wtorek, 27 grudnia 2016

30. Święta w Dolinie

Leżała na drugim z łóżek, umieszczonch w sypialni Lily, które przygotowano specjalnie dla niej i rozmyślała o dzisiejszym dniu. W Dolinie pozostali już sami Potterowie oraz Teddy, którzy teraz siedzieli w salonie i ubierali choinkę. Maggie nie chciała im w tym przeszkadzać. To było typowo rodzinne zajęcie, a ona i tak czuła się bardzo nie na miejscu.
Wtem drzwi stanęły otworem i pojawił się w nich James. Oparł się nonszalancko o framugę, patrząc na Maggie z uprzejmym zainteresowaniem. Z dołu słychać było śmiech Lily i rozbawiony głos pana Pottera.
− My harujemy przy choince, a ty się lenisz? - zakpił.
− Puka się – warknęła, w odpowiedzi.
− Jestem u siebie, Donovan – przypomniał jej, zamykając za sobą drzwi i siadając na brzegu łóżka Lily. - Nie chcesz się z nami pobawić? - zapytał tonem małego dziecka.
− Czułabym się nieswojo, James – przyznała się. - To wasza chwila, nie moja.
− Wiesz... - powiedział powoli. - Ty jedyna z całej mojej rodziny, nazywasz mnie Jamesem. Dla reszty jestem Jimem.
− Przeszkadza ci to? - Maggie usiadła, patrząc na niego z lekkim podejrzeniem. Zaskoczyła ją zmiana tematu.
− Nie. Tylko zastanawia mnie, dlaczego tak robisz.
− Nie wiem – odpowiedziała, odwracając od niego wzrok. - Tak jakoś nie mogę myśleć o tobie inaczej niż James.
Uśmiechnął się na to.
− Idź już lepiej ubierać tę choinkę - ponagliła go zmieszana. - Czekają na ciebie.
− Tak właściwie, to na ciebie – odparł, wstając. - Tata chciał wysłać tu Ala, ale Lily stwierdziła, że mam silniejszy dar przekonywania, który sprawdza się na twoim przykładzie. Podobno odziedziczyłem po dziadku – prócz imienia i talentu do quidditcha – słynną charyzmę Potterów.
− Arogancję chyba też – osądziła.
− Polecam się na przyszłość. - James stanął w szeroko otwartych drzwiach. - Wstaniesz sama, czy mam ci pomóc?
Dziewczyna uznała, że nie ma sensu się z nim spierać, więc zeszła do salonu zaraz za nim. Przy kominku stała wygodna kanapa, na której siedziała Ginny z pudłem pełnym ozdób, które przeglądali Lily i Albus. Harry i Teddy ustawiali choinkę w odpowiednim miejscu. Sprzeczali się o to, gdzie dokładnie powinna stanąć.
- W tym miejscu będzie ją lepiej widać z okna - tłumaczył Teddy.
- Ale będzie stała za blisko kominka.
- Rzuci się zaklęcie antypożarowe...
− Maggie, dobrze, ze jesteś – powiedziała Ginny, a panowie urwali. Teddy pomachał do niej entuzjastycznie. - Byłyśmy z Lily w mniejszości.
− Dalej jesteście – bezlitośnie zauważył Lupin, sięgając po leżący na fotelu łańcuch i spoglądając to na niego, to na Lily.
− Ty się nie liczysz – odgryzła mu się. - Jak co roku usiądziesz z Harrym na kanapie i obaj zaczekacie na wielki finał.
− Bo teraz wykonujemy najbardziej męską robotę – zauważył Harry, przymocowując choinkę zaklęciem do podłogi.
W tym samym momencie Teddy zdecydował w jaki sposób wykorzystać łańcuch. Porwał Lily z kanapy, postawił na podłodze i błyskawicznie zaczął owijać srebrnym zwojem jej drobną postać. Gdy zakończył swoje dzieło, podniósł pękającą ze śmiechu dziewczynkę i posadził na fotelu. Jego wzrok zatrzymał się wtedy na Maggie, która właśnie podchodziła do Albusa, by pomóc mu z rozpakowywaniem ozdób. Włosy chłopaka zrobiły się wściekle różowe.
− Moja kolejna ofiara – ucieszył się. - Accio łańcuch! - zawołał, a do jego ręki natychmiast poszybował drugi srebrny sznur.
− O nie, nie, nie! - zawołała Maggie, cofając się, gdy on podchodził coraz bliżej.
− Jim. – Teddy dał znak przybranemu bratu, który w mig zrozumiał o co mu chodzi. Chwycił Maggie w pasie, unieruchamiając ją. - Idealnie! - uznał Teddy, rozpoczynając zabawę.
− Al! - rozbawiona Maggie zwróciła się o pomoc do przyjaciela, który tylko rozłożył ręce.
− Teddy, zabraknie ci łańcucha – zauważył usłużnie, na co Harry, Ginny i Lily, której udało się już wyswobodzić ze sznura, parsknęli śmiechem.
− Nie ma strachu. - Teddy był całkowicie pochłonięty owijaniem Maggie. - W przeciwieństwie do niektórych mogę używać magii...
− Hej! - zawołał nagle James, który dopiero teraz zorientował się, że łańcuch oplata także jego. - Zdrajca!
− Uznaj, że poświęciłeś się dla wyższego celu. - Teddy zatarł ręce z zadowolenia i popatrzył na ciotkę. Teraz jego włosy miały czerwony kolor należny Weasleyom. - To co? Wysłać ich do Nory? - zapytał. - Piękny z nich prezent gwiazdkowy.
− Podłóż pod choinkę – zaleciła Lily.
− Rozplącz – zaśmiał się Harry. - Potrzebuję rąk do pracy. Choinka sama się nie ubierze.
− Zaczekaj chwilę! - Ginny przywołała zaklęciem aparat fotograficzny i wycelowała obiektyw w syna i Maggie. - Uśmiechnijcie się!
Dopiero, gdy zdjęcie zostało zrobione, Teddy zaczął ich rozwiązywać. Maggie już nie mogła się doczekać, gdy wreszcie uwolni się z uścisku Jamesa, bo czuła się naprawdę bardzo nieswojo, kiedy tak stała blisko niego. Gdy poczuła, jak bije jego serce i owionął ją zapach chłopaka, zalała ją fala gorąca. Była tym przerażona. Miała jednak szczerą nadzieję, że nikt nie zauważył jej zmieszania, kiedy więc Teddy zwinął sznur, natychmiast odskoczyła od Jamesa, posyłając mu przy tym spojrzenie bazyliszka, i usiadła obok Ala, który udawał, że wybiera ozdoby na drzewko. James dopadł zaraz do Teddy'ego i znowu zaczęli się żartobliwie przepychać.
− Wielkie dzięki, Al – mruknęła pod nosem.
− Drobiazg – zachichotał.
Usłyszał tylko jej mamrotanie. Wyłapał słowo "Craig" i coś o fałszywych obietnicach. Nie był jednak Rosie, dlatego nie zapytał o co konkretnie chodzi, a Maggie nie powiedziała nic więcej.

***
Obudził ją szelest rozrywanego papieru. Maggie zamrugała szybko, po czym wsparła się na łokciach, wypatrując źródła hałasu.
- Prezenty! - zawołała Lily.
Maggie spojrzała na pokaźną stertę piętrzącą się w nogach jej łóżka i uśmiechnęła się szeroko. Lily szybko straciła zainteresowanie swoimi paczkami i przeniosła się na łóżko Donovan.
- O! Ten jest od babci! - oznajmiła, wyciągając ze spodu kolorową paczkę i rzucając ją Maggie.
Podczas gdy dziewczyna otwierała prezent od jej babci, Lily przeglądała inne paczki.
- Sweter Weasleów... - szepnęła Maggie, podnosząc do góry szmaragdowy sweter z wielkim złotym M na piersi.
- Jesteś jedną z nas - przypomniała jej Potterówna, otwierając podłużne czerwone pudełeczko. - Ojej! - zapiszczała, wyciągając ze środka wisiorek z zawieszką w kształcie ptaka.
- Czapla... - Maggie sięgnęła po wisiorek i uniosła go do góry. - Od kogo to?
- Hmm... - zmieszała się Lily. - Karteczka wpadła gdzieś między inne...
Maggie popatrzyła na stertę rozpakowanych prezentów i westchnęła.
- To pewnie od Craiga - osądziła, sięgając po kolejny. - A to chyba od Rose - powiedziała, wyciągając z paczki nową torbę na książki. - Mówiłam jej ostatnio, że w starej popsuł mi się zamek.
- A to od Teddy'ego i Torrie. - Lily podała jej kosz pełen francuskich słodyczy. - I od moich rodziców - dodała, pokazując palcem pudełko z domowymi przysmakami i magicznym kubkiem, który zmieniał kształt w zależności od nalewanego do niego napoju.
Maggie rozpakowała pozostałe prezenty. Nie była pewna od kogo dostała zapinany na zamek notatnik, ale podejrzewała, że to od Ala lub Roxanne. Była za to pewna, że magiczny zmieniacz pisma podarował jej James.
- Udany połów w tym roku? - zapytał Al, wsuwając głowę do pokoju. - Słyszałem wasze głosy - zastrzegł szybko, gdy Lily rzuciła w niego poduszką. 
- Bardzo udany - zaśmiała się Maggie, zapinając na szyi nowy wisiorek.
- Schodźcie na śniadanie. - Do pokoju wepchnął się James, wywołując kolejny okrzyk siostry. - Cicho, Kropeczko. Przyszedłem skontrolować prezenty.
Porwał ze stosu siostry pudełko z czekoladowymi żabami i otworzył je szybko. Odgryzł żabie głowę, z zainteresowaniem oglądając kartę.
- Niedługo wytapetujemy nimi salon - zakpił. - Znowu tata.
- I pomyśleć, że kiedyś to robiło na nas wrażenie... - pokręcił głową Al. - Pamiętacie jak pierwszy raz zobaczyliśmy tę kartę?
- Była w moim pudełku - pokiwała rudą głową Lily. - Ile miałam wtedy lat? Cztery?
- Cztery - potaknął Jim, przysiadając na łóżku Maggie. - To aż dziwne, że któryś z nas wcześniej na nią nie trafił, nie Al?
- Wtedy pierwszy raz usłyszeliśmy rodzinną historię - odparł. - Jeszcze nie całą, bo byliśmy za młodzi, ale część.
- Wtedy pierwszy raz sobie uświadomiłem, że nasi rodzice są sławni - uśmiechnął się James. - To była niesamowita sprawa dla dziecka.
- Cóż, uderzyła ci wtedy woda sodowa do głowy - dogryzła mu Lily. - Pamiętasz, swoje ulubione powiedzonko? "Powiem o wszystkim tacie! A on zabił Sam-Wiesz-Kogo!".
Maggie parsknęła śmiechem, a Jim wzruszył ramionami.
- Miałem za to poważanie wśród kolegów  - odparł.
- Dopóki wuj Ron nie dogryzł ci, że zachowujesz się jak Draco Malfoy - zauważył Al. - Wtedy ci trochę przeszło.
- Po prostu zacząłem się lepiej maskować - wyszczerzył się, a potem potargał czuprynę Maggie i wstał. - Pośpieszcie się, bo nic dla was nie zostawię - oznajmił na odchodne.
- Co jest bardzo prawdopodobne - mruknął Al, wybiegając za bratem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz