środa, 28 grudnia 2016
31. Bitwa!
wtorek, 27 grudnia 2016
30. Święta w Dolinie
poniedziałek, 26 grudnia 2016
29. Powrót do domu
sobota, 24 grudnia 2016
28. Kolejne święta
piątek, 23 grudnia 2016
27. Znowu Rita Skeeter
wtorek, 20 grudnia 2016
26. Konfrontacja
Jamesa Pottera gryzło sumienie. Odkąd zaczął pomagać Alowi i Rose w poszukiwaniach informacji na temat rodziny Maggie, nie mógł pozbyć się irytującego uczucia, że postępuje nie fair w stosunku do swojego brata. Stał się przez to jeszcze bardziej złośliwy, co tylko potęgowało napięcie pomiędzy Potterami. Rosie starała się pełnić funkcję mediatora, ale kuzyni kompletnie nie zwracali uwagi na jej zabiegi.
- Dajcie sobie po razie i przestańcie! - zdenerwowała się w końcu, gdy Al i Jim zaczęli się sprzeczać nad marcowym egzemplarzem Proroka. - Nie możecie chociaż na pięć minut przestać się kłócić?
Bracia spojrzeli na siebie spode łba. James już miał jakoś to skomentować, gdy Al kopnął go pod stołem.
- Maggie idzie - syknął, zanim brat zdążył się zrewanżować.
- Nie zdążymy schować gazet - pisnęła Rosie.
- Zajmę ją czymś, a wy sprzątajcie. - James szybko wstał i ruszył w kierunku Donovan.
Dziewczyna na szczęście nie dostrzegła siedzących w kącie przyjaciół. Widok Jamesa w bibliotece wpędził ją w lekkie zdumienie, dlatego też nie rozglądała się dalej.
- Hej... - zaczęła.
- Hej, Donovan - przywitał się, szczerząc zęby. - Szukałem cię wszędzie.
- Tak? - zdziwiła się, marszcząc brwi. - Po co?
- Myślałem o ostatnim treningu. Chyba trochę wyszłaś z wprawy. Paul obronił połowę twoich goli.
Zielone oczy dziewczyny zaskrzyły się gniewnie. Gdyby nie fakt, że znajdowali się w bibliotece, zaczęłaby krzyczeć.
- To twoja wina, Potter - syknęła. - Trzy treningi w tygodniu! Nie mam czasu na odrabianie bieżących prac domowych, a ty jeszcze dokładasz mi zajęć!
W polu widzenia pojawiła się pani Pince. Maggie wzięła więc głęboki wdech i spojrzała na Jamesa jak na odchody hipogryfa.
- Przyszłam nadrobić zaległości - warknęła. - Mógłbyś więc przynajmniej tu dać mi święty spokój?
James zerknął w stronę stolika, przy którym wcześniej siedział razem z Alem i Rose. Gdy ich nie zobaczył, uśmiechnął się do Maggie.
- Jutro na boisku o czwartej - rzucił na pożegnanie. - I lepiej się wyśpij.
- To odrób za mnie eliksiry i transmutację - wyburczała gniewnie, mijając go z impetem.
Odprowadził ją wzrokiem, a gdy zniknęła między półkami, wyszedł z biblioteki. Zadowolona mina natychmiast zeszła mu z twarzy. Wcale nie chciał irytować Donovan. Po prostu poruszył pierwszy temat, który przyszedł mu do głowy.
- Nie widziała was - powiedział Alowi i Rosie, którzy czekali na niego za zakrętem korytarza. - Tak właściwie, dlaczego jej nie powiecie?
- Nie chcemy jej robić nadziei - odpowiedziała Rosie. - Poza tym chciałaby nam pomóc, a ostatnio i tak ma mało czasu na wszystko.
Spojrzała na kuzyna z wyrzutem, jakby to była jego wina. James wzniósł tylko oczy do nieba.
- Zmniejszę liczbę treningów - burknął obrażonym tonem.
- Serio? - Al nie mógł w to uwierzyć. - Tylko dlatego, że Maggie się nie wyrabia?
- Dlatego, że zasypia na miotle - warknął Jim w odpowiedzi. - A podczas meczu ma zachowywać maksimum świadomości.
- Idę do Mags - powiedziała im Rosie. - Jeśli będziemy jej tak znikać, zacznie coś podejrzewać.
- Przyjdę do was za chwilę - powiedział jej Al. - Tylko wyślę sowę do rodziców.
- Pójdę z tobą - oznajmił ku ich zdumieniu Jim. - Zobaczę co słychać u Urwisa.
Rosie wyglądała na zaniepokojoną. Bała się, że gdy Potterowie zostaną sami, dojdzie między nimi do bójki. Nie dało się nie zauważyć, że ich stosunki ostatnio napięły się do granic możliwości.
- Do zobaczenia - mruknęła, idąc do biblioteki.
James spojrzał na Ala, który przyglądał się mu z miną wyrażającą skrajną podejrzliwość.
- Wyluzuj. Nie zamierzam cię zrzucić że szczytu sowiarni.
- Skąd wiedziałeś, że akurat o tym pomyślałem? - mruknął Al, ruszając w kierunku Wieży Zachodniej.
Sprawdził czy ma w kieszeni list do rodziców. James szedł koło niego w milczeniu, co było do niego tak nie podobne, że Albus zaczął się martwić. Jego brat zachowywał się ostatnio naprawdę dziwnie. I nie było nic, co mogłoby tłumaczyć ten nastrój.
- Dobra - odezwał się nagle James. - Słuchaj, Al. Jest sprawa.
Młodszy Potter spojrzał z zaciekawieniem na brata, który wyglądał na zdeterminowanego. Jim mówił dalej.
- Zamierzam umówić się z Donovan.
Zaskoczony słowami brata, Al zapomniał o stopniu-pułapce i gdy zrobił następny krok, jego stopa zapadła się w schodek. James tego nie zauważył i szedł dalej.
- Teraz możesz mi przyłożyć - dokończył.
Dopiero wtedy zauważył, że Albus znajduje się kilka stopni niżej i wpatruje się w niego z otwartymi ustami. James wbił ręce w kieszenie i zszedł do brata. Widząc, że tkwi w pułapce, złapał go za ramię i wyciągnął. Chłopak stanął na przeciwko niego. Nadal był niższy, ale już nie rzucało się to tak w oczy. Jim cierpliwie czekał na cios, wysuwając brodę do przodu.
- No wal - zirytował się, gdy Al nie wykonał żadnego ruchu. - Pozwolę ci na to tylko raz, a potem oddam - zastrzegł jeszcze.
Albus spojrzał na niego tak, jakby rozważał pomysł, a potem zacisnął zęby i odwrócił się na pięcie. Bez słowa zaczął wspinać się po schodach. Nieco zaskoczony tym James, pobiegł za nim, przeskakując po dwa stopnie na raz.
- Zamierzam umówić się z twoją dziewczyną! - zawołał. - Nie przywalisz mi?
Brat spojrzał na niego z mieszaniną pogardy i zniesmaczenia.
- Nie wiem co ubzdurałeś sobie w tej durnej głowie, ale Mags nie jest moją dziewczyną - poinformował zimno Jamesa. - Przyjaźnimy się.
- I może ci się nie podoba? - zadrwił Jim.
- Lubię ją - warknął poirytowany. - Jest dla mnie jak ciocia Hermiona dla taty.
Chwilę potrwało zanim James przyswoił sobie tę informację. Kiedy dotarł do niego jej sens, twarz chłopaka rozpromieniła się.
- Czyli ty i ona nic...? - zapytał dla upewnienia.
- Nic - odparł szorstko Al.
- I gdybym chciał się z nią umówić, nie będziesz miał nic przeciwko? - James sam nie wierzył, że się o to pyta.
- Tego nie powiedziałem.
Weszli wreszcie na szczyt wieży i Albus otworzył drzwi do sowiarni. James wszedł szybko za nim.
- Czyli jednak coś do niej czujesz? - W Jimie obudziła się zazdrość i spojrzał z niechęcią na Ala.
- Tak, Jim - poinformował go łaskawie. - Maggie jest dla mnie jak siostra. A to oznacza, że każdego kto ją skrzywdzi potraktuję najgorszą klątwą jaką znajdę. Jeśli to będziesz ty, zrobię to z podwójną przyjemnością.
James kompletnie się nie przejął groźbą. Wyszczerzył zęby i przywołał do siebie Urwisa. Pogładził puchacza po łebku.
- Świetnie - powiedział.
- Wierzyć mi się nie chce, że Mags wpadła ci w oko... - mruknął Al, przywiązując do nóżki swojej sowy list. - Dziewczyny latają za tobą jak głupie, a ty upatrzyłeś sobie akurat ją... Jeśli chcesz ją tylko odhaczyć na liście, to lepiej daj sobie spokój - ostrzegł.
- No wiesz! - James poczuł się autentycznie urażony.
Wtem Albus uśmiechnął się szeroko, co trochę zdeprymowało Jima.
- Co się szczerzysz? - burknął.
- Bo chętnie zobaczę, jak James Potter dostaje pierwszego w swoim życiu kosza - odparł Al. - Maggie prędzej umówi się z akromantulą.
- Zobaczymy. - Jim był bardzo pewny swego.
- Zobaczymy... - zachichotał Al.
***
Po uzyskaniu "błogosławieństwa" od brata, James postanowił przystąpić do akcji. Zamierzał poczekać aż dziewczyna będzie sama i wtedy zaprosić ją na randkę, ale - jak na złość - nieustannie ktoś jej towarzyszył. W końcu jednak uznał, że nie byłby Jamesem Potterem, gdyby chociaż nie spróbował do niej zagadać. Widząc Maggie i Rosie wchodzące do pokoju wspólnego, obie obładowane książkami, wreszcie zebrał się w sobie. Podniósł się z kanapy, na której siedział razem z Fredem i przeczesał palcami ciemną czuprynę. Fred rozpoznał ulubiony gest najlepszego przyjaciela. Jim zachowywał się w ten sposób, gdy szedł na "polowanie". Szczerząc się pod nosem, skupił wzrok na kuzynie, zamierzając zdać szczegółową relację z widowiska Louisowi.
- Hej, Donovan - przywitał się nonszalancko Potter. - Masz jakieś plany na najbliższy weekend? - zapytał bez owijania w bawełnę.
- Nie ma mowy! - zawołała zaraz, z impetem odkładając książki na stół. - Jeśli planujesz kolejny trening przy takiej pogodzie - wskazała palcem okno, za którym szalała ulewa - to chyba zbyt często spadałeś z miotły!
- Wcale nie myślałem o treningu - odparł, nieco rozbawiony tym pomysłem. - Proponuję ci randkę - poinformował ją.
Wyglądał w tym momencie na tak pewnego siebie, że w Maggie aż się zagotowało ze złości, a Rose spojrzała w jego kierunku z jawną niechęcią.
- Ty "proponujesz mi randkę"? - Maggie musiała się upewnić, że dobrze go zrozumiała.
- Dokładnie tak - odpowiedział, posyłając jej swój najlepszy uśmiech.
Maggie zbyt często widziała, jak kieruje go w kierunku innych dziewczyn, by dać się na to nabrać. Zmierzyła Jamesa rozwścieczonym spojrzeniem, które spuściło z niego powietrze. Zauważyła też Freda, który przyglądał się im z wyczekiwaniem i zaczęła podejrzewać, że padła ofiarą jakiegoś żartu.
- Prędzej umówię się ze sklątką tylnowybuchową - oznajmiła jadowicie. - Myślisz, że co? Podejdziesz do mnie ze swoją postawą "dziewczyny padają mi do stóp" i zaraz zrobię to co one? Możesz sobie o tym jedynie pomarzyć. - Sięgnęła po książki, po czym spojrzała na niego jak na karalucha. - Myślałam, że się zmieniłeś.
Odwróciła się gwałtownie i pognała do dormitorium. James gapił się na jej plecy z wyraźnym niedowierzaniem, a Fred pokładał się ze śmiechu na kanapie. Nie było mu dane dojść do siebie, bo zaraz naskoczyła na niego Rose.
- Co ty sobie wyobrażasz? - zapytała ostro. - Zapraszać dziewczynę na randkę tonem, jakbyś wyrządzał jej tym wielką łaskę? Ciesz się, że nie dostałeś po twarzy - posłała mu mordercze spojrzenie i pobiegła za przyjaciółką, zostawiając Jima z jeszcze większym mętlikiem w głowie.
Chłopak wrócił na swoje miejsce przy kanapie. Nie zwracał uwagi na rozbawione spojrzenia Gryfonów, tylko zastanawiał się, w którym miejscu popełnił błąd. Nie widział w swoim zachowaniu niczego niewłaściwego. Zawsze w ten sposób zapraszał gdzieś dziewczyny i jak do tej pory żadna nie zachowała się tak jak Donovan.
- Straciłeś swój czar, Jimmy... - wydusił z siebie rozchichotany Fred.
- Nie mam pojęcia, o co jej chodziło... - wyburczał Potter. Powoli docierało do niego, że dostał kosza i nie wpływało to na niego zbyt radośnie.
- Po prostu ją sobie odpuść - poradził mu Weasley. - Po co masz marnować piękne miesiące życia na uganianie się za dziewczyną, która zwyczajnie cię nie chce?
- Poddać się? Nigdy w życiu. - James uśmiechnął się arogancko. Pierwszy szok już minął i układał w głowie nowe scenariusze. - W sumie gdyby zgodziła się od razu byłoby nudno. Ale Donovan, prędzej czy później, się ze mną umówi.
- Jeśli mam być szczery, Jim, to nastąpi to zdecydowanie później.
***
Maggie krążyła po dormitorium wściekła jak osa. Rosie tylko ją obserwowała.
- Co on sobie myślał?! Że umówię się na randkę z kimś, kto ma większe ego niż mózg?! Chyba do reszty zwariował!
Rosie nic na to nie odpowiedziała. Była zła na kuzyna, ale jego zachowanie miało też swoje dobre strony. Maggie przestała się zamartwiać Carrowami i atakami na sierocińce. Po raz pierwszy od tygodni jej myśli skupiły się na czymś innym.Wreszcie zachowywała się jak ona, a nie jak zastraszona dziewczynka, która nie wie, co zrobić.
- Wcale się nie dziwię, że mu odmówiłaś - przyznała rację przyjaciółce. - Zachował się jak palant, a najgorsze, że nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Naprawdę myślałam, że zmądrzał - powiedziała Maggie, nie mogąc ukryć lekkiego ukłucia rozczarowania. - Już jakiś czas zachowywał się przyzwoicie.
- Miejmy nadzieję, że ta sytuacja go czegoś nauczy - pocieszyła ją Rosie. - Do dziś rzadko słyszał "nie". Może wyciągnie z tego jakieś wnioski.
Zielone oczy przyjaciółki spojrzały na nią z powątpiewaniem.
- Szczerze wątpię - podsumowała gniewnie.
Weasleyówna miała na końcu języka jedno pytanie, ale zwlekała z jego zadaniem. W końcu ciekawość zwyciężyła.
- Mags... - zaczęła ostrożnie. - A gdyby zapytał inaczej... zgodziłabyś się?
- Nie - odparła natychmiast blondynka, ale zdradził ją rumieniec. - Może... - mruknęła, widząc spojrzenie przyjaciółki. - Nie zamierzam być kolejną dziewczyną na słynnej liście Jima Pottera - oznajmiła gniewnie, ucinając temat.
- Cóż, Jim traktuje dziewczyny przedmiotowo - zgodziła się z nią Rose. - A Fred i Lou go w tym dopingują. Do tej pory trafiał jednak na dziewczyny, którym to nie przeszkadzało, a nawet pochlebiało.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz - prychnęła Maggie, siadając na łóżku. Miała markotną minę. - On mi nie da teraz spokoju?
- Na ile go znam... nie ma opcji, żeby po czymś takim odpuścił - uśmiechnęła się smutno Rose.
- Lepiej bym na tym wyszła mówiąc "tak" - mruknęła Mags. Pokręciła głową, po czym poprawiła kucyk i spojrzała na przyjaciółkę. - Nie zamierzam sobie zawracać głowy Jamesem Potterem - oznajmiła.
- Dopóki nie zmądrzeje? - chytrze zapytała Rosie, ale Mags tylko pokręciła głową.
- Nawet wtedy.
Nie wytłumaczyła jednak dlaczego.
czwartek, 15 grudnia 2016
25. Zmartwienia Potterów
niedziela, 11 grudnia 2016
24. Nowa drużyna
***
James zgromadził wszystkich członków drużyny na boisku do quidditcha i z uwagą przyglądał się uczniom, którzy przyszli na testy. Kilka osób znał dość dobrze, a z Paulem McPhee miał już okazję grać. Widział w nim przyszłego obrońcę w swojej drużynie, ale nie zamierzał nikogo faworyzować. Musiał obiektywnie ocenić umiejętności graczy.
- Obrońcy na prawo, ścigający na lewo - zarządził.
Zrobiło się małe zamieszanie, gdy każdy ruszył na wyznaczone miejsce. James zerknął na resztę zawodników, którzy gawędzili między sobą, po czym przeniósł wzrok na kandydatów do drużyny.
- Rox? - usłyszał nagle zdumiony głos Freda, na co odwrócił się szybko.
Przez boisko maszerowała zadowolona Roxanne z miotłą przerzuconą przez ramię. Ciemne kręcone włosy związane w kucyk podskakiwały w rytm kroków dziewczynki. Wyglądała na bardzo pewną siebie.
- Jestem w drugiej klasie - oznajmiła beztrosko, podchodząc do brata i reszty. - Czyli, że mogę startować.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i puściła oczko do Maggie, która tylko uniosła kciuk w górę. Fred spojrzał wtedy błagalnie na Jamesa, który w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Niech próbuje - westchnął.
Roxanne stanęła w grupie osób ubiegających się o miejsce ścigającego i utkwiła spojrzenie w kuzynie.
- Najpierw sprawdzimy was - powiedział ścigającym. - Wsiadajcie na miotły i utrzymajcie się w powietrzu przez minutę... Donovan, podejdź no tu - polecił Maggie, która zaraz do niego podeszła. - Przyglądaj się im uważnie, bo to będą twoi partnerzy - mruknął do niej.
Dziewczyna w milczeniu wbiła wzrok w unoszącą się nad ziemią grupkę.
- Troje ledwo się utrzymuje na miotle - oznajmiła cicho.
James skwitował jej stwierdzenie skinieniem głowy. Wskazał rzeczone trzy osoby i kazał im zejść z boiska. Dwie trzecioklasistki odeszły chichocząc, a chudy piątoklasista tylko spojrzał na niego wilkiem, wyraźnie nie zgadzając się z decyzją kapitana. James był jednak nieugięty.
- Pozostali niech wykonają trzy okrążenia wokół boiska - polecił. - Drużyna, na miotły - zwrócił się do reszty.
Maggie przerzuciła nogę przez miotłę i spojrzała na Jamesa, który uśmiechnął się do niej złośliwie. Prowadzili tę grę odkąd dostała się do drużyny.
- Raz... - zaczęła.
- Dwa... - dołączył się, zaciskając palce na rączce miotły.
- Trzy! - zawołali razem i wystrzelili w powietrze.
- Szykujcie się na długie i ciężkie treningi - ostrzegł drużynę na pożegnanie.
Maggie i Ben wymienili spojrzenia, wspominając trening, który zaserwował im jako zastępca Augusta w zeszłym roku.
- W granicach rozsądku - poprosił go Ben. - Do tej pory mam koszmary, jak pomyślę o twoim treningu przed meczem ze Ślizgonami.
Paul, który grał wtedy na pozycji Augusta, aż się wzdrygnął.
- Zgadzam się z Benem - mruknął.
- Nie przesadzajcie - parsknął Jim. - Aż tak się nad wami nie pastwiłem.
- Pastwiłeś - poinformowała go Maggie, klepiąc po ramieniu. Minęła go i ruszyła w stronę zamku. - I nawet nie próbuj tego powtarzać.
Ben, Paul, Roxanne i Emma podążyli za Maggie. Na boisku zostali tylko Fred i Jim. Kapitan drużyny przyglądał się plecom dziewczyny z pochmurną miną.
- Wpadłeś na amen, Jimmy - szturchnął go rozbawiony Fred. - Już nawet pozwalasz jej sobie rozkazywać.
- Prędzej zjem gumochłona niż do tego dopuszczę - burknął James, podążając do zamku za resztą drużyny.