sobota, 30 stycznia 2021

99. Spotkanie w Hogsmeade

Sam fakt, że Harry'emu udało się przekonać Pickwitta do wypuszczenia Jamesa i Maggie z zamku poza planowanym terminem wycieczki do Hogsmeade dużo świadczył. Osobiście James uważał, że fantastycznie się złożyło. Pickwitt zobaczy na własne oczy, że on i Maggie nie kłamali. Maggie natomiast uważała, że będą mieli przez to jeszcze większe kłopoty.
W sobotę, godzinę przed planowanym spotkaniem w Trzech Miotłach, do pokoju wspólnego Gryfonów przyszedł Neville. Kilkoro uczniów spojrzało na niego z niepokojem. Na ogół, gdy do salonu przychodził opoiekun domu, oznaczało to, że dzieje się coś złego.
- Jestem gotowa - powiedziała Maggie, schodząc do salonu z dormitorium. Na głowie miała grubą wełnianą czapkę z niebieskim pomponem i właśnie zakładała rękawiczki.
- A James? - zapytał ją profesor.
- Już idę, idę! - usłyszeli i Jim zbiegł po schodach do salonu.
Miał na sobie grubą kurtkę i pospiesznie owijał się czerwono-złotym szlakiem. Jego ciemne włosy były potargane jeszcze bardziej niż zwykle, ale zaraz ukrył je pod czapką.
- Możemy iść - powiedział radośnie.
- Nie wiem dlaczego się tak cieszysz - mruknęła Maggie. - Odnoszę dziwne wrażenie, że twój tata nas zabije.
- Co ty - parsknął. - Tata jest spoko. Wreszcie możemy z nim pogadać o tym wszystkim co się dzieje.
- To wy będziecie odpowiadać na pytania, nie Harry - poinformował ich Neville, prowadząc korytarzem do sali wejściowej.
Mina Jima wyraźnie mówiła: "to się jeszcze okaże".
Kiedy tylko opuścili mury zamku, Maggie mocniej nasunęła czapkę na uszy i opatuliła się szalikiem. Śnieg, który o poranku tylko słabo prószył, teraz zaczął zmieniać się w prawdziwą zadymkę. Neville szedł naprawdę bardzo szybko, chcąc czym prędzej znaleźć się w Hogsmeade, a Maggie i Jim ochoczo dotrzymywali mu kroku. Odetchnęli z niekłamaną ulgą, gdy w końcu przed ich oczami zamajaczyła wioska i pospiesznie skierowali się ulicą w stronę baru Pod Trzema Miotłami.
W środku wyjątkowo nie było zbyt wiele osób. Przy stoliku w kącie usiadło trzech czarodziejów z kuflami kremowego piwa, którzy narzekali cicho na ceny skrzydeł nietoperza ("Dwa galeony za sztukę, to skandal!"). Przy samym barze siedziało natomiast dwóch opatulonych w futra czarodziejów z Niemiec, kłócących się o coś w swoim języku. Gestykulowali przy tym tak zamaszyście, że młoda barmanka Ursula spoglądała na nich z niepokojem, jednocześnie polerując trzymany w ręce kufel.
- Tam. - James jako pierwszy dostrzegł ojca, ukrytego za wielką choinką. - Hej, tato - przywitał się, szybko podchodząc do stolika i rozwalając się na krześle. - Jak tam święta u Lupinów?
Harry spojrzał na syna z dezaprobatą. Wstał ze swojego miejsca, by przywitać się z Nevillem i uściskać zmieszaną Maggie, a potem przywołał gestem Ursulę.
- Cztery kufle kremowego piwa - zamówił.
- Trzy - poprawił go zaraz Neville. - Muszę wracać do zamku - oznajmił.
- Rozumiem - skinął głową Harry. - Odprowadzę dzieciaki, gdy skończymy.
- Powodzenia - życzył mu przyjaciel, wychodząc z pubu.
Harry odczekał aż Ursula przyniesie im kremowe piwo i dopiero wtedy przeszedł do rzeczy. James, który przyglądał się ojcu odkąd weszli do baru, nie mógł nie zauważyć siwych nitek w jego czarnych włosach. W kącikach oczu Harry'ego było też znacznie więcej zmarszczek niż ostatnio. Poczuł cień wyrzutów sumienia na myśl, że sam jest przyczyną zmartwień ojca.
- Zaczynajmy - powiedział Harry. - Chcę wiedzieć wszystko, co się wydarzyło podczas waszego balu.
- Siedziałem w pokoju wspólnym z Mapą Huncwotów - oznajmił zaraz James, postanawiając współpracować. - Zobaczyłem na niej nazwiska Carrowów i poszedłem ich szukać. Nie wyglądali jak oni. Musieli użyć eliksiru wielosokowego, żeby dostać się do zamku. Kiedy mnie zobaczyli, zaczęli uciekać w stronę Zakazanego Lasu, a ja pobiegłem za nimi.
- Sam - podkreślił Harry, patrząc na syna z mieszaniną rozczarowania i rezygnacji. - Jim, to było...
- Skrajnie nieodpowiedzialne i niemiłosiernie głupie - dokończył za niego chłopak. - Tak, już to słyszałem. Parokrotnie.
- I usłyszysz jeszcze raz. Twoja matka odchodzi od zmysłów. Że już nie wspomnę o babci. To najtwardsze kobiety jakie znam, a ty doprowadzasz je na skraj załamania nerwowego, Jim. Kiedy dostaliśmy sowę od Neville'a, twoja mama przepłakała całą noc.
James wyraźnie zapadł się w sobie. Z jego brązowych oczu zniknęła cała radość i tylko spuścił głowę. Maggie bardzo chciała dodać mu jakoś otuchy, ale krępowała ją obecność pana Pottera. Siedziała więc nieruchomo na swoim krześle, czekając na ciąg dalszy reprymendy.
- Co wydarzyło się później? - zapytał ich Harry.
- James wezwał pomoc - odpowiedziała Maggie widząc, że Jim nie może się sam na to zdobyć. - Jakiś czas temu zaczarowaliśmy karty z czekoladowych żab w taki sposób, by pokazywały nasze wizerunki i mapkę, kiedy tylko wypowiemy hasło-wyzwalacz. Korzystamy z nich w razie kłopotów. Zobaczyłam na karcie, że James potrzebuje pomocy i poszłam go ratować.
- Również sama - zauważył Harry, a Maggie lekko się zarumieniła.
- Wezwałam resztę Generacji - wyznała niepewnie.
- Nie Generację powinnaś wzywać, tylko nauczycieli - zganił ją Harry.
- Myślisz, że był na to czas? - James stanął w jej obronie. - Wszystko działo się tak szybko... Carrowowie byli w zamku, pomagał im ktoś z uczniów, wszyscy byli na balu... Mieliśmy szansę ich dopaść.
- Dopóki nie pojawił się Mordred - szepnęła Maggie.
Harry zdjął na moment okulary i zmęczonym ruchem potarł nasadę nosa, a potem założył je ponownie.
- Jesteście pewni, że to był Mordred? - zapytał bardzo cicho.
- Pamiętam dobrze jego głos - odparła. - To był on.
- Wierzysz nam? - spytał James, wbijając w ojca spojrzenie.
- Wierzę - odpowiedział bez wahania Harry. - Aurorzy już w tym momencie przeczesują Zakazany Las w poszukiwaniu śladów. I zamierzamy wzmocnić ochronę zamku i miasteczka. Nie podoba mi się, że Carrowowie bez najmniejszych problemów dostali się do Hogwartu. To nie powinno się wydarzyć.
- Muszą znać tajne przejścia - uznał Jim. - Tylko tak mogli się tu dostać niezauważeni.
- Musieli też mieć pomoc kogoś z zamku - powiedziała Maggie. - Znajomość ukrytych korytarzy to jedno, ale w Lesie był z nimi jeszcze ktoś.
- Stawiam na Lance'a Blackwella - wyznał James, krzyżując ręce na piersi. - To był jego głos, jestem pewien. A skoro był tam on, to i McLaggen jest zamieszany.
- McLaggen? - upewnił się Harry. - Ten, który zaatakował cię na korytarzu? - dopytał Maggie.
- Ten sam - potwierdziła.
- Wiecie, że rzucacie poważne oskarżenia, nie mając żadnych dowodów? - westchnął. - Przechodziłem przez to samo i wiem jak to jest, wierzcie mi. Jeśli nie ma dowodu na ich powiązania z Blackwellem, nic nie zrobimy. A wasz dyrektor... - Harry zacisnął usta, wyraźnie zirytowany. - To trudny człowiek.
- Chyba chciałeś powiedzieć, głupi - podsunął James.
- Jim! - syknął na niego Harry.
- Taka jest prawda, tato! - James rozłożył bezradnie ręce. - Pickwitt zmienił zasady panujące w szkole, urządza wewnętrzny Turniej Trójmagiczny między domami, a ja i Maggie jesteśmy na jego czarnej liście. Nie wierzy w żadne nasze słowo, a jak w zamku dzieje się coś złego, to my jesteśmy głównymi podejrzanymi. Ma Nową Generację za bandę buntowników, którzy spiskują za jego plecami, by obalić jego nowe reguły. I uważa, że ja i Mags przewodzimy rewolucji.
- A przewodzicie? - Harry uniósł brew.
- Nie ma żadnej rewolucji - zaprotestował Jim. - Ale jeśli jeszcze raz zostanę nazwany kłamcą i niesłusznie ukarany, przysięgam na Merlina, że zrobię z życia dyrektora prawdziwe piekło.
- Jakbym słyszał Freda i George'a mówiących o Umbridge... - mruknął Harry.
- Co do tej rewolucji... - zaczęła nieśmiało Maggie - chyba wiem, dlaczego Pickwitt myśli, że próbujemy podważyć nowe zasady.
- Oświeć mnie - prychnął Jim.
- Odmówiłeś bycia reprezentantem domu - oznajmiła. - Oboje wiemy, dlaczego to zrobiłeś, ale dyrektor mógł sobie pomyśleć, że to twój sposób na pokazanie mu, że nie będziesz grał w jego grę.
- O tym nie pomyślałem... - mruknął chłopak.
- Tak właściwie... dlaczego się nie zgodziłeś? - zaciekawił się Harry, upijając łyk kremowego piwa.
- Bo Donovan mnie o to poprosiła - odparł James, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- To wszystko wyjaśnia - zakpił Harry, a Maggie zrobiła się czerwona jak burak. - Wracając do tematu, mam do was prośbę...
- Trzymajcie się z daleka i nie pakujcie w kłopoty? - uśmiechnął się James.
- Dawno już pogodziłem się z faktem, że w waszym wypadku to niemożliwe - powiedział mu ojciec. - I chociaż wolałbym żebyście zostawili tę sprawę w spokoju, nie mam prawa was o to prosić. Nie kiedy pamiętam, co sam robiłem będąc w waszym wieku. Chcę was prosić tylko o jedno: bądźcie ostrożni i nie działajcie w pojedynkę. Możecie to zrobić?
- Bez problemu - obiecał James.
- Świetnie. - Harry odrobinę się rozluźnił. - Jedno w waszej historii mnie zastanawia - powiedział jeszcze. - Dlaczego żadne z was nie było na balu?
Maggie i James spojrzeli na siebie szybko.
- To... - zaczęła Maggie.
- Nie mieliśmy ochoty? - bąknął Jim.
Harry tylko spojrzał na nich z wyraźnym rozbawieniem. James doskonale wiedział, o czym ojciec właśnie myśli.
- Lekko się pokłóciliśmy, okej? Nie mieliśmy nastroju na zabawę - burknął. - Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego.
Maggie jęknęła i ukryła twarz w dłoniach, gotowa zapaść się pod ziemię.
- Czy możemy już wracać do zamku? - zapytała.
- Najpierw my uzyskamy kilka odpowiedzi. - James postanowił przycisnąć ojca. - Jaki związek mają z Mordredem Insygnia Śmierci i czego ten typ chce od Mags?
W zielonych oczach Harry'ego tylko przez chwilę pojawiło się zaskoczenie, ale to wystarczyło Jamesowi. Chłopak wyprostował się i uśmiechnął z satysfakcją, natomiast Maggie wbiła wzrok w starszego z Potterów.
- Insygnia to nie jest temat do rozmowy w barze - wyszeptał Harry. - I skąd w ogóle to połączenie?
- Nie masz idioty za syna - wzruszył ramionami Jim.
- Insygnia z Mordredem połączył Al - wypomniała mu Maggie.
- Nie powiedziałem, którego syna - burknął James. - Powiedz nam cokolwiek, tato - poprosił. - Wiemy, że masz jakieś informacje. Dowiedziałeś się czegoś.
- To prawda - odparł Harry. - Dowiedziałem się mnóstwa rzeczy, ale nie mogę wam o nich powiedzieć. Wybaczcie, ale to dla waszego bezpieczeństwa. W tym momencie zdradzenie wam prawdy byłoby katastrofalne w skutkach.
- Ale potwierdzasz, że Mordred ma związek z Insygniami? - dopytywał James.
- Tak - odpowiedział mu Harry.
- A ja? Co to ma wspólnego ze mną? - zapytała się Maggie.
Harry wyraźnie się zawahał. Patrzył na nią z namysłem i ewidentnie dobierał odpowiednie słowa.
- Mordred uważa, a przynajmniej tak podejrzewamy, że możesz mu pomóc w odnalezieniu Insygniów - powiedział bardzo powoli.
- Ja? - zdziwiła się. - Nawet o nich nie wiedziałam, dopóki nie przyjechałam do Doliny Godryka. Poza tym... to tylko głupia baśń.
- Mordred wierzy, że jest prawdziwa - oznajmił Harry. - To wystarczy.
- Ale dlaczego to ja... - zaczęła.
- Nie mogę ci na to odpowiedzieć, Maggie - przerwał jej Harry. - Nie teraz i nie tutaj. Wierz mi, chciałbym. Ale gdybym to zrobił, naraziłbym cię na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Obiecuję, że powiem ci wszystko co wiem, kiedy nadejdzie właściwa chwila.
- Czyli kiedy? - zapytał ponuro James.
- To się okaże. - Harry pokręcił głową. - Byłem wściekły na Dumbledore'a, gdy robił mi to, co teraz ja robię wam - wyznał. - Ale teraz wreszcie rozumiem, dlaczego to robił. Pewna wiedza musi być przekazana w odpowiednim momencie inaczej wszystko może potoczyć się naprawdę źle. A to, co ja mam wam do przekazania... - zawahał się. - Powiedzmy, że jest pokroju przepowiedni o Wybrańcu.
- Aż tak? - zaniepokoił się James, patrząc szybko na pobladłą Maggie.
- Przykro mi - powiedział im Harry. - A teraz dopijajcie piwo i zabieram was do zamku. Pickwitt nie mógł mi odmówić, ale boję się, że może chcieć się na was odegrać za ten wypad.
- Jeśli wyrzuci mnie ze szkoły, powiesz mamie, że to twoja wina - wyszczerzył się James.
Dopiero kiedy chciał sięgnąć po kufel, zorientował się, że trzyma Maggie za rękę. Spojrzał na swoją dłoń, a potem na siedzącą obok niego dziewczynę, która wyglądała na tak samo zaskoczoną co on. Żadne z nich nie wiedziało, w którym momencie chwycili się za ręce, ani które pierwsze zainicjowało kontakt. Kiedy ich oczy spotkały się ze sobą, szybko wypuścili swoje dłonie i czym prędzej sięgnęli po piwo, chcąc zamaskować zmieszanie. Harry uznał, że lepiej udać, że nic nie widział.
- Życzcie Rosie powodzenia - powiedział, gdy odprowadził ich pod samą bramę zamku i wysłał patronusa do Neville'a. - Wszyscy trzymamy za nią kciuki.
- Życzysz przegranej Gryfonom? - zapytał podchwytliwie James. - I to ty wyciągnąłeś z Tiary Miecz Godryka! Co z ciebie za Gryfon?
- Jedyny w swoim rodzaju - puścił do niego oczko ojciec. Widząc zmierzającego w ich stronę Neville'a, wyraźnie odetchnął. - Trzymajcie się, dzieciaki - powiedział, ściskając kolejno Maggie i syna. - Miejcie oczy dookoła głowy.
- Stała czujność! - wyszczerzył się James.
Był już praktycznie za bramą, gdy mokra śnieżka ugodziła go w tył głowy. Wrzasnął krótko, gdy śnieg wpadł mu za kołnierz szaty i obrócił się gwałtownie w stronę uśmiechniętego ojca.
- Stała czujność, Jimmy! - zawołał do niego Harry, odwracając się i zmierzając w stronę miasteczka.
- Bardzo zabawne, tato - mruknął James, ściągając czapkę z głowy i otrzepując ją ze śniegu.
- Twój tata jest naprawdę fantastyczny - powiedziała mu Maggie, strzepując śnieg z jego szalika.
- Ma swoje momenty - zgodził się z nią, po czym bez wahania sięgnął po jej rękę. - Nie jest łatwo być synem Harry'ego Pottera, wierz mi - dodał.
Ścisnęła mocniej jego palce.
- Całkiem nieźle sobie z tym radzisz, James - oznajmiła. - Naprawdę, całkiem nieźle.
Uśmiechnął się do niej szeroko, tym szczerym, prawdziwym uśmiechem, który widziała na jego twarzy tylko, gdy był w pobliżu swojej rodziny. Zarumieniła się lekko, ale chyba nie zauważył, bo w żaden sposób tego nie skomentował. Ona sama wolała sobie wmówić, że to od mrozu.
- Co powiesz na kubek gorącej czekolady przy kominku w kuchni? - zapytał, jakby czytając jej w myślach.
- Powiem: z przyjemnością - oznajmiła, ciągnąc go w stronę czekającego na nich profesora.

4 komentarze: