niedziela, 29 stycznia 2017

35. Spotkajmy się w Hogsmeade

- Powiedzmy jej, co robimy.
Albus spojrzał na Rose i Jamesa, siedzących razem z nim przy stole w bibliotece. Dookoła nich piętrzyły się stosy gazet. Urwał jednak, gdy pani Pince znowu przeszła koło ich stolika, zerkając podejrzliwie na Jamesa. Bibliotekarka pojawiała się w ich pobliżu średnio co dziesięć minut, najwyraźniej kontrolując poczynania starszego Pottera.
- Mam ochotę zrobić samolociki z tych gazet i zacząć puszczać jej nad głową... - wyburczał Jim, gdy kobieta się oddaliła.
Brat i kuzynka zignorowali jego mamrotanie.
- Mieliśmy tego nie robić, dopóki nie znajdziemy konkretów - przypomniała Alowi Rosie.
Dziewczyna odgarnęła rudy lok opadający na twarz i odsunęła na bok numer Proroka. Pochyliła się w stronę przyjaciela, który ściszył głos.
- Zaczyna coś podejrzewać - mówił dalej Al. - Lily powiedziała, że Mags już ją wypytywała, gdzie tak znikamy.
- W takim razie jej powiedzmy - westchnęła z rezygnacją Weasleyówna.
James skrzywił się na te słowa.
- Ale ani słowa o Lustrze - zastrzegł tylko.
Al i Rose spojrzeli na niego. Ostatnimi czasy zrobił się bardzo małomówny, co było do niego zupełnie nie podobne. 
- Już tydzień się do siebie nie odzywacie - zbeształa go Rosie. - I o co to wszystko?
- Już ona wie o co - burknął. - Poza tym to ja miałem prawo się wkurzyć. Powinna przeprosić.
- Przeprosiła... - mruknął pod nosem Al, ale brat go zignorował.
- Jim, powinieneś być z nami, gdy będziemy mówić Mags, co tu robimy - uznała Rose.
- Jak tylko mnie zobaczy, odwróci się na pięcie - prychnął.
- W takim razie spotkajmy się w miejscu, gdzie nie będzie to wyglądało podejrzanie - zasugerował Al. - Co powiecie na Trzy Miotły?
- Jestem za - odparła Rosie.
James jedynie wzruszył ramionami.
- W południe - powiedział. - Wcześniej mamy z Fredem i Lou pewne sprawy do załatwienia.


***
Maggie pochyliła się nad kociołkiem i lekko się skrzywiła. Wywar nadal nie miał takiego koloru, jak eliksir Albusa, chociaż wszystkie składniki dodała w odpowiednich proporcjach. Jasne włosy napuszyły się jej od pary, więc niecierpliwym ruchem ściągnęła mocniej gumkę i spojrzała na przyjaciela, który pracował tuż obok.
- Dlaczego mój eliksir jest bordowy, a nie czerwony? - szepnęła do niego, patrząc jak powoli dolewał do kociołka żółci pancernika i miesza w lewo.
- Musiałaś zbyt intensywnie zamieszać - odmruknął.
Profesor Zabini zerknął na nich szybko, więc się uciszyli. Kiedy jednak skierował się w stronę Ślizgonów, wrócili do rozmowy. Maggie zerkała na plecy profesora i jednocześnie odmierzała składniki.
- W południe w Trzech Miotłach, tak? - spytała cichutko, dolewając żółć i powoli mieszając.
Rosie pochyliła się ku nim. Jej eliksir miał już piękny żółty kolor, tak samo jak Albusa. Mags spojrzała na swój i lekko się uśmiechnęła. Było coraz lepiej.
- Mhm - odmruknął Al, wsypując odrobinkę posiekanego korzenia imbiru, mieszając trzy razy w lewo i znowu dosypując zioła.
Wywar od razu zrobił się limonkowy, tak jak było w przepisie.
- Bardzo dobrze, panie Potter - pochwalił go profesor Zabini.
Nauczyciel eliksirów był jednocześnie opiekunem Ślizgonów, jednak nie wpływało to na ich oceny. Profesor Zabini był wymagający, ale sprawiedliwy i chociaż budził przerażenie w uczniach ze względu na dość ponure usposobienie, starał się traktować wszystkich równo. Rodzina Ala i Rose nie mogła uwierzyć, że Gryfoni dostają punkty na lekcjach eliksirów.
- Snape prędzej by się otruł niż przyznał punkty Hermionie - powtarzał zawsze Ron.
- Sporo się zmieniło od naszych czasów. Na lepsze - dodawała wtedy Hermiona.
Maggie zrobiła to samo, co Al i jej eliksir zrobił się limonkowy. Może nie tak intensywny jak Ala, ale jednak nie był zły.
- Jak ty to robisz? - westchnęła.
- Geny - odpowiedział tylko.
Na koniec zajęć był jedynym, który uzyskał ciemnopomarańczową barwę opisaną w podręczniku. Profesor przyznał mu za to 10 punktów.
- Waszą pracą domową jest napisanie eseju na trzy stopy o działaniu eliksiru wyostrzającego poczucie humoru - polecił im profesor, gdy wszyscy uczniowie złożyli butelki z wywarami na biurku.
- Mogę się spóźnić - powiedziała Maggie do przyjaciół, gdy wyszli z sali. - Umówiłam się z Craigiem.
- Nie jesteśmy zaskoczeni - zakpił Al. - Po prostu przyjdź w południe do Trzech Mioteł.
- W takim razie wpadnę razem z nim, ale... tak właściwie... dlaczego? - zainteresowała się w końcu.
- Dowiesz się jak przyjdziesz - uśmiechnęła się Rosie.
Idąc po schodach na siódme piętro, wpadli na Jamesa, na ramieniu którego siedział zadowolony Urwis. Chłopak z przejęciem czytał jakiś list.
- Znowu dostarczył list do pokoju wspólnego? - zapytał brata Al.
- Tym razem latał po szkole - wymamrotał chłopak. - Zasługuje w pełni na swoje imię.
Urwał, dochodząc do jakiegoś akapitu. Wyraz jego twarzy uległ gwałtownej zmianie.
- Co się stało? Kto pisze? - Rose szybko zabrała mu list i zerknęła na podpis. - Teddy!
- Jest w Hogsmeade - oznajmił im James. - Razem z innymi aurorami.
- Ze względu na mnie? - zapytała cicho Maggie.
- Pisze, że mieli doniesienia z miasteczka - powiedziała Rosie, a Al zaczął jej czytać przez ramię. - Że w okolicach Wrzeszczącej Chaty i Dottown widziano Carrowów. Prosi nas o ostrożność podczas wypadu.
- Pewnie tylko sieją panikę - pocieszył przyjaciółkę Al. - Tata pisał, że dostają mnóstwo podobnych listów z różnych zakątków kraju.
Maggie pokiwała głową i poprawiła torbę na ramieniu. Nie zauważyła porozumiewawczego spojrzenia, jakie przesłali sobie Albus z Jamesem.
- Aurorzy będą się kręcić po ulicach. - Rose wzięła Maggie pod rękę i oddała list kuzynowi. - Będziesz bezpieczna. A my spokojni.
- I może wyciągniemy Lupina na kremowe piwo. - James poruszył znacząco brwiami. - Wyślę do niego Urwisa z listem. Może się spotkamy w Trzech Miotłach.
Głaszcząc puchacza po łebku, ruszył w kierunku sowiarni.
- Dziwne, że nie wpadł na pomysł, by samemu wymknąć się do Hogsmeade - rzekł Al.
- Nie jest głupi - odparła na to Rose. - Ryzyko nie jest teraz nikomu potrzebne.
- Mags, kiedy zamierzacie znowu zacząć rozmawiać? - zapytał Al, kontynuując wędrówkę po schodach.
- Kiedy mnie przeprosi - odpowiedziała tylko, ucinając temat.


***
Al, Fred, Lou, James i Rosie spotkali się w tajemnicy przed Maggie, żeby omówić spotkanie w Hogsmeade. List Teddy'ego wywołał poruszenie, które skutecznie ukrywali przed dziewczyną.
- Jesteście pewni, że to dobry pomysł? - spytał Fred, który opierał się o ścianę obok drzwi i od czasu do czasu wyglądał przez szparę, czy nikt nie idzie. - Może namówić ją żeby została w zamku?
- Nie posłucha - pokręciła głową Rose. Dziewczyna krążyła nerwowo po klasie.
- Teddy pisał, że na Hogsmeade rzucono zaklęcie antyteleportacyjne - powiedział Jim. Rzucił Fredowi Mapę Huncwotów i zamknął drzwi. - W miasteczku i jego najbliższej okolicy nie można się teleportować bez uruchomienia alarmu. Będą też dodatkowe zabezpieczenia... Nic złego nie może się wydarzyć.
- Ale i tak musimy uważać - uznał Al.
- Pogadam z Craigiem - powiedziała jeszcze Rosie. - Powinien mieć na nią oko.
- A nawet dwoje - mruknął Jim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz