsze to ona na nas wpada.
- Ciekawa teoria - zgodził się z nim Fred, wchodząc po schodach.
Rozmowa cichła z każdym krokiem, a Maggie coraz mocniej zaciskała ręce w pięści. James chciał się bawić w ignorowanie? Proszę bardzo! Jej to nawet było na rękę.
- Zobaczymy, czy ci się to spodoba, Potter - wymamrotała.

piątek, 6 stycznia 2017

33. Przyjaźń czy coś więcej?

Gdyby nie wsparcie Nowej Generacji, Maggie nie poradziłaby sobie z panującą w szkole atmosferą. Uczniowie przyglądali się jej z mieszaniną strachu i podejrzliwości, jakby zaraz miała rzucić na nich klątwę, albo wprowadzić do zamku armię śmierciożerców. Najgorsi byli oczywiście Ślizgoni. Dziewczyna nie mogła przejść przez korytarz, żeby nie słyszeć drwin i podejrzeń.
- Brak w tym logiki - warczała Lily, która ostatnio często towarzyszyła Donovan. - Skoro dziennikarze podejrzewają cię o związki z czarną magią, Ślizgoni powinni cię czcić, a nie gnębić.
Maggie tylko rozłożyła ręce. Naprawdę starała się nie przejmować obelgami. Z dwojga złego chyba już wolała to niż nazywanie szlamą.
- Lily, możesz mi powiedzieć, gdzie tak znikają Rose i Al? - zapytała. - Próbowali mi wmówić, że to ja spędzam z nimi mało czasu, ale to nieprawda.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała dziewczynka, odrzucając na plecy kaskadę rudych włosów.
- Czyżby? - Mags spojrzała na nią z powątpiewaniem. - Więc w twoim towarzyszeniu mi nie kryje się nic więcej? Nie dostałaś przykazania, żeby mieć na mnie oko, gdy będą znikać?
- Nie sądzisz, że poprosili by o to Rox? Albo Jima czy Freda? Byłoby im łatwiej, bo jesteście w jednym domu.
- I właśnie dlatego zwrócili się do ciebie. Żeby to było mniej podejrzane.
- Dostajesz paranoi, Mags - prychnęła, nieco obrażonym tonem. - A może po prostu lubię spędzać z tobą czas?
Donovan uśmiechnęła się przepraszająco. Lily szybko przeszedł zły nastrój i odpowiedziała uśmiechem.
- Skoro tak się zastanawiasz, gdzie Al i Rose, możemy ich poszukać - uznała Potterówna. - Jak znam Rosie, zaciagnęła Ala do biblioteki żeby odrobić kolejną zaległą pracę domową. Tata się zawsze śmieje, że Rosie wrodziła się w ciocię Hermionę niemal pod każdym względem.
- James coś wspominał, że w rodzinie porównujecie naszą trójkę do Wielkiego Trio - odparła na to Maggie.
- Jak to mówi Rose? "Historia zatacza koło".
Dziewczęta dotarły do korytarza na szóstym piętrze. Nim jednak zdążyły wejść do biblioteki, wyszedł z niej James w towarzystwie Freda. Maggie uniosła brwi, zaskoczona tym widokiem, tym bardziej, że Fred ściskał pod pachą grubą księgę.
- Widzisz to co ja? - zapytała Lily.
- Tak i też w to nie wierzę - zaśmiała się dziewczynka, podchodząc do chłopaków. - Zgubiliście się? - zakpiła.
- Gdzie twoja banda, Kropeczko? Mama dawno nie dostała listu w twojej sprawie - odgryzł się Jim.
Dziewczynka wyszczerzyła się w uśmiechu. Pomachała do Maggie na pożegnanie i pobiegła korytarzem, zostawiając ją z bratem i kuzynem. James przyglądał się jej z miną, która nieco ją speszyła. Przypomniał się jej moment w Dolinie Godryka, gdy Teddy owinął ich łańcuchem i zarumieniła się.
- Jimmy, idę z tym sam wiesz gdzie - poinformował kumpla Fred. - Nie spóźnij się.
Mags odprowadziła go wzrokiem. Zaczęła się zastanawiać, jaką to księgę wypożyczyli.
- Co kombinujecie? - zapytała.
- Mama skonfiskowała nasz zapas fajerwerków - przypomniał jej. - Trzeba stworzyć nowy... Myślałaś, że będziemy się uczyć? - zaśmiał się.
- Nie zaszkodziłoby - stwierdziła, obracając w palcach zawieszkę. - Widziałeś w bibliotece Ala albo Rose? Cały czas gdzieś mi znikają.
- Słyszałem jak Al skarżył się w święta, że zaniedbujesz ich na rzecz Craiga.
Zacisnęła mocniej palce na zawieszce i puściła ją szybko. Jim wskazał na nią palcem.
- Nie sądziłem, że będziesz go nosić - oznajmił.
- Co? - spytała skonfundowana.
- Wisiorek. Byłem przekonany, że wyląduje na samym dnie twojego kufra.
Maggie gapiła się na niego z wyraźnym zdezorientowaniem. James podrapał się po głowie.
- Wszystko w porządku, Donovan?
- Więc wisiorek jest od ciebie? - spytała cicho.
- Można powiedzieć, że ode mnie i od Lily, bo pomagała wybierać - zaśmiał się.
- Lily... - mruknęła.
- Była przy nim kartka... - James wreszcie zaczął łapać o co chodzi. - Nie mów, że jej nie widziałaś...
- Lily rozpakowała moje prezenty - powiedziała Maggie. - I tak jakoś pomieszały się jej karteczki.
- Więc myślałaś, że od kogo... - zaczął, ale urwał, bo sam wszystko poukładał. - Mam nadzieję, że nie dziękowałaś Craigowi za konkretny prezent - burknął.
- James... - zaczęła, gdy chłopak wyminął ją i ruszył korytarzem. - Co niby miałam sobie pomyśleć?! - zawołała, idąc za nim. - Obiecałeś dać mi spokój! Takich prezentów nie dostaje się od zwykłego przyjaciela!
- Uznałem, że to do ciebie pasuje - warknął. - Nie wściekaj się na mnie za to, że Craig nie ma zielonego pojęcia jaka jesteś.
- Ja się wściekam?! - Aż się zatrzymała, oburzona jego słowami. - To ty zagrałeś wielkiego obrażonego!
James tylko pokręcił głową.
- Tak z ciekawości... Myślałaś, że co ja ci kupiłem?
- Zmieniacz pisma...
Potter parsknął śmiechem i spojrzał na nią z ironią.
- To akurat od Freda i Lou - zadrwił. - Musisz jeszcze raz przeanalizować listę prezentów. Może odkryjesz, co podarował ci twój chłopak.
Po tych słowach szybko oddalił się korytarzem, zostawiając ją samą.

niedziela, 1 stycznia 2017

32. Bolesne przypomnienie

Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku! Oby był jeszcze lepszy niż poprzedni!
***

Wystarczyło kilka dni w Hogwarcie, by Maggie i pozostali zapomnieli jak przyjemne były święta. Obowiązki zwaliły się na nich jak lawina, a sterta prac domowych zamiast maleć, rosła.
- Powariowali - burknął Al po raz 20 skreślając linijkę wypracowania dla Robardsa. - Zachowują się jakbyśmy już w tym roku mieli zdawać sumy.
- Za bardzo odpuściliśmy sobie przed świętami - uznała Rose.
- Właśnie! - Maggie podniosła głowę znad notatek o Zaklęciach Niewybaczalnych. - Gdzie tak znikaliście przez cały listopad? Byłam przekonana, że siedzicie w bibliotece.
- Chyba coś ci się pomyliło - machnął ręką Al. - Sama spędzałaś tyle czasu z Craigiem, że wydawało ci się, że to nas nie ma.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, przyglądając się podejrzliwie dwójce swoich przyjaciół. Ani Al, ani Rosie nie dali jednak po sobie poznać, że kłamią.
- Może i tak - westchnęła, sięgając po wisiorek z czaplą i obracając go w palcach.


***
Wchodząc rano do Wielkiej Sali, Maggie powitały ukradkowe spojrzenia i szepty. Żołądek Donovan związał się w ciasny supeł, a gdy w jej stronę ruszył Craig z egzemplarzem Proroka w ręce, już wiedziała. Nim jednak Craig zdążył do niej dojść, dopadły ją Roxanne i Lily.
- Mags, musisz to przeczytać! - Lily była naprawdę przerażona.
- Już dałyśmy znać reszcie - dodała Rox. - Monety nadal się przydają.
Dotarł do nich Craig i Maggie od razu wyciągnęła rękę po gazetę. Chłopak wiedział o wszystkim i wyglądał na poruszonego.


POWRÓT CZARNEGO PANA!!!

Nie dalej jak wczoraj w godzinach wieczornych, po wielomiesięcznej przerwie, doszło do kolejnego ataku ze skutkiem śmiertelnym. W swoim mieszkaniu został znaleziony Curtis O'Connel, 20-letni wychowanek londyńskiego sierocińca imienia Gasparda Shingletona. Ciało znalazła jego narzeczona, Mandy Shepperd, którą w stanie głębokiego szoku przewieziono do Szpitala Świętego Munga.

"Panna Shepperd powtarzała w kółko dwa słowa - podaje nam jedna z uzdrowicielek. - Czarny Pan".

Czy może tu chodzić o najgroźniejszego czarnoksiężnika wszech czasów: Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Czyżby słynny Harry Potter jednak nie pokonał go w pamiętnej Bitwie o Hogwart? A może pojawił się nowy Czarny Pan? Zapytany o tożsamość mordercy szef Biura Aurorów, Harry Potter, odpowiada: "Jesteśmy na tropie. Dla dobra śledztwa nie możemy udzielać informacji".

Wśród czarodziejów krąży jednak pogłoska o pewnym czarnoksiężniku, który krwawo zapisał się ostatnimi czasy w dziejach Francji. Mowa tu o tajemniczym Mordredzie, który swoje ofiary oznacza wypalonym inicjałem swojego imienia. Czy to może być on? I w jaki sposób jest z nim powiązana mała Maggie Donovan, której uparcie poszukują śmierciożercy?

O potencjalnych powiązaniach więcej w kolejnym numerze Proroka.


Maggie powoli odłożyła gazetę na blat stołu. Craig usiadł obok niej i wziął ją za rękę, chcąc w ten sposób dodać otuchy. Ona jednak jakby tego nie zauważyła.
- Znałaś tego chłopaka? - zapytał.
- Był ze mną u Ollivandera - szepnęła. - Kiedy dostaliśmy listy z Hogwartu, pani Ashton wyznaczyła nam opiekunów, którzy mieli pomóc w zakupach. Curtis poszedł ze mną... Czy on też zginął przeze mnie?
- Nie wiemy, czy jego śmierć jest powiązana z atakami na sierocińce - trzeźwo zauważyła Lily. - Nie ma tu ani słowa o Carrowach, a przecież wiemy, że to oni cię szukają.
- Ten artykuł śmierdzi Ritą - osądziła Rox. - Więcej tu gdybania niż faktów.
- Ale ten Mordred... - zaczęła Mags.
- Ktoś połączył te wątki dla dodania pikanterii artykułowi - uznał Craig. - Nie ma sensu się niepotrzebnie tym dręczyć. To nic pewnego.
Maggie podziękowała mu uśmiechem, a potem spojrzała na Roxanne i Lily.
- Reszta pewnie już czeka w bibliotece - powiedziała.
- O ile nadal noszą przy sobie monety - mruknęła Roxi.
- Widziałam ostatnio jak Jim bawił się swoją, więc jak on wie, to reszta też zaraz się dowie - rzekła Lily, łapiąc Mags za rękę. - Idziemy. Trzeba to omówić. I wysłać sowy.
- Mogę iść z wami? - zapytał Craig.
- Nie. - Lily uniosła dumnie głowę, a Roxanne tylko spojrzała krzywo na Krukona. - To spotkanie Nowej Generacji - oznajmiła tonem, który wyjaśniał wszystko.
- Czyli? - Craig nie do końca zrozumiał.
- Czyli nie dla ciebie - uśmiechnęła się słodko Roxanne, biorąc Maggie za drugą rękę. - Nie jesteś członkiem rodziny.
- A Mags jest? -  zapytał z dziwnym uśmieszkiem, który różnie można było zinterpretować. Maggie nie widziała w nim nic złego, ale Lily i Rox całe się najeżyły.
- Jest jedną z nas i będzie - oznajmiła Lily, posyłając chłopakowi znaczące spojrzenie, które pojął na swój sposób.
- Craig... - zaczęła Mags, ale dziewczyny już wyciągały ją z sali. - Co z wami? - spytała z irytacją.
- Nie lubię go - szczerze wyznała Lily.
- Dlaczego?
- Tak po prostu.
Maggie westchnęła cicho. Nie miała sił roztrząsać przyczyn antypatii Lily. Nie w momencie, gdy znowu zaczęło się dziać coś złego.
- Mordred... - szepnęła. - Znowu to imię.
- On na pewno nie ma związku z tobą - pocieszyła ją Roxanne. - To wymysły tych hien z gazety.
- Też mam taką nadzieję - mruknęła, podążając za dziewczynami do biblioteki.