niedziela, 11 grudnia 2016

24. Nowa drużyna

James zawsze uważał się za wyjątkowego. Miał słynnego na cały świat ojca, równie popularną matkę, wujków podbijających rynek magicznych gadżetów i do tego Minister Magii często gościł na obiadach w domu babci. Nawiązywanie znajomości i podrywanie dziewczyn nie stanowiło więc dla niego większego problemu... dopóki nie zainteresował się Donovan. Teraz przyglądał się z drugiego końca pokoju wspólnego, jak razem z Rose ślęczy nad podręcznikiem do transmutacji i zastanawiał się, co powinien zrobić.
- Gapisz się, Jimmy - poinformował go usłużnie Fred, który czytał pobieżnie listę składników do eliksiru usypiającego. - Nieźle cię wzięło - zakpił.
- Odczep się, Weasley - burknął na niego James, przenosząc spojrzenie z Maggie na kumpla.
- Strasznie czepliwy się zrobiłeś. Nic ci powiedzieć nie można, bo zaczynasz warczeć. - Fred spojrzał  w kierunku Maggie, a potem wyszczerzył zęby do przyjaciela. - Po prostu się z nią umów.
- To Donovan - oznajmił James. Dla niego to nie było takie proste. - Najlepsza przyjaciółka mojego brata. Niemal siostra.
- Nie wyskakuj znowu z tą siostrą - prychnął. - Powiedz po prostu, że się boisz. - Fred wyciągnął się na fotelu. Drażnienie kuzyna sprawiało mu przyjemność. - Że ci da kosza.
W brązowych oczach Jamesa zapaliły się ogniki. Nienawidził, gdy ktoś sugerował, że tchórzy. Już miał się podnieść i podejść do Maggie, żeby ją gdzieś zaprosić, gdy przejście za portretem się otworzyło i do pokoju wszedł Al. Skinął głową starszemu bratu i rzucił się na fotel obok przyjaciółki, która zaraz wdała się z nim w rozmowę. James zrezygnował z pomysłu.
- Proszę, proszę - zaśmiał się Weasley. - Jednak Jimmy ma skrupuły. Nie odbijasz panny bratu.
Jim zignorował zaczepkę i gwałtownie otworzył podręcznik do eliksirów. Po 10 minutach udawania, że czyta, zaklął i odsunął go od siebie. W tym samym momencie na kolana wskoczyła mu Runa i mrucząc z zadowoleniem zaczęła wbijać pazurki w jego udo.
- Przynajmniej u niej masz powodzenie - dogryzł mu przyjaciel.
Zirytowany James podniósł kotkę i wstał. Głaszcząc ją po białym łebku, podszedł do siedzących na kanapie przyjaciół. Rosie tylko zerknęła na niego znad książki, po czym wróciła do czytania, a Al nawet nie zareagował. Jedynie Maggie utkwiła w nim spojrzenie.
- Runa znowu się do ciebie przyczepiła? - westchnęła.
- To przykre kiedy twój kot woli towarzystwo kogoś innego - odparł na to. Podrapał Runę pod brodą, na co zaczęła mruczeć tak głośno, że Al w końcu podniósł głowę znad książki.
- Widać jest ci wdzięczna za to, że akurat ją wybrałeś - stwierdził.
Maggie wyciągnęła ręce po kotkę i James ostrożnie oddał ją właścicielce. Dziewczyna parsknęła śmiechem, gdy Runa spojrzała na Jima z autentycznym wyrzutem.
- Może ustalimy grafik odwiedzin, skoro Runa tak bardzo mnie kocha? - zakpił James, przysiadając na oparciu fotela Maggie i wlepiając wzrok w jej notatki.
- Przejdzie jej, jak lepiej cię pozna - odgryzła się, drapiąc kotkę za uszami. - Prawda, Runa?
Zwierzę tylko zamruczało głośniej.
- Jim, chcesz czegoś? - zapytał się Al, patrząc na brata z namysłem.
- Tu i tu masz błąd. - Ignorując brata, James wskazał palcem dwa miejsca w notatkach Maggie. - Zły akcent.
Zamiast się zezłościć za zwrócenie uwagi, jeszcze raz przejrzała swoją pracę.
- Faktycznie - mruknęła. - To dlatego moje guziki się ruszały.
- Jeśli potrzebujesz korków z transmutacji, to wiesz gdzie mnie szukać - oznajmił dumnie James. - W końcu zdałem suma na Wybitny.
- Nie potrzebuję korków - prychnęła. - Martw się lepiej swoimi eliksirami, bo niedługo Al będzie musiał pomagać tobie.
Młodszy brat uśmiechnął się szeroko do Jamesa, który z trudem pohamował grymas.
- Nigdy do tego nie dojdzie - stwierdził.
- Poczekajmy do pierwszej pracy domowej... - mruknął Al na tyle głośno, by brat to usłyszał.
Jim wstał. Albus działał mu na nerwy bez dodatkowych bodźców.
- Testy do drużyny będą w przyszłym tygodniu - rzucił na odchodne. - Obecność obowiązkowa, Donovan.
Wrócił do Freda, który zaraz się ku niemu pochylił. Maggie przyglądała się im przez chwilę i zauważyła, że Rosie robi to samo. Podchwyciła jej spojrzenie, na co Weasleyówna tylko wzruszyła ramionami.
- Jakoś dziwnie się zachowuje - zauważyła tylko.
- Dziwnie? - Maggie przechyliła głowę.
- Trochę tak - zgodził się z kuzynką Al. - Już w wakacje zrobił się taki... inny.
- To znaczy? - Mags nie widziała zmiany w zachowaniu Jamesa. Nadal był upierdliwy.
- Nie wiem. - Albus wzruszył ramionami. - Albo spoważniał, albo coś kombinuje. Przy czym stawiam na to drugie.
Blondynka spojrzała w stronę Jamesa i w tym samym momencie on spojrzał na nią. Wyszczerzył zęby w charakterystycznym dla niego uśmiechu, co skwitowała prychnięciem i odwróceniem wzroku.
- Na pewno coś kombinuje - uznała. - Nie byłby sobą gdyby było inaczej.

***
James zgromadził wszystkich członków drużyny na boisku do quidditcha i z uwagą przyglądał się uczniom, którzy przyszli na testy. Kilka osób znał dość dobrze, a z Paulem McPhee miał już okazję grać. Widział w nim przyszłego obrońcę w swojej drużynie, ale nie zamierzał nikogo faworyzować. Musiał obiektywnie ocenić umiejętności graczy.
- Obrońcy na prawo, ścigający na lewo - zarządził.
Zrobiło się małe zamieszanie, gdy każdy ruszył na wyznaczone miejsce. James zerknął na resztę zawodników, którzy gawędzili między sobą, po czym przeniósł wzrok na kandydatów do drużyny.
- Rox? - usłyszał nagle zdumiony głos Freda, na co odwrócił się szybko.
Przez boisko maszerowała zadowolona Roxanne z miotłą przerzuconą przez ramię. Ciemne kręcone włosy związane w kucyk podskakiwały w rytm kroków dziewczynki. Wyglądała na bardzo pewną siebie.
- Jestem w drugiej klasie - oznajmiła beztrosko, podchodząc do brata i reszty. - Czyli, że mogę startować.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i puściła oczko do Maggie, która tylko uniosła kciuk w górę. Fred spojrzał wtedy błagalnie na Jamesa, który w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Niech próbuje - westchnął.
Roxanne stanęła w grupie osób ubiegających się o miejsce ścigającego i utkwiła spojrzenie w kuzynie.
- Najpierw sprawdzimy was - powiedział ścigającym. - Wsiadajcie na miotły i utrzymajcie się w powietrzu przez minutę... Donovan, podejdź no tu - polecił Maggie, która zaraz do niego podeszła. - Przyglądaj się im uważnie, bo to będą twoi partnerzy - mruknął do niej.
Dziewczyna w milczeniu wbiła wzrok w unoszącą się nad ziemią grupkę.
- Troje ledwo się utrzymuje na miotle - oznajmiła cicho.
James skwitował jej stwierdzenie skinieniem głowy. Wskazał rzeczone trzy osoby i kazał im zejść z boiska. Dwie trzecioklasistki odeszły chichocząc, a chudy piątoklasista tylko spojrzał na niego wilkiem, wyraźnie nie zgadzając się z decyzją kapitana. James był jednak nieugięty.
- Pozostali niech wykonają trzy okrążenia wokół boiska - polecił. - Drużyna, na miotły - zwrócił się do reszty.
Maggie przerzuciła nogę przez miotłę i spojrzała na Jamesa, który uśmiechnął się do niej złośliwie. Prowadzili tę grę odkąd dostała się do drużyny.
- Raz... - zaczęła.
- Dwa... - dołączył się, zaciskając palce na rączce miotły.
- Trzy! - zawołali razem i wystrzelili w powietrze.
Śmignęli jak pociski w stronę pętli. Wiatr świstał im w uszach, ale wzrok mieli skupiony na celu.
- Pierwsza! - wrzasnęła Maggie, hamując przed środkową pętlą.
- Dałem ci fory - odparł na to James.
Nim zdążyła zaprotestować, wykonał kilka pętli i poleciał w stronę potencjalnych ścigających. Odesłał na ziemię kolejną dwójkę i skupił się na pozostałej szóstce. Maggie i reszta drużyny dołączyli do niego.
- Teraz wykonamy kilka formacji z kaflem - powiedział. - Wybiorę spośród was dwoje najlepszych. Paul! - zawołał w stronę stojącego na ziemi chłopaka. - Podaj nam kafla!
Barczysty piątoklasista wyciągnął ze skrzyni piłkę i wyrzucił ją w powietrze. Jedynie Roxanne śmignęła w jej stronę i po chwili trzymała ją pod pachą. Maggie szturchnęła wtedy lekko naburmuszonego Freda, który najwyraźniej nie był zadowolony z faktu, że jego siostra może znaleźć się z nim w drużynie.
- Właściwa reakcja, Rox - pochwalił ją James. - Mags, dołącz do nich. Zobaczymy jak sobie radzą z tobą.
Po kilkunastu minutach prób, James miał już troje potencjalnych kandydatów. Kazał wszystkim zejść na ziemię i zawołał do siebie swoją drużynę.
- Co sądzicie? - zapytał.
- Ta blondynka, Emma Banner lata naprawdę dobrze, tak samo jak Derek Adams - powiedział zaraz Fred. - Świetnie radzą sobie w powietrzu.
- Nie są tak dobrzy jak Dominique i Buck, ale się ich wyszkoli - zgodził się z nim Ben.
- Donovan? Co ty na to? - zapytał się James. - To ty będziesz z nimi najmocniej współpracować.
Maggie zagryzła dolną wargę, zastanawiając się nad czymś głęboko. Chłopcy czekali na jej odpowiedź.
- Zgadzam się na Emmę - powiedziała. - Dobrze się z nią gra. Zawsze znajduje się we właściwym miejscu i ma instynkt. Ale Dereka zamieniłabym na Rox... - Fred prychnął, na co zlustrowała go pogardliwym spojrzeniem. - Derek lata zbyt samowolnie. Za bardzo zależy mu na indywidualnym zdobywaniu goli, a to nie na tym polega. Roxnanne jest dopiero w drugiej klasie, a już radzi sobie tak dobrze jak on. Stawiam na nią.
- Donovan ma rację. - James poklepał kuzyna po ramieniu. Fred tylko spojrzał na niego z ironią, ale ugryzł się w język, zanim skomentował tę wypowiedź.
- Klękajcie narody - zaśmiała się Maggie, patrząc z niedowierzaniem na ciemnowłosego szukającego. - James Potter publicznie przyznał mi rację!
Chłopak zignorował zaczepkę i zwrócił się do kandydatów czekających na werdykt.
- W drużynie zostają Roxanne i Emma - powiedział. - Dziękuję reszcie.
Rox zapiszczała radośnie i uściskała się z Emmą. James przywołał je do siebie i skinął głową w stronę grupki obrońców.
- Jako nowe członkinie naszej drużyny zyskałyście prawo wyboru obrońcy - oznajmił. - Przy okazji przetestujemy wasze umiejętności i sprawdzimy, kto będzie zastępcą Augusta.
Kilka minut później wszyscy znajdowali się w powietrzu, a przed trzema pętlami wisiał już trzeci z kandydatów. Ten obronił tylko dwa strzały na sześć.
- Następny - westchnął James.
Przed pętlami pojawił się Paul. Maggie i nowe ścigające zaczęły podawać sobie kafla i gdy ten trafił w ręce Roxanne, śmignęła z nim w stronę bramek i rzuciła. Paul wyrwał się do przodu i pewnie pochwycił piłkę.
- Raz - policzył mu Jim.
Czekał na rzut Maggie. Dziewczyna była naprawdę dobra w te klocki, a jej strzały stanowiły  nie lada wyzwanie dla obrońcy. Nie musiał czekać zbyt długo, by zobaczyć rzut dziewczyny. Emma zgrabnie przerzuciła kafla nad głową Rox i Maggie przechwyciła go tak szybko, że nawet James się zdziwił. A potem cisnęła nim w stronę pętli. Kafel musnął wyciągnięte palce Paula i przeleciał przez sam środek.
- Donovan nie daje taryfy ulgowej - zaśmiał się Fred, gdy Paul poleciał po piłkę.
Kilkanaście minut później drużyna miała już pełny skład. Paulowi udało się obronić pięć strzałów na sześć i chociaż taki sam wynik osiągnął Harry Robens, przeważył fakt, że jako jedyny obronił drugi rzut Maggie. Pozostałym się to nie udało.
- Czeka nas długa droga do doskonałości - powiedział na zakończenie treningu James. - Ale nie ma opcji, żebyśmy pozwolili odebrać sobie Puchar.
Oczyma wyobraźni widział już siebie trzymającego w górze Puchar Quidditcha i tłum uradowanych Gryfonów. Wierzył, że jeśli po raz kolejny jego drużyna zajmie pierwsze miejsce, uda mu się także wszystko inne. Nie wiedząc czemu, przed oczami pojawiła mu się twarz Donovan.
- Szykujcie się na długie i ciężkie treningi - ostrzegł drużynę na pożegnanie.
Maggie i Ben wymienili spojrzenia, wspominając trening, który zaserwował im jako zastępca Augusta w zeszłym roku.
- W granicach rozsądku - poprosił go Ben. - Do tej pory mam koszmary, jak pomyślę o twoim treningu przed meczem ze Ślizgonami.
Paul, który grał wtedy na pozycji Augusta, aż się wzdrygnął.
- Zgadzam się z Benem - mruknął.
- Nie przesadzajcie - parsknął Jim. - Aż tak się nad wami nie pastwiłem.
- Pastwiłeś - poinformowała go Maggie, klepiąc po ramieniu. Minęła go i ruszyła w stronę zamku. - I nawet nie próbuj tego powtarzać.
Ben, Paul, Roxanne i Emma podążyli za Maggie. Na boisku zostali tylko Fred i Jim. Kapitan drużyny przyglądał się plecom dziewczyny z pochmurną miną.
- Wpadłeś na amen, Jimmy - szturchnął go rozbawiony Fred. - Już nawet pozwalasz jej sobie rozkazywać.
- Prędzej zjem gumochłona niż do tego dopuszczę - burknął James, podążając do zamku za resztą drużyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz