James obudził się trzy dni później. Przy jego łóżku akurat siedziała Rose ze swoją matką. Kuzynka wydała z siebie radosny okrzyk, którym przywołała jego rodziców i rodzeństwo. Ginny natychmiast pochyliła się nad synem, ściskając go mocno. Chłopak skrzywił się, ale nie zaprotestował.
- Napędziłeś wszystkim stracha, Jimmy - poinformował go ojciec. Harry wyglądał w tym momencie, jakby mu ubyło kilka lat.
- Czyli draka udana - zażartował chłopak, gdy matka wreszcie się odsunęła.
Ginny spojrzała na niego z wyrzutem, na co tylko się uśmiechnął. Zaraz jednak spoważniał.
- Co z Donovan? - zapytał.
Nie umknęła mu wymiana spojrzeń pomiędzy Alem a Rosie. Przyprawiło go to o dreszcze na plecach i zesztywniał. W głowie Jima zaraz pojawiły się najczarniejsze scenariusze.
- Co z Mags? - ponowił pytanie. W jego głosie dało się usłyszeć ślad paniki.
- Jest w Hogwarcie - odpowiedziała mu szybko Rosie. - Wszystko z nią w porządku. W czwartek wyszła ze skrzydła szpitalnego.
Nie zdołał ukryć ulgi i Ginny tylko popatrzyła na Hermionę, na ustach której wykwitł domyślny uśmieszek. Nawet Harry zauważył radość syna, jednak żadne tego nie skomentowało.
- Szkoda, że nie wpadła się przywitać. - Jim próbował lekkim tonem zamaskować prawdziwe uczucia. - W końcu uratowałem jej życie.
- A ona tobie - odpowiedział mu brat.
Jimowi przypomniał się zielony strumień światła, który nie trafił go tylko dlatego, że Mags podcięła nogi Amycusowi. Pomasował miejsce, w które trafiło go zaklęcie Alecto i wyczuł pod palcami dziwną wypukłość. Odchylił koszulkę by zobaczyć co to takiego i wykrzywił usta na widok czerwonej pręgi.
- Przynajmniej nie mam tego na twarzy - wyszczerzył zęby do ojca, który wzniósł oczy do nieba.
- Szkoda - zakpił Al. - Miałem nadzieję, że trochę odbierze ci z urody.
- Szkoda - zakpił Al. - Miałem nadzieję, że trochę odbierze ci z urody.
- Może powiecie reszcie, że nasz bohater się obudził? - zasugerowała Ginny, patrząc przy tym na drugiego syna i Rose.
- Pewnie - zgodził się Al.
- Pani Pomfrey nie będzie zachwycona, gdy zwali się tu cała Nowa Generacja - zauważył Harry.
- Spokojnie, tato - uśmiechnął się Albus. - Przywykła.
***
James był naprawdę zdumiony, gdy w sali szpitalnej pojawili się wszyscy oprócz Maggie. Rodzice i ciotka wyszli, zostawiając go z młodymi, więc w końcu mógł zapytać, co jest grane.
- Donovan odrabia jakiś szlaban? - zakpił, otwierając pudło czekoladowych żab i z zainteresowaniem oglądając kartę. - Może też doczekam się swojej? - zażartował, rzucając podobiznę ojca Hugonowi i Rose.
- Możesz sobie pomarzyć - dogryzł mu Lou, zabierając nienapoczęte pudełko Fasolek Wszystkich Smaków.
- To co z Donovan? - powtórzył pytanie. - Szlaban, czy randka z Wrightem?
- Możesz sobie pomarzyć - dogryzł mu Lou, zabierając nienapoczęte pudełko Fasolek Wszystkich Smaków.
- To co z Donovan? - powtórzył pytanie. - Szlaban, czy randka z Wrightem?
- Nic z tych rzeczy - pokręciła ciemną głową Roxanne, podbierając mu jedną żabę.
- Więc co z nią? Myślałem, że wpadnie.
- Nie licz na to - powiedział mu Fred.
Chłopak spojrzał kolejno na wszystkich członków Generacji, aż w końcu zatrzymał wzrok na pochmurnym Alu. Zielone oczy spojrzały z powagą w brązowe.
- Obwinia się - wyjaśnił bratu. - Odkąd wyszła ze szpitala unika nas wszystkich z zabójczą precyzją. Nie mamy pojęcia, gdzie się przed nami chowa.
- A Mapa tego nie pokazuje - dodał Louis. - Sprawdzaliśmy.
- Może naprawdę znalazła Pokój Życzeń? - zasugerowała Lily.
- Nawet jeśli, to my nie wiemy, gdzie on jest - odparł na to Fred.
- Z nikim nie chce rozmawiać - dodała cicho Rose. - Próbowałam ją złapać w dormitorium, ale albo przychodzi, gdy śpię, albo sama udaje, że śpi.
- Dziś udało mi się ją spotkać pod biblioteką - pochwaliła się Lily. - Powiedziałam jej, że się obudziłeś.
- Może przyjdzie - pocieszył go Lou.
Posępna mina Jamesa wyrażała zwątpienie. Miał ochotę w tej chwili wyjść z łóżka i nagadać Donovan do słuchu.
- Zwariowała - wymamrotał. - Już ja jej powiem...
- Spróbuj, jeśli tylko będziesz miał okazję - westchnął Albus. - Nas nie słucha.
- Mnie posłucha - oznajmił twardo Jim. - Na pewno.
***
Błąkała się bez celu po zamku i nawet nie zauważyła, że zmierza w stronę skrzydła szpitalnego. Dopiero przed drzwiami do szpitala zorientowała się, gdzie jest. Zagryzła wargę, zastanawiając się czy wejść do środka, ale zabrakło jej na to odwagi. Odwróciła się, by szybko odejść, gdy drzwi się otworzyły i stanęli w nich Teddy z Torrie.
- Mags! - Wysoka blondynka podbiegła do dziewczyny i mocno ją uściskała. - Jak to dobrze, że nic ci nie jest!
- Dzięki - wyjąkała Maggie.
- Mieliście z Jimem kupę szczęścia - oznajmił Teddy, uśmiechając się do niej. Znowu miał włosy w naturalnym dla siebie kolorze. - Przyszłaś go odwiedzić?
- Ja... - zaczęła, ale nim zdążyła dodać coś więcej, Teddy już ją prowadził w stronę łóżka Jamesa.
- Patrz kogo ci prowadzę - zawołał do niego chłopak.
Jim podniósł wzrok znad Quidditcha Przez Wieki i wyprostował się szybko, a jego ręka odruchowo powędrowała do włosów.
- Donovan - powiedział lekko zaskoczony.
- Cześć - przywitała się z nim, wzrok wbijając w swoje stopy.
- Chodź Teddy - ponagliła narzeczonego Torrie. - Chciałam jeszcze zobaczyć się z Lou. Do zobaczenia, Mags! - pomachała na pożegnanie do dziewczyny.
- Nie szalejcie za bardzo - polecił im kpiarsko Teddy, wychodząc ca Victoire.
Po ich wyjściu zapadła cisza. James wpatrywał się w Maggie, która teraz z kolei przyglądała się stojącemu na szafce wazonikowi.
- Masz nie po kolei w głowie, Donovan - poinformował dziewczynę James.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem pomieszanym z gniewem. James wpatrywał się w nią z morderczą miną.
- Zachowujesz się, jakby wszystkie kłopoty czarodziejskiego świata były twoją winą - warknął na nią.
- A nie są? - odpaliła.
- A mówią, że to ja mam o sobie zbyt wielkie mniemanie - prychnął. - Jesteś w to wszystko jakoś wplątana, ale jeśli coś miało się wydarzyć, to wydarzyłoby się i bez twojego udziału. Nie wiemy o co dokładnie chodzi Carrowom. Czego chcą od ciebie. Może to znowu jakaś przepowiednia, jak ta o moim tacie i Voldemorcie? - Maggie nie udało się powstrzymać grymasu. Nadal tak reagowała na to imię. Jim zdawał się tego nie widzieć, bo kontynuował z zapałem. - Że zrobisz w przyszłości coś, co powstrzyma śmierciożerców, czy tam kogoś innego... A może jednak nie o ciebie im chodzi? Nic nie wiemy, Donovan. Więc przestań się zachowywać, jakbyś była przyczyną wszystkich nieszczęść, które spadają na moją rodzinę.
- Gdyby nie ja, nie leżałbyś tu z blizną na piersi - powiedziała cicho, a Jim odruchowo dotknął rany. Maggie szybko odwróciła wzrok. - Nie wiemy, czego chcą ode mnie Carrowowie, ale czegoś chcą - szepnęła. - I dopóki jestem w to jakoś wplątana, twoja rodzina jest w niebezpieczeństwie.
- Tak się składa, że też jesteś częścią tej rodziny - poinformował ją ostro. - I czy ci się to podoba, czy nie, wszyscy będziemy walczyć w twojej obronie, jeśli zajdzie taka konieczność.
Broda Maggie zadrżała niebezpiecznie, a oczy się zaszkliły. Kompletnie nie była przygotowana na takie wyznanie. Zrobiła niepewny krok w stronę Jamesa, a potem bez słowa się do niego przytuliła. Zaskoczony tym chłopak niepewnie poklepał ją po plecach.
- Dziękuję - szepnęła. - Gdybyś się nie pojawił, nie wiem co by teraz ze mną było.
- Znaleźlibyśmy cię nawet na końcu świata, Maggie - odpowiedział cicho, lekko dotykając jej włosów.
Jego odpowiedź dziwnie ją onieśmieliła i błyskawicznie się odsunęła. James też wyglądał na speszonego. Unikał patrzenia na Maggie, ale gdy wreszcie na nią spojrzał, dostrzegła w jego oczach coś, czego wcześniej tam nie widziała. Nie chcąc się nad tym zastanawiać, wstała z jego łóżka i spojrzała na drzwi.
- Będę już leciała - powiedziała szybko. - Do zobaczenia, James.
- Cześć... - wymamrotał, patrząc jak odchodzi. Był zły na siebie za ostatnie słowa, a z drugiej strony żałował, że nie zrobił czegoś więcej. - Mags! - zawołał za nią, na co odwróciła się niepewnie. Serce zamarło w niej z przerażenia. - Przestań nas wszystkich unikać - poprosił, chociaż nie to zamierzał powiedzieć.
Poczuła lekkie ukłucie rozczarowania, więc tylko skinęła głową i wyszła ze skrzydła szpitalnego. James jeszcze przez chwilę wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła, a potem opadł na poduszki, przeklinając pod nosem.
- Największy kretyn jakiego ziemia nosiła - ocenił się gniewnie.
- Największy kretyn jakiego ziemia nosiła - ocenił się gniewnie.
Matko święta i najdroższa! Czy ten blog odżył? *_* Trafiłam na tego bloga w wakacje, przeczytałam wszystkie części, ale na jednej się zawiesiłaś, więc przestałam wchodzić na bloga. Potem zaczął się rok szkolny i całkowicie straciłam głowę przez naukę. Dziś, ostatecznej nocy, której nie mogłam zasnąć, przypadkiem znalazłam twój blog i opłaciło mi się zrodzić nadzieję, gdy na niego weszłam. XDDDD
OdpowiedzUsuńŻyczę porażającej weny.
Pozdrawiam.
Zawiesiłam pracę na pewien czas, bo pisałam pracę licencjacką i pochłonęła mnie całkowicie. Ale teraz działam dopóki się da!
UsuńPiszesz wspaniale, powinnaś zgłosić się do jakiegoś spisu opowiadania. ;D Przemyśl to! ;3
Usuń